Poczytałam, jak zwykle za mało napisane, wiola nic, paszczaki nic, volumen zapewne około 9 coś napisze.
No dobra - to ja napiszę odcinek z autostrady szwajcarskiej (po których podróżowaliśmy tylko dlatego, że zapłaciliśmy gigantyczny mandat za brak vinetki - ale to już inna historia

) .
Rzecz się dzieje (lipiec 1994) około 17 godziny - tak więc biały dzień - ostatni wielki parking przed Zurychem. Leżymy na trawce, knory się gotują i namyślamy się, czy tu zostajemy na noc, czy ekspresem robimy Zurych i gnamy na Lucernę (ten Zurych to nam wogóle nie po drodze był, ale doszliśmy do wniosku, że być w Szwajcarii i nie zobaczyć tych słynnych banków, jubilerów

, zegarmistrzów to szkoda by było - ostatecznie Machulski nas przekonał - parę cytatów z Vabanku no i wszyscy są zgodni - jedziemy).
Nagle na parkingu poruchawa

, jakiś starszy pan -Czech, który już spakował manele ze stoliczka - wrzeszczy na żonę ile wlezie

, rękami machają oboje - niczym włosi, koło swojej faworitki na około latają i biadolą. Ludzie wstają z miejsc przy kamiennych stoliczkach i obserwują

, odrywamy się od żarełka i patrzymy. Starszy pan porozglądał się po parkingu, wypatrzył nasze "legowisko" i wali jak w dym krzycząc "faworitka, faworitka". Wszystkie oczka na nas - o co chodzi
Z Czechem jak wiadomo nie trudno się dogadać. Rzecz się miała tak : małżonka pana Czecha zatrzasnęła kluczyki w bagażniku faworitki, a że my też byliśmy faworitką (i to nawet w tym samym bordowym kolorze

) no to pan pomyślał, że może jakimś cudem kluczyki będą pasować. Nie pasowały.
Tłum się ustawił kółkiem, czeszka płacze, Jarek z Mariuszem i Czechem kombinują nad otwarciem maszyny. Okazuję się, że jak mocno naciskać na szybę przednich prawych drzwi to robi się mała szparka, a grzybek do zamykania drzwi aż zachęca, żeby coś o niego zaczepić
Trwają poszukiwania odpowiedniego sprzętu

, cały parking szuka drucika, sznureczka .... ktoś przyniósł metalowy wieszak (taki jak z tych pralni 5 aSec z supermarketów). Sprzęt idealny, po rozprostowaniu odpowiednio długi, odpowiednią pętelkę na końcu dało się zrobić no i udało się

Czeszka dalej płacze, tyle, że ze szczęścia

, Czech całuje chłopaków

, wszyscy biją brawo, gwiżdżą
.... owacja na stojąco poprostu.
Skończyliśmy zimny posiłek, Czesi odjeżdżąją - machają nam i wszystkim pozostałym - ci co w samochodach trąbią na odjezdne, ale wszyscy spoglądają w naszym kierunku

. Zaczynają się romowy, spojrzenia, uśmiechy ..... jakoś dziwnie podejrzanie na nas patrzą

No tak, chyba uznali, że my polska mafia samochodowa

Z obawą o to, że lada chwila ktoś zawiadomi policję szybciutko pakujemy manatki.
I tak to życie za nas zdecydowało, żeby pośpiecznie zwiedzić Zurych - i dobrze, że pośpiesznie - bo to nudne miasto było
A Basia Trzetrzelewska mieszkała w Jaworznie niedaleko moich dziadków, a jej rodzice mieli lodziarnię ze wspaniałamy i jedynymi znanymi mi wtedy lodami pistacjowymi

Trójka była przez długi czas jedynym żródłem muzyki, no i jeszcze muzyka nocą - siedziałam po nocach z magnetofonem kasetowym marki Grundig i nagrywałam przeboje na kasetach zdobytych spod lady lub ze sklepu górniczego.
Później pojawił się RMF wyłącznie w wersji francuskiej .....