Playa de las Teresitas kiedyś była czarną plażą, pokrytą piaskiem wulkanicznym. Ale w roku 1973 postanowiono to zmienić i sprowadzono tutaj żółty piasek z Sahary, całkowicie zmieniając wygląd tej plaży. Plaża ma 1300 metrów długości i 80 metrów szerokości. Plaża została dodatkowo zabezpieczona przed silnymi prądami morskimi i falami sztucznym falochronem o długości około 1000 metrów. Na plaży posadzono sporo palm, dzięki którym można na niej znaleźć troszkę cienia.
Idziemy po mięciutkim piasku.
Chłopaki już na początku wypatrzyli ciekawe widoki
.Rozglądamy się za cieniem, żeby się w nim schować przed słońcem i znajdujemy nawet spory kawałek cienia pod wysoką palmą.
Waldek zajmuje strategiczne miejsce pod palmą i odmawia ruszenia się z tego miejsca. Opiera się o palmę tak mocno, że mam obawę, żeby się nie przewróciła
.Ja zdejmuję buty i idę na brzeg, aby zamoczyć nogi.
Piasek jest na tej plaży rewelacyjny i zachęca do spacerowania brzegiem plaży.
Nie trzeba mnie do tego nawiać, więc zaczynam spacer.
W niewielkiej odległości od brzegu widać zakotwiczone kolorowe łodzie, na których aż miło jest zawiesić oko.
Ale nie widzę tego falochronu, który ma osłaniać plażę przed falami. Ciekawe co się z im stało ?.
Woda jest ciepła, więc sporo ludzi się kąpie. My kąpiel odpuszczamy, bo nie chce nam się potem wycierać, przebierać itp. Bardzo leniwi się zrobiliśmy.
Idę dalej brzegiem plaży, mając przed sobą masyw gór Anaga, na którymi niestety zawisły ciężkie chmury. Na szczęście nad plażą świeci słońce.
Kolorowy parasol świetnie się prezentuje na tle ciemnego masywu gór.
Po dojściu do miejsca, gdzie plaża zaczyna być bardziej zorganizowana, rezygnuję z dalszego spaceru i zawracam.
Idą w drugą stronę mam przed sobą miejscowość San Andres z kolorowymi domkami zawieszonymi na tarasowych skałach.
Ratownik chyba pilnował, aby tej pani nic się nie stało, bo stał przy niej dosyć długo.
Po powrocie pod palmę postanowiliśmy skonsumować owoce zakupione na targu Mercado Nuestra Señora de África w Santa Cruz De Tenerife. Kupiliśmy tam kanaryjskie banany, które były bardzo dobre oraz dwa gatunki pitaji (czyli smoczego owocu), białą i czerwoną. Niestety ani jedna, ani druga nam nie smakowały. Czerwona pitaja jest bardzo soczysta i jej sok mocno brudzi, podobnie jak sok z buraków.
Ponieważ nie przepadamy za leżeniem na plaży, to na plaży Las Teresitas spędziliśmy tylko 60 minut.

.png)
.png)
.png)
.png)
.