arkona napisał(a):Po:
1. Pomimo obniżki podatków przez PIS na koniec swoich rządów zostawił on nadwyżkę budżetową ok 300 mln PLN
2. To, że budżet trzeba reformować to wiadomo od dawna, ale nikt się tego podjąć nie chce. Podobno PO miała coś tam przygotowane gdy obejmowała rząd, ale nikt tego nie widział. Wg Twoich słów okres wzrostu gospodarczego jest dobrym momentem na obniżenie deficytu. To dlaczego PO tego nie robi?. Teraz też jest wzrost gospodarczy, a deficyt rośnie, zadłużenie wystrzeliło w górę w zawrotnym tempie 150 mld PLN w ciągu dwóch lat to rekord w historii Polski i coś się dzieje. Ale to tylko PIS jest nieodpowiedzialny. Otóż tak samo nieodpowiedzialna jest PO. Reformy ZUSu też się nikt podjąć nie chce, a to cykająca bomba zegarowa. Żeby przyśpieszyć jej detonacje PO łakomie zerka na Fundusz Rezerwy Demograficznej i kombinuje jak skorzystać z jego pieniędzy to jest odpowiedzialne? Pomysły PO na wykorzystanie w budżecie pieniędzy z NBP to recydywa pomysłów Leppera. Wtedy każdy wyśmiewał jego pomysły. Teraz są godne rozważenia bo proponuje je PO?
3. Deficyt budżetowy jest nie jako wpisany w system demokratyczny bo ciężko powstrzymać polityków przed wydawaniem pieniędzy. Dobitnym tego przykładem jest Hiszpania. Za czasów gen. Franko deficyt budżetowy wynosił ZERO jak jest obecnie każdy może sprawdzić.
Zacznijmy od tego, że bezkrytycznym zwolennikiem tej czy innej partii politycznej obecnej w parlamencie może być ktoś kto ma w tym jakiś interes, albo głupiec. Dlatego pozostaje nam jedynie wybrać mniejsze zło. To dlatego większość z nas w tym i niżej podpisany głosuje nie za PO tylko przeciw PIS..
Zawsze z szacunkiem traktuję kogoś kto zadał sobie trud merytorycznego uzasadnienia swoich racji nie cierpię pustosłowia dlatego odpowiadam jak potrafię najlepiej, a więc:
1)PIS pod koniec swoich rządów zostawił nadwyżkę budżetową?????? To chyba żyjemy w alternatywnych światach. Cała historia III Rzeczpospolitej to jedno wielkie zadłużanie i nigdy żadnemu rządowi nie udało się zrównoważyć budżetu. Najgorzej było w 1990r. wówczas dług = wartość gospodarki z całego roku i wynosił ok. 100%. Wzrost PKB w późniejszych latach spowodował, że mimo wzrostu zadłużenia relatywnie w ujęciu procentowym do PKB spadał i wynosił:
2005 - 48%
2006 - 48%
2007 - 45%
2008 - 47%
2009 - 50,7%
Istnieje realna szansa, że mimo kryzysu nie przekroczymy w 2010 r. tzw. konstytucyjnego progu ostrożnościowego czyli 55% PKB. Tak zdefiniowany dług obejmuje środki zgromadzone w OFE (obligacje) co stanowi 10% zadłużenia, ale tak jak w każdym państwie członkowskim UE nie obejmuje zadłużenia z tytułu wypłat przyszłych emerytur po uwzględnieniu których jest to 200% PKB!!!!!!!!!!!!!!
2)Wzrost gospodarczy????? Jaki wzrost??? Te 1,8% w 2009 w stosunku do 6,5% w 2007 to jest przepaść. W dodatku spadek kursu złotego błyskawicznie zwiększył wartość złotówkową długu w walutach, a konkurencja na światowym rynku wymusza zwiększenie oprocentowania naszych papierów dłużnych.
Co do środków na rachunku NBP to co piszesz jest demagogią w czystej formie bo Lepper chciał sięgnąć po rezerwy walutowe czyli pieniądz wirtualny, a rządowi chodzi o zysk NBP wynikający z różnic kursowych.
Trudno winić obecny rząd za to, że walczy z trudną sytuacją która powstała bez jego winy, ale zgadzam się, że sięganie po środki zgromadzone w FRD to zbrodniczy plan dodajmy jednak, że to pomysł koalicjanta.
Reforma ZUS co to znaczy ? To znaczy obniżenie emerytur. Jaki rząd narazi się swoim wyborcom ? Czy rząd PIS coś w tym kierunku zrobił? PO przynajmniej rozwiązała problem wcześniejszych emerytur i chwała im choć za to.
3) Deficyt budżetowy to wynik nauk Keynesa. Wcześniej minister finansów który odważyłby się coś takiego zaproponować zalazłby się w więzieniu, ale przykład frankistowskiej Hiszpanii jest nieszczególny z uwagi na to, ze w tamtych czasach zadłużenie żadnego państwa nie osiągało tak monstrualnych jak obecnie rozmiarów. Zwolennikiem zrównoważonego budżetu był też Gomułka, ale nie wiem czy jego wizja tzw. małej (siermiężnej )stabilizacji jest godna wychwalania.
arkona napisał(a):Hmm to znaczy gdy pieniądze ma rząd i je wydaje to nic się nie dzieje, ale gdy te same pieniądze mają obywatele i je wydają to grozi inflacją. Śmiała teza. Pieniądz i jego wartość podlega takim samym prawom popytu i podaży jak każdy inny towar na rynku. Wynika z tego, że wzrost podaży ilości pieniądza na rynku prowadzi do wzrostu cen w nim wyrażonych i odwrotnie, gdy spada podaż pieniądza ceny maleją. W powyższym przypadku pieniądz tylko zmienił właściciela ilościowo pieniędzy w obiegu pozostało tyle samo. Skąd się bierze inflacja? Jak łatwo zauważyć inflację powodują Ci którzy zwiększają ilość pieniędzy na rynku. W naszym przypadku jest to państwo do spółki z bankami
.
Gospodarka rozwija się cyklicznie. W fazie kryzysu dosypywanie pieniędzy przez rząd (o ile je ma, a nasz nie ma) jest korzystne natomiast w fazie ożywienia, a szczególnie rozkwitu jak to miało miejsce za rządów PIS taka operacja jest ze wszech miar niepożądana może doprowadzić do inflacji co wymusi na banku centralnym hamowanie poprzez zwiększenie stóp procentowych. Nie ma tu znaczenia czy dodatkowe środki pochodzą od obywateli np. w wyniku obniżenia podatków czy też z innych źródeł.
arkona napisał(a):
Po:
1. Słyszałeś coś o zasadzie przerzucalność podatków czy o krzywej Laffera?
2. Milton Friedman wyróżnił 4 sposoby wydawania pieniędzy. 1. swoje pieniądze na siebie, 2. swoje pieniądze na kogoś, 3. nie swoje pieniądze na siebie, 4. nie swoje pieniądze na kogoś. Tylko dwa pierwsze sposoby nie prowadzą do marnotrawstwa. Teraz pytanie który z powyższych sposobów obrazuje wydawanie pieniędzy przez państwo. Dla ułatwienia nie są to dwa pierwsze sposoby :D . Wynika z tego, że czym mniej państwo nam zabiera pieniędzy i wydaje tym lepiej dla nas i dla gospodarki bo wtedy środki pienięzne są wydawane bardziej efektywnie.
3. Sugerujesz wprowadzić politykę protekcjonistyczną? Jest takie stare powiedzenie "Gdy towary przestają płynąć przez granice, to za nie długo przejdą tamtędy wojska". .
1)Teoria Laffera mówi jedynie o tym, że wpływy podatkowe nie rosną wprost proporcjonalnie w stosunku do wzrostu stawek podatkowych. co nie znaczy, ze wartość sumy podatków nie rośnie wraz z ich wzrostem . To jest skomplikowany problem i w większym stopniu dotyczy podatków CIT i PIT, ale przedsiębiorców. W przypadku podatku PIT dla najlepiej zarabiających pracobiorców prawo Laffera nie jest takie oczywiste.
2)Luksusowa konsumpcja nie napędza gospodarki w takim stopniu jak ta podstawowa. W kraju nie produkuje się dóbr luksusowych i z wygenerowanych poprzez obniżenie podatków dla najbogatszych środków skorzystają firmy i gospodarki innych krajów lub co gorsza fundusze hedgingowe co może przyczynić się do spekulacyjnego wzrostu cen ropy naftowej, nieruchomości itp. i w konsekwencji zamiast zyskać stracimy.
W dodatku dopóki nie ma zrównoważonego budżetu wszelkie obniżanie podatków prowadzi do zadłużania się państwa i w konsekwencji pogorszenia jego kondycji w przyszłości. Winnymi takiej radosnej twórczości powinien zająć się prokurator.
3)jak go zwal tak go zwał tak go zwał. Czego by nie powiedzieć każde państwo dba o własne interesy tak było, tak jest i tak będzie.
arkona napisał(a):
Ta wypowiedż śmierdzi lewactwem na kilometr (bez obrazy). Chyba pozwolisz ludziom robić z pieniędzmi to co im się podoba. Może lubisz jak państwo ingeruje w Twoje życie. Ja wolę trzymać państwo od mojego życia z daleka.
Z moralnego punktu widzenia wysokie podatki dla najlepiej zarabiających to grabież w biały dzień, ale sytuacja jest nienormalna. Jak się pali i wali to ktoś musi zapłacić za akcję ratunkową. Czy twoim zdaniem mają to być najubożsi ?