KotorOkoło południa parkujemy w Kotorze - kolejnym punkcie wycieczki

Jestem mile zaskoczona organizacją parkingu - wpuszczają samochód dopiero, gdy zrobi się na nim jakieś miejsce. Trzeba postać przez to chwilę w kolejce, ale za to można uniknąć nerwowego krążenia po parkingach w poszukiwaniu wolnego miejsca co wiecznie spotyka nas w Dubrowniku
Pierwszy rzut oka i już nam się tu podoba.... bardzo

Trzeba odstać swoje w kolejce po mapki, ale w końcu jedna pada moim łupem


Będąc w Kotorze nie sposób uniknąć porównań do Dubrownika. Starówka otoczona murami, kamienne domy, wąskie uliczki... Kotor ma jednak swój specyficzny klimat, jest trochę jak biedniejszy kuzyn chorwackiej perły, bardziej zaniedbany, ale piękny


Ah jak ja uwielbiam kamienne miasta



Jeszcze przed wyjazdem do Czarnogóry wbiłam sobie do głowy, że koniecznie musimy wdrapać się na mury Kotoru

Tradycyjnie jest południe i jakieś 40 st ( kto tęsknił za upałami> no kto?

) Robimy zaopatrzenie w wodę. Kupując bilety pytam jak długo idzie się do twierdzy... otrzymuję odpowiedź, że jakąś godzinę ale mamy iść polako.... bardzo polako
Już na początku nie jest łatwo, schodki gdzieniegdzie są dość strome i niebezpieczne, a miejscami praktycznie ich nie ma... ale za to szybko pojawiają się takie widoczki



Z każdym metrem zaczynam wątpić coraz bardziej, czy uda się zdobyć twierdzę... mijam schodzących, strudzonych turystów, którzy podobnie jak ja taszczą na szyjach dyndające kilogramy optyki

Widoki są takie ładne już stąd, że kusi mnie zapytać czy warto wspinać się jeszcze wyżej

Cel pośredni został jednak osiągnięty

Wdrapuję się jeszcze odrobinę wyżej mijając sunącego w dół węża

Normalnie byłby już zawał, albo przynajmniej pisk i panika, ale byłam już tak zmęczona, że przystanęłam tylko, popatrzyłam jak gad zwinnie porusza się po wypolerowanych granitowych stopniach i bez słowa ruszyłam dalej...
Widok rozciągający się stąd na Bokę wart jest wysiłku

Tyle mi wystarcza

Schodzimy w dół, gdzie czeka nagroda -

looody, dużo zimych, pysznych loooodów
