Rano wstaliśmy trochę niewyspani, ale co tam, wyśpimy się w domu.
Jeszcze przed śniadaniem zaczęliśmy się pakować.
Po śniadaniu ogarnęliśmy apartament, żeby nie pozostawić po sobie bałaganu. Następnie zrobiliśmy zakupy w Mercadonie i z zakupionych tam produktów przygotowaliśmy sobie prowiant na drogę powrotną. Potem niecierpliwie czekaliśmy na gospodarza, który przyszedł ok. 11-tej. Nurtował nas problem z tą szybą nad kuchnią, o którym napisałam już wcześniej. Mieliśmy nadzieję, że jakoś się z nim dogadamy w tym temacie. Niestety, jak już wiecie, gospodarz był nieubłagany i kaucji nam nie zwrócił.
Ale wszystko inne w apartamencie było w porządku. Oddaliśmy klucze i udaliśmy się do naszych znajomych, którzy mieli apartament kilkaset metrów od naszego. Tam zostawiliśmy nasze bagaże i całą grupą poszliśmy na plażę, na której spędziliśmy czas aż do godziny 16-tej. Potem odebraliśmy bagaże od znajomych (którzy na Teneryfie zostawali jeszcze 3 dni) i pojechaliśmy na lotnisko, zatrzymując się po drodze jedynie na stacji benzynowej w celu uzupełnienia poziomu paliwa do odpowiedniej kreski.
Samochód oddaliśmy w tym samym miejscu, z którego 7 dni wcześniej go odebraliśmy. Żadnych problemów przy oddawaniu auta nie było, kaucję za paliwo odzyskaliśmy.
Niestety nie mogę pokazać żadnych zdjęć, bo gdzieś mi wyparował cały folder z tego dnia. Przeszukałam cały komputer, kosz i wszystkie dyski zewnętrzne, i niestety nie znalazłam. Zdjęcia pękniętej szyby i faktury, którą pokazał nam gospodarz, udało mi się odzyskać z wiadomości, w której wysłałam je do znajomego. Ale inne fotki z tego dnia wyparowały

.
Potem nastąpiły standardowe czynności lotniskowe, po których dotarliśmy do hali odlotów. I tutaj ciekawostka, bo na lotnisku Tenerife Sur hala odlotów jest połączona z halą przylotów. Pasażerowie, którzy przylecieli samolotem, którym my mieliśmy wracać do Katowic, wyszli z samolotu rękawem i weszli do hali, w której my czekaliśmy na swój lot. Po kilkunastu minutach, podczas których wnętrze samochodu zostało uprzątnięte a samolot był tankowany, rozpoczęło się wpuszczanie pasażerów przez tą samą bramkę. Lot przebiegł bezproblemowo i po północy wylądowaliśmy na lotnisku w Pyrzowicach.
No i niestety zderzenie z polską aurą było przykre, bowiem temperatura na zewnątrz bardzo odbiegała od tej na Teneryfie. Było bowiem poniżej zera. Ledwo dotarliśmy do samochodu, pozostawionego na parkingu tuż przy lotnisku, więc nie musieliśmy czekać na podwózkę, tylko poszliśmy tam na nogach. No i trzeba było skrobać szyby w samochodzie. Dobrze że z Pyrzowic jest blisko do Częstochowie, więc po niecałej godzinie byliśmy już w domu.