A więc Juliettę zapakowaliśmy do auta...

i poprowadziła nas do apartmana.
Powiem Wam tylko jedno bez niej z najlepszą nawet nawigacją nie trafiłbym na miejsce.
Dlaczego...ano dlatego ,że boczne uliczki w Himarze nie mają nazw...w każdym razie ja ich nie
widziałem.
Po dojeździe pod obiekt...kobiety poszły do studia.
Bo w sumie to tylko trzy fotki widziałem jeszcze w Polsce.
Justa przez balkon stwierdziła ,że jest tak jak na fotkach i może być.
Wiadomo ,że nie ma co porównywać do zeszłego roku...
Po fotkach i korespondencji z właścicielem
wiedziałem ,że studio posiada 2 balkony ,aneks kuchenny ,łazienkę ,telewizor , klimę ,parking
w każdym razie przed wyjazdem stwierdziliśmy ,że na 7 nocy może być.
Tym bardziej ,że tak jak w zeszłym roku nie braliśmy żadnych słoików ,makaronów ,itd...
Zresztą od Lefkady stołujemy się na mieście...
Balkon nr 1
Balkon nr 2
Nasze studiow dniu wyjazdu
w dniu przyjazdu
Parking
Dach parkingowy
I jeszcze raz dach parkingowy
Korytarz
Sąsiad obok ze swoim stadkiem
Jak widać po fotkach...byliśmy...no właśnie
u Albańczyków...nie
u Greków...też nie
byliśmy u albańskich Greków
Tak właśnie siebie nazywali...
Ogólnie apartman jak i cały obiekt czysty.
Bardzo mili gospodarze oraz sąsiedzi.
Często leciała grecka muza...ale to nie moja bajka
Do plaży mieliśmy pięć minut spacerkiem.
