Twój wpis uświadomił mi z całą mocą, że oto już koniec wakacji
Jednak pozwolę sobie na jeszcze jeden kronikarski wpis - z drogi powrotnej.
W House Tina spożywamy bardzo dobre śniadanie - niby nic nadzwyczajnego, 3-gwiazdkowy standard, ale jak wszystko w tym sympatycznym pensjonacie - niby proste i zwyczajne, ale ładnie podane (malowane szklane butle na mleko, fajne kubki, nakrycia, świetna i uśmiechnięta obsługa, bardzo dobra wędlina, co jak na Chorwację jest naprawdę osiągnięciem, bo ich wędliny, poza tym, że drogie, są też zwykle umiarkowanie smaczne. Oprócz genialnego prsutu, ale to inna sprawa). W ogóle pensjonat, ale i cała okolica jest mocno odmienna od klimatów dalmatyńskich. Tam Jadransko More, góry i jakiś taki słowiańsko-włoski (pamiątka po panowaniu Wenecjan) bałaganik (ale fajny, malowniczy), tutaj wszystko solidne i poukładane, jakby się było w Austrii.
Im bardziej na północ, tym bardziej będzie to widać, i nic dziwnego, północne tereny Chorwacji były długo pod panowaniem austriacko-węgierskim. Wioski z ukwieconymi domami równo wzdłuż drogi, zielonymi polami i murowanymi, zadbanymi kapliczkami... a że chcemy uniknąć korka na granicy w Macelju (29 lipca, niedziela, korek na wyjeździe z Cro może być ogromny), to kierujemy się na Varażdin, żeby do Słowenii wjechać przez Ormoż. Droga może i dłuższa, ale jak się uwzględni, że w Macelju korek, a w Otok Virje/Ormoż nie ma kolejki i odprawa graniczna zajmuje tak może z minutę
Słowenia poza autostradą znacznie zyskuje, i to nie tylko dzięki zaoszczędzeniu 15 euro...
Gostilna Tramsek, Zerovinci 25b, 2259 Ivanjkovci,
zasługuje na osobny wpis i taki wpis na pewno powstanie, zapewne w wątku "którędy jechać". Bardzo miłe zaskoczenie, bo nie spodziewaliśmy się, że w lokalnej, niepozornej restauracji w Słowenii można zjeść obiad jeszcze lepszy niż w chorwackich konobach - a nam chorwacka kuchnia smakuje bardzo
Ale cóż, sympatyczna pozaautostradowa Słowenia to tylko 60 kilometrów, szybko się kończy, więc jeszcze tylko tankowanie pod korek 100-oktanowej benzyny Maxx za 1,50 euro/litr (gdzie indziej ta benzyna jest znacznie droższa) i już jesteśmy w Austrii. Tutaj z każdą chwilą autostrada się korkuje, kilka razy uczestniczymy w tworzeniu Drogi Ratunkowej, ogólnie dość się wleczemy... co ciekawe, w stronę południową korek jest chyba jeszcze większy
Długo to trwa, na obwodnicy Wiednia dodatkowo jest wypadek, do którego przyjechało kilka jednostek straży pożarnej, więc korek jest już naprawdę fest... do naszego międzylądowania w Trencinie docieramy kilka minut przed 22 i okazuje się, że zamiast ustalonego studia z kuchnią proponują nam zwykły pokój. Fakt, że bardzo ładny, 2-poziomowy, ale ze względu na dzieci ustaliliśmy z nimi, że to będzie jednopoziomowe duże studio z kuchnią (tak jak było w drodze do Cro). W tej sytuacji pytam, co wobec tego ze śniadaniem (mając kuchnię zrobilibyśmy sami, ale skoro zmienili nam pokój, to w cenę powinno być wliczone śniadanie - zgodnie z ich cennikiem) i okazuje się, że trzeba się o to kłócić. Ostatecznie pani na recepcji doczytuje, że mailowałem o tym z jej szefową i zgadza się, że kontynentalne śniadanie się należy. Towarzyszy temu ogólny foch, którym darzy nas również rano... cóż, porównanie Słowacji i Czech jako krajów tranzytowych wypada coraz bardziej korzystnie dla Czech...
Ostatni dzień to już w zasadzie dzień bez historii. Żegnamy się z naburmuszoną panią Moniką, kupujemy zapas Kofoli, czekolady Studentskiej i innych smakołyków Oriona, ostatni rzut oka na Trencanski Hrad i w drogę do domu... przez kawałek słowackiej ekspresówki... na której pod Żiliną policja ustawiła blokadę - przepuszczają po jednym samochodzie, ale cała kontrola polega na tym, że uważnie się przyglądają - pewnie interesuje ich tylko, czy jest nalepiona winietka... później już tylko ostatnie kilometry Słowacji i rozkopane drogi Polski

.png)
.png)





.png)