napisał(a) Franz » 27.10.2016 22:37
Pierwsza drabina jest całkiem łatwa - tak jakby chodzenie po drabinie mogło sprawiać jakiekolwiek trudności... Ale już następna nie jest całkiem trywialna, chyba dlatego, że występy skalne miejscami wypychają. Potem trawers szeroką półka i znowu kilka po sobie następujących drabin, czasami dodatkowo powiązanych linami. Przychodzi kolej na jeża - cały łańcuch wystających ze ściany bolców, prowadzących najpierw skosem, później pionowo w górę. Miejscami bolców brak, wtedy trzeba korzystać z wąziutkich, maksymalnie trzycentymetrowych występów skalnych. Niby nie takich małych, ale skała jest wilgotna, bez przerwy coś mi tam z góry kapie.
Widzę w dole kogoś podchodzącego do początku ferraty - szkoda, że dopiero teraz, bo miałbym żywą duszę na zdjęciach, a tak pozostają tylko moje buty. Docieram do długiej skośnej półki, prowadzącej prawie do samego kantu ściany, gdzie czeka kolejny system - nieco fikuśnych - drabin. Kiedy nadchodzi moment, że z ustawionej bokiem do ściany drabiny muszę się przesiąść na bolce jeża, biegnące w przeciwnym kierunku - a przy tym lekka przewieszka mocno wypycha na zewnątrz - czuję się na tyle niepewnie, że asekuruję się również drugim karabinkiem. Wiem, wiem - teoria nakazuje stale używać obu karabinków - jednak zwykle ograniczam się do jednego. Nic dziwnego, że wyceniono to miejsce na "C/D".
W najbliższym możliwym miejscu, a jest nim półmetrowej szerokości półka, odpoczywam chwilę, wyrównując oddech, po czym ruszam dalej. Następuje kolejny ciąg drabin, bolców, który pokonuję ostrożnie i raczej niezbyt szybko. Problem mam w miejscu, gdzie przy wypychającym fragmencie skały, uprząż zahacza się o zakrzywiony element kończący drabinę - muszę wrócić, żeby go odczepić i wtedy łapy dostają w kość. Czuję w nich już pewne zmęczenie, a po chwili karabinek za mną blokuje się o hak i nie potrafię go przyciągnąć. Znowu krótki powrót, znowu łapy dostają po garach, więc pod nosem komentuję sytuację, używając niezbyt szlachetnej łaciny. Wkrótce kolejne miejsce "C/D" zostaje za mną, co oznacza koniec poważniejszych trudności.