Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Dolomitisuperski

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
tadeusz2
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 201
Dołączył(a): 25.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) tadeusz2 » 25.03.2012 22:29

7. - 4 marca 2012 cd.
Przez mgliste powietrze przebija się widok muldziastej nartostrady. Kilkunastocentymetrowa warstwa świeżego śniegu przykrywała góry i doliny marmoladowej nawierzchni.
Boże ratuj, co ja mam wszystkim powiedzieć?
"Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom,
gdzie jest ta Marmolada, co kocham ją"

Obrazek
Bohaterka

Obrazek
Wielka bohaterka

Postaliśmy chwilkę wypatrując tych pięknych gór, ale widoczność sto metrów z okładem.
Jedziemy, krzyknął kolega i ruszył pierwszy w dół. Za nim kolejni uczestnicy naszej wyprawy. Kątem oka widzę jak najmłodsza nasza uczestniczka zapina narty i celebruje jakoś dziwnie długo moment ruszenia.
- Jedź - ponaglam, bo pierwsi już zginęli mi z widoku za mgłą, a my tu wciąż stoimy.
- Nie, nie, jedź sam. Nie czekaj na nas. My tu swoim tempem pojedziemy.
Nie bardzo wiem, co robić. Po kilku ponagleniach widzę, że ustawia się do pługa i zaczyna ześlizgiwać się nie w dół a niemal w poziomym trawersie.
Włosy mi dęba stają, przecieram oczy. Znów wzywam Boga, przecież ja ją tu na pewną śmierć wystawiłem. Szybko zbieram myśli, przecież byliśmy razem w Szklarskiej na nartach i, chwila zamyślenia, i. I teraz pamiętam, że oni jeździli na Pchatku a my maltretowaliśmy do znudzenia trasę fisowska, zwaną potocznie Ścianą. Razem to byliśmy jedynie na herbatce w przewie między zjazdami. Co tu robić?
- Nie czekaj, damy sobie radę - zapewniał mnie jej mąż, który na sto procent wiem, że dobrze jeździ - potrzeba jej chwili na oswojenie się. Nie martw się, jedź.
Postałem jeszcze chwilkę, patrząc jak dziewczyna pługuje miedzy muldami w tempie "do wieczora zsunie się". Z wielkimi wyrzutami sumienia pognałem za resztą. Nieprzetartą, rozmiękczoną trasą dogoniłem grupę, która debatowała na skraju nartostrady o jej stanie.
- W Austrii -zaczęło się powolne rozszarpywanie mnie - trasy są codziennie ratrakowane. W Włoszech nie ma ratraków?
- W Austrii rano to jeździ się po sztruksie, wiesz takim śladzie po ratraku. instruowali mnie. - Słuchaj, trasy są tam równe jak stół.
Nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Jeszcze kilka razy "bo w Austrii" a zamkną mnie w wariatkowie.

Obrazek
Zjeżdżamy w dół

Obrazek
Jeziorko Fedaia

Zjeżdżamy dalej. Nawierzchnia staje się coraz lepsza, choć bardzo daleka od dostatecznej. Tu widać, że śnieg nie padał. Powietrze staje się bardziej przejrzyste. Pomimo grubej warstwy chmur odsłaniają się coraz to większe partie Dolomitów. Nie będziemy powtarzać tego zjazdu. Kierujemy się do wyciągu w stronę Arabby z nadzieją, że może tam będzie lepiej.
Siadamy na czteroosobową kanapę.

Obrazek
W prawo do kanapy

Obrazek
W drodze na Padon

Obrazek
Wygodna kanapa z kapsułą

- Dobrze, że miękka i ma osłonę z pleksi - usłyszałem pierwszy raz coś nie negatywnego. - Szkoda, że nie ma podgrzewanych siedzeń, bo w Austrii większość takich kanap ma grzałki.
Przełknąłem ślinę i wyciągnąłem dla uspokojenia aparat. Ciążył mi on wielce i to nie od ciężaru, ale od tego, że używałem go w znikomym rozmiarze. Najmarniejszy idiotaparat zrobi w słońcu zdecydowanie lepsze zdjęcie, niż w takim dniu jak dzisiaj najbardziej wypasiona lustrzanka.

Dotarliśmy na Pescoi.
Początkowy stumetrowy odcinek zjazdu z Passo Padon należy chyba do najtrudniejszych dla powracających z Marmolady. Dla mało wprawnych narciarzy stanowi, on nie lada wyzwanie. Jest to wąska rynna, zazwyczaj oblodzona i poszatkowana licznymi muldami. Nie lubię jej, bo jest tu zawsze spory tłok i trzeba uważać by kogoś nie rozjechać i samemu nie być staranowanym. Dzisiaj jest w najgorszym stanie, jakim kiedykolwiek go widziałem. Spod lodu zalegają na nim ogromne muldy rozmiękczonego śniegu. Na szczęście o tej porze nie ma tłoku, zatory robią się tu dopiero po południu. Przemęczam się tym wąskim odcinkiem i dojeżdżam do płaskiego trawersu. Przede mną bardzo stromy, krótki odcinek, po którym jest długa prosta. Dla mnie jest to ulubione miejsce, kiedy można nabrać sporej prędkości i gnać na złamanie karku do samego wyciągu. Tym razem zastałem tu kretowisko.

Obrazek
Czerwona trasa

Obrazek
Czerwono-czarna

Obrazek
Czas na bombardini


Potem kierujemy się dalej w dół do Arabby. Zjeżdżamy początkowo czerwoną trasą a później czarną. Nawierzchnia ma daleko do poprawności, ale u znajomych zatliła się malutka iskierka nadziei, że może da się tu gdzieniegdzie pojeździć. W Arabbie, rezygnujemy z przedostania się na przeciwległe stoki. Widok trawiastych łąk zastopował w nas zapędy do dalszych wędrówek. Na wieść, że aby się tam dostać trzeba przejść na piechotę przez ulicę niemały kawałek drogi, utwierdził nas w tym, aby pozostać po tej stronie mieściny. Wracamy gondolką jadącą na Portavescovo, z której można wysiąść na Pescoi lub też dalej jechać do góry. Ponawiamy zjazd do Arabby inną czarną trasą. Nie jest źle, jak oceniają znajomi. Szkoda tylko, że tak słabo przygotowane trasy, usłyszałem na zakończenie tego etapu. Nie obyło się bez wysłuchania rytualnego zwrotu "bo w Austrii".

Obrazek
W dole Arabba

W zasadzie niewiele kilometrów za nami, postanawiamy nie przemęczać się za bardzo jak na pierwszy raz. Szkoda też ryzykować złapania jakiegoś nieszczęścia na tak kiepskich trasach? Zatrzymujemy się w okrągłym i przeszklonym barze. Jest stosunkowo ciepło, osiem stopni powyżej zera. Wypijam pierwsze i ostatnie tego sezonu bombardini, ajerkoniaczek na ciepło z bitą śmietaną. Jak dla mnie to za słodki trunek.

Obrazek
Czas na bombardini

Obrazek
Złapany na foceniu

Wracamy do hotelu, zgodnie postanawiamy.
Jadąc na Passo Padon mocno trzeszczącym i drewnianym krzesełkiem usłyszałem uwagę, że cały wyciąg jest z odzysku, zdemontowany pewnie gdzieś w Austrii. Nagle dostrzegłem w dole na rynnie sylwetkę jadącą w stylu, który miałem przyjemność już dzisiaj widzieć. Wyostrzam wzrok i Boże, co oni tu robią? Wołam do nich, krzyczę, ale pochłonięci zsuwaniem się między muldami w dół nie reagują. Zjeżdżamy za nimi, postanowiłem po wysiadce z wyciągu, zrobimy jeszcze raz tę trasę. Dodamy raptem kilometr zjazdu. Po chwili jesteśmy przy nich. Żyją, są cali i jadą do Arabby. Oceniając ilość drogi, jaką dotychczas pokonali powinni z tego miejsca jechać w zupełnie przeciwnym kierunku, aby zdążyć na kolację. Poleciłem im, aby dojechali teraz do krzesełka i wracali natychmiast nim na Padon.

Dojeżdżamy do Fedaia. Zaczyna siąpić mżawka. Do hotelu sześć kilometrów w tym dwa po muldach. Męczymy się okrutnie, to nie jest zwykłe narciarstwo to jakieś ekstremalne zawody. Muldy, muldy kawałek w miarę równego i znów muldy, muldy. Zatrzymujemy się przed ostatnią partią muld, po niej już tylko długa kilkukilometrowa prosta. Słysząc polska mowę zaczepia nas jakiś rodak z pytaniem, którędy do krzesełka na Marmoladę? Umówił się na stacji pośredniej z żoną i nie wie jak tam dotrzeć. Nie bardzo chce przyjąć do wiadomości, że wyciąg krzesełkowy, który wisi tuż nad naszymi głowami jedzie na Passo Padon. Zaczął wzburzony narzekać na oznakowanie tras, na fatalny stan nawierzchni i włoski burdel. Nim się na dobre rozkręcił musiałem niemal siłą wypychać do zjazdu znajomych. Po chwili byliśmy już w hotelu.

Umawiamy się w SPA z tym, że ja przyjdę tam dopiero po powrocie najmłodszych. Może trzeba będzie im w czymś pomóc, pomyślałem. Wcześniej dzwoniłem, ale bez odzewu. Widocznie mają za słabe dzwonki. Zresztą tłumaczę sobie, że brak informacji jest najlepszą informacją. Gdyby, tfu, tfu coś się stało pewnie by już sami dzwonili.
Przed piątą widzę z tarasu na ścieżce dojazdowej dwie znajome postacie. Wychodzę im naprzeciw, aby pokazać, gdzie mają się rozłożyć ze sprzętem.
Zapytałem najmłodszą, czy mogę zadać jej jedno osobiste pytanie. Pozwala.
- Czy dzisiejszy dzień był najcięższym w jej życiu?
- Zdecydowanie tak.

Obrazek
Mokro przed hotelem, wciąż pada.

Obrazek
Z tarasu wypatrzyłem znajome sylwetki na dojeździe do hotelu.

Na basenie spokój, tylko dwie osoby pływają. Ostatnim razem byliśmy tu chyba w czasie ferii, bo wydzierających się na całe gardło dzieciorów były tabuny. Próbowaliśmy wtedy przychodzić o różnych porach z nadzieją, że może akurat ich nie będzie. Gdzie tam, gdy jedni kończyli to nowi z wrzaskiem wskakiwali do wody.
Po dawce nart i basenu czas do kolacji dłuży się niemiłosiernie. Każda minuta to wieczność. Trzy minuty przed siódmą poganiam żonę do wyjścia. Wyjedzą wszystko, nic nie zostanie, zabraknie, będzie zimne i w ogóle, co to za zwyczaje, aby się przeszło minutę spóźniać? A jak nie będzie windy to jeszcze dłużej.
Kiedy wchodzimy na stołówkę, niemal wszystkie miejsca zajęte. Psiakrew, otwarte od wpół do siódmej.

O jedzeniu we włoskich hotelach powinienem napisać odrębną relację. Jest tu taki zwyczaj, że podczas kolacji wybiera się menu na następny wieczór. Z trzech pierwszych dań zakreśla się jedno i jedno z trzech drugich dań. Dodatki, sałatki i słodycze są w tak zwanym szwedzkim stole, bez ograniczeń. Zazwyczaj wybór jest tylko iluzoryczny i nie zawsze to, co jest przetłumaczone jest tym, czego się spodziewamy otrzymać."Beef w sosie maszrumowym" to nie pieczeń wołowa z grzybami a zimne plasterki szynki oblane pastą o smaku grzybów.
Wuerstella, identycznie nazwana w trzech językach to dosłownie paróweczka owinięta żółtym serem. To mniej więcej tak, jakby w Polsce cudzoziemiec zmawiając gołąbki, spodziewał się otrzymać wyrafinowane danie z drobiu.
Tego dnia prawdziwym rarytasem była zupa grzybowa. Jedyną rzeczą jaka mi tu smakuje to zupy, które czasem są podawane, jako dodatkowe gorące danie w zestawie szwedzkostołowym. Nie spotkałem żadnej, która nie odpowiadałaby mi w przeciwieństwie do znajomych z Niemiec. Ci po pierwszej łyżce odstawili talerze uznając, że jest za słona.
- Ci Włosi to jacyś oszuści, specjalnie przesalają jedzenie, aby zamawiać coś do picia.
Nie dodałem, że przy kolacji wszelkie napoje są płatne. Nie ma kawy, herbaty, czy wody. Za wszystko trzeba płacić, nie od razu rzecz jasna. Rachunek trafia na recepcję. Dopiero na koniec pobytu podsumują, złupią i puszczą w skarpetkach.
Tu muszę przyznać rację znajomym, podczas kolacji miewałem straszliwe pragnienie i zmuszony byłem zawsze zamawiać piwo. W Polsce bym wiedział co robić kiedy zupa za słona, ale tutaj?
Do późnej nocy dzieliliśmy się wrażeniami z pierwszego dnia na nartach. Obiecałem, że pojedziemy niedaleko, kilkanaście kilometrów stąd, do Alleghe pod Civettą. Tam z całą pewnością trasy narciarskie będą fantastycznie przygotowane.
marze_na
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8663
Dołączył(a): 12.08.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) marze_na » 26.03.2012 09:15

Nartowałam w tym samym tygodniu co Ty. Tyle, że w wychwalanej przez Twoich znajomych Austrii. Pogodę w niedzielę 04.03 miałam zdecydowanie lepszą, bo mimo pozornego zachmurzenia zdołaliśmy się ładnie opalić, ale utrzymanie tras na Zillertal Arenie niewiele odbiegało od tego co opisałeś w powyższym odcinku :twisted:.

Możesz zapytać znajomych w jakich to ośrodkach w Austrii jeździli po tych niby fantastycznie wyratrakowanych trasach? Ciekawa jestem niezmiernie :wink:
FUX
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13020
Dołączył(a): 14.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) FUX » 26.03.2012 09:36

W poprzednim sezonie w Soelden także nie wiedzieli, do czego ratraki służą... :twisted:
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14799
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 26.03.2012 13:10

tadeusz2 napisał(a):Początkowy stumetrowy odcinek zjazdu z Passo Padon należy chyba do najtrudniejszych dla powracających z Marmolady. Dla mało wprawnych narciarzy stanowi, on nie lada wyzwanie. Jest to wąska rynna, zazwyczaj oblodzona i poszatkowana licznymi muldami. Nie lubię jej, bo jest tu zawsze spory tłok i trzeba uważać by kogoś nie rozjechać i samemu nie być staranowanym.

Kojarzę to miejsce. Tak jak piszesz, niezbyt fajny fragment, właśnie głównie na dużą liczbę narciarzy. Gdy tam dojechaliśmy, zobaczyliśmy kolejkę ustawiającą się do zjazdu 8O
To jeszcze nie byłoby najgorsze, ale wiadomo, że nie wszyscy w tej kolejce będą grzecznie czekać. Wąskie, oblodzone miejsce, tymczasem ludzie zjeżdżali w sposób zupełnie nieprzewidywalny. Niektórzy po prostu nie potrafili się zatrzymać, więc jechali w tej rynnie z okrzykiem na ustach :?

Na szczęście to krótki fragment trasy, ale potrafi zestresować.

Hotel ze spa - fajna sprawa na wieczorny relaks :) Musimy kiedyś pomyśleć o takim rozwiązaniu.
marze_na
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8663
Dołączył(a): 12.08.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) marze_na » 26.03.2012 13:42

maslinka napisał(a):Hotel ze spa - fajna sprawa na wieczorny relaks :) Musimy kiedyś pomyśleć o takim rozwiązaniu.


Tylko to kipskie hotelowe żarcie ... :evil:
Mam w tym temacie dokładnie takie same wspomnienia jak Tadeusz2
tadeusz2
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 201
Dołączył(a): 25.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) tadeusz2 » 27.03.2012 16:46

marze_na napisał(a):Nartowałam w tym samym tygodniu co Ty. Tyle, że w wychwalanej przez Twoich znajomych Austrii. Pogodę w niedzielę 04.03 miałam zdecydowanie lepszą, bo mimo pozornego zachmurzenia zdołaliśmy się ładnie opalić, ale utrzymanie tras na Zillertal Arenie niewiele odbiegało od tego co opisałeś w powyższym odcinku :twisted:.

Możesz zapytać znajomych w jakich to ośrodkach w Austrii jeździli po tych niby fantastycznie wyratrakowanych trasach? Ciekawa jestem niezmiernie :wink:

Wkrótce będę wiedział gdzie jeździli :)

FUX napisał(a):W poprzednim sezonie w Soelden także nie wiedzieli, do czego ratraki służą... :twisted:

Trudno uwierzyć, ale skoro tam byłeś .... :)

maslinka napisał(a):Kojarzę to miejsce. Tak jak piszesz, niezbyt fajny fragment, właśnie głównie na dużą liczbę narciarzy. Gdy tam dojechaliśmy, zobaczyliśmy kolejkę ustawiającą się do zjazdu 8O
To jeszcze nie byłoby najgorsze, ale wiadomo, że nie wszyscy w tej kolejce będą grzecznie czekać. Wąskie, oblodzone miejsce, tymczasem ludzie zjeżdżali w sposób zupełnie nieprzewidywalny. Niektórzy po prostu nie potrafili się zatrzymać, więc jechali w tej rynnie z okrzykiem na ustach :?

Na szczęście to krótki fragment trasy, ale potrafi zestresować.

Hotel ze spa - fajna sprawa na wieczorny relaks :) Musimy kiedyś pomyśleć o takim rozwiązaniu.

W pewnym wieku to czasem konieczność po nartach wygrzać się w saunie czy jacuzzi. :)

marze_na napisał(a):
maslinka napisał(a):Hotel ze spa - fajna sprawa na wieczorny relaks :) Musimy kiedyś pomyśleć o takim rozwiązaniu.


Tylko to kipskie hotelowe żarcie ... :evil:
Mam w tym temacie dokładnie takie same wspomnienia jak Tadeusz2

Według mnie pośrednim rozwiązaniem jest opcja z samym śniadaniem, a obiady samemu robić, bądź wałęsać się po lokalnych restauracjach. Przyznam, że tylko z lenistwa tego nie robimy. :(
tadeusz2
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 201
Dołączył(a): 25.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) tadeusz2 » 27.03.2012 17:20

8. Civetta - Dolomitisuperski nr 12

Stacja, do której się wybieramy ze znajomymi drugiego dnia naszego pobytu jest dwunastą w Dolomitisuperski. Dla wielu narciarzy z wielu względów jest pierwszą. Jest malowniczo położona, otoczona wysokimi szczytami górskimi, w tym kilkoma trzytysięcznikami z Monte Civettą (Sowia Góra) na czele. Leży z boku głównych kierunków turystyki narciarskiej i podobnie jak S.Martino jest mniej rozjeżdżona przez tłumy narciarzy. Bonusem obok pięknych krajobrazów są puste nartostrady. Byłem w niej kilkakrotnie. Zawsze pogoda była idealna i trasy znakomicie przygotowane.
Alleghe, małe półtoratysięczne miasteczko położone nad jeziorem o niewyszukanej i zdecydowanie prostej do zapamiętania nazwie Lago di Alleghe jest jednym z pięciu miejsc, z którego można się dostać na tereny tej stacji narciarskiej.
Ostatnim razem przyjeżdżając tutaj bez trudu znaleźliśmy miejsce na parkingu tuż przy dolnej stacji gondolki na Piani di Pezze. Pusty parking jest potwierdzał tylko informacje, że niewielu narciarzy się tutaj pojawia Dla mnie to idealne miejsce, aby się czasem zrelaksować bez obecności tabunów innych narciarzy.

Obrazek
W dole Aleghe

Obrazek
Wysiadka

Obrazek
Drugi odcinek wwozi nas na rozległą połoninę z której rozjeżdża się na cztery strony świata.

Obrazek
Ot, zwykła gondolka.

Obrazek
Ot, zwykła niebieska trasa.

Ostatnim razem mieliśmy bezwietrzną pogodę i niespotykaną nigdzie indziej ciszę zakłóconą czasem szumem pustych wyciągów. Niesamowite wrażenia sprawia jazda po prawie bezludnych terenach. Po śladach na sztruksie można było wywnioskować ilu narciarzy tego dnia tędy przejechało. Słońce, lekki mróz może minus jeden, idealna wręcz wymarzona pogoda na narty.
Jadąc w stronę Palafavery leśną trasą podziwialiśmy wspaniałe widoki. Podczas ostatniego pobytu nakręciłem tam kilka filmów. Dzięki temu, że było pusto, mogłem spoglądać w wizjer bez obawy, że kogoś rozjadę. Równe trasy pomagały trzymać kamerę w miarę bezwstrząsowo.

Obrazek
Palafavera

Obrazek
Warto mieć mapę.

Obrazek
Nie ma kogo za język złapać.

Obrazek
Wymarzone warunki narciarskie

Obrazek
i krajobrazowe.

Obrazek
Nic nadzwyczajnego, ale oko cieszy

Prawie całą skiarenę Civeta (80km tras) można przejechać bez odpinania nart. Trasy, jakie zaobserwowaliśmy w zdecydowanej większości są łatwe. Zaledwie kilka nieco bardziej wymagających, w moim odczuciu ciemnoczerwonych.
Spoglądając na mapę terenu rzuca się oczy jego różnorodność. Układ sieci połączeń wyciągowo-trasowych jest trochę skomplikowany. Bez mapy trudno się tutaj poruszać, zwłaszcza, kiedy nazwy miejscowości nic nam nie mówią, brzmią wszystkie obco. Ponadto tutejsze drogowskazy są dobierane według mało czytelnego klucza. Rejon jest bardzo rozległy, położony na kilku wzgórzach i w kilku dolinach z dość odległymi od siebie stacjami początkowymi.

Obrazek
Gdzieś na trasie

Obrazek
Pustawo

Podczas mojego pierwszego pobytu w Dolomitach miałem przyjemność jeździć na trasie zarezerwowanej przez organizatorów naszej wyprawy. Odcinek był wyłączony dla ogółu i na takiej zamkniętej trasie zorganizowano nam zawody slalomowe. Wrażenie niesamowite, kiedy startuje się w profesjonalnie zorganizowanej imprezie. Budka startowa, tyczki i meta, wszystko jak na zawodach Pucharu Świata, włącznie z grupą sędziów obserwujących trasę przejazdu. Czas mierzony elektronicznie. Na czterdziestu uczestników zmieściłem się w pierwszej ósemce, duma mnie do dzisiaj rozpiera. Odbyło się to na sześćsetmetrowej trasie o dźwięcznej nazwie Baldi prowadzącej z Col dei Baldi, z której rozjeżdżają się w kilku kierunkach nartostrady.

Obrazek
Budka startowa

Obrazek
Po prawej trasa, na której odbyły się zawody.

W ciągu dnia objechaliśmy wszystkie czynne nartostrady. Nie udało nam się przetestować bodaj dwóch czy trzech z uwagi na zagrożenie lawinowe. Nie udało nam się wrócić do dołu nartostradą. Ru de Porta i Reintro były zamknięte z uwagi na niedostateczną warstwę śniegu. Wcześniej miałem przyjemność nimi wracać, ale powrót utkwił mi w pamięci, jako droga przez mękę. Kilkukilometrowa trasa poprzecinana była ciekami wodnymi, kałużami. Rozmoknięty śnieg nie był w ogóle nośny. Trzeba było mocno odbijać się kijami, aby przesuwać się w dół. Rozpędzenie natomiast na stromszych odcinkach groziło wywrotką w śnieżne błotko. Wszystko miało miejsce, kiedy było się zmęczonym po całym dniu jazdy. Ostatnim razem niespecjalnie zmartwiło mnie zamknięcie drogi i konieczność powrotu na dół gondolką.

Obrazek
Pogoda dopisywała

Oceniając narciarsko stację powiem, że jest ona idealna na jeden dzień. Łączna długość tras jest wystarczająca, aby sporą jej część objechać. Długaśne i wolne można pominąć, choć żal, bo należą do bardzo malowniczych. Ostatnim razem żegnając się z Civettą mówiliśmy do zobaczenia, może za rok, może za kilka lat. Stacja z całą pewnością warta, aby do niej powrócić.

Obrazek
W oddali znajomy widok

Obrazek
Landszafcik

Obrazek
Ostatnia prosta

Taką stację miałem zamiar zastać w roku pańskim 2012 i pokazać ją znajomym.
Ostatnio edytowano 29.03.2012 14:34 przez tadeusz2, łącznie edytowano 1 raz
Rysio
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13045
Dołączył(a): 23.07.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) Rysio » 27.03.2012 18:41

Nie żebym się czepiał, ale mnie miła Pani w barze sprostowała - Bombardino - taka jest prawidłowa nazwa :wink:
FUX
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13020
Dołączył(a): 14.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) FUX » 27.03.2012 18:47

Miejsce fajne....
tadeusz2
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 201
Dołączył(a): 25.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) tadeusz2 » 29.03.2012 14:39

Rysio napisał(a):Nie żebym się czepiał, ale mnie miła Pani w barze sprostowała - Bombardino - taka jest prawidłowa nazwa :wink:

Nie ma sprawy, Bombardino też ładnie brzmi :)

FUX napisał(a):Miejsce fajne....

Mało uczęszczane, więc cromaniakom szczególnie może się podobać :)
tadeusz2
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 201
Dołączył(a): 25.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) tadeusz2 » 29.03.2012 17:10

9. - 5 marca 2012

Śniadanie w hotelu jest wydawane od 7.30 do 9.00. Przez siedem dni jego menu nie zmieniło się ani na jotę. Na szwedzkim stole leży wiecznie jeden gatunek szynki, salami i żółtego sera. Uzupełnieniem jest kosz pełen jakiegoś słodkiego różnorodnego paskudztwa w kolorowych plastikowych opakowaniach. W zestawie obowiązkowym są jajka i jajecznica w jednolitym żółtym kolorze. Miłym dodatkiem jest dzban chłodnego sekta, którym przepłukuje się po jedzeniu gardło. Grzechem jest narzekać, bo wyjdzie, że w domu lepiej się je, co jest nieprawdą. Minusem jest to, że colazione (po włosku śniadanie) jest wyjątkowo monotonne i niestety obfite. Aby dotrwać do ceny (po włosku kolacja) o 19-tej pasie się na zapas pochłaniając niebotyczne ilości kalorii. Wielu więc narciarzy wynosi ze śniadania kanapki czy batony. Na szczęście obsługa nie miała do tego zastrzeżeń.

Obrazek
Na dzień dobry widok z tarasu.

Obrazek
Nie wygląda to ciekawie.

Pogoda podobna do wczorajszej. Pochmurno, mglisto i mało przyjaźnie. Dżdży.
Na parkingu podchodzi do mnie jakiś krajan i proponuje kupno karnetu. Po głosie rozpoznałem jegomościa, który wczoraj przeklinał włoskie nartostrady. Wtedy był obuty kaskiem, goglami z zakrytym podbródkiem, więc nim go skojarzyłem minęła dobra chwila.
- Panie, to kpina, co tu się wyrabia. Żeby takie nartostrady? - zacytowałem tylko sens jego wypowiedzi. W treści było dużo więcej słów, które są powszechnie znane, ale nie zawsze używane.
- Panie, co tu tak leje? Co za pogoda? Jadę do Austrii! - gorączkował się, jakbym ja był temu winien. Pokiwałem ze zrozumieniem głową i poradziłem, aby jak najszybciej poszedł do kasy. Z ulgą przyjąłem jego odejście. Gdyby go znajomi zastali mógłbym być świadkiem jednokierunkowej dyskusji.

Obrazek
Tylko pare klamer I do roboty

Obrazek
W powietrzu coś wisi.

Jedziemy do Aleghe oddalonego o kilkanaście kilometrów od Malga Ciapela. Drogę biegnącą wzdłuż doliny pokonujemy w kwadrans. Obraz Civetty, jaki opisywałem znajomym nijak nie pasuje do rzeczywistości. Owszem, zastaliśmy pusty parking, gondolki bez tłumów wszystko zgodnie z zapowiedzią. Jednak pięknych widoków brak. Mokro i mglisto.

Obrazek
- To co, będzie pogoda?

Obrazek
- Będzie, będzie.

Obrazek
- Tyle, że deszczowa.

Wjeżdżamy pierwszym odcinkiem gondoli. Po ruchomym chodniku pomiędzy stacjami gondolek nie ma śladu. Być może lawina zmiotła go gdzieś do lasu. Pozostała po nim jedynie wyrwa ogrodzona płotem.
Na Col dei Bandi wysiadamy i co? Zwinęli góry zostawiając jedynie jasną powłokę mgły okraszoną lekkim deszczem.
- Coś nie widać tych Dolomitów. Pewny jesteś, że dobrze trafiliśmy? - delikatnie ironizowali znajomi.
- Jak mgła ustąpi jeszcze się naoglądacie, szczęki wam opadną z wrażenia - odcinałem się.
To jest pech. Tyle razy tu byłem i nigdy nie trafiłem na taką pogodę. Nawierzchnia nartostrad nieco lepsza od wczorajszych kretowisk, ale miękki śnieg w deszczu nie wróżył nic dobrego. Chyba się nie nacieszymy dzisiaj narciarstwem.

Obrazek
Na górze biało.

Obrazek
Wybieramy cele.

Jedziemy w stronę Palafavery, ale im niżej tym gorzej. Południowe stoki są całkowicie pozbawione śniegu. Spotykamy trasy, na których widać jedynie nagie łąki. Przejeżdżając obok grupki czeskich deskarzy słyszę utyskiwania "doperdeli s takim lyzovanim ". Nie wiedzą gdzie jechać zdezorientowani we mgle. Faktycznie, czytelnych informacji odnośnie czynnych czy zamkniętych tras brak. Sporo wypłaszczeń nie sprzyja jeździe na desce. Słyszę delikatne przekleństwa pod nosem również kolegi, który na dzisiejszy dzień wybrał zamiast nart właśnie deskę. Nie ma dzisiaj dobrego śniegu dla niej. Zawracamy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Nie podpisywałem zdjęć, bo wszystko jasne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Po prawej fajny zjazd.

Obrazek
Tyle, że miał tak wyglądać.

Coraz bardziej pada. Stroje narciarskie są nieprzemakalne, ale na pewno nie są wodoodporne jak zauważyłem po dwóch godzinach jazdy w deszczu.
Zjeżdżamy czerwoną trasą do drugiej gondoli. Żal tylko, że nawierzchnia rozmokła i muldziasta. Miejscami natrafiamy na szybkie odcinki, po których znów pojawiają się fragmenty pofałdowane, gdzie trzeba mocno wyhamowywać. Ponawiamy zjazd niemal równoległą nartostradą z podobnymi warunkami. Potem następną i następna. Gdyby nie pogoda to być może byłoby gdzie rozwinąć skrzydła, jak zgodnie zauważyli znajomi. Dla nich " być może" , ale dla mnie "na pewno" . Szkopuł w tym jak im to udowodnić?

Obrazek
Wreszcie coś ciekawego

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Obrazek

Pierwszą przerwę zrobiliśmy w barze Fontanabona leżącym na prostym dojazdowym odcinku do gondoli. Zamiast okrągłego, przeszklonego baru wybieramy część restauracyjną, drewnianą chatę. Mieliśmy nadzieję, że będzie tam cieplej i przemoczone ubrania, choć trochę odparują. Na nadziei się skończyło. Zamówiliśmy tam między innymi grzane wino po 1,5€ za lampkę. Cena wyjątkowa jak na Dolomity, gdzie herbata czy kawa kosztuje zazwyczaj 2 - 3€.
Drugą spędziliśmy na górze przy wyjściu z gondoli. Próbowałem zrobić parę zdjęć, ale aparat nie chciał odparować i wychodziły mgliste, nieostre. Przemókł biedaczek do suchej śrubki. W ogóle tego dnia miałem wyrzuty sumienia, kiedy go wyciągałem z pokrowca. Żadne zdjęcia a ryzyko jego uszkodzenia duże.

Obrazek
Po lewej Fontanabona

Obrazek
W zielonych kieliszkach grappa di mele.

Około drugiej mamy powoli już dosyć nart. Wszystko mokre i zapadła decyzja o odwrocie. Jedyną oponentką została koleżanka mająca niespożyte pokłady energii. Stwierdziła, że nie będzie wracała gondolą tylko zamkniętą trasą, o której mówiłem, że może być ciężka lub niemożliwa do przejechania. Uparła się, bo widziała narciarzy, którzy omijali barierki przecinające w poprzek trasę i jechali gdzieś w dół. Skoro ona to i ja, przyłączyła się moja żona. Reszta nie miała zamiaru ryzykować i poszusowała do wyciągu. Próbowałem je jeszcze odwieść od tego trochę szalonego pomysłu, ale bez skutku. Chcąc nie chcąc jadę za nimi mamrocząc pod nosem przekleństwa. Przecież nie puszczę je same.
Zjazd okazał się strzałem w dziesiątkę. Trasa równa i z wyłączeniem kilku stromych prostych skrótów całkowicie przejezdna do samego dołu. Nie bardzo mogłem zrozumieć powódu jej zamknięcia.

Obrazek
W prawo gondolka

Obrazek
W lewo zamknięta trasa.

Przed powrotem do hotelu usiedliśmy jeszcze w jednej z licznych knajpek obok parkingu. Wśród licznych na ścianach i pułkach bibelotów wypatrzyliśmy hitlerowski hełm. Widać sentyment za Adolfem wśród Tyrolczyków jest dosyć mocny. W Niemczech, jak stwierdzili znajomi, takie rzeczy byłyby nie do przyjęcia. W wystroju tej knajpy jak i innych, do których zajrzeliśmy wyróżniał się jeden wspólny element. Była nim sowa w przeróżnych postaciach i formach. Od metalowych instalacji po drewniane figurki.
Reszta dnia nie odbiegała już od schematu: spa, kolacja, pogaduszki i snucie planów na dzień następny. Planujemy Passo Falzarego i Cortinę. Ziewanie dopada nas o nieprzyzwoicie wczesnej porze.
marze_na
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8663
Dołączył(a): 12.08.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) marze_na » 29.03.2012 20:58

Haha, a ja 5 marca jeżdżąc w chmurach i przy obfitych opadach śniegu w austriackim ośrodku Hochzillertal myślami byłam w słonecznych Dolomitach :lol: .

Czy ja już pisałam, że świetnie się Ciebie czyta ? :wink:
kaszubskiexpress
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14582
Dołączył(a): 12.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) kaszubskiexpress » 30.03.2012 11:46

Nie cierpię zimy, ale coś trzeba w pracy robić :wink: :lol: :P

Jestem.
majeczka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3842
Dołączył(a): 04.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) majeczka » 30.03.2012 23:16

Zimowa aura, przetopienia niesamowite, ale rzeczywiście fajnie się czyta :D
tadeusz2
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 201
Dołączył(a): 25.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) tadeusz2 » 31.03.2012 18:46

marze_na napisał(a):Haha, a ja 5 marca jeżdżąc w chmurach i przy obfitych opadach śniegu w austriackim ośrodku Hochzillertal myślami byłam w słonecznych Dolomitach :lol: .

Czy ja już pisałam, że świetnie się Ciebie czyta ? :wink:

Mhm, świetnie się czyta takie opinie. :wink:

kaszubskiexpress napisał(a):Nie cierpię zimy, ale coś trzeba w pracy robić :wink: :lol: :P

Jestem.

Witam i opzdrawiam :)

majeczka napisał(a):Zimowa aura, przetopienia niesamowite, ale rzeczywiście fajnie się czyta :D

Miło mi :)
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe

cron
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone