15 lutego (piątek): Zillertal Arena (Zell - Gerlos - Königsleiten - Plattenkogel) - część drugaPonieważ jesteśmy głodni, a o miejsce w knajpce trudno (przegapiliśmy najlepszy moment, przed 12:00; teraz trzeba czekać do 14:00

), postanawiamy zatrzymać się trochę na uboczu i zjeść batony, które Małż wozi w plecaku. Znajdujemy idealne miejsce - to będzie piknik pod Słoniem

:
Maskotka Areny wygląda bardzo sympatycznie

:
Podziwiamy też widok w stronę doliny rzeki Salzach:
Dzięki temu, że na piknik wybraliśmy skrajną część ośrodka Hochkrimml, odkrywamy genialne trasy przy orczyku - czarną i czerwoną:
Super nachylone i puste, choć na wyciągu jest kilka osób:
Jest tu niezwykle klimatycznie, szczerze mówiąc - trochę beskidzko

No cóż, mam trochę sentymentu do starych orczyków w Szczyrku, więc mi się podoba

Trzy zjazdy i wystarczy! W końcu nie przyjechaliśmy do Austrii po to, żeby jeździć orczykiem

Ja bym tu jeszcze została i pokręciła się po pustych trasach koło Słonia

, ale odzywa się głos rozsądku (czytaj: Małż

) mówiący, że musimy powoli zacząć wracać, bo mamy jeszcze baaardzo długą drogę przed sobą.
Prawdopodobnie ma rację

, chociaż mnie włącza się
maniana ostatniego dnia szusowania i przestaje mnie obchodzić, czy zdążymy przed 16:00 wsiąść na kanapę, żeby się przeprawić z Gerlos do Zell, czy nie
- Najwyżej wrócimy skibusem. - mówię i widzę wzrok męża, który odczytuję jako:
Nie chciałabyś... 
Pewnie ma rację

Szybciutko więc pokonujemy "obowiązkowe" trasy w Hochkrimml. Pełna knajpka widziana z kanapy:
Zatrzymany wyciąg z powodu odśnieżania

:
Małż "marudzi"

, że właśnie z takich powodów trzeba mieć zapas czasowy. Dobrze, niech pilnuje czasu, w naszym duecie przyda się ktoś praktyczny i bardziej racjonalny niż ja dzisiaj
Przed nami ostatni zjazd w Hochkrimml, z widokiem na trasy w Königsleiten:
I zaraz jesteśmy w "gondolkowym świecie":
W gondoli spotykamy sympatycznych Ślązaków (dwóch facetów), którzy śmieją się, że wczoraj spędzili najlepsze walentynki w życiu - na Tuxie

Tak jak my wracają do Zell i jakoś nie boją się, że nie zdążą

No ale oni nie jedzą na stoku, bo nie chcą tracić czasu, a nas czeka jeszcze postój na obiad czy też lunch

Małż wyraża opinię, że on też nie musiałby jeść, ale... wymowne spojrzenie na mnie

Ooo Ty... z żoną Ci się źle jeździ?!
To oczywiście żarty! Krótka przerwa na coś smacznego i piwko jest miłym elementem narciarskiego dnia dla nas obojga

Tym razem wypada dopiero po 14:00, na tarasie restauracji Fußalm, z pięknym widokiem:
Dziś szaleję i zamawiam dużą porcję grillowanej kiełbasy z frytkami za 9 euro

W końcu ostatni dzień!
Pozuję z prawie opróżnionym kufelkiem Weißbiera

:
W słońcu jest bardzo gorąco, a jak zamknę oczy, wydaje mi się, że jestem w Chorwacji

Oczywiście nie chce mi się stąd ruszać, ale przecież trzeba pędzić, żeby zdążyć

Nasza ulubiona trasa 38 (już trochę rozjeżdżona) widziana z knajpki:
No to szszszszsz...
Przemieszczamy się do Gerlos, a tu apres ski trwa w najlepsze:
Pełne stoliki i głośna dyskotekowa muzyka. To nie jest klimat dla nas! Już wolę alpejskie jodłowanie

Jedziemy nad trasą ze slalomem, która we wtorek mnie przewróciła

:
Potem czeka nas długa jazda powolnym krzesełkiem przez cudowną białą pustynię:
Granica ośrodków:
I ze sporym zapasem czasowym (jakieś pół godziny)

wsiadamy na ostatnią, bardzo długą, kanapę w stronę Zell. Małż oddycha z ulgą, ja się tylko śmieję, bo byłam pewna, że zdążymy
Mamy jeszcze czas, żeby zjechać fajną trasą nr 20 do wolnego krzesła. Nartowanie w świetle księżyca

:
Krzesełko wlecze się niemiłosiernie, ale przynajmniej można podziwiać widoki - na trasę (te powyżej) i na malownicze skały:
Jest 16:00 i właśnie powoli wyłączane są wyciągi (niektóre kanapy chodzą do 16:15). Mamy stąd długi zjazd do parkingu, a raczej do pośredniej stacji gondolki, bo nie będziemy o tej porze ryzykować zjazdu czarną trasą na sam dół.
Teraz już nic nas nie goni, więc możemy sobie spokojnie pstryknąć fotki ze Słoniem:
i po prostu popatrzeć na te wspaniałości

:
Wielu narciarzy jeszcze korzysta z ostatnich promieni słońca i delektuje się widokami. I nie tylko widokami

:
Zjeżdżamy początkowo trasą 19c, później 19b. Jest w bardzo dobrym stanie, a do tego całkowicie pusta. Aż żal, że kanapy już nie działają i nie możemy tego powtórzyć...
Na koniec testujemy przyjemną Skiweg przez las i jest to strzał w dziesiątkę. W lesie pachnie żywicą i chyba wiosną

Ten zjazd jest prawdziwą przyjemnością. W doskonałych humorach docieramy na pośrednią stację gondolki i wsiadamy do wagonika:
W dolinie już nie ma słońca:
Ale trzeba przyznać, że mieliśmy go dzisiaj pod dostatkiem!

Ostatni dzień narciarski kończymy baaardzo zadowoleni, a wynik pokazywany przez skiline jest wręcz nieprawdopodobny. Wykres pokazuje, że przejechaliśmy 105 km

:
Tak do końca temu nie ufam

Zdecydowanie bardziej miarodajne jest przewyższenie, a to też jest konkretne, bo zrobiliśmy dziś prawie 14.5 km w pionie

Rekordowe wyniki bardzo nas cieszą

Wieczorem idziemy uczcić koniec wspaniałego narciarskiego tygodnia do "naszej" pizzerii. Znowu musimy chwilę poczekać na wolny stolik. Okazuje się, że otwierają dla nas nową salę, przeznaczoną dla gości hotelowych

Po chwili i ona wypełnia się po brzegi. Nic dziwnego, pizzę mają tu fantastyczną!
Wracamy na kwaterę, uwieczniając nocne klimaty Schwendau:
Nie chciało nam się targać statywu, więc zdjęcia trochę rozmazane
Tak kończy się narciarska część relacji, ale "jutro" czeka nas jeszcze przejazd przepiękną drogą, spacer przy zaporze i piwo wypite w wyjątkowych okolicznościach przyrody

Pojawi się więc jeszcze jeden (albo i dwa

) widokowy odcinek oraz podsumowanie
