Proszę nie dziękować.
Co i z kim pił premier? Czyżby małpki-palikotki mu zaszkodziły?
Witold P. napisał(a):
Co i z kim pił premier? Czyżby małpki-palikotki mu zaszkodziły?
.png)
Bocian napisał(a):Witold P. napisał(a):Co oznaczają wyłogi na klapach tego dziwnie znajomego bohatera?
To patka kołnierzowa SS-Sturmmanna. Dziwnie znajomy? Mi jakoś nikogo nie przypomina. To ktoś od ciebie?
.png)
.png)
arkona napisał(a):A skoro jesteśmy w tematach około Wehrmachtowych (choć to nie Wehrmacht). To ja mam pytanko , ktoś kojarzy tego gościa - pierwszy z dołu od prawej... Jakaś taka znajoma gęba...[/url]
.png)
hepik napisał(a):Witold P. napisał(a):
Co i z kim pił premier? Czyżby małpki-palikotki mu zaszkodziły?
Jak to z kim?
Jedyne sensowne pytanie-kto pił na krzywy ryj ?
.png)
realista2 napisał(a):Zacznijmy od tego, że bezkrytycznym zwolennikiem tej czy innej partii politycznej obecnej w parlamencie może być ktoś kto ma w tym jakiś interes, albo głupiec. Dlatego pozostaje nam jedynie wybrać mniejsze zło. To dlatego większość z nas w tym i niżej podpisany głosuje nie za PO tylko przeciw PIS..
1)PIS pod koniec swoich rządów zostawił nadwyżkę budżetową?????? To chyba żyjemy w alternatywnych światach. Cała historia III Rzeczpospolitej to jedno wielkie zadłużanie i nigdy żadnemu rządowi nie udało się zrównoważyć budżetu. Najgorzej było w 1990r. wówczas dług = wartość gospodarki z całego roku i wynosił ok. 100%. Wzrost PKB w późniejszych latach spowodował, że mimo wzrostu zadłużenia relatywnie w ujęciu procentowym do PKB spadał i wynosił:
2005 - 48%
2006 - 48%
2007 - 45%
2008 - 47%
2009 - 50,7%
Istnieje realna szansa, że mimo kryzysu nie przekroczymy w 2010 r. tzw. konstytucyjnego progu ostrożnościowego czyli 55% PKB. Tak zdefiniowany dług obejmuje środki zgromadzone w OFE (obligacje) co stanowi 10% zadłużenia, ale tak jak w każdym państwie członkowskim UE nie obejmuje zadłużenia z tytułu wypłat przyszłych emerytur po uwzględnieniu których jest to 200% PKB!!!!!!!!!!!!!!
2)Wzrost gospodarczy????? Jaki wzrost??? Te 1,8% w 2009 w stosunku do 6,5% w 2007 to jest przepaść. W dodatku spadek kursu złotego błyskawicznie zwiększył wartość złotówkową długu w walutach, a konkurencja na światowym rynku wymusza zwiększenie oprocentowania naszych papierów dłużnych.
Co do środków na rachunku NBP to co piszesz jest demagogią w czystej formie bo Lepper chciał sięgnąć po rezerwy walutowe czyli pieniądz wirtualny, a rządowi chodzi o zysk NBP wynikający z różnic kursowych.
.Skąd się bierze zysk banku centralnego? Po pierwsze, z operacji finansowych. NBP pożycza pieniądze bankom komercyjnym, przyjmuje także ich lokaty, trzyma swoje rezerwy walutowe w oprocentowanych papierach dłużnych - na przykład obligacjach amerykańskiego rządu. Druga część zysku NBP pochodzi z różnic kursowych. Oficjalne rezerwy walutowe wynoszą 47,7 mld euro lub - jak kto woli - 67,1 mld dol. Rok temu byłoby to 142 mld zł, dziś 213 mld zł. Zgodnie z zasadami księgowości przyrost wartości aktywów jest traktowany jako zysk, a spadek jako strata. W gruncie rzeczy w ciągu roku rezerwy dewizowe NBP liczone w dolarach lub euro spadły, ale liczone w złotych wzrosły, gdyż dziś dolar kosztuje 3,20 zł, a przed rokiem 2,12 zł.
Jest to zysk tylko na papierze. Co więcej, trzeba się liczyć z tym, że złoty za jakiś czas zacznie się umacniać i wówczas te papierowe zyski zamienią się w straty. Tak się zdarzyło w roku 2007 i nie jest wykluczone, że podobnie stanie się za rok lub dwa.
Gdyby do budżetu państwa wpłacano zysk wynikający z różnic kursowych, w okresie osłabienia złotego na rynku pojawiałby się dodatkowy pieniądz, który NBP musiałby "wysuszać", podwyższając stopy procentowe. Do państwowej kasy co jakiś czas padałaby manna z nieba - przejmowałby zysk NBP, wynikający z różnic kursowych - a w innych latach byłaby posucha. Aby uniknąć tych problemów, w księgowości banków centralnych obowiązuje zasada tworzenia rezerwy na różnice kursowe. Popularnie nazywa się ją rezerwą rewaluacyjną. Część papierowych zysków jest odprowadzana na rezerwę i pozostaje w banku. Rząd do tych pieniędzy nie ma prawa.
W 2003 roku ówczesny minister finansów i wicepremier Grzegorz Kołodko zaproponował, by NBP przekazał część rezerwy rewaluacyjnej, która wówczas wynosiła 27 mld zł, do budżetu państwa. Uważał, że rezerwę tę można bezpiecznie ograniczyć o jedną trzecią, czyli o 9 mld zł. Jego argumenty były następujące: rezerwa jest zbyt duża, a nie istnieje niebezpieczeństwo, że złoty powróci do kursu sprzed lat, czyli 3 zł za dolara. Należy się raczej nastawić na to, że się będzie stale osłabiał. Dolar kosztował wówczas 4 zł, a euro 4,30. Po kilku latach okazało się, że prognoza kursowa wicepremiera okazała się całkowicie błędna. Zwłaszcza w stosunku do dolara (a większość rezerw zagranicznych trzymamy w tej walucie) złoty umocnił się i w roku 2008 był dwukrotnie więcej wart niż w 2003. W pewnym momencie dolar kosztował mniej niż 2 zł.
Propozycja Kołodki została wówczas odrzucona przez NBP i Radę Polityki Pieniężnej, a następca Kołodki, który w połowie 2003 roku został zdymisjonowany, Andrzej Raczko do pomysłu przejęcia rezerwy rewaluacyjnej nie wracał.
Powrócił rząd Tuska, który ma trudności ze związaniem końca z końcem. Wprawdzie premier nie powiedział wprost, że chodzi mu o rezerwę na wahania kursowe, ale NBP zapewne nie będzie miał w tym roku innego zysku niż ten papierowy, spowodowany osłabieniem złotego. Prezes banku już zapowiedział, że dużych pieniędzy spodziewać się od niego nie można. Na pewno nie 10 mld, o których marzy Tusk. Zresztą sama propozycja wzięcia pieniędzy z kasy banku centralnego przez rząd jest na granicy skandalu. A że "rząd liberalny" ściąga pomysły od populistów, jest dodatkowym smaczkiem.
Rząd ma na usprawiedliwienie tylko jedno. W ostatnich miesiącach największe banki centralne świata złamały zasady, które wcześniej były uznawane za święte. Pompowały pieniądze do banków, wykupywały złe aktywa, finansowały zadłużenie rządów. Na tle tego propozycja przejęcia części rezerwy na wahania kursowe tak nie bulwersuje, choć na miejscu premiera bym jej nie zgłaszał. NBP i tak pieniędzy nie da, a Tusk zasłuży na miano "ucznia Leppera".
Trudno winić obecny rząd za to, że walczy z trudną sytuacją która powstała bez jego winy, ale zgadzam się, że sięganie po środki zgromadzone w FRD to zbrodniczy plan dodajmy jednak, że to pomysł koalicjanta.
Reforma ZUS co to znaczy ? To znaczy obniżenie emerytur. Jaki rząd narazi się swoim wyborcom ? Czy rząd PIS coś w tym kierunku zrobił? PO przynajmniej rozwiązała problem wcześniejszych emerytur i chwała im choć za to.
Deficyt budżetowy to wynik nauk Keynesa. Wcześniej minister finansów który odważyłby się coś takiego zaproponować zalazłby się w więzieniu, ale przykład frankistowskiej Hiszpanii jest nieszczególny z uwagi na to, ze w tamtych czasach zadłużenie żadnego państwa nie osiągało tak monstrualnych jak obecnie rozmiarów. Zwolennikiem zrównoważonego budżetu był też Gomułka, ale nie wiem czy jego wizja tzw. małej (siermiężnej )stabilizacji jest godna wychwalania.
Gospodarka rozwija się cyklicznie. W fazie kryzysu dosypywanie pieniędzy przez rząd (o ile je ma, a nasz nie ma) jest korzystne natomiast w fazie ożywienia, a szczególnie rozkwitu jak to miało miejsce za rządów PIS taka operacja jest ze wszech miar niepożądana może doprowadzić do inflacji co wymusi na banku centralnym hamowanie poprzez zwiększenie stóp procentowych. Nie ma tu znaczenia czy dodatkowe środki pochodzą od obywateli np. w wyniku obniżenia podatków czy też z innych źródeł.
Teoria Laffera mówi jedynie o tym, że wpływy podatkowe nie rosną wprost proporcjonalnie w stosunku do wzrostu stawek podatkowych. co nie znaczy, ze wartość sumy podatków nie rośnie wraz z ich wzrostem . To jest skomplikowany problem i w większym stopniu dotyczy podatków CIT i PIT, ale przedsiębiorców. W przypadku podatku PIT dla najlepiej zarabiających pracobiorców prawo Laffera nie jest takie oczywiste.
Luksusowa konsumpcja nie napędza gospodarki w takim stopniu jak ta podstawowa. W kraju nie produkuje się dóbr luksusowych i z wygenerowanych poprzez obniżenie podatków dla najbogatszych środków skorzystają firmy i gospodarki innych krajów lub co gorsza fundusze hedgingowe co może przyczynić się do spekulacyjnego wzrostu cen ropy naftowej, nieruchomości itp. i w konsekwencji zamiast zyskać stracimy.
W dodatku dopóki nie ma zrównoważonego budżetu wszelkie obniżanie podatków prowadzi do zadłużania się państwa i w konsekwencji pogorszenia jego kondycji w przyszłości. Winnymi takiej radosnej twórczości powinien zająć się prokurator.
Z moralnego punktu widzenia wysokie podatki dla najlepiej zarabiających to grabież w biały dzień, ale sytuacja jest nienormalna. Jak się pali i wali to ktoś musi zapłacić za akcję ratunkową. Czy twoim zdaniem mają to być najubożsi ?
.png)
niezawodny napisał(a):arkona napisał(a):A skoro jesteśmy w tematach około Wehrmachtowych (choć to nie Wehrmacht). To ja mam pytanko , ktoś kojarzy tego gościa - pierwszy z dołu od prawej... Jakaś taka znajoma gęba...
Witamy bulteriera Kurskiego na CRO.PL / nick "arkona" / pochodzenie - IV-ta RP...
W/w zdjęcie powstało w 1939 roku (podpis pod zdjęciem), i nie przedstawia żołnierzy wehrmachtu. Insynuacje że to dziadek premiera to prymitywne oszołomstwo i nieznajomość faktów:
http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Tusk
P.S.
Ja myślę że na w/w zdjęciu jest dziadek "arkony" lub "Witolda P" - bardzo podobny...
.png)
janniko napisał(a):..
naród, czyli niestety motłoch..
bo cham zawsze będzie chamem, na wieki wieków amen!
Tak to jest jak chłopstwo i robolstwo wlezie w gumiakach na salony i zamiast uczciwie orać pole lub mieszać zaprawę w betoniarce, to się im kurde gabinety zamarzyły..
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
.png)
weldon napisał(a):jp napisał(a):Ciekawe ile czasu istniałaby firma zarządzana demokratycznie.
Nawet wieczność. To jest tylko kwestia ilości właścicieli firmy.
.png)
realista2 napisał(a):Najśmieszniejsze jest to, że jak się skrytykuje nieudolne rządy PIS to jego zwolennicy zaraz wykrzykują, że PO nie lepsze. Mimo wszystko trochę lepsze, ale też do bani.
.png)
Witold P. napisał(a):Hmmm......Znalazłem coś takiego.Bardzo ciekawa lektura.
http://aferyprawa.com/index.php
