9 września, środa cd.Dalsza jazda na południe Jadranką to spora przyjemność
. Teoretycznie dobrze znamy ten odcinek bo nieraz jeździliśmy tędy tam i z powrotem w 2007… ale to było tak dawno, że praktycznie już wspomnienia z pamięci uleciały. To co zmieniło się na pewno to fakt, że na tym odcinku ruch samochodowy zmalał do właściwie zera
, taką pustą drogą na której nie spotyka się jadącego z naprzeciwka pojazdu przez kilkanaście km dawno nie zdarzyło mi się jechać – o ile w ogóle.
Po minięciu zjazdu na prom którym moglibyśmy się dostać na Pag (kiedyś płynęliśmy, dziś pojedziemy naokoło
) niedługo dojeżdżamy do Cesaricy, a tuż za nią leży rozciągnięta, składająca się z kilku części Ribarica. Miejsce naszych pierwszych chorwackich noclegów wspominamy głównie z powodu potężnej bury której tu doświadczyliśmy, był to jak dotąd najsilniej wiejący wiatr z jakim mieliśmy okazję się zetknąć
, a także z powodu sympatycznej kwatery w której mieszkaliśmy. Poznałem miejsce w którym skręcało się z głównej ulicy i zjechaliśmy kawałek w dół by sprawdzić czy poznamy też dom… pewnie tak by się stało gdybyśmy się zatrzymali i sprawdzili to na spokojnie a tak podczas wolnego przejazdu nie byliśmy pewni gdzie to było. Ale też nie miało to aż takiego znaczenia.
Na tym odcinku Jadrankę poprowadzono w pobliżu wybrzeża, lubimy jechać nad samą wodą dlatego jak napisałem jazda sprawiła nam dużą przyjemność
. Kawałek za Ribaricą leży Karlobag, całkiem przyjemna miejscowość w której zatrzymałem się na chwilę by zrobić zdjęcia tutejszego kościoła – a właściwie jego ocalałej wieży i pozostałości jednej ze ścian. Wyczytałem bowiem że zbudowany w 1710 roku kościół sv. Karlo Boromejski został zniszczony na skutek bombardowania w czasie II wojny w roku 1943.
Jadąc dalej sądziłem że samochodowy ruch się jakiś pojawi
, zbliżaliśmy się bowiem do Starigradu-Paklenicy, bez wątpienia znanej miejscowości (która zresztą chorwacka miejscowość jest nieznana
) z Parkiem Narodowym Paklenica. Starigrad wyglądał jednak jak wymarły
, zero ruchu nie tylko samochodowego ale też i ludzi na ulicach nie było w ogóle widać… zastanawialiśmy się czy to norma o tej porze roku, czy może jednak efekt pandemii?
. Przed laty nie zdecydowaliśmy się na odwiedzenie Parku, także teraz nie było to w planie naszej podróży.
Zatrzymaliśmy się za to na chwilę w miejscowości Rovanjska, leżącej na samym końcu głębokiej zatoki. Skusiło nas korzystnie wyglądające wybrzeże i plaża po drugiej stronie, dlatego tam zjechałem, poza tym zbliżała się pora drugiego śniadania
. Niestety, okazało się (dość często się tak okazuje) że plaża wygląda fajnie ale tylko z daleka, z bliska nie jest już tak korzystnie
, poza tym mimo względnych pustek aby zamoczyć się tu w wodzie znów musielibyśmy przywdziać plażowe stroje.
Szuterek wzdłuż plaży, raczej kamienistej.
Śniadanie pochłonęliśmy skrywszy się w cieniu pachnących pinii pobliskiego lasku
. Wracając zatrzymałem się jednak ponownie bo bardzo spodobał się nam stojący przy ładnie odnowionym w tym miejscu nabrzeżu i parkingu kościół.
Crkva sv.Jurija została zbudowana około 1000 lat temu
. Niestety była zamknięta więc mogliśmy się przyglądnąć tylko z zewnątrz.
Z tyłu znajduje się niezbyt duży cmentarz, zajrzałem by (z ciekawości
) sprawdzić czy jest tu woda… nie było.
Wyremontowane nabrzeże Rovanjskiej i Luna w cieniu tamaryszków
.
Niedaleko powstał wiadukt autostradowy.
Upalna, bezchmurna pogoda to coś z czym rzadko miewaliśmy okazję się zetknąć w Chorwacji
, chętnie zanurzylibyśmy się w wodzie by nieco się schłodzić, to przypadkowe miejsce jednak niezbyt nam odpowiadało. Jedziemy więc dalej, może kolejny zaplanowany cel okaże się łaskawszy?
.
c.d.n.