Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Pamiątka z Chorwacji - Wzdłuż wybrzeża do Boraka Dingača

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Aldonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4237
Dołączył(a): 07.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aldonka » 30.07.2010 23:12

Spłakałam się na ostatnim fragmencie :D
Ale musisz przyznać - masz chłopa pomysłowego :D :D :D
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 04.08.2010 12:54

Tak... mój Małżonek czasem nawet jest za bardzo pomysłowy... :)



3 września 2009 - Cel osiągnięty - Borak - Dingač to jest to!!!!

Wstajemy wcześnie, chcemy jak najszybciej dotrzeć do miejsca, w którym pokładamy spore nadzieje. Szybkie śniadanie na murku, pakowanie (ufff, na kilka dni odpoczniemy od tego koczowniczego życia) i w drogę.

W Neum zatrzymujemy się tradycyjnie na tankowanie i zakupy. Rzucam się na pršut, kupuję kawał wydawałoby się na najbliższe pół roku :D.

W końcu Pelješac. W zeszłym roku byliśmy w Stonie, tym razem jedziemy dalej. Drogi mają być przerażające, kręte i okrutnie niebezpieczne. Jedziemy...Tu miły zakrętasek, tam zakrętasek, ale jakoś nie widzę tych mrożących krew w żyłach odcinków. Czekam cierpliwie. Jestem podekscytowana i przejęta, bo chyba pierwszy raz w życiu jadę w ciemno, a jak nic nie będzie i przyjdzie spać pod drzewem...

Dojeżdżamy do Potomje. Jest słynna beczka z winem, jest tunel. No tak Krasonludy tu były. Fajna ta dziura...a za dziurą... Błękit morza spotyka się z błękitem nieba. Tu wysepka, tam stateczek. Najpiękniejszy nadmorski widok jaki widziałam. Jesteśmy zachwyceni. Mnóstwo ochów się wyrywa. Oto co ukazało się naszym oczom :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To my, psujemy kadr :wink:

Obrazek

Zjeżdżamy do Boraka wąską szutrową ścieżką na jedno auto. Co jakiś czas miejsce na mijanie. Art sam nie wie, czy uważnie jechać, czy oglądać widoki. Tłumaczę mu, że jeszcze nie raz będzie tędy jechał. Ja chłonę widok. Dojeżdżamy do rozwidlenia, jest drogowskaz, w dole widać domy, jednakże ja upieram się, że to dopiero przyczółek wioski, bo ja to widziałam na forum :wink:, że najpierw jest kilka domów, a dopiero potem osada. Małżonek słucha grzecznie i jedziemy dalej. Widoki niezmiennie bajeczne. Jedziemy, jedziemy i... dojeżdżamy do Trstenika :D. Spojrzenie Arta wymowne wielce. Trzeba zawrócić, na wysokości cmentarza - niełatwy manewr. Pan Kierowca daje radę i wracamy do przyczółka, który okazał się Borakiem Dingačem właściwym.

Takie widoki mamy po drodze.

Obrazek

Borak - Dingač we własnej osobie.

Obrazek

Parkujemy autko i udajemy się na poszukiwanie noclegu. Wiem, że do Anadingač nie ma co startować. Pukamy do kilku domów, ale wyglądają na zamknięte i opuszczone, no jasny gwint, co jest? W końcu oglądamy jedną kwaterę przy samym morzu, ale jakoś tak nam się nie widzi. Mówimy starszej pani, że chcemy jeszcze pooglądać i ruszamy dalej. Jest gorąco, ja się chce wykąpać. Rozdzielamy się. Dobijam się do domów, a Art znika. Staję na środku jedynej drogi i nasłuchuję. Na pewno go usłyszę. (Mój Małżonek jest gadułą, okropną gadułą). Nie mylę się, słyszę poddenerwowany głos i idę za nim. Podchodzę do zielonego domu, ale nikogo nie ma. Przechodzę przez wielki apartament, w którym hula wiatr. Przechodzę przez piękny taras. Arta znajduję w małym domeczku deliberującego w wielu językach przez telefon, Starsza pani przysłuchuje się z życzliwym uśmiechem. Na mój widok Art wykrzykuje, "Chodź, bo czegoś tu nie rozumiem". Okazuje się, że na dwie noce możemy dostać mały apartament na górze, a na pozostałe ten wielki, w którym hula wiatr. Oglądamy mały, jest świetny, damy radę, KiM przyjeżdżają dziś w nocy, półtorej nocy przebiedujemy w kuchni, co tam. Pani tłumaczy, że dużego nie da, bo nie jest porządnie wysprzątany. Za dwa dni przyjedzie córka z Dubrownika i posprzątają, bo ona sama nie da rady. Szybko rozlokowujemy się i do woooody.

Tak wygląda nasze lokum.

Obrazek

Reszta dnia mija nam na spaniu w łóżku (wreszcie), plażowaniu, szybkim obiadku - makaron z pesto przywieziony z ojczyzny.

Wieczorem siadamy na balkonie i delektujemy się widokami. Nasz dom jest ostatnim domem we wsi, wokół nas tylko winnice. Jest tak pięknie. Z balkonu mamy widok na rozświetlone Orebič Korčulę.

Obrazek

Kontaktujemy się z KiM i okazuje się, że mają jeszcze kilka godzin jazdy. Umawiamy się, że jak będą w Stonie wyślą sms, a my wyjedziemy po nich do Potomje. Zasypiamy na chwilę. O 0.30 sms "jesteśmy gdzieś, jakiś Ston :), gdzie mamy jechać". Instruujemy i wyjeżdżamy. Jazda do Potomje nocą - super wrażenie. Tym bardziej, że jest pełnia i widoki są obłędne. Mijamy jedno auto, jedzie się bezpieczniej niż w dzień, bo widać światła aut z daleka.

Czekamy przy winnicy. Mija jakiś czas, mija kilka samochodów. A ich nie ma. Cholerka stało się coś? Są. Strasznie zmęczeni, w końcu przejechali 1600 km na raz. Niby autostradami, bo oni sypali z północnych Niemiec, ale i tak mieli co pedałować. Mówimy im pokrótce, jak będzie wyglądał zjazd, żeby nie dostali zawału, szczególnie M. nawykły raczej tylko do niemieckich dróg, dziwujący się infrastrukturze w Polsce. Zjeżdżamy bez sensacji, jest mały problem tylko przy samym podjeździe pod dom. (Podjazd jest okrutnie stromy). M za sterem przyjmuje instrukcje od wszystkich. Jest tak zmęczony, że oddaje kółko K i to ona podjeżdża. W domu M żąda piwa. Wychyla duszkiem i mówi "z wrażenia przestałem rozumieć po polsku". Piwo pomogło, bo jeszcze chwilę dzielimy się wrażeniami :).

A i jeszcze jedno. Rano Art powiedział do mnie - "Użarło cię coś w szyję". Odpowiadam, że nic nie czuję i lekceważę sprawę. Wieczorem w lustrze spostrzegam czerwoną pręgę, pełzającą od miejsca ugryzienia przez jakiegoś insekta. Mam nadzieję, że się zatruł moim jadem :wink:. Z drugiej strony zaczynam się przejmować, co to za wredzizna mnie dziabnęła, oczywiście się zamartwiam i obserwuję moją pręgę. Wieczorem robię sobie znak długopisem dokąd to pieroństwo sięga. Wzrok Arta to niedokładnie przykryta troską kpina.
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 04.08.2010 12:59

4 września 2009 - Ugryzło mnie i nie chce puścić.

Ugryź trzyma się dzielnie, pręga postępuje (choć de facto po długopisie nie ma śladu). Jestem zamroczona z nerwów. No bez przesady, ale się przejmuję. Dzielę się obawami z rodziną (K jest moja kuzynką). Rodzina raczej mnie lekceważy...

No nic, idziemy na plażę, należy nam się odpoczynek. Krótko o plażach w Boraku. Nie wiem, jak jest przy Anadingač, bo tam nie byliśmy, ale w naszej części są dwie plaże. Jedna połączona z porcikiem, druga bardziej turystyczna. Porcikowa to skałki, jeżowce i bogate życie podwodne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Turystyczna to drobne kamyczki, bajeczne dno, życie podwodne ubogie.

Obrazek

No obu niestety nie ma ani grama cienia. I ów brak cienia jest jedynym minusem Boraka.

Art odkrywa przed M uroki nurkowania. M jest zachwycony. Natychmiast chce jechać do Orebiča po sprzęt ABC. Pławimy się w kąpielach wodnych i słonecznych czas jakiś. Po krótkiej sjeście jedziemy do Orebiča.

Orebič. Hmmm. Piękne domy, cudowne stare ogrody, ale samo miasto bez uroku... Czegoś temu miejscu brakuje...

Obrazek

Wstępujemy na lody do słynnej lodziarni. Wreszcie mi lody w Chorwacji smakują :D. MiK kupują buty i maski. Zjadają obiad. Ja odmawiam posiłku, wiem, że wieczorem się obeżrę, więc odrobina wstrzemięźliwości nie zaszkodzi.

W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy winiarni. Kupujemy Plavaca Malego (70 kn) i Dingača (90 kn).

Po południu chłopaki idą nurkować, a ja idę na plażę z nimi, poczytać i pokontemplować :). Na pierwszym planie kontemplowania mam ich tyłki i plecy.

Po telefonicznej rozmowie z moją mamą - panikarą większą niż ja - nakręcam się na maksa na ugryzienie, prawie staję nad grobem. Domagam się wizyty u lekarza. Zatroskany - akurat - mąż obiecuje, że jeżeli nie będzie poprawy, to jutro pojedziemy.

Wieczorem idziemy do knajpki z widokiem na morze. K stawia kolację, bo założyła się z M. i przegrała. Zakład - czy Art pozwolił mi prowadzić auto w drodze do Cro :) (pozwolił i chwalił - naprawdę :D).

Wcinamy przepyszne pizze, moja oczywiście jest z owocami morza (w Chorwacji jem tylko to, co żyje w morzu, im dziwniej wygląda, tym lepiej - hmmm po prostu uwielbiam), popijamy piwkiem. Piękny zachód słońca nam towarzyszy.

Jest błogo - tylko to ugryzienie :wink:
helen
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2045
Dołączył(a): 08.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) helen » 04.08.2010 12:59

Jestem zauroczona zdjęciami, piękna relacja, pozdrawiam.
Dawaj dalej, co z tym robalem, moja znajoma przywiozła z Jamajki w stopie robalka, który zagnieździł się pod skórą i sobie wędrował. Nie pamiętam jak się to nazywało, ale od razu mi się z tym Twój przypadek skojarzył.
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 04.08.2010 13:06

5 września 2009 - Lekarz, burza i mój kamarad

Budzę się i lecę sprawdzić moją pręgę... Poszła dalej. Domagam się natychmiastowego konsylium. Art proponuje raczej psychiatrę, ale wsiadamy w Corsika i do Orebiča.

Na szczęście pogoda zrobiła się kapryśna, bo inaczej musiałabym jakiegoś borakowego znachora szukać. Wieje okrutnie...Idą czarne chmury. Oznacza to dwie rzeczy, po pierwszy dziś nie poplażujemy, po drugie Art będzie zdzędził, marudził, smęcił... Setkę razy usłyszę "Te chmury mnie niepokoją..." albo "A będzie ładna pogoda, no powiedz, że będzie..."

W drodze do Orebiča łapie nas burza, prawdziwe oberwanie chmury, świata nie widać, wycieraczki nie nadążają ze zbieraniem wody, jedziemy rwącą rzeczką, a nie szosą. Mijamy dwoje motocyklistów - bidaki :(.

Gdy wyjeżdżamy z przełęczy nad Orebičem deszcz ustaje, a naszym oczom ukazuje się obłędny widok. Granatowe niebo - błękitny prześwit - granatowe morze.

W Orebiču szybko znajdujemy ambulatorium. Dwie przemiłe lekarki lekceważą moją dolegliwość. Nie rozumiem, przecież mnie ugryzło... Zapisują antybiotyk, tłumaczą mieszaniną chorwackiego, niemieckiego i angielskiego, że mogę wszystko, tzn. kąpać się, opalać etc. Wystawiają rachunek 200 kn. Ja jestem przeszczęśliwa i już zupełnie zdrowa :D. Antybiotyk wykupujemy w aptece przy głównej drodze, kosztuje nas to aż 15 kn. Art dopytuje się, czy już ma z głowy mnie i moje idące prosto do serca zakażenia - bezczelny, nieczuły :wink:. Z lekka się obrażam :). Chora byłam, cierpiałam, życie zagrożone, a On taki .... (Nasze ubezpieczenie zwróciło nam co do grosza, a nawet więcej, bo przelicznik kuna - złoty, był korzystniejszy, gdy oni przeliczali, niż gdy my płaciliśmy, zarobiliśmy jakieś 50 groszy - złoty interes :D).

Wracamy, a w Boraku...leje, wieje, duje, huczy. Po wyjeździe z tunelu widzimy jak pioruny walą w morze. Świetny widok. Uwielbiam burze, więc pasę oczy niesamowitym spektaklem. Słyszę po raz kolejny "Ale będzie jeszcze ładna pogoda, no bo żeby była". Weźcie mi go :wink:


Obrazek

Dziś dzień przenosin do dużego apartamentu. Mamy teraz prawdziwe salony. Dwie sypialnie, dwie łazienki, kuchnię z salonikiem, jeszcze jeden pokój z 5 łóżkami (raczej go nie używamy). Dwa tarasy. Za wszystko płacimy 500 euro za 4 osoby za 9 nocy. Myśleliśmy, że uda nam się coś utargować, ale jak tu targować, jak Pani mówi, czy dobrze, a my jak te osły przytakujemy, że tak. Tajemnicą na zawsze pozostanie dlaczego nikt z nas się nie odezwał. Ja tam się targować nie umiem (taka ułomność), ale reszta myślałam, że bardziej bezczelna. No nic za takie przestrzenie, to chyba nie jest najgorzej.

Takie mamy widoki z okna.

Obrazek

Obrazek

Na początek okazuje się, że w kibelku przy sypialni KiM przy sedesie leje się woda. Oczywiście nikt nie chce pójść powiedzieć. Idę po Panią. Mówi, że wie, o tym, ale wygląda na bardzo bezradną. Chłopaki mówią, że naprawią, tylko potrzebują czegoś tam. Pani przynosi coś tam, kibel naprawiony. A Pani w podzięce przynosi nam kawę, winogrona i figi. Kiedyś byłam kawoszem i niejedną kawę piłam, ale takiej pysznej nigdy. Kawa jest parzona w tygielku z odrobiną cukru. Żłopiemy na wyścigi, a szybkość pochłaniania świeżo zerwanych owoców imponująca :). To była uczta, nie wiemy, że nie jedyna tego dnia :).

Idziemy na obiad do drugiej knajpy. Wygląda bardzo zachęcająco. Nazywa się Dalamtinska Kuča. Przychodzi Pan, przynosi menu i pyta skąd my są. Mówimy prawdę. Pan wyrywa nam karty i mówi, że gdzieś po polsku to on ma. Znika, za chwilę przynosi nam wymiętą kartkę, na jednej stronie jakiś nieudany wydruk komputerowy, na drugiej odręczne, polskie bazgroły, na szczęście czytelne. Pan mówi nam, że to napisał jego kamarad, pewnie go znamy. Patrzymy po sobie. Skąd my mamy znać jego kamarada 8O. A Pan na to Kamarad Makłowicz :D.

Zamawiamy, my z Artem kalmary z grilla, a KiM krewetki. Czegoś tak pysznego nie jadłam. Niebo w gębie. Ekstaza. Mlaszczemy, ciamkamy, cmokamy. Jesteśmy bardzo zadowolonymi ludźmi. Już wiemy... budżet zostanie nadszarpnięty, bo tu trzeba przychodzić pewnie codziennie. Tym bardziej, że po obaleniu litra białego wina, dostajemy jeszcze połówkę gratis :D. Chciałam zamówić jakiś sok, bo niby antybiotyk i te sprawy, ale jak Pan Kamarad (tak go ochrzciliśmy) usłyszał, że sok. Popatrzył na mnie ze zgorszeniem, zatoczył koło ręką i powiedział coś mniej więcej "Dookoła same winnice, a wy chcecie pić sok". No na taki argument nie miałam odpowiedzi. Żłopałam wino i dobrze mi było.

A antybiotyk działał cuda, odżyłam, choć pręga zbladła dopiero po kilku dniach. Trzeba mi było tic taci kupić :wink:.
Aldonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4237
Dołączył(a): 07.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aldonka » 04.08.2010 13:07

Po ocham i acham troszkę bo jestem zachwycona (nie ugryzieniem żeby była jasność). Ciekawi mnie co też Cię udziabało.
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 04.08.2010 13:08

helen napisał(a):Jestem zauroczona zdjęciami, piękna relacja, pozdrawiam.
Dawaj dalej, co z tym robalem, moja znajoma przywiozła z Jamajki w stopie robalka, który zagnieździł się pod skórą i sobie wędrował. Nie pamiętam jak się to nazywało, ale od razu mi się z tym Twój przypadek skojarzył.


Dzięki za dobre słowo, dobra kobieto :).

Bleee, paskudztwo, po co żyją robale? Owszem niektóre ładne, ale niech się trzymają z daleka ode mnie. U mnie skończyło się dobrze, wino pomogło :lol:
helen
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2045
Dołączył(a): 08.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) helen » 04.08.2010 13:11

No to uffff.... mogę w spokoju czytać dalej :)
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 04.08.2010 13:16

Aldonka napisał(a):Po ocham i acham troszkę bo jestem zachwycona (nie ugryzieniem żeby była jasność). Ciekawi mnie co też Cię udziabało.


Dziękuję za ochy i achy :wink:

Nie mam pojęcia co mnie dziabnęło, mam nadzieję, że zdechło, zanim się nażarło :D :wink:
Aldonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4237
Dołączył(a): 07.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aldonka » 04.08.2010 13:18

Borak mam na wyciągnięcie ręki, a byłam tam tylko raz, króciutko, koniecznie muszę tam wrócić.
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 04.08.2010 13:24

Aldonko koniecznie. Borak jest fantastyczny. Ciche, spokojne miejsce, pełne uroku. Sama nie wiem, czy tak zachwalać publicznie, aby takim pozostało :).

A ja następnym razem wybiorę się do Borje, bo tam też pięknie - jak mniemam z Twojej relacji :).
Bocian
zbanowany
Posty: 24103
Dołączył(a): 21.03.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Bocian » 04.08.2010 14:40

Anadingac-moje miejsce na Ziemi :)
Był w Dalmatinskiej Kuci, Josko, syn właściciela, robi tam za kelnera i osiąga chodząc szybkość ślimaka? :):) Dla mnie ta konoba jest lepsza od tej przy głównej plaży i od Bobo wiem, że tam dają świeższe jedzenie...
marsylia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 882
Dołączył(a): 19.07.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) marsylia » 04.08.2010 15:24

ja chcę do Chorwacji :!: :!: :!:

no i czekam na dalej :oczko_usmiech:
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 04.08.2010 16:08

Bocian napisał(a):Anadingac-moje miejsce na Ziemi :)
Był w Dalmatinskiej Kuci, Josko, syn właściciela, robi tam za kelnera i osiąga chodząc szybkość ślimaka? :):) Dla mnie ta konoba jest lepsza od tej przy głównej plaży i od Bobo wiem, że tam dają świeższe jedzenie...


No jasne, że jest lepsza :) jak dla mnie to najlepsze jedzenie w Chorwacji, w każdym razie do tej pory.
A młody kelner rzeczywiście ślamazara nie z tej ziemi :), ale warto czekać.
Do Anadingac w tym roku trafili znajomi w ciemno (tzn. od nas wiedzieli, żeby jechać do Boraka) i byli zachwyceni. Trzeba będzie tam zajrzeć :D.
Aguha
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 875
Dołączył(a): 27.03.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aguha » 04.08.2010 16:08

marsylia napisał(a):ja chcę do Chorwacji :!: :!: :!:

no i czekam na dalej :oczko_usmiech:


Ja też chcę, ale nie w tym roku...
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Pamiątka z Chorwacji - Wzdłuż wybrzeża do Boraka Dingača - strona 4
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone