Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

bałkańska pętla

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 20.05.2006 22:24

Po przejechaniu przez Ulcinij udaliśmy się na północ, w poszukiwaniu twierdzy Svać i nad Jezioro Szkoderskie. Wystarczyło wyjechać kilka km za Ulcinij żeby poczuć że jesteśmy w innej niż turystyczna atrakcja Czarnogórze. Po pierwsze znika cały turystyczny plastik, a zaczynają się tereny rolnicze i wystająca z każdej strony bieda i bałaganiarstwo. Przydrożne wysypiska śmieci które na wybrzeżu jakoś nie rzucają się w oczy, jakieś zapomniane gospodarstwa, drobne, gruntowe drogi prowadzące gdzieś za kamienne mury. Na drodze można spotkać chłopa wiozącego arbuzy wozem ciągniętym przez osła lub traktor. I trochę grozy: znaki drogowe zamalowane, na nich napisy MAFIA. Drogowskazy albo usunięte albo ich treść zniszczona. Od razu widać kto tu rządzi. Trochę przed wyjazdem naczytaliśmy się o czarnogórskiej mafi która opanowała wiele urzędów i czasem porywa kobiety do domów publicznych na zachodzie. Więc jczłowiek w takim miejscu nie czuje się zbyt ciekawie. W pewnym momencie droga wiedzie ładnym krasowym wąwozem o wysokości kilkunastu metrów.

Docieramy do dość dużej wioski Vladimir gdzie najwyraźniej miejscowi robią sobie jakąś festę: gra muzyka i piesi ciągną w jedno miejsce. Trafiamy na brązowy drogowskaz do ruin, potem kilkaset metrów za wioską kolejny. I na tym koniec. Droga jest jedna, prosta, dość wąska, idzie w stronę Albani, jedyne odbicie jakie znajdujemy prowadzi do ... restauracji. Nawet zajeżdżamy pod bramę posiadłości ale nic tam nie widać. Dojeżdzamy do wioski Saś ale oczywiście nie ma żadnej nazwy ze to ta wioska, potem kolejnej i zawracamy. Do ruin powinno być około 2-3km od wioski a tu taka niespodzianka. Zawracamy i jeszcze raz docieramy do brązowego drogowskazu i zawracamy.
Robi się ciemno. I spotykamy na utrudnienie na drodze: po zachodzie słońca na drogę wychodzą zółwie. Pierwszego napotkanego fotografujemy:
Obrazek
Kolejne żółwie zatrzymując się przenosimy ostrożnie na pobocze. Gdyby to było kilka sztuk to nie stanowiło by problemu. Tylko że tych żółwi są dziesiątki. I chyba mają gody bo co raz napotykamy na parkę która najwyraźniej stara się przedłużyć gatunek. Oczywiście na środku drogi. Jednego żółwia to jeszcze można wyminąć, wziąć pod miskę olejową jak się jedzie 10km/h to nawet małe bęc nie powinno nic zrobić. Ale dwa żółwie jeden na drugim się nie da. Chyba że ktoś dysponuje terenówką. Więc znów przystajemy i przenosimy. Żeby to było takie łatwe. Normalnie to takiego żółwia można przenieść spokojnie, on się schowa i jest ok. Ale taka parka którą na czas przenosin trzeba rozdzielić jest nieprawdopodobnie agresywna, zwłaszcza samiec. Nieprawdopodobne jak szybko potrafią machać nogami jak chcą. A pazury maja przednie: w końcu kopią nimi jamy w twardej, gliniastej ziemi.

Jakiś tubylec nadjeżdżający z naprzeciwka śmieje się na widok tego co robimy. Oczywiście próbujemy się zapytać ale dogadać się nie sposób. Chyba mówi po Albańsku, po polsko-chorwacku ni w ząb. Po angielsku i niemiecku też. Nie mam zielonego pojęcia czy nas rozumie ale pokazuje żeby zawrócić. To zawracamy. Kolejne samochody z naprzeciwka, tu wszyscy jeżdżą z meksykańską klimą, wszyscy się znają i pozdrawiają się przy mijaniu. Pytamy o drogę na Svać, ruiny nikt nic nie wie. Konsultują się ze sobą. Pytani o jezioro pokazują kierunek. Tyle i my wiemy.

W końcu po całkowitym zapadnięciu ciemności lądujemy w restauracji a właściwie wielkiej posiadłości otoczonej kamiennym, zarośniętym murem. Zatrzymujemy się na parkingu i wygląda na to że jesteśmy nie na swoim miejscu: tam tylko wielkie czarne terenówki. Wychodzimy z szmochodu, 2 chłopaków sterczących na parkingu bacznie nas obserwuje. Pytamy o ruiny. A ci nic. Wołają starszych, ci też nic, dopiero mówią że jest kościół, na wzgórzu. Pokazują kierunek ale nie ma żadnej drogi. Zapraszają do środka: knajpa jest wielka, położona na wysokiej skarpie, nad nią resztki jakichś budynków, chyba strażnica wojskowa z czasów Habsburgów albo okolic I wojny światowej. Pytamy o możliwość pooglądania i idziemy drogą do jeziora Sasko.

Zaraz za skarpą na której znajduje się knajpa jest ... lotnisko polowe. Chyba nielegalne, bo ktoś na trawie rozłożył niskie pochodnie w dwóch długich rzędach oddalonych od siebie o jakieś 20m. Pomyślałem, no ładnie, mafia, przemytnicy, granica najwyżej 10km dalej. Jezioro okazuje się mocno zarośnięte, dużo trzcin, bardzo wysokich. Kładka i kilka łódek, tylko tyle zobaczyliśmy. Trochę się obawialiśmy wyciągać aparaty. Wracamy do samochodu odpowiadając kiwaniem na zapraszające gesty. W drodze powrotnej mijamy kawalkadę samochodów ciągnącą do knajpy na urodziny czy ślub najwyraźniej kogoś ważnego w tej okolicy.

Niestety zrobiło się na tyle późno że z dalszego szukania ruin musimy z rezygnować, z resztą po nocy i tak niczego nie zobaczymy. A szkoda. Svać to ruiny miasta co najmniej tysiącletniego. Zburzone i zarośnięte, dziś jest zapomniane. Kiedyś było bardzo ważnym ośrodkiem handlowym królestwa Zety i jak mówi legenda miało tyle świątyń ile dni w roku. Wykopaliska tego jednak nie potwierdzają mimo że ruiny są podobno rozległe. Do dziś zostały lepiej zachowane resztki 2 kościołów z XIV i XVw. Czytałem relację człowieka który był tam po trzęsieniu ziemi w 1979 roku. Pisał że pomiędzy roślinami można znaleźć resztki budowli pokryte brązowymi freskami. Niestety, nam się nie udało ale można w sieci trochę opisów znaleźć. Na przykład tu:
http://www.gradovi.cg.yu/eng/eng-gradovi/svac.htm
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 23.05.2006 18:13

Kolejny dzień był przeznaczony na zwiedzanie Boki Kotorskiej ale lepiej niż z zatoką zaznajomiliśmy się z sytuacją drogową w Czarnogórze. Zanim jednak wyruszyliśmy w trasę poszliśmy ponurkować na dzikich skałkach niedaleko plaży. I tu spotkało nas miłe zaskoczenie. Mimo tego całego tłumu na plaży jakieś 100m od kąpiących się setek ludzi świat podwodny jest dużo bujniejszy niż w Chorwacji. Zwłaszcza omułków były miliony, na nich setki rozgwiazd i dziesiątki krabów. Ryb jakby trochę mniej. Kilka zdjęć z tego nurkowania jest w wątku https://www.cro.pl/forum/viewtopic.php?t=9445&postdays=0&postorder=asc&start=15 i w wątku https://www.cro.pl/forum/viewtopic.php?t=9466&highlight=

Po plaży w samochód; no i się zaczęło. Tu mała dygresja co do zwyczajów panujących na drogach Mn. Nie jest co prawda tak jak w Turcji czy Grecji gdzie głównym a właściwie jedynym instrumentem sygnalizacyjnym samochodu jest klakson ale podobnie. Czarnogórcy trąbią:
1. raz jak mówią sobie cześć
2. razy jak widzą ładną dziewczynę
3. razy jak chcą ci coś przekazać. Jak 3 razy krótko to mniej więcej "ty kretynie", jak 3razy długo "no jedź wreszcie", do tego są różne wyrażenia przejściowe pomiędzy tymi dwoma
- wiele razy gdy chcą powiedzieć "spadajcie z drogi"
Do tego część z nich trąbi z powodu mi bliżej nieznanego by wyrazić tylko sobie znane stany emocjonalne. Tak więc na skrzyżowaniach w MN jest po prostu głośno.
Do tego na głównych drogach Czarnogóry, zwłaszcza na wybrzeżu jest dość tłoczno. Wydaje mi się że maniacki upór policji by kierować ruchem na wszelkich większych skrzyżowaniach tylko zwiększa ten chaos.

No więc jedziemy. Do Baru jest spokojnie. Przed wiaduktem kolejowym na południowym krańcu Baru łapie nas pierwszy korek, na szczęscie krótki. Przejazd przez Bar to luksus: w tym mieście z wielkim portem, myślę że wielkością porównywalnym z Gdynią i Gdańskiem razem, z portem widocznym na zdjęciach satelitarnych, centrum omija się dwupasmową wygodną drogą przez osiedla wysokich bloków. Jednak za miastem łapie nas korek: zaczynają się letniska i samochody próbując skręcić w lewo blokują ruch. Dobrze się jednak jedzie dalej ale kilka km przed Sutomore łapie nas korek który tworzy się przed wjazdem na autostradowy tunel Sutomore-Podgorica. Około godziny posuwamy się w żółwim tempie. Po minięciu tunelu jest nieźle, mijamy Petrovacz, Śv Stefan i stajemy w wielokilometrowym korku przed Budwą. Po bokach ciągną stada plażowiczów a my się prażymy w samochodzie. Przejazd przez zakorkowaną Budwę trwa ponad godzinę. Robi się późno, decydujemy by od razu jechać na prom przez zatokę Kotorską. Ledwie dojeżdżamy do Tivatu i zaczynamy klnąć - właśnie władowaliśmy się w korek który ma wiele kilometrów i to korek czekających na prom. Nawet nie ma jak zawrócić. 2 godziny czekania. Żeby nikt nie złamał przepisów np. zawrócił przejeżdżając ciągłą linię czuwa zastęp dziarskich policjantów. Ludzie z samochodów robią sobie przechadzki, jeden załadunek promu to jakieś 500m bliżej celu, 20 minut czekania.
Obrazek steruje czy pilnuje?
Za promem skręt w prawo – odpuszczamy sobie zwiedzanie Herceg Novi, może kiedyś będą bardziej pomyślne czasy, jedziemy do Risanu. Gdy dojeżdżamy do początku Zatoki Kotorskiej zatrzymujemy się na wielkim parkingu i chyba jak wszyscy opuszczamy szczęki na widok zatoki. Wyobraźcie sobie góry, wysokie na ok. 1700m, czyli takie jak sv Jure nad Makarską, jeszcze bardziej strome niż w Chorwacji i praktycznie ze wszystkich stron, prawie bez roślin. I wśrodku takich gór wielka dziura a w niej zatoka: dwa baseny w kształcie fasoli stykające się przesmykiem. Jakby tego było jeszcze mało w zatoce są wysepki z budynkami sakralnymi które przy otaczających górach wydają się być miniaturowymi modelami. Przyznaję, ze mimo wszystkich widoków jakie widziałem w Hr, ESP, I, Fr i wielu innych krajach Zatoka Kotorska zachwyca. Jest jednocześnie taka potężna ogromem gór i taka przyjazna otoczeniem wody że nie dziwota że ludzie tu się od dawna osiedlają. Z tego miejsca nie widać jeszcze Kotoru, Perast jest odległy i ciemny a w ciągu dachó trudno wyróżnić Risan. Tylko świątynia Pani na skale pięknie nami pozuje. Zdjęcia i jedziemy wzdłuż zatoki. Nie zatrzymując się z powodu późnej pory, mijamy przed Risanem miejsce gdzie znajduje się jaskinia z malowidłami prehistorycznych ludzi a właściwie z odciskami ich dłoni. Jest tu także wypływający z jaskini wodospad 20metrowej wysokości ale woda jest w nim tylko w czasie opadów.
Obrazek na zatoce jest sporo ferm małży czy ryb, woda wydaje się brudna ale ludzie się kąpią
Obrazek monastyr "Pani na skale"
Obrazek ruiny niegdyś bogatych renesansowych domów.
Risan to chyba najstarsze miasto nad zatoką. Założyli je Ilirowie w IIw pne, mieszkali tu Grecy, potem miasto zdobili i przejeli Rzymianie gdy rozgromili parających się korsarstwem na Adriatyku Ilirów. Było to wtedy wielkie, bogate miasto z domami majętnych rzymskich patrycjuszy, ważny port handlowy, osłonięty od sztormów górami. Miasto było często nawiedzanie przez trzęsienia ziemi które spowodowany osunięcie się części miasta pod wodę. Koniec świetności miasta nastąpił w IX w gdy te najechali i zburzyli je Saraceni. Przed tym zdarzeniem zatoka nazywana była nie Kotorską ale Risańską i było to miejsce znane na obszarze całego morza Śródziemniego. Dziś ze świetności Risanu niewiele zostało. Można jeszcze w zapuszczonych ogródkach znaleźć całkiem pokaźne resztki dawnych, renesansowych budowli które rozpadły się w kolejnych trzęsieniach ziemi. Zapuszczamy się pomiędzy te kikuty, nieco zażenowani że buszujemy po czyichś podwórkach. W centrum oglądamy cerkiew Piotra i Pawła ale jakoś nas nie zauracza, jest zresztą zamknięta, potem wędrujemy po mieście w poszukiwaniu pałacu Iveliczów ale nie potrafimy go jednoznacznie namierzyć. Przy okazji oglądamy port: po wielkiej chwale pozostało tylko jedno dość duże nabrzeże, właśnie rozładowywano przy nim spory drobnicowiec.

Największą atrakcją Risanu są rzymskie mozaiki. Nie jest je łatwo znaleźć ale tubylcy wskazują drogę do oddalonej części miejskiego parku gdzie znajdują się wykopaliska. W przewodnikach piszą że są często zamknięte i że można sobie samemu przeskoczyć przez płot (niewielki) my mieliśmy więcej szczęścia: nie tylko było otwarte ale na terenie kilka osób sprzedaje turystyczne pamiątki. Mozaiki są rzeczywiście piękne, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę że mają 2000lat i mogły trochę wypłowieć. Obok mozajek leża przewrócone rzymskie kolumny i elementy willi. Gdy szwędamy się od jednej odkrywki do drugiej, nie zaczepiani przez handlarzy, na wykopaliskach zjawia się panienka, lat na oko 20, ubrana jakby wróciła z dyskoteki: różowe kolczyki, różowa bluzka, różowa plastikowa minówa (jak się moja córka tak ubierze to chyba dostanę apopleksji) ledwie co osłaniająca i wyciąga jakiś identyfikator, że jest przewodnikiem i że chętnie nas oprowadzi i że to kosztuje 1 czy 2 euro od osoby i że zrobi to po chorwacku (czy Serbsko-Chorwacku), niemiecku i angielsku. Mając wrażenie że jesteśmy naciągani wręczamy panience pieniądze i razem z kilkoma innymi turystami słuchamy.
Obrazek pokój służby
Obrazek wykopaliska, na pierwszym planie grób z późniejszych niż rzymskie czasów
Obrazek najpiękniejsza mozaika
O dziwo dziewczyna świetnie sobie radzi. Naprawdę dobrym angielskim opowiada (niemieckiego nie potrafię ocenić) o histori wykopalisk (odkryli je Polacy), co gdzie było w domu, że te najpiękniejsze to sypialnia, z wizerunkiem boga Hipnosa, a te najbardziej zniszczone to dlatego że na tym miejscu w czasach wojen napoleońskich była stajnia i koński mocz zniszczył zaprawę. W sumie wiele ciekawych szczegółów np. takich że małe pomieszczenie po środku to grób z późniejszych niż rzymskie czasów. I że obecnie prac się nie prowadzi ale Polscy archeologowie prowadzą prace pod wodą, odkrywając zatopioną część miasta.
Risan można sobie obejrzeć na zdjęciach satelitarnych. Centrum zdjęcia starałem się umieścić w miejscu gdzie znajdują się wykopaliska ale zupełnie pewien nie jestem: http://maps.google.com/?ll=42.513298,18.697025&spn=0.003448,0.005343&t=k&om=1
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 23.05.2006 19:10

Następnym miastem na drodze wzdłuż zatoki jest Perast. Miasto to już z oddali wygląda dziwnie, jakby było w runie. Perast ma długą historię ale największy rozkwit miasta nastąpił w XIV-XVw. Od początku XIVw w mieście funkcjonowały znane stocznie które budowały statki pływające po całym morzu Śródziemnym. Była tu także słynna szkoła morska gdzie między innymi uczyli się oficerowie rosyjskiego cara Piotra I gdy ten postanowił zbudować rosyjską flotę. Dziś po stoczniach czy szkole nie ma śladu. Miasto jest jakby wymarłe, przykryte czarnym osadem na wapiennych ścianach budynków. Na stałe żyje tu ok. 300 emerytów, młodzi w większości dawno uciekli. Wiele domów wali się bez remontów. Na niewielu uliczkach na które można wjechać prawie nie widać samochodów. Ulice prostopadłe do brzegu zatoki nie są gładkie lecz składają się ze stopni. Miasto robi ponure wrażenie. Jednak jest piękne. Ma się poczucie obcowania z dawnymi dziejami bez tego turystycznego plastiku. W sezonie też mało kto tu zagląda. Mamy mało czasu wiec szybko zwiedzamy w centrum kościół sw Michała (zamknięty niestety), wdrapujemy się na górę w poszukiwaniu widocznych z oddali ruin pałacu czy twierdzy. Miasto jest dość rozległe, ale mimo planu nie potrafimy trafić na wszystkie ciekawe miejsca. Uliczki i ulice tworzą nieregularny prawie bezludny labirynt. O świetności miasta świadczy kilkanaście kościołów, w większości małych, często bardzo zniszczonych przez trzęsienie ziemi w 1979 roku. Jest też kilka pałaców, dziś zamienionych na hotele. Warto tu wpaść i spędzić godzinę lub dwie.
Obrazek Perast z oddali wygląda jak tajemnicza riuna
Obrazek portal na jednym z budynków w centrum
Obrazek strażnik dawnej chwały...
W centrum miasta jest niewielka przystań skąd odpływają stateczki na małą, sztucznie zbudowaną wysepkę Gospa od Skrpjela, (Pani na skale) z monastyrem który stał się ikoną Czarnogóry. Jak głosi legenda na małej skale wystającej z wody znaleziono cudowny obraz i zbudowano tą wyspę a na niej świątynię. Na sąsiedniej wysepce ulokował się klasztor benedyktynów i kościół katolicki św Jerzego. Niestety czas nas gonił więc wysepki pozostały na kolejne odwiedziny.
Obrazek monastyr Pani na skale
Obrazek wyspa św Jerzego
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 23.05.2006 21:13

U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 24.05.2006 16:07

Może coś nieuważnie czytałam, ale taka mała uwaga dla tych, którzy mogliby utknąć w korku czekając na prom w Tivacie. Zamiast stać te 2 godziny - ruszyć uliczką za miejscem odprawy dalej i okrązyć Bokę. Jechałyśmy tam stopem z piekarzem :-). Wąsko, emocjonująco - ale lepsze to niż stanie w kolejce chyba :-). No i te widoki!!!
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 24.05.2006 17:19

Oczywiście w Tivacie jest droga wzdłuż brzegu do Kotoru. Problem w tym że jak to gdy się jedzie pierwszy raz: nie wiesz czy był wypadek czy to standardowy korek.
A do tego ciągła linia i co chwilę policjant, za zakrętów niewiele widać więc tkwiliśmy w tym korku...
Jest też nowa droga przez górę prosto z Kotoru do drogi Tivat-Budwa i jechalismy tą drogą z Kotoru, pozwól że najpierw moja opowieść poprowadzi przez to piękne miasto...;-)
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 24.05.2006 17:22

Oczywiście :wink: ! Owo piękne miasto - a właściwie twierdzę - mam nadzieję zobaczyć w tym roku znów! :D
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 25.05.2006 12:24

Więc następnym miejscem w którym tego dnia byliśmy to leżący na końcu prawego zalewu Kotor. W powodu pośpiechu pominęliśmy Obrohac i Dobrotę. Po pozostawieniu samochodu na prawym brzegu rzeki Szkurdy podążamy w stronę widocznych z dużej odległości murów. Z za murów wyłaniają się tajemnicze kopuły świątyń. Wchodzimy w obręb starego miasta przez Bramę Morską i chyba tylko ja zauważam piękny, kamienny ołtarzyk z rzeźbą Matki Boskiej.
Obrazek Z za murów wyłaniaj się kopuły świątyń
Zaraz za Bramą XVII wieczna wieża zegarowa i arsenał. Kotor już na pierwszy rzut oka jest podobny do Dubrownika tylko uboższy. Przy głównych traktach znajdują się nieco zaniedbane pałace dawnych bogaczy. Szybko dochodzimy do największej świątyni miasta: katedry Św Tripuna. Budowla jest odmienna od wszystkich katedr jakie do tej pory widzieliśmy. Widać że była budowana etapami, że za portalem z dwoma wysokimi wieżami czy dzwonnicami jest starsza świątynia w dalmatyńskim stylu. Portal jest ozdobiony przepięknymi, misternymi ornamentami. Najstarsza część kościoła pochodzi z XII wieku, renesansowe wieże dobudowano dopiero w XVII aby wzmocnić konstrukcję katedry, która po kolejnych trzęsieniach ziemi została nadwątlona. Ślady trzęsień ziemi widać na katedrze: jedna z wież jest częściowo w ruinie, kościół nie ma kopuły. W środku katedra robi jeszcze większe wrażenie niż z zewnątrz: nad ołtarzem wielkie XIVw cyborium czyli baldachim wyrzeźbiony misternie w białym marmurze wsparty na wielkich kolumnach z różowego marmuru. Za ołtarzem XV wieczna płaskorzeźba i obok niej odkryty z pod tynku fragment starego fresku. W całym kościele wiele ołtarzy, starych obrazów, wota. Otwory okienne małe, bez szyb przesłonięte kamiennymi płytami z niewielkimi otworami. Sama budowla jest romańska ale większość wystroju renesansowa.
Obrazek katedra św Tripuna
Obrazek ornamenty na portalu katedry
Obrazek wnętrze katedry: wielkie cyborium
Plac wokół wejścia do katedry jest otoczony pałacami z wyraźnymi architektonicznymi wpływami renesansu weneckiego. Dalej wąskie uliczki prowadzą nas placyku na którym stoi niewielka cerkiew św Łukasza z XIIw, która zostala zbudowana jako niewielki kościół katolicki.. Wchodzimy i od razu otacza nas mistyka prawosławia: złoty ikonostas, freski, ikony, dziesiątki świec które zapalają wierni. Gdy stoimy w progu nieco niepewni czy nie przeszkadzamy za ikonostasu wychodzi przesympatyczny pop i szerokim gestem zaprasza nas do zwiedzania świątyni. Ciekawe czy wie że swoim sympatycznym gestem wskrzesza dawną tradycję gdy w XVI wieku kościół św Łukasza był w zgodzie użytkowany i przez prawosławnych i katolików a nabożeństwa odbywały się naprzemiennie w obu obrządkach. Jednocześnie cerkiew św Łukasza jest odmienna od innych cerkwi. W centralnym punkcie świątyni zamiast zwyczajowej ikony św Mikołaja, jest mała ikona św Łukasza przy której wierni zostawiają ofiarę. Ikonostas składa się w zasadzie tylko z 4 ikon tzw namiestnych które można spotkać w każdej cerkwi czyli od prawej: św Łukasz, Bóg Pankrator, ikona Matki Boskiej tzw Znaku czyli z symbolem Jezusa i ikona innej świętej czy świętego. Są jeszcze 2 małe ikonki po obu stronach Carskich Wrót w centrum ikonostasu: jedna przedstawia św Trójce, w stylu jak na ikonach Rublowa: z anielskimi skrzydłami i druga, przedstawiająca chyba składanie ofiary. Na stojakach wierni stawiają świece: na górnych półkach za żywych, na dolnych na zmarłych. Albo inaczej: na górze: za przebaczenie, na dole: za zbawienie.
Obrazek cerkiewka św Łukasza z gościnnym popem
Obrazek ikonostas w cerkwi św Łukasza
Obrazek na górze: za przebaczenie, na dole: za zbawienie
Przy tym samym placu znajduje się wielki Sobór św Mikołaja, czyli odpowiednik prawosławnej katedry. Jest dużo bogatsza niż mała cerkiewka św Łukasza, ale zamiast ikon ma w ikonostasie obrazy namalowane trochę w stylu XVIIw zachodnich mistrzów. Z boku otoczona świecami wielka ikona św Mikołaja. Nad ikonami namiestnymi wiele robiących wrażenie obrazów z centralnym przedstawiającym św Trójcę.
Obrazek sobór św Michała
Obrazek ikonostas w Soborze św Michała
Obrazek wiernych wita ikona, szczególnie czczonego w prawosławiu św Mikołaja
Uliczki Kotoru mają swój niezaprzeczalny urok. Ludzi jest znacznie mniej niż w Dubrowniku, a duch podobny. Jednocześnie sieć uliczek jest tak nieregularna że kilkakrotnie gubimy się w ich labiryncie. Próbujemy zwiedzić ukryty pomiędzy domami kościół św Klary i malutki kościółek św Anny ale wszystko jest już zamknięte. Jedynie św Paweł zamieniony na galerię sztuki czy muzeum świeci jasnym wejściem. Jeszcze zaglądamy do urokliwego zaułka pałacu Grubonjów, którego zdjęcia często reprezentują Kotor i ciekawy kościół św Mari z Rzeki, też już niestety zamknięty. Wychodzimy bramą Północną za mury by w zapadającym zmroku rzucić okiem na resztki starych młynów na rzece Szkudra. Jest za późno żeby wejść na mury, znów zagłębiamy się w sieć uliczek. Szybka kolacja na placu przed katedrą i uciekamy z miasta. Na pożegnanie fotografuję jeszcze ołtarzyk w Bramie Morskiej i jedziemy dalej... Do końca wrażeń tego dnia jeszcze daleko...
Obrazek urok Dubrownika, ale ludzi mniej
Obrazek uliczki po zmierzchu, w oddali widać kościół sw Mari z Rzeki
Obrazek ołtarzyk w Barmie Portowej
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 30.05.2006 12:44

Z Kotoru wyjeżdżamy już bardzo późno, na pierwszym drogowskazie w kierunku Budwy skręcamy i jedziemy zawijasami przez góry w stronę otwartego morza. Wiemy że jest tunel ale po takim dniu człowiek wybiera pierwsze dostępne rozwiązania. Pewnie tunelem było by szybciej. Tymczasem wspinamy się na znaczną wysokość, światła zatoki zostają gdzieś za nami, nawet łuna znika i dojeżdżamy w środku gór do wielkiego skrzyżowania bez żadnych oznaczeń. Jadę na intuicję, na szczęście w oddali widać stację benzynową. Pracownicy nas zawracają.

W Budwie kierujemy się z Jardańskiego Putu w stronę starego miasta. Z kazdym krokiem na uliczy gestnieje tłum samochodów i pieszych. Nie ma szans na znalezienie miejsca na parking mimo że zbliża się godzina 23. Odbijamy w stronę wielkich wieżowców-hoteli. W ciemnych zakamarkach stoją jakieś podejrzane typy, miejsca na samochód nie ma, w końcu lądujemy w podziemnym parkingu jakiegoś hotelu gdzie za śmieszą opłatą zostawiamy samochód i wyruszamy z wielkiego garażu na starówkę.

Starówka w Budwie jest tylko niewielką część miasta, do tego usytuowana zdecydowanie niecentralnie. Obok jest przystań jachtowa i duży nowoczesny tor kajakowy czy inny obiekt sportowy. W stronę starówki ciągną tłumy. Od centrum miasta wiedzie szeroki bulwar, pełen straganów. Ludzi jest tyle że po prostu się przeciskamy. Do tego najwyraźniej część ludzi stojąc na bulwarze spędza wieczór. Muszę mocno trzymać żonę żeby mi się w tym tłumie nie zgubiła.

Na murach starego miasta dziesiątki banerów reklamowych. Przez wąskie bramy do środka przeciskają się setki, głównie młodych osób. Od razu rzuca się w oczy że starówka Budwy to rekonstrukcja, bardzo z resztą podobna do tej z Ulcinija. Wiele domów wygląda dokładnie tak samo. Styl bardziej neo-romański niż renesansowy. Większość elewacji pozbawiona ozdób. W wielu miejscach przeciskamy się przez wąskie uliczki. Na starówce pełno sklepów, ale w porównaniu z Dubrownikiem, biedniejszych. Nawet wystawy jubilerów są mniej zasobne.

Wchodząc Braną Lądową nie za bardzo wiemy gdzie się kierować. Idziemy na muzykę i lądujemy na plaży zamienionej na ogródek restauracji. Wracamy pomiędzy budynki i trochę wbrew tłumowi przedzieramy się w stronę widocznej wieży katedry św Jana. Niestety, mimo palącego się w środku światła, które widzimy przez witraże, katedra jest zamknięta, wokół niej wszędzie rozstawione knajpiane ogródki. Katedra robi wrażenie oryginału, zupełnie przeciwnie niż pobliska cytadela, odbudowana w takim samym stylu jak cała stara Budwa.
Obrazek katedra św. Jana. Podobno z VIIw.
Obrazek cerkiew św. Trójcy.
Zaraz katedry na sporym placu, na którym nie ma knajp stoi sobie samotnie cerkiew św. Trójcy. Budynek zbudowany, jak to było w zwyczaju, z naprzemiennych warstw cegły i kamienia, też wydaje się oryginalny, choć jest o ok. 1000lat młodsza od katedry. Nad wejściem do cerkwi mozaika przedstawiająca św. Trójcę w stylu ikon Rublowa. W środku ciemności rozświetlają świece i nieliczne lampki. Znów mamy możliwość obserwowania wiernych nawiedzających świątynię i zapalających świece. Wnętrze świątyni jest tak bardzo różne od gwaru wcale nieodległych uliczek że aż chce się tam dłużej posiedzieć.
Obrazek belka tęczowa nad ikonostasem cerkwi św. Trójcy.
Obrazek znów świece: na górze za żywych, na dole za zmarłych.
Obok tej dużej cerkwi znajduję się mniejsza cerkiew św. Savy, jednak można ją oglądać tylko z zewnątrz bo wydaje się być opuszczona. Prawdopodobnie nie odbudowano jej po trzęsieniu ziemi w 1979 roku. Tylko stare ornamenty na murach i drzwiach wskazują że jest tu jakaś stara budowla.
Kręcimy się w pobliżu cerkwi i nie możemy znaleźć dojścia do kościoła benedyktynów z IXw, w końcu dajemy za wygraną i plątaniną uliczek udajemy się w kierunku Bramy Morskiej. Tłum na ulicach dopiero teraz przerzedza się wyraźnie. W sumie to smutne że na tak sporym obszarze pozostało tak mało zabytków. Jeszcze zaglądamy na podwórka w poszukiwaniu jakichś pozostałości ale nic z tego. W końcu przez bramę z ikoną św Mikołaja opuszczamy starówkę i idziemy bulwarem w stronę hotelu. Z Budwy wyjeżdżamy dobrze po drugiej w nocy.
Obrazek wreszcie o ok 2 w nocy na uliczkach robię się luźniej
to ja ewa
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 701
Dołączył(a): 01.03.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) to ja ewa » 30.05.2006 16:25

Wypada mi tylko zazdrościć wiedzy o szczegółach.Lubię przed wyjazdem"odrobić lekcje" i poczytać coś o miejscach w które jadę ,ale Ty Kir przebijasz chyba wszystkich :lol:
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 02.06.2006 11:36

Ach, gdyby ten dzień się skończył na Budwie to były by dość spokojne wakacje. Gdy wracamy do zatoki Utjeha okazuje się że plażowa dyskoteka już się skończyła a kemp jest zamknięty. Zostawiamy samochód przed brama żeby nikogo nie budzić, żona nurkuje półprzytomna w namiocie a ja siadam do zasłużonego piwa. Dosiadł się do mnie mój Serb i się zaczęło.

Tu krótka uwaga o spotkanych w MN Serbach. Otóż Serbowie, zwłaszcza ci którzy przyjeżdżają na wakacje są bardzo do siebie podobni. Mniej więcej 40% mężczyzn wygląd jak kuzyni Radovana Karadzicza - wielkie silne jak tury chłopiska, o wielkich trochę kwadratowych twarzach. Nieco rzadziej spotyka się typ urody w stylu Gawriło Principa (tego który zabił arcyksięcia Ferdynanda w 1914), no może bez tego gruźliczego osłabienia w oczach - czyli szczupli wysocy z pociągłymi twarzami. W każdym razie po kilku dniach rozpoznianie kto Serb a kto nie jest dość łatwe. W zasadzie większość Serbów na kempie potrafił bym zaliczyć do jednej z tych grup. Nie wiem czy to nie świadczy o tym że oni się mało mieszają z innymi nacjami I niektóre geny się w populacji wyodrębniły. Poza opisanymi typami osobników na kempie był jeszcze jeden, który w ogóle nie wyglądał na Serba: piegowaty, rudy i dość krępy, już prędzej na Szkota I to dzięki temu sympatycznemu rudzielcowi uniknąłem być może kłopotów. A było to tak:

"Mój Serb" wyglądał raczej jak Gawriło, tyle że był łysawy. Od samego początku był, zwłaszcza w odróżnieniu od innych serbskich sąsiadów wyjątkowo miły. Gdy tylko przyjechaliśmy, zrobił nam miejsce, przestawił samochód, gdy rozbiliśmy nasz obozowy sprzęt przyszedł zapytać czy czegoś nam nie potrzeba, chciał nas kawą poczęstować. Chyba się trochę nudził. Przysiadł się tej nocy mając już nieco w czubie, chciał sobie pogadać. No i zaczęliśmy konwersację, tym trudniejszą że on nie chciał mówić po serbsku mimo że go całkiem nieźle rozumiałem, tylko po rosyjsku, a ja do niego po angielsku. Gdy już mi opowiedział wszystkie bolączki życia: że ma jakiś kłopot co dalej z małżeństwem, że nie radzi sobie z córkami, że nie ma w życiu nic do roboty, mieszka gdzieś w górach z żoną, nauczycielką z lokalnej szkoły a żyją z wynajmowanego domu w Belgradzie I że z nudów jeździ gazikiem po lesie na polowania, zaczął mnie wypytywać gdzie byliśmy I co widzieliśmy. Jak tylko wspomniałem o Hr i że niedługo będą w Uni, mój Serb zrobił się agresywny. Mówił coś szybko w podnieceniu, już po Serbsku że unia to wielka k..wa która jest na pasku USA itp. Coś tam próbowałem uspokajać mówiąc że z Unia im tu kilka mostów zasponsorowała, ale nic nie pomogło. Zrobiło się na tyle głośno że z sąsiednich namiotów podeszło do nas kilku Serbów którzy przy rakiji spędzali noc. No I ten rudy rozładował napięcie zamieniając głośne krzyki mojego Serba w żart, ale czułem normalnie jak mi zimny pot ściekał po plecach. Wszyscy mieli w czubie a ci Serbowie to wojowniczy naród. Chyba pierwszy raz od lat spędzając tam wakacje się bałem.

Gdy emocje opadły "mój Serb" wyjaśnił że dla niego nie ma Słoweni Chorwacji Serbi. Dla niego to jest jeden, jego kraj i on się wszędzie czuje u siebie. Pytałem czy mają jakieś problemy z poruszaniem się pomiędzy Serbią a Hr, okazało się że w zasadzie nie ma problemów ale mało kto do Hr jeździ.
Gdy w końcu wylądowałem w namiocie jeszcze długo nie mogłem zasnąć
A następnego dnia wyruszyliśmy w poszukiwaniu mistyki Czarnogóry: przez ruiny starego Baru, monastery do Cetenie i nad Szkoder. Ale to już w następnych odcinkach. Na razie mapka do kolejnych odcinków:
Obrazek Obrazek
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 05.06.2006 12:42

Rano zerwaliśmy się co świt, no prawie, na urlopie 7 rano to świt. W Staym Barze byliśmy o 8 rano. Stary Bar ma niewiele wspólnego z dzisiejszym, nowoczesnym, portowym miastem Bar. Nie leży bezpośrednio nad morzem a na u podnóża bardzo stromych gór. Został założony około VI w przez osiedleńców z włoskiego Bari, które leży po drugiej stronie Adriatyku, zwany w starożytności Antibarium. Największy rozkwit miasta nastąpił w okresie XI-XiVw gdy miasto było ważnym ośrodkiem królestwa Zety. Miasto toczyło wojny między innymi z Dubrownikiem, po czym straciło niezależność po podbiciu przez Wenecję. Potem miasto przechodziło z rąk do rąk: zdobyła je Turcja i mimo autonomi przez wiele lat pozostawało pod jej panowaniem.

Do miasta wcale nie jest tak łatwo trafić. Z oddali zlewa się zupełnie z otaczającymi je górami, trzeba mieć naprawdę sokoli wzrok żeby z kilometrów dojrzeć pośród zieleni resztki murów i budynków. Do ruin wiedzie kilka dróg pomiędzy podmiejskimi domami i ogrodami, ale drogowskazy są rzadkością. Gdy lądujemy na parkingu pod murami jest on zupełnie pusty. Aby dojść do murów trzeba od parkingu przejść kilkaset metrów stroma drogą pomiędzy domami albańskiej biedoty. Bida jest taka że domy równie dobrze mogły by się znaleźć w Strefie Gazy. Wiele drzwi i okien otwartych, można przechodząc pooglądać rzadko spotykaną w Europie nędzę. Na ścianach arabsko-muzułmańskie graffiti.
Obrazek muzułmańskie uliczki pod murami Starego Baru
Mury miasta nie są szczególnie wysokie, przynajmniej w części zachodniej. Wchodzi się przez dobrze zachowaną bramę w której sprzedają bilety: 1 Euro od osoby dorosłej. Jednak już za bramą kończy się dobrze zachowany zabytek. Dalej w każdą stronę jest już tylko ruina lub rekonstrukcja.
Obrazek brama do riun z ekspozycją narzędzi tortur
Obrazek kościół i pałac biskupów w stylu weneckim
Obrazek jest tak spokojnie że ptaki założyły gniazda w starych budowlach
Na terenie Starego Baru stali mieszkańcy mieszkali do końca lat 50tych XXw. Dziś w zasadzie nie ma tam jednego całego domu oprócz pałacu biskupów w stylu weneckim i łaźni tureckiej. No i jeszcze turecka wieża zegarowa jest cała, ale na oko wydaje się pochyła. Widać z resztą jak wielkie spustoszenia w mieście spowodowały trzęsienia ziemi i osunięcia: wiele murów jest pospinanych klamrami i chyba tylko to chroni je przed zawaleniem. Na ruinach katedry marne resztki fresków, chronione od słońca lub deszczu drewnianymi okiennicami.
Obrazek resztki fresków na ścianach katedry
Obrazek ruiny we wschodniej części miasta
Obrazek resztki starych budowli
Wspinamy się do Donżonu w północnej części miasta. Dopiero tu widać jak wielkie i grube mury miała twierdza. Pozostały także otwory strzelnicze ale prawie nie ma żadnych ornamentów. Fotografujemy widoczny przez okienko w murach minaret u podnóża twierdzy. We wschodniej części miasta domy zburzone do kolan, w starej łaźni tureckiej ktoś urządził sobie małą obskurną siłownię. W ruinach domów można znaleźć tylko niewielkie ślady życia: kamienne misy czy ujęcia wody, resztki łuków starych domostw dziś porośnięte roślinnością.
Pomiędzy ruinami można spędzić godziny, ale ciekawsze detale architektury leżą zazwyczaj pod nogami na zwałowiskach. Nie ma zbyt wielu ludzi, jest cicho i spokojnie. Nigdzie nie możemy znaleźć akweduktu opisywanego w każdym przewodniku
Obrazek widok z donżonu na muzułmańskie sąsiedztwo
Obrazek mury walą się mimo że pospinano je klamrami.
Obrazek widok z donżonu na ruiny miasta
Gdy schodzimy z północnej części miasta słyszymy głos muezina. Jest piątek i mieszkańcy schodzą się do meczetu, a właściwe na plac bo poza minaretem nie ma tu budynku. Z wysokich murów robimy zdjęcia mężczyznom ubranym w czarne rytualne stroje, kobietom ubranym w stroje zakrywające całe ich postacie, choć islam tamtejszy jest chyba bardzo tolerancyjny: z tylu siedzą po europejsku ubrane młode dziewczyny. Duchowny wita każdego z przybyłych w bramie. Za ławkami znajdują się stoły z muzułmańskimi ciasteczkami. Widzimy też że dla turystów podobne wypieki wyłożono za placem i można sobie kupić.
Obrazek muzułmanie na piątkowej modlitwie
Obrazek ujecie wody pod starym meczetem
Gdy w końcu opuszczamy stare mury słyszymy całkiem ładne, orientalne zaśpiewy wydostające się z nabożeństwa. Po drugiej stronie drogi, kilka metrów w górę znajduję się stary, maleńki meczet a przy samej drodze ujęcie wody do obmywania przybyłych, niestety niezbyt szanowane przez turystów. Meczet jest zamieniony na bibliotekę, przez małe okienka nic w środku nie widać ale za meczetem znajduje się niewielki muzułmański cmentarz. A na nim stare, warte zobaczenia nagrobki. Niestety wiele z nich jest bardzo pouszkadzanych lubo byle jak połatanych.
Obrazek nagrobek na muzułmańskim cmentarzu
Obrazek cmentarz pod murami
Dopiero z cmentarza dostrzegamy w dali za miastem łuki akweduktu. W drodze na parking okazało się że część placu pod murami zajmuje spore targowisko. I najwyraźniej nie jest ono obliczone na turystów, choć stragany z turystycznym badziewem też się tu znajdzie. Ale można tu zobaczyć handlarzy papryką i przyprawami, rzeźnika sprzedającego świeżo ubite kaczki i okolicznych rolników. Zatrzymujemy się przy straganie z "miodem leśnym". Dostajemy do spróbowania miód najpierw jakiś jasny. Jest słaby, wodnisty. Sprzedawczyni mówi że to pierwsza warstwa, ale ja myślę że to miód dla turystów. Gdy kręcimy nosami dostajemy do spróbowania drugą warstwę i ten mód zachwyca. Słodki, gęsty z wyraźnym aromatem ziół i kwiatów, o kolorze raczej rubinowym niż miodowym. Kupujemy słoik, chyba pół kilo za 6 czy 8 euro. Odjeżdżamy ze Starego Baru wyjadając miód palcami ze słoika.
Obrazek targowisko w Starym Barze
Ostatnio edytowano 07.06.2006 12:21 przez Kir, łącznie edytowano 1 raz
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 05.06.2006 20:15

Jadąc dalej śladami mistyczności i przeszłości Czarnogóry dojeżdżamy Jardanką do Buljaricy i skręcamy w stronę Monasteru Gradiste. Do samego klasztoru dojechać się nie da, może jakąś terenówką. Zostawiamy auto na dzikim parkingu i wspinamy się serpentynami drogi w górę. Wzdłuż drogi ciągną się małe i biedne ogródki z figami i pasiflorami porastającymi kamienne mury. Monastyr pochodzący z początków XIVw jest malutki i składa się z 3 cerkwi i jednego dużego budynku mieszkalnego, Mimo otwartych okiennic wydaje się że klasztor jest opustoszały.
Obrazek morze w okolicy Buljaricy
Obrazek figi w okolicach monasteru
Tylko największa cerkiew św Mikołaja jest otwarta. Wnętrze kapie od złota. Nikt niczego nie pilnuje. Kręcimy się, robimy zdjęcia. Wnętrze świątyni pokrywają piękne precyzyjne freski z XVIIIw. Niestety aktywność tektoniczna i tu dała się we znaki: na freskach widać liczne ślady naprawiania tynków. Po dobrym kwadransie naszej bytności w cerkwi przychodzi człowiek który najwyraźniej cerkwi pilnuje. Widząc że nic złego się nie dzieje uśmiecha się i zamienia z nami parę słów. Widzi aparaty w dłoniach i to że chyba dość fachowo bierzemy się za zdjęcia włącza światło w cerkwi i prosi byśmy potem wyłączyli, zostawia nas samych mistyką miejsca.
Obrazek cerkiew św Mikołaja
Obrazek freski w cerkwi św Mikołaja
W górę od cerkwi św Mikołaja, znajduje najmniejsza świątynia klasztoru. Dopiero chodząc w okolicy zamkniętej cerkwi Zaśnięcia Bogurodzicy zauważamy że chodzimy po kilkusetletnich płytach nagrobnych dawnych mnichów. Z tarasu monasteru rozciąga się niezły widok na Buljaricę i jej wielką, chyba najbardziej pustą plażę jaką widziałem w Czarnogórze.
Obrazekwidok na Buljaricę i jej wielką plażę
Gdy oglądamy cmentarz i górną cerkiew do św Mikołaja przybyła prawosławna rodzina. Wierni zapalają świece, modlą się i składają ofiary. Nie ma tu miejsca na turystyczne oglądactwo jak w naszym przypadku. Kobieta i starsza córka zasłaniają ramiona szalami, nawet mali chłopcy tracą tu swój entuzjazm do biegania.
Ani śladu mnichów. W budynku mieszkalnym jakby nic się nie działo. "Kościelny" gdzieś zniknął. Cisza i nastrój świątyni są tak różne od zgiełku po drugiej stronie Jardanki że chce się tu spędzić jak najwięcej czasu.
Obrazek wierni w cerkwi św Mikołaja
Obrazek widok na monaster z pod małej cerkwi
Kir
Cromaniak
Posty: 1012
Dołączył(a): 06.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Kir » 06.06.2006 10:16

Przed monasterem Reżevici jest spory parking, nie trzeba wdrapywać się pod górę, więc warto odwiedzić to miejsce. Jest to też jedyny z odwiedzanych przez nas monasterów w którym widać jakieś życie, są mnisi i wierni. Ale warto go też odwiedzić dla małej cerkwi z XIIIw. Za łukową bramą monasteru znajdują się dwie połączone cerkwie i jedna spora dzwonnica. Obok muru jest też budynek mieszkalny mnichów. Mniejsza a zarazem starsza cerkiew Wniebowstąpienia Bogurodzicy wydaje się być zapomniana.
Obrazek monaster Reżevici
Obrazek cerkiew św Trójcy
Obrazek ikona Matki Boskiej z welonem w większej cerkwi
Większa o 120 lat młodsza przeszło ostatnio poważny remont, który moim zdaniem ją popsuł. Freski jakie namalowano na ścianach świątyni sprawiają że czuję się jak w grobie. Współczesny wystrój cerkwi też nie poprawia tego nastroju. Korzystając z tego że w drzwich diakonalnych nie ma zasłony zaglądamy przez szpary do prezbiterium czyli miejsca gdzie w cerkwi mogą wejść tylko duchowni. Okazło się że mają tam nieżły bajzel z niechlujnie porozrzucanych naczyń liturgicznych i świeczników.
Za to mniejsza cerkiew, pozostawiona sama sobie jest najwyraźniej używana za składnicę ikon i sprzętów liturgicznych. Można tu zobaczyć porzucone stare ikon, w tym dawne ikony podóżne w drewnianych skrzynkach. Na ścianach, belce tęczowej i ikonostasie piękne, precyzyjne rysunki. Cudowna mistyka i prawosławna tradycja z przed wieków.
Obrazek cerkiew Zaśnięcia Bogurodzicy
Obrazek freski w cerkwi Zaśnięcia Bogurodzicy
Obrazek ikona podróżna sprzed setek lat
Gdy zwiedzamy monaster czujemy na sobie spojrzenia krzątających się mnichów. Nie jesteśmy jedynymi odwiedzającymi i chyba nie za bardzo przeszkadzamy. Widać że na terenie monastyrów trwa remont. Nie możemy znaleźć opisywanych w przewodniku ruin trzeciej cerkwi, a jakoś głupio nam zaglądać w każdy kąt.
W podcieniu siedzi chyba najstarszy mnich klasztoru i prowadzi ożywioną dysputę z jakąś kobietą. Wygląda fenomenalnie: starcze zmarszczki i długa siwa broda. Na odchodnym długim obiektywem staram się mu zrobić zdjęcie pomiędzy pniami rosnących w ogrodzie drzew. Nastrój pryska gdy stary mnich wyciąga z sutanny komórkę i z zadowoleniem prowadzi rozmowę.
Obrazek mnich z monasteru
Z parkingu przed monasterem jest ładny widok na zatoczkę którą dopiero zaczynają zabudowywać. Robi się ciepło i człowiek by chętnie wskoczył do wody, ale czas na nas bo jest jeszcze wiele do zobaczenia
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7912
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 06.06.2006 10:41

Kir wspaniała relacja, tu jest więcej wiadomości niż w przewodniku o Czarnogórze. Szkoda, że nie przeczytam wszystkiego przed wyjazdem, ale dzięki za tyle. Część tych opisanych rzeczy pewnie zobaczę już za kilka dni.
Sorry, że przerywam opis.
Pozdrawiam.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
bałkańska pętla - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone