napisał(a) Franz » 18.05.2014 22:14
Najtrudniejszy moment czeka mnie jednak w miejscu, gdzie szlak opuszcza zagruzowane koryto i kieruje się w las. Widać ślady zjeżdżających stóp na tym krótkim, ale stromym żwirowatym odcinku. Taksuję go wzrokiem, po czym szukam czegoś bardziej dogodnego. I jest! Wystarczy się cofnąć kilka kroków i tutaj można bezpieczniej wydostać się na powierzchnię. Dalej jest już łatwo - ścieżka pnie się najpierw krótkimi zakosami, potem każdy zakos w prawo jest znacznie dłuższy od lewego, tak że w efekcie odchylam się mocno w kierunku wschodnim.
Staram się iść równomiernym krokiem, i w żadnym wypadku nie korzystać z taszczonej na grzbiecie wody - ona jest w całości przeznaczona na dzień następny. Tymczasem nachylenie podejścia nieco łagodnieje i pojawia się nade mną zielony grzbiecik. Jeszcze kilka zakosów i ścieżka wyprowadza na niego, a z tego miejsca widać już rifugio.
Wkrótce zrzucam plecak i opieram go o ścianę schroniska, sam zaś podchodzę odrobinę wyżej, by złapać wspaniałe widoki, którym nie szkodzi nawet obecność obłoków.