ciąg dalszy dnia spełniania marzeń
Na górze było zimno, ale już schodząc w dół temperatura dawała się we znaki. Byłam pełna podziwu dla tych, których mijaliśmy na szlaku, dla tych idących pod górę.
I jeszcze mała historia jako bonus Iliji.
Kiedy szliśmy z przyklasztornego parkingu w kierunku szlaku minął nas biegnący pan (rany, jakie on miał pośladki
Tak na marginesie, na szlaku widziałam ślady kół rowerowych. Jacyś harcorowcy chyba, ale nie sądzę, żeby aż na szczyt wjeżdżali.
Wędrówka trwa, jesteśmy tuż przed furtką (kto wchodził wie o czy mówię)

i co......mija nas zbiegający pan z fajnym tyłeczkiem. Nie wierzę, naprawdę nie wierzę
Wracając do dalszej części dnia i już płaskiej powierzchni lądu.
Pogoda zrobiła się całkiem znośna, są chmurki, ale jest bardzo bardzo ciepło.
Jacek prawie zbiega z góry bo przecież dziś, to właśnie dziś jest wymarzony, długo wyczekiwany przez niego dzień.
Odkąd pamiętam mój osobisty mąż marzył o pontonie, z silnikiem. Marzył, oglądał oferty, próbował mnie przekonać i nic. W końcu bez przekonywania mnie (i tak wiedział jakie mam zdanie) w tym roku kupił używany ponton z silnikiem. Przytargał go aż ze szczecina. Wypucował, dał silnik do sprawdzenia do serwisu (okazało się, że igiełka), upchnął w naszego Mondzia ku mojemu przerażeniu i przywiózł do Cro. I pogoda i choroba ciągle krzyżowały mu plany. Codziennie Ivo przychodził i mówił: dzisiaj nie płyniesz, mistral wieje. Dzisiaj to, dzisiaj tamto.
W końcu mu się udało. Długo jakoś nie popływał, ale przynajmniej zadowolony był










Mnie się też udało raz przepłynąć, znaczy się udało się Jackowi mnie namówić. Jednak fale zbyt mnie przerażały.
Jacek na pantonie, a my z Julka na plaży walczyłyśmy z falami




i dziwnymi żyjątkami


Wakacje powoli zbliżają się do końca, każdy z nas marzy o odrobinie słońca na te ostatnie dni.

.png)
.png)
.png)
.png)




























