Uliczki są tutaj jednokierunkowe, więc jedziemy zgodnie z przepisami, nadkładając kawałek. Zresztą droga na okrętkę wydaje nam się łagodniejsza
Wyjeżdżamy koło mini parku Branitelja domovine, czyli parku obrońców. Znajduje się tu pomnik z nazwiskami bohaterów walczących o wolność i honor swojej ojczyzny, w latach 1941-1945.
Zaraz obok znajduje się kościół sv. Lovre
Ale zanim do niego dotrzemy zostajemy zatrzymani przez wesołego mieszkańca Kali, przejeżdżającego na skuterku. Widok niecodzienny - w prawej ręce trzyma puszkę z piwem i właśnie je kończy.
Po chwili już wszystko jest dla nas jasne. W zeszłym roku trafiliśmy na Vincenta, w tym mamy jego odpowiednik o imieniu Antonio.
Jest bardzo miły więc rozmawiamy z nim chwilę, po czym zaprasza nas do stolika zaraz obok. Rozsiadamy się wygodnie. Z wycieczki i tak nie skorzystamy ale pogadać możemy. Antonio ze skuterka zabrał kolejne piwo i oferuje następne dla nas, ale grzecznie dziękujemy.
Opowiada nam nieco o sobie, rodzinie, miejscowości i zaprasza nas do domu jego mamy niedaleko, przegryźć coś i na piwo. Mam wrażenie, że zaraz nas tam siłą zaciągnie. Jest nieco zdziwiony, że odmawiamy.
Oczywiście zaprasza nas też na jedyny, niepowtarzalny rejs na Kornati, z przystankiem na Dugim Otoku w Parku Telašćica. Twierdzi przy tym, że to taki zufall, że mu z nieba spadliśmy i to w dodatku tutaj pod kościołem.
Rejs ma mieć miejsce kolejnego dnia, zaraz w sobotę a Antonio przyznaje otwarcie, że szuka chętnych bo ma mało osób. Trochę narzeka, że to ciężki biznes.
Prawdopodobnie rejsy jego statkiem startują już w Zadarze, a w Preko jest zbiórka dla chętnych z wysp. Jedzenie na statku, tak jak to na fishpiknikach bywa - z obiadem i trunkami bez limitu. W Parku Telašćica bodajże 3h przerwy ale nie pamiętam teraz dokładnie.
Na zakończenie kto chce może płynąć od razu do Zadaru i ma ten rejs w cenie.
Podaje nam cenę 290 kn za osobę, podobno bardzo atrakcyjną, chociaż jak zaglądałam później w relacje na forum to wydaje mi się standardowa.
My jednak się nie decydujemy i tu moje nastawienie do osoby Antionio się nieco zmienia. Zaczyna retorycznie pytać co to za wakacje jeśli ktoś przyjeżdża i spędza dzień na praniu, sprzątaniu i gotowaniu. No dobra, pranie i sprzątanie to ja rozumiem, bo tego na urlopie zwyczajnie nie robię (pomijając zmywanie naczyń po sobie i pozamiatanie podłogi) ale obiady gotuję sama bo po prostu jest taniej. Uwagę pomijam ale następna otwiera mi nóż w kieszeni. Pyta jakie mamy plany, więc próbujemy się wymigać wycieczką rowerową na drugi koniec wyspy. I znów słyszymy, że na wyspie nic ciekawego nie ma a co my mamy z tego jeżdżenia na rowerze. Tylko pedałowanie w upale, zmęczenie... Pojeździć se możemy w domu. A tak to piękne widoki zobaczymy, piękne zdjęcia porobimy, będziemy zadowoleni.
A ja akurat jestem zadowolona i dumna z siebie jak sobie wyjadę umęczona na górkę i z góry spojrzę na przepiękną okolicę wyspy Ugljan.
Marzę, żeby ta rozmowa się już zakończyła. Jestem zła na siebie, że nie rozpoczęliśmy jej od słów "już tam byliśmy".
Ostatecznie bierzemy ulotkę i umawiamy się, że zadzwonimy jeśli będziemy chcieli skorzystać w innym terminie. Kolejny rejs jest w poniedziałek a Antonio w niedzielę musi mieć ostatecznie liczbę chętnych, żeby zgłosić gdzieś tam ilość osób jaka będzie na statku - w razie kontroli wszystko musi się zgadzać.
Żegnamy się, patrzymy jak otwiera kolejne piwo, które nam również proponuje, siada z nim na skuterek i rusza w dół, do centrum Kali.
A my możemy w końcu spokojnie przejść do kościółka.
Zastajemy otwarte drzwi, więc zaglądam do środka. Niestety dalsze wejście jest niemożliwe, ale można spojrzeć przez szyby.
Położenie kościoła powyżej miasteczka zapewnia niezłe widoki

.png)
.png)
