Pod koniec czerwca usłyszałem niepokojące pukania wydobywające się spod maski auta...
Wizyta u mechanika i....do wymiany koło dwumasowe...
Ból boli...ale na początku lipca operacja się udała i nastąpiła w aucie cisza...
A więc nastąpił długo wyczekiwany 15 lipca.
Wyjazd mieliśmy zaplanowany z rana...ale problemy u Justy w pracy spowodowały to ,że w trasę ruszyliśmy...dokładnie o 15:03...
Przez to opóźnienie i ogólnej bieganinie i pośpiechu...zapomniałem jak wcześniej pisałem zabrać plecaka z aparatem i maty przeciwsłonecznej na samochód....
Przejazd do Wrocławia spoko (tankowałem w Kościanie...u nas na stacjach były zbyt duże liczby samochodów...a szkoda mi było czasu).
We Wrocławiu...masakra...w stronę na Kłodzko korki...na autostradzie zresztą też...i co tu robić....
Obmyślając plan jak zawsze zatrzymaliśmy się we Wrocławiu na małe coś nie coś
Potem na szczęście jakoś się uspokoiło...
W tym roku miałem jechać przez Boboszów...ale strata czasu i późny wyjazd z domu znów pokierowały mnie na A4 ,a potem A1.
Trasa przebiegała spokojnie i bez żadnych większych korków...aż do wjazdu na Węgry...
W tym roku to była masakra...wszystkie parkingi i stacje paliw nabite do granic wytrzymałości...
Dopiero tak w połowie drogi między Gyor ,a Budapesztem udało mi się zaparkować na zebrze na wyjeździe z parkingu...
Widząc co się dzieje postanowiłem jechać trochę inaczej...
Od Budapesztu w stronę na Osijek bardzo spokojnie...bardzo mało samochodów i puste parkingi....a do tego czyste toalety...


.png)
.png)



.png)
.png)