Wyjazd zaczynamy od Bangkoku. Lądujemy bardzo wcześnie rano, dość sprawnie przechodzimy procedury imigracyjne, odbieramy bagaże i z umówionym kierowcą jedziemy do hotelu. Tu sprawny meldunek, prysznic, śniadanie i … jedziemy w miasto. Uznaliśmy, że to będzie najlepszy sposób na zwalczenie jet lagu. Czy tak rzeczywiście było napiszę nieco później.
Zaczynamy z grubej rury czyli od Pałacu Królewskiego. Okrywamy odkryte części ciała (jak ktoś zapomniał stosownego stroju może nabyć tradycyjne spodnie i koszule w słoniki w przypałacowym sklepiku albo u handlarzy przed pałacem – ceny +/- 2x wyższe niż na straganach w innych miejscach). Sprawnie kupujemy bilety w kasie i idziemy zwiedzać. Miejsce jest rzeczywiście niesamowite, ilość zdobień oszałamia.
Jak przystało na azjatycką metropolię tłum niestety duży. Jakoś udaje nam się przecisnąć do szmaragdowego buddy (zdjęcie z zewnątrz bo w środku nie można).
Wychodzimy boczna bramą, podziwiając po drodze inne zabudowania.
Zupełnie na zewnątrz spotykamy żołnierzy idących na zmianę warty.
Wlewamy w siebie wodę kupioną na jakimś straganie i idziemy dalej do Wat Pho.
Tu największą atrakcją jest z kolei leżący, złoty Budda. No trzeba przyznać, że mają rozmach… Trudno go objąć w całości więc będzie w kawałkach

.
Odpuszczamy resztę świątyni i przeprawiamy się na drugą stronę rzeki do Wat Arun .
To bardzo popularne miejsce na sesje zdjęciowe w tradycyjnych strojach. Na miejscu jest sporo wypożyczalni. Bawią się zarówno miejscowi jak i turyści. Można wypożyczyć sam strój, można kombo: strój + fotograf. Miejsce jest fantastyczne ale przez ten cały foto-biznes zwiedza się je bardzo trudno – schodki są strome, przejścia wąskie a co chwilę ktoś wymachuje stylową parasolką albo grupa rozwrzeszczanych panienek cyka 10 ujęcie w tej samej pozie bo poprzednie 9 wyszło trochę nieidealnie.
To jest ostatni punkt na naszej dzisiejszej mapie. Jest wczesne popołudnie. Zamawiamy Ubera i wracamy w okolice hotelu. W jakiejś hinduskiej knajpie jemy obiad a potem już tylko błogi relaks nad hotelowym basenem.
Czy tak intensywne zwiedzanie to był dobry sposób na jet lag? I tak i nie . Córka, która przespała prawie cały lot ze Stambułu i jeszcze przykimała w taksówce z lotniska zniosła dzień świetnie, syn który pospał może 3 godziny już gorzej. Dorośli, którzy jakoś w samolocie nie mogli zasnąć – lepiej nie mówić

.