Właśnie zaczynało się szaleństwo. W czerwcu mieszkanie kupowała kuzynka, mówiła mi młoda bierzcie, lokalizacja niezła, dewelopera sprawdziliśmy, tylko 3700 za m2 ... No co ty? Dziurę w ziemi będziemy brali i będę czekać rok aż zbudują, a jak nie zbudują? Chcieliśmy gotowe, żeby do końca wakacji się wprowadzić. Tylko, że te gotowe schodziły jak świeże bułeczki, ogłoszenie dodane rano, popołudniu było już nieaktualne. Rano w pracy przeglądaliśmy te wszystkie ogłoszenia i te interesujące nas wysyłaliśmy do pośrednika, żeby nas umawiał na oglądanie. Obejrzeliśmy kilka mieszkań, ale żadne nam nie pasowało. A ceny z tygodnia na tydzień szybowały w górę. Po miesiącu wrócliiśmy do propozycji mojej kuzynki, nie dość, że wybór był już mniejszy, to cena 500 zł wyższa. Wzięliśmy. Miesiąc później kosztowały już 4500, a ostatnie w bloku deweloper sprzedawał powyżej 6 tys za m2.
Ten miesiąc zwłoki kosztował nas 30 tys
Trudno wyrokować jak długo i jak dużo obecne ceny będą spadać. W te 40% marży też nie wierzę. Przede wszystkim mocno poszły w górę ceny gruntów pod obecnie realizowane inwestycje. Po sąsiedzku rośnie u mnie blok, w którym ceny dla mieszkań 50-70 metrowych to ok. 5,5 tys. Na razie się nie sprzedają.

.png)
.png)
.png)

.png)