Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Pamiątka z Chorwacji - Wzdłuż wybrzeża do Boraka Dingača

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 16.08.2010 13:06

Bocian napisał(a):Ja w tej konobie byłem raz bo bardziej preferuje Dalmatinska Kuća która jest bliżej Anadingač. Z tego co pamiętam byliśmy tam z naszymi kobitkami i jak to faceci, po posiłku, poszliśmy sobie na dół porzucać kamieniami a nasze panie zostały na kawkę. Potem jak się okazało to głównym powodem nie była kawka tylko mega zabójczo przystojny (chyba) właściciel który zrewanżował się za uwielbienie, darmowym drinkiem :):)
Wychodzi na to, że winiarnia z tymi kazamatami jest na górze w Potomje a konoba nad morzem w Borku... I ogarnia to ten sam właściciel, gospodin Matuško...


Jeżeli ten Pan, którego widziałam - a przyjechał autem obklejonym logo winiarni - był właścicielem, to przystojny to on nie jest, ale de gustibus... i te sprawy :wink:

Będzie trzeba obejrzeć kazamaty w Potomje, jeśli wolno, bo wyglądają zacnie.

Mam jeszcze pytanko: w Boraku, czy w Borku? Jak odmieniają to Chorwaci?

renatalato napisał(a):Superowa relacja, tak mawia moja córa :lol:


Dzięki, to miłe :)
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 16.08.2010 13:09

10 września 2009 Dubrownik piękny niezmiennie

Po śniadaniu ruszamy do Dubrovnika. My byliśmy w zeszłym roku, ale KiM nie byli, więc oczywiście ochoczo im towarzyszymy. Ja tylko zdecydowanie odmawiam wejścia na mury. Ostatnia tam wizyta skończyła się dla mnie lekkim udarem i powtarzam ja już tam byłam, chwilowo mam dość.

W drodze do Perły zatrzymujemy się w Arboretum w Trsteno. Jestem zachwycona. Piękny ogród. Niestety nie zabawiamy tam długo, bo mam wrażenie, że zachwycona jestem tylko ja :(, poza tym KiM chcą już do Dubrownika. Niemniej dobrą godzinkę snujemy się pomiędzy bujną i fascynującą roślinnością. Jaki miły chłód daje taki ogród. Odkrywamy kilka przyjemnych zakamarków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najpopularniejszy widok... dwa miesiące później czytając książkę o Stanisławie Lemie (na marginesie polecam :)) otwarłam ją pierwszy raz na chybił trafił, a tam ... zdjęcie żony Lema właśnie na tym tle :D

Obrazek

Pozuję :wink:

Obrazek

Pozujemy :wink:

Obrazek

Chłopcy sprawdzając wyniki pozowania :D

Obrazek

Żałuję, że tak krótko, ale przecież z Boraka to rzut beretem, a już wiem, że do Boraka to ja wróce :).

W Dubrovniku parkujemy na parkingu podziemnym i długaśnymi schodami docieramy do serca miasta. Mam wrażenie, jakbym tu była wczoraj.

Obrazek

Obrazek

Siadamy przy limoniadzie, mniam. Potem KiM idą na mury, a my z Artem pod mury :). Snujemy się po części rzadziej odwiedzanej przez turystów, penetrujemy zakamarki, podwórka, zaułki. Oprócz bajecznych miejsc naszym oczom często pokazują się bieda i brud i zaniedbanie. Niemniej podoba nam się ten Dubrownnik "od kuchni".

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Towarzyszą nam oczywiście kocury :). Wpadam do tzw. błękitnego sklepu i uwalniam nieco gotówki :). /Błękitny sklep - sprzedają tam tylko gadżety z marynistycznymi motywami, wykupiłabym cały, gdyby nie zdrowy rozsądek Arta/.

Spotykamy się z KiM pod Onufrym, jesteśmy w szoku, my w zeszłym roku spędziliśmy na murach kilka godzin, a oni przelecieli w niecałą godzinkę. No tak jak się ma fotografa na pokładzie to się człowiek smaży na słońcu, aż ten się napstryka :).

Idziemy na obiadek, wsuwamy makarony. /no "Pan Kamarad" to nie jest/. Posileni spacerujemy uliczkami. W zamiarze mieliśmy czekać na zmrok... Art chciał zrobić wieczorne zdjęcia (ciekawe dlaczego w związku z tym ja nosiłam statyw?), ale towarzystwo zaczyna nieco marudzić, więc Art rezygnuje ze swojego planu i robimy odwrót. Ale jedno zdjęcie ma!!!

Obrazek

Postanawiamy zrobić jeszcze jakieś zakupy, bo w lodówce głównie światło i pić się chce :). W związku z tym jedziemy do ... Župy Dubrovačkiej. Tam muszą być jakieś sklepy. Docieramy już po ciemku. Najpierw próbujemy dobić się do ichniego Makro - znaleźli się hurtownicy z bożej łaski. W końcu trafiamy do Lidla :). (Do Lidla - tzw. Lidliczka - mamy słabość po tym jak żywił nas kilka lat temu w Czechach, gdy już dawno skończyła się gotówka, a jeszcze sporo kraju zostało do zwiedzenia). W Lidlu nam się podoba, bo jest Kruškovač w dobrej cenie :D. Już w Polsce okazuje się, że całkiem smaczny ten lidlowy bimber z gruszek. Mamy porównanie po oprócz tych dwóch przywlekliśmy jeszcze dwie butelki...

Do Boraka docieramy późno, coś tam żłopiemy przy telewizorze i spać.
Bocian
zbanowany
Posty: 24103
Dołączył(a): 21.03.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Bocian » 16.08.2010 14:07

Jeśli chodzi o Borak to z nim jest tak jak z Pelješcem, wg mnie. To jest Borak , idę do Borka...
Dubrovnik piękny jak zawsze, Orlando ciągle mierzy swój łokieć :)
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 29.08.2010 11:38

No cóż... Boraka/Borka Pelješaca/Pelješca... Przyjmę, że są to formy oboczne i będę udawała, że obie są poprawne, bo mi jakoś bardziej podobają się pierwsze, pewnie dlatego, że się do nich przyzwyczaiłam :wink: :D W zeszłym roku znajoma opowiadała, jak bardzo jej się podobało na Peljeszaku :lol: Ach, te nazwy własne...


11 WRZEŚNIA 2009 NA KOŃCU PELJEŠACA JEST WIOSECZKA, OSTATNIA WIECZERZA U PANA KAMARDA

Budzimy się z żalem. To ostatni pełen dzień naszego pobytu w Boraku. Jestem zdeterminowana pojechać do Lovište. KiM odmawiają od razu, nigdzie dziś się nie ruszają. A mnie nosi, tak bardzo chciałam wejść na Sv. Ilję, ale zostałam wyśmiana. Nawet zdjęcia widoku ze szczytu nie przekonały Arta, żeby mi towarzyszyć, no sama nie pójdę. Bo na pewno napadnie na mnie jakaś dzika żmija, albo straszny szakal, albo co gorsza spotkam jakąś istotę człekokształtną. Chciałam popłynąć na Mljet. Po co? Tam nic nie ma? Usłyszałam. No dobra. Przecież jeszcze tu wrócę, nie można zobaczyć wszystkiego za jednym razem, ale na koniec półwyspu chcę pojechać i basta!!! Mam dość plaży, chcę coś zobaczyć!!!!

Przedtem jednak daję się wyciągnąć na plażę, choć pogoda kaprysi. Troszkę sobie leżymy samiusieńcy, cała plaża nasza :).
Obrazek

Obserwujemy jak pan próbuje przekonać psiaka, żeby wsiadł do łódki. Pies wyczynia cuda. Szczeka, skamle, podskakuje, ale jakoś mu się nie udaje. Każda próba kończy się wodowaniem zwierzaka. W końcu sukces. Psiak zasiada na dziobie, zadowolony wywala jęzor i odpływają.

Słońce zachodzi za chmurki, a parasole lądują w wodzie, nie zdążyliśmy złapać psotników :). Czas do domu.

Obrazek

Obrazek

Nasz podupadły grajdoł :)

Obrazek

Z Artem pakujemy się do Elegantki i na wycieczkę. Próbuję coś tam jeszcze wytargować, np. zwiedzanie okolic Samostanu w Orebiču, ale słyszę, że dać mi palec, to rękę odrobię. "Jak przyjedziemy za rok (dziś wiem, że nie przyjedziemy), to co będziesz oglądać" - słyszę. Przejeżdżamy więc przez Orebič. Mijamy Viganji i zaczynamy piąć się zakrętaskami do góry. Przy jednym z zakrętasków zrobiono punkt widokowy. Zatrzymujemy się i pasiemy oczy. Uch, pięknie, pięknie... Korčula wygląda jak ciasteczko :).

Obrazek

Siedzimy i kontemplujemy. Trzeba jednak ruszyć zadki, bo chcemy robić (tzn. Art chce) zdjęcia zachodowi słońca na punkcie widokowym za Orebičem, a słońce chyli się ku upadkowi w morze.


Dojeżdżamy do Lovište. Bardzo sympatyczna mieścinka, gdzie na głównej drodze dzieci grają w piłkę, a psy śpią na środku jezdni... Przyjemne, senne miejsce. Poddajemy się nastrojowi i równie sennie snujemy się po głównej ulicy. Mnie podoba się forma przechowywania małży - do palików przywiązane są siatki zanurzone w morzu. Ot, ekologiczna lodówka. Spędzamy tam około godzinki. Art zachwyca się zardzewiałym statkiem. Przegrywam z owym statkiem w konkurencji "Zrób mi zdjęcie" :)

Obrazek

W drodze powrotnej oglądamy bajeczne widoki na Hvar i Biokovo.
Aż jestem znudzona własnymi zachwytami nad widokami. /Cóż ja jadam, że rymem gadam :D/

Zatrzymujemy się przy punkcie widokowym za Orebičem i Art fotografuje zachodzące słońce, ładny spektakl (nie znoszę zachodów słońca, uważam, że są kiczowate, nigdy się nimi nie zachwycałam i nie mogłam zrozumieć, jak może się to podobać, teraz już wiem, że są zachody i zachody, ten był naprawdę ładny, jest jeszcze inna opcja - co chorwackie, to mi się podoba :wink:).

Obrazek

ja i zachód - pozuję :wink:

Obrazek

Art pewnie siedziałby tam do późnej nocy, ale ja przypominam, że czeka nas jeszcze najważniejszy punkt programu - kolacja :).

Gdy dojeżdżamy do domu KiM już przebierają nogami. Głodniiiii. Spiesznym krokiem, już po zmroku, docieramy do Pana Kamarada. Zamawiamy - ja i M. specjalność zakładu ośmiornicę duszoną w sosie pomidorowym z pyrkami, a Art i K. krążki smażone kalmara w głębokim oleju z frytkami. Pan się pyta, czy może przynieść na dwóch paterach, żebyśmy sobie sami nakładali, skoro to właściwie dwa dania. Odpowiadamy, że oczywiście. Kiedy dostajemy żarełko, rzucamy się na nie. Nikt się nie przyzna, ale jemy na wyścigi, żeby inni nie zeżarli za dużo. Pan przychodzi po jakiś 7 minutach zapytać, czy nam smakuje i zastyga... Nasze patery są już puste... Czy jest lepsza odpowiedź, czy smakowało??? Było obłędne. Żłopiemy białe wino. I już wiemy, że pobyt w Boraku to był strzał w dziesiątkę. Cisza, spokój, nie ma gdzie wydać pieniędzy, poza oczywiście Panem Kamaradem, bo nie ma żadnego sklepu, straganu. Pusta plaża, woda krystaliczna, dla tych co lubią, życia podwodnego mnóstwo, piękne widoki, zmysłowe zapachy, winogrona na wyciągnięcie ręki (nie zrywaliśmy, bo powtarzałam - "Jakby tak każdy zrywał, winka by nie było"). Tak, opłacało się spędzić wiele godzin na forum, przestudiować GoogleEarth. Mam nadzieję, że kiedyś tu wrócimy.

Idziemy spać o przyzwoitej porze, bo KiM mają jutro kawał drogi do przejechania, wracają do Niemiec. My mamy w planach zostać jeszcze około 4 dni, ale zmieniamy bazę. Przed nami zielona noc :D
Bocian
zbanowany
Posty: 24103
Dołączył(a): 21.03.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Bocian » 29.08.2010 12:06

Pamiętaj... zawsze są jeszcze rozwody i nawiązywanie nowych znajomości... 8) 8)
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107680
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 29.08.2010 12:29

Czekam na zieloną noc :wink: :D
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18320
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 29.08.2010 18:43

Aguha napisał(a):Aż jestem znudzona własnymi zachwytami nad widokami. /Cóż ja jadam, że rymem gadam :D/

. . . .


Mam nadzieję, że kiedyś tu wrócimy.



To są właśnie objawy . . .

Nie martw się :) , na tym forum wielu tak ma :wink:
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 30.08.2010 10:04

Bocian napisał(a):Pamiętaj... zawsze są jeszcze rozwody i nawiązywanie nowych znajomości... 8) 8)


Nie kuś, nie kuś... :D
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 30.08.2010 10:06

Janusz Bajcer napisał(a):Czekam na zieloną noc :wink: :D


Wysmarowaliśmy się pastą do zębów i lataliśmy na golasa wyjąc jak szakale... Zdjęć nie ma... :lol:
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 30.08.2010 10:07

piotrf napisał(a):
Aguha napisał(a):Aż jestem znudzona własnymi zachwytami nad widokami. /Cóż ja jadam, że rymem gadam :D/

. . . .


Mam nadzieję, że kiedyś tu wrócimy.



To są właśnie objawy . . .

Nie martw się :) , na tym forum wielu tak ma :wink:


Jednostka chorobowa rozpoznana... Doborowe towarzystwo to jest to!
weldon
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 39917
Dołączył(a): 08.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) weldon » 30.08.2010 10:22

Aguha napisał(a):... Zdjęć nie ma... :lol:

... to znaczy robione były, ale jakiś dowcipniś wysmarował pastą obiektyw :wink:



:D

Z tymi powrotami do Chorwacji, to jest tak, że nie można mieć nadziei, tylko chęci ...

Reszta już sama przychodzi ... :D
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107680
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 30.08.2010 16:39

Aguha napisał(a):
Janusz Bajcer napisał(a):Czekam na zieloną noc :wink: :D


Wysmarowaliśmy się pastą do zębów i lataliśmy na golasa wyjąc jak szakale... Zdjęć nie ma... :lol:



Dziękuje za opis :D mam bujną wyobraźnię :D :D
monia85
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 666
Dołączył(a): 05.02.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) monia85 » 30.08.2010 16:49

...Wpadam do tzw. błękitnego sklepu i uwalniam nieco gotówki icon_smile.gif. /Błękitny sklep - sprzedają tam tylko gadżety z marynistycznymi motywami, wykupiłabym cały, gdyby nie zdrowy rozsądek Arta/...

To zupełnie tak jak ja :lol: Nie wiem czemu tak uwielbiam te niebieskie duperele :P
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 14.10.2010 15:16

Ło matko, ale się naszukałam tej mojej relacji :wink:

Najwyższy czas ją skończyć, jak się powiedziało A :D

zatem - kolejny odcinek (zbliżamy się do finiszu, Drodzy Państwo)

12 WRZEŚNIA 2009 ŻEGNAJ BORAKU WITAJ DRVENIKU

KiM wyjeżdżają o 9. Zabierają ze sobą pogodę :(. Od rana znów wieje, jest zachmurzone niebo i popaduje. W związku z tym my również się zwijamy. Zostawiamy klucz w drzwiach i odjazd. Znów po naszym apartamencie będzie hulał wiatr. Zatrzymujemy się chwilę przed tunelem, ostatni rzut oka na granatowe dziś morze. Wjeżdżamy do zalanego deszczem Potomje. Cholerka, chcieliśmy się przejść przez wioskę, ale tak leje, że nic z tego. Konkluzja - jak nic trzeba tu wrócić. Droga przez Pelješac mija nam powoli w kolumnie samochodów, nigdzie nam się nie spieszy, więc ze zgrozą patrzymy na wariatów, którzy wyprzedzają w tych warunkach.

Zatrzymujemy się przy straganach w Dolinie Neretvy, kupujemy Prošek, oliwę, suszone figi (mój ojciec, dla którego były prezentem, ma je do dziś, profan się nie zna :wink:. Kolejny przystanek Bośnia, trzeba wejść do znajomego sklepu i zaopatrzyć się w Ratluk, wineczko, piweczko.

Docieramy na Riwierę Makarską. Wjeżdżamy do Zaostrog. Szukamy miejsca na kempingu, ale niestety nie ma wolnych miejsc w bungalowach. :( Chcieliśmy wziąć bungalow, bo domki są bardzo drogie, tak uważamy. Poza tym miejscowość nam się niezbyt podoba, taki trochę komunistyczny kurort, więc ruszamy dalej. Dwa tygodnie temu, jak byliśmy na pizzy, spodobał się nam Drvenik.

Obrazek

Zajeżdżamy więc tam i udajemy się na poszukiwanie kwatery, po 20 minutach mamy pokój z aneksem kuchennym i łazienką za 20 euro. W międzyczasie wychodzi słońce. Szybko na plażę.

Obrazek

Plaża bardzo ładna, drobniutkie kamyczki. Wskakujemy do wody... lodowata brrrrrr. Uciekam po 5 minutach. Co to ma być? Bałtyk??? :wink: Artowi to nie przeszkadza, marudzi tylko, że pod wodą to tylko martwa natura z kamieniem :(. Chwilkę jeszcze leżymy, ale słońce ucieka, więc i my w nogi. Za to robimy sobie przyjemny spacerek po mieścinie. Podoba nam się. Choć atmosfera mocno po sezonie. Nam jednak odpowiada taki spokój i łopoczące plandeki na krzesłach. Wlokąc się, docieramy do drugiej części Drvenika, skąd płyną promy na Hvar. Siadamy na ławce z zakupionymi wcześniej ciastkami i obserwujemy życie turystyczne. Przypływa prom, odpływa prom. Jest milusio. Jak przechodzą hałaśliwi turyści to rozmawiają po polsku.

Wracamy chodnikiem, który łączy obie części Drvenika. Chodnik ów biegnie nad samym morzem. Chciałoby się skoczyć w ten błękit, ale mam świeżo w pamięci bałtykową temperaturę :wink:.

W domu zjadamy podróżujący z nami makaron i pesto. No cóż, się człowiek wybredny zrobił przy Panu Kamaradzie. Mam ochotę tym pluć. Toż to żarcie, z przeproszeniem, dla świń. Świnkom pełen szacunek :wink:.
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 14.10.2010 15:41

13 WRZEŚNIA 2009 Stary Nowy Most, Gdzie jesteście wodospady :)

Otwieramy oczęta. Za oknem leje. Szybka decyzja - kierunek Mostar. Deszcz wkrótce ustaje. Granicę przekraczamy bez żadnych utrudnień, musimy pokazać zieloną kartę.

W Mostarze udaje nam się zaparkować prawie przy moście. Wchodzimy na starówkę. Hmmmm. Myślałam, że ten most większy :wink:.

Obrazek

Poza tym mam coś takiego, że jak wiem, że to na co patrzę nie jest oryginalnie stare, to jakoś mi się mniej podoba. (Takie same odczucie mam np. w poznańskiej katedrze, no ładna niby, ale ma raptem trochę więcej niż 50 lat, za to na widok szczątków witraży z 7 wieku w paryskim Museum Cluny piałam z zachwytu - takie zboczenie :wink:). Humor poprawia mi fakt, że kamieni do odbudowy użyto ze starego mostu.

Obrazek

Choć spieszę donieść, że miasto podoba mi się bardzo.

Ma klimat, szkoda, że starówka nie jest nieco większa. Buszujemy po straganach, obkupuję się w kolczyki, chusty, mydełka. Zachwyca nas sklep po muzułmańskiej stronie tuż za mostem. Jakie tam cudeńka.

Siadamy na obiadku, wsuwamy mięsko, jem mięso na obiad pierwszy raz od wyjazdu z Polski. W Chorwacji to tylko plodova mora :). No prawdą jest, że dużo i tanio, ale na szczęście nie tesco :wink:. W jednej z bocznych uliczek jest sklepik, przed owym wiszą spódnice. Wypatruję jedną i mam obłęd w oczach. (Nie znoszę kupować ciuchów, Art siłą wciąga mnie do sklepów, sam coś wybiera, ja łaskawie przymierzam, rzucam okiem, potem i tak On decyduje, czy wyglądam jak kobieta, czy ja mastodont). Rzadko mi się zdarza oszaleć na punkcie szmaty, ale tę spódnice muszę mieć. I mam :D. Szaleję też na punkcie pięknego szala, ale sprzedawca twierdzi, pewnie słusznie, że jest kaszmirowy, więc cena musi mnie z owego szaleństwa uleczyć :cry:.

Snujemy się uliczkami, podglądamy tubylców i przybyszów.

Obrazek

Obrazek

Ja sama sobie robię zdjęcie, a co 8). To moje ulubione zdjęcie ląduje w awatarku.

Obrazek

Spacerujemy sobie ładnie, tam zajrzymy, tu rzucimy okiem i nagle... Cóż to ca dźwięk? Nieco przerażający, ciary łażą po plecach... No nic innego jak nawoływania muezina do modlitwy. Rozglądamy się (jesteśmy akurat po muzułmańskiej stronie), ale jakoś nie widzę rzucających się do modlitwy. Raczej nie przeszkadzają sobie. Na mnie za to zaśpiew ów działa sugestywnie, mam ochotę rzucić się na kolana i bić pokłony. Powstrzymuję się jednak. Niemniej przeżycie mistyczne tego dnia mnie nie ominie.

Smutne wrażenie robi na nas miasto poza starówką. Takie pokaleczone, biedne i nieładne, choć przecie pięknie położone.

No nic wsiadamy do auta i powrót.

Wyjeżdżając z Mostaru postanawiamy - zahaczymy o wodosdpady Kravica. Rzucam się w poszukiwaniu atlasu Chorwacji, zadaję pytanie, na które nota bene znam już odpowiedź (po jakiego grzyba ja pytam, skoro wiem, co usłyszę?) "Gdzie atlas?". "Został w domu". Międle przekleństwo... Mamy tylko atlas Europy, niestety niezbyt szczegółowy. Według niego żadne wodospady nie istnieją. Nadmienię niniejszym, że miałam również szczegółowe wydruki, jak dojechać do Kravicy... Postanawiam więc, że będę wypatrywać drogowskazów, no przecież muszą być, toż to atrakcja turystyczna. No niestety, albo ja jestem ślepa, albo nie do końca rozgarnięta, ale widziałam wszędzie Medżugorje, a tam to ja jechać nie chcę. Tego typu miejsca mnie przygnębiają, nie lubię sakrokomercji*. Dla mnie przeżycie religijne jest ciche.

Ale nie o tym chciałam...

Wypatruję, wypatruję, dupę memu małżonkowi o ten atlas truję. No nic nie udało się...
Pojechaliśmy. Po drodze wstępujemy do Pocitjel. Przy parkingu trafiamy na polską wycieczkę. Jest coś w wycieczkach zorganizowanych, co wzbudza moją agresję. Może okrzyki "Hela - targuj się z nim, niech ci spuści (manto, kieckę?)" "nie chce spuścić, to olej", "wsiadajcie, wsiadajcie, bo się na obiad spóźnimy". Szybko oddalamy się od nawołujących rodaków i zagłębiamy się w uliczki.

Podoba nam się. Ładny widok, tajemnicze zakamarki, ciekawa architektura.

Obrazek

Obrazek

"Wchodzimy na samą górę", "Eee nie chce mi się", "No mi też jakoś nie". Leń się włączył :wink:.

Zachodzimy natomiast do meczetu. Z pewną taką nieśmiałością, bo nie wiemy, czy wolno wejść. Decydujemy się jednak, bo jakowiś turyści już zzuwają buty i się ładują, więc my też. Trochę trwa nim rozsupłam moje rzymianki, poza tym mam zawsze w nich paskudnie brudne nogi. Chowam brudne kopyta i wchodzimy...

Pierwszy raz jestem w meczecie. Jedyną świątynią poza katolicką, w jakiej byłam, to synagoga w czeskim Brnie (na marginesie polecam - przepiękna). Nie bardzo wiem, jak się zachować. Stwierdzam, że obojętnie, co zrobię, byleby z szacunkiem, a będzie ok.
Przekraczam próg i ... coś cudownego czuję pod stopami, dywan... Mięciutki, fantastycznie delikatny, obłęd, dotyka mnie lekka metafizyka...

Obrazek

Stoję zachwycona i się rozglądam, tak sobie chwilę rozważam ekumenicznie.

Czas wracać do Drvenika.

Wracamy i co widzimy. Deszcz leje... No co jest z tą pogodą chorwacką. Przeczekujemy w domu. Pod wieczór się wypogadza. Wychodzimy na spacer, Art robi foty, a ja się rozglądam, wdycham, chłonę, smakuję.

Obrazek

Po jakimś czasie mam ochotę posmakować i wchłonąć coś konkretnego. Dzwonimy do Polski, w celu uzyskania prognozy długoterminowej. Pogodynka w postaci mojego ojca potwierdza nasze obawy - jakiś niż rozlał się nad Europą i nie zamierza puścić. Podejmujemy więc decyzję, że nie przedłużamy pobytu w Drveniku i jutro odmeldowujemy się. Przed nami ostatni wieczór w Chorwacji.

Lądujemy w knajpce, która od początku robiła na nas dobre wrażenie. Zostało nam nieco kun. No przecież ich nie zabierzemy do kraju złotówki. Trzeba uwolnić futrzaki, a czyż można lepiej wydać pieniądz niż na jedzenie. W moim mniemaniu nie :wink:
Zasiadamy, dostajemy kartę. Zamawiamy kalmary z grilla i litrową butlę białego wina. Obsługuje nas Dotykowy Kelner. Nadałam mu to osobliwe przezwisko, bo za każdym razem, gdy do nas podchodził, klepał Arta po ramieniu. Biedny małżonek był nieco zdezorientowany :). W oczekiwaniu na jedzonko proszę Arta, żeby pokazał mi w aparacie zdjęcia, które zrobił. Gdy Dotykowy zobaczył aparat w naszych rękach, stwierdził, że na pewno chcemy uwiecznić tak ważną chwilę w naszym życiu, jaką jest zjedzenie obiadu. Nader chętnie proponuje nam zrobienie zdjęcia. Art ma minę osłupiała, a mi w to graj. Mówię, że oczywiście, że koniecznie, że natychmiast, że bardzo chcemy, że jaki on miły... :wink: :D No i mamy zdjęcie... (Art do dziś się go wstydzi :D)

Obrazek

Kalmary zacne, choć nadal wspominamy czule Pana Kamarada. Obalamy butelkę wina, potem jeszcze domawiamy troszku napitku. Humory nam dopisują, już wspominamy wakacje. Bardzo nam miło. Pojawia się Dotykowy z dwoma talerzami z ciastkami, stawia przed nami i mówi, że to prezent od firmy. Jesteśmy miło zaskoczeni, zjadamy... No cóż świeże to one były tak z dwa dni temu, ale po pierwsze są całkiem smaczne, a po drugie jak wiadomo, darowany koń nie ma zębów :wink:. W końcu obżarci i opici dowlekamy się do domu.

W nocy budzi nas burza. To znaczy, to że budzi się Art nie jest niczym niezwykłym, ale że ja się budzę, znaczy, że burza jest potężna (mam taki sen, że można mnie wywieźć, sprzedać, przerobić na salceson, nie przeszkodzi mi to w pobycie u Morfeusza). Wali w Jadran, wali w Biokovo. Boska aktualizacja danych trwa w nieskończoność i jest bardzo intensywna. Chwilami jest jasno jak w dzień. Jestem wielbicielką burz (no dobra wysoko w górach nie lubię), więc walcząc ze snem przez chwilę przyglądam się żywiołowi. Po chwili jednak stwierdzam, że bez przesady, aż tak nie hałasuje, można iść spać. Art patrzy na mnie ze zgorszeniem.

Kolejny odcinek będzie już ostatnim :lol:

* a propos sakrokomercji - w tym roku w czasie wakacji zahaczyliśmy o Licheń - przerażenie ścięło mnie z nóg, nie, tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć...
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży

cron
Pamiątka z Chorwacji - Wzdłuż wybrzeża do Boraka Dingača - strona 7
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone