Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

wspomnienia spisane po latach

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006
wspomnienia spisane po latach

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 07.10.2006 18:41

Tak jak w tytule to ująłem. Wspomnienia wracają i wyjazd z AD 1997 utkwił mi chyba najbardziej w pamięci. Cyfrzaka w tym czasie oczywiście nie miałem tak więc wspomnienie będzie black@white czyli bez zdjęć. A wsio zaczęło się tak....

Plany układały się różnie, jako że czasy te należały jeszcze do kawalerskich tak więc ekipa długo mobilizowała się przed podjęciem decyzji o terminie i kierunku wyjazdu. Jako że wcześniejsze lata upływały pod znakiem Bałtyku i Jastrzębiej Góry większość ekipy głosowała za tą właśnie opcją. O Bałkanach wiedzieliśmy tyle co pokazywała telewizja a więc bratobójcze walki, krew i zgliszcza. Trudno było przekonać ludzi by wybrać się w taki rejon tym bardziej, że konflikt jeszcze trwał wprawdzie nie w samej Chorwacji lecz w Kosowie no ale wydarzenia były dość ściśle ze sobą powiązane. Internet był w tym czasie luksusem niewyobrażalnym u nas na wiosce tak więc nie potrafiłem znaleźć informacji, które pomogłyby mi w przekonaniu ludzi.
Podjąłem decyzję – opracowuję plan podróży, zbieram foldery (trudnodostępne) i spróbuję co na to powiedzą. Po kilku tygodniach walki z wiatrakami ludzie zaczęli powoli zastanawiać się co do polskiego morza w czym solennie pomogły mi lipcowe powodzie roku 1997.
W końcu udało mi się zebrać chętnych do 1 (mojego) autka czyli rozsądne 4 osoby w tym ówczesna moja dziewczyna (a obecnie kochana małżonka) + druga para (obecnie również małżeństwo). Drugie autko jakby już samoczynnie się zapełniło. Dla pewności i potwierdzenia chęci wyjazdu zebraliśmy zaliczkę na koszty podróży. Nikt nie odpadł.
Pewnego sierpniowego wieczora (daty nie pamiętam) karawana ruszyła w kierunku południowym z naszej pięknej wsi Gierałtowice (koło Gliwic) na Zwardoń. Pierwsza granica i wszystko oki nastrajało optymistycznie potem Słowacja, Węgry i wjechaliśmy rankiem do kraju docelowego czyli Chorwacji. Celem naszym była północ – okolice Senja. Od rana nastroje, pomimo zbliżającego się końca podróży były coraz gorsze. Po pierwsze pomyliliśmy drogi w okolicach Zagrzebia co poskutkowało zwiedzeniem przedmieść tego miasta na których czuć było jeszcze zapach spalenizny i prochu. Zewsząd atakowały nas widoki wzięte żywcem z jakiegoś wojennego filmu. W wydostaniu się stamtąd pomogli nam miejscowi mieszkańcy, których powiem szczerze baliśmy się – twarze nieogolone, ubrania brudne, Łada którą jechali bez tylnej szyby, karoseria dość mocno powyginana i co nas najbardziej przerażało dziury w nadwoziu po kulach. Zrobiło to na nas piorunujące wrażenie. Jednak jak się okazało ludzie ci okazali się bardzo życzliwi, kazali jechać za sobą i wyprowadzili nas na właściwą drogę – o zapłacie nie chcieli nawet słyszeć więc obdarowaliśmy ich polskim piwem co przyjęli z wielkim entuzjazmem i serdecznością w stosunku do nas. Dalsza część podróży upływała w dość kiepskich nastrojach. Mijaliśmy zgliszcza, opuszczone wioski, postrzelane znaki drogowe, wszechobecne znaki ostrzegające o minach. Poznaliśmy skutki ogromu tragedii jaka rozegrała się w środku Europy u progu XXI wieku.

Wspinaliśmy się kolejne kilometry przez góry, drogi ubywało powoli. Zatrzymaliśmy się w jakiejś wiosce (nie pamiętam nazwy) była knajpa! Zjedliśmy po hot – dogu wypiliśmy po coli i w dalszą podróż. Około południa z wbitym 2 biegiem piłowaliśmy pod stromy podjazd po niezbyt luksusowej drodze dojechaliśmy do szczytu i w tym momencie ujrzeliśmy widok, którego nie zapomnę nigdy w życiu. Zatrzymaliśmy się na szutrowym parkingu na szczycie (o mało co z rozdziawioną gębą kuzyn jadący drugim autem nie przedzwonił mi w tył bo zapomniał o zatrzymaniu się).
Ekipa wysiadła z samochodów w milczeniu pierwsze co usłyszałem po kilkudziesięciu sekundach to z ust serdecznego mojego kumpla : „o kur.a ! ja pier…e ! niech mnie ktoś uszczypnie”.
Ludzie płakali jak jeden i dziękowali mi że ich namówiłem. Byliśmy jak na oko i wg map obecnie określam na około 600 m n.p.m. a w dole lśnił błękitno - zielony Jardan usiany kwerneńskimi wyspami.

No i tak sobie odstaliśmy z dobrą godzinkę podziwiając widok i ruszamy w dół. W okolicach połowy zjazdu poczułem smród z klocków i pedał jakoś dziwnie do góry mi dźwigało więc 2 postój na ostygnięcie hamulców i podziwianie. Wreszcie dotarliśmy w okolice Senja czyli prawie punktu docelowego. Po około półtoragodzinnych poszukiwaniach znaleźliśmy kamp. Niestety nazwy nie znam ale było to niewielkie pole na północ od Senja (około 5-7 km). Typowo kameralny i wszystko byłoby oki gdyby nie kobita (nie wiem czy właścicielka czy zarządzająca). Na dzień dobry po podróży zechcieliśmy się piwka napić – było w recepcji w lodówce (w przeliczeniu ok. 7 DM !). Wzięliśmy po jednym i na tym się skończyło. Potem ktoś zechciał dodzwonić się do domu, więc poszliśmy do recepcji. W domach było umówione że ktokolwiek się dodzwoni roześle wiadomość do reszty i ok. Oczywiście ta sama kobitka stwierdziła że do telefonu po jednej osobie można wchodzić a jako że był w osobnym pokoju poszedł kumpel. Wyszedł z pokoju po ok. 5-7 minutach i co usłyszał? Że należy się 70 DM !! Stwierdziliśmy że kobieta zidiociała i że chcemy jej nr pozwolenia i rachunek za 7 minut rozmowy telefonicznej po 10 DM (choć ta trwała może ze 2 minuty bo resztę zajęło kręcenie). Spasowała w końcu i skasowała 15. Kij jej w oko.
Po dwóch dniach balangi na miejscu i odwiedzinach późno - nocnych na starówce Senja postanowiliśmy się wybrać do Plitwic. Wyjechaliśmy wcześnie rano. Trudno mi określić dokładnie po jakim czasie dotarliśmy na miejsce. Tym razem widoki spalonych wiosek po drodze już tak nie przerażały. Zwiedziliśmy Plitwice i około godziny 18 wyruszyliśmy z powrotem. Przez jakieś 20 km snuliśmy się za kolumną pojazdów SFOR-u. Po dotarciu do Jardanki już nieźle wygłodniali postanowiliśmy się zatrzymać koło kręcącej się przy drodze świni na rożnie (odojak). Kuzym Corsą zaparkował tak że odwłok pojazdu znajdował się wprawdzie za białą linią ale na asfaldzie – stwierdziłem że trzeba go nadrzyciś bo wykręcić nie bardzo się dało i co zostało postanowione to i wykonane. Poszliśmy do knajpki zamówiliśmy 2 duże talerze mięsa i wcinamy. W pewnym momencie słychać pisk opon, wielkie bum i wycie kilku alarmów samochodowych. Wybiegliśmy na parking – widok przedni – tam gdzie jak przypuszczaliśmy miały stać nasze autka zaparkował autobus rejsowy bodajże relacji Rijeka – Zadar. No to piknie wracamy nazad by bus. Ale podchodzimy bliżej i co się okazuje mój Poldek nie ruszony natomiast Corsa kuzyna na tylnym błotniku ma ślady śrub od koła autobusu, pęknięte światło tylne lekko draśnięty zderzak i oderwany kołpak – jechać można bez problemu. Sharan, BMW, Yugo, Zastawa i Vectra zostały mniej ulgowo potraktowane. Z włoskiego Sharana wziętego na 1 ogień nie ostało się praktycznie nic (tak na oko całkowita jego długość nie przekraczała 3 mb). Policja i te sprawy jako że najmniej ucierpieliśmy z zdarzeniu czekaliśmy jako ostatni. Ichniejszy policjant pisał uszkodzenia zgodnie z moimi sugestiami - było koło, błotnik , lampa, zderzak , tylna klapa i jeszcze parę pomniejszych uszkodzeń - dopiero stwierdzenie kumpla żeby do protokołu z oględzin dopisać radio (w które Corsa nie była wyposażona i musieli sami po drodze śpiewać co do przyjemnych raczej nie należało) wywołało jego uśmiech i stwierdzenie że nie można aż tak bardzo przeginać. Generalnie dla nas całe wydarzenie było śmieszne. Powodem dzwonu był ponoć niezidentyfikowany motocyklista który wyjechał autobusowi na trzeciego. Spokojni poszliśmy dokończyć zimne niestety już jedzonko po czym udaliśmy się na nasz kamp. Oczywiście nie obyło się bez oblania tak znamienitej okazji jak wyjście cało z całej tej opresji Malvaziją. Jak wieczór się zakończył niestety nie pamiętam.
Dzień następny postanowiliśmy spędzić z wiadomych względów w wodzie. Oczywiście wino z dnia poprzedniego się ostało dokupiliśmy trochę Karlovacko i Stelli Artos w Senju wypłynęliśmy z jakieś 30 – 40 metrów od brzegu dopięliśmy się do boi. Po kilku godzinach leczenia się w ten sposób w wyraźnie lepszych nastrojach udaliśmy się na obiadek. No i zaczęło się kumpel nie zauważył bądź nie był w stanie ominąć (co bardziej prawdopodobne) jeżowca i zestaw z 10 kolców został mu dość głęboko w nodze. Nasłuchawszy się opowiadań, że skończyć się to może zakażeniem i poważnymi komplikacjami zdrowotnymi padło postanowienie – operujemy. Tak więc przy pomocy kozika, pensety i 0,7 l butelki przystąpiliśmy do zadania. Ordynatorem został mój kuzyn z racji tego że 2 razy startował na medycynę (choć się nie dostał) natomiast jego ojciec jest cenionym chirurgiem. Zaraz na początku operacji pacjent dostał szkalanę wódy jak to w westernach często pokazują i przystąpiliśmy do dzieła. Operacja trwała bardzo krótko aczkolwiek była burzliwa – pacjent zjadł resztki wysuszonej trawy na polu namiotowym, zdarł sobie skórę z łokci próbując zwiać ze stołu, chirurg wydłubał wszystkie kolce które tkwiły w ciele pacjenta zdezynfekował ranę wódką a pozostałą resztką Smirnoffa wypił. Dziewczyny opatrzyły powstałą ranę opierdzielając przy okazji cały zespół prowadzący zabieg i poszliśmy na obiad.
Po posiłku i godzinnej drzemce zarówno pacjent jak i nasz ordynator doszli do siebie więc decyzja – wracamy na materace. Większość stwierdziła, że na dziś już dość Malwaziji jedynie nasz dzielny chirurg i jego jeszcze bardziej dzielny pacjent postanowili oblać udany zabieg. W dbałości o to żeby się nie potopili postanowiliśmy ich przyciągnąć do brzegu i tam zakotwiczyć. Nie wzięliśmy tylko poprawki że początkiem sierpnia w okolicach godz. 17-18 słońce potrafi jeszcze krzywdę zrobić o czym chłopaki we dwójkę przekonali się wieczorem jak środki przeciwbólowe przestały działać. Wieczorem udaliśmy się do Senja na kolację. Pacjent pomimo rozoranej stopy i oparzenia słonecznego pleców czuł się tak świetnie czym dał wyraz bawiąc się z miejscowymi dziewczynami na dyskotece w knajpce. Jak się okazało WC we wspomnianym lokalu było ukryte w sposób perfekcyjny tak więc nie było szans po ciemku go znaleźć pomimo kilkukrotnych prób więc postanowiliśmy (jak zresztą większość miejscowych) załatwić potrzebę za jakimś murem oddalonym o około 100 metrów od lokalu. Wszyscy jednocześnie przystąpiliśmy do wiadomej czynności co było wyłącznie słychać bo widoczność w tym miejscu była równa zeru absolutnemu spotęgowana faktem wyjścia chwilę wcześniej z dobrze oświetlonej uliczki. Słychać było …. ale tylko 4 osobników. Nasz pacjent zdawało się zaniemógł w wykonywaniu tej czynności, więc go upomnieliśmy że czekać nie będziemy a on odpowiada że skończył. Jakież było zdziwienie kiedy się okazało, że udało mu się trafić nieświadomie nie gdzie indziej tylko do okna jakiejś komórki. Uciekliśmy nie czekając na reakcję gospodarzy domu bo w takiej sytuacji nawet przeprosiny byłyby głupie, zresztą szczenięce lata rządzą się swoimi prawami. Obecnie sytuacja ta wydaje mi się zarówno śmieszna jak i głupia no ale cóż. Najlepsze jest to, że skończyć cała przygoda mogła się tym że oparłby się o fragment muru, którego w tym miejscu nie było i wylądować z wielkim hukiem w tejże komórce z siusiakiem w dłoni. Około godz. 3 w nocy wróciliśmy na kamp i zasnęliśmy momentalnie.
Rano podjęliśmy decyzję o potrzebie zmiany campu. Wsiedliśmy do samochodów i wio na poszukiwanie. Po około godzince znaleźliśmy duże pole z supermarketem, lodówkami, prądem i wszelkimi innymi udogodnieniami. Sprawdziliśmy ceny w sklepie – jest oki – wracamy po nasz dobytek – spakowaliśmy manele, podziękowali za gościnę i pojechaliśmy. Wjeżdżając na drugie pole bardzo miła młoda dziewczyna poprosiła nas tylko o paszporty i poinformowała nas żeby przyjść za około pół godziny żeby zdążyła nas zameldować. Jako że do bramy było dość kawałek po wstępnym rozpoznaniu atrakcji ośrodka poszliśmy do wody. Paszporty odbieraliśmy dopiero podczas wieczornego wyjazdu do miasta. Wtedy uświadomiłem sobie jaka była przyczyna, że w czasie konfliktu bałkańskiego głównym środkiem płatniczym była marka niemiecka. Otóż pod recepcję podjechał Mercedes SLC na niemieckich tablicach, wysiadło z niego dwóch Panów obwieszonych złotem jak choinki na święta, jeden w wieku na oko 50-55 lat a drugi zdecydowanie większy (łysy z grubym karkiem) w wieku około lat 27-30. Podeszli do recepcji, jedna z obsługujących pań powitała ich obu z uśmiechem i przymilnym „gutten tag herr coś tam”, po czym poszła na zaplecze po książki meldunkowe wraz z jakimiś rozliczeniami oraz kasetkę z pieniędzmi. Obserwowałem kątem oka że panowie po podliczeniu zainkasowali pieniądze, wsiedli do Merca i odjechali. Jak się później okazało starszy pan był właścicielem ośrodka. Doszedłem wtedy do wniosku dlaczego wojna na Bałkanach trwała tak długo, była tak krwawa, dlaczego ONZ i NATO nie interweniowały w skuteczny sposób od początku konfliktu. Dobry partner w interesach to taki, który przyjmuje nasze warunki - a jak go najprościej do tego zmusić ? - biedą, głodem, brakiem perspektyw, brakiem środków na jakąkolwiek inwestycję…. Tak też moim skromnym zdaniem się stało.

Ciąg dalszy wczasów upływał w sielankowej atmosferze, już nie trzeba było jeździć rano do sklepów do Senja. Sklep na Kampie okazał się tani i doskonale zaopatrzony. Zwiedziliśmy jeszcze Cirkevnicę, Kraljevicę, Omisalj, Rijekę, Novi Vinodolski.
Czas urlopu topniał wraz z posiadanymi pieniędzmi. Nastał czas powrotu. Wszyscy żegnali się z Chorwacją z zapewnieniem szybkiego powrotu w te strony. Z tego co się orientuję wszyscy jak jeden postanowienia dotrzymali. Może powroty nie były szybkie ale jednak każdy w mniejszym lub większym stopniu zakochał się w tym kraju. A trzeba zaznaczyć że ze względu na posiadane w tym czasie oszczędności udało nam się zwiedzić tylko część Kverneru.
Buber
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3790
Dołączył(a): 11.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Buber » 07.10.2006 20:21

:lol: :lol: :lol: :lol: Wszystko :lol: :lol: :lol: :!: :!: :!:
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 08.10.2006 11:59

jak mi się coś istotnego przypomni to dodam - dzisiaj jestem po ostrej imprezie więc może być ciężko :wink:
Buber
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3790
Dołączył(a): 11.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Buber » 08.10.2006 19:00

Rich, kazdy szczegół jest ważny, nie musi być istotny, grunt żeby się dobrze czytało. Zresztą ja ciebie bębę uczył? Ja jestem bardzo zainteresowany, w 1997 o Chorwacji to nawet nie myślałem.
PS w razie totalnego braku tematów opisz rzeczoną ostrą imprezę :lol: :lol:
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 08.10.2006 19:20

a widzisz nawet dziś mi się coś przypomniało :wink:

praktycznie całą drogę miałem problem z nagrzewającym się tylnim lewym kołem, niby nie bardzo ale jednak było cieplejsze od pozostałych. Stwierdziłem że nie będę przy hamulcach grzebał tyle co się grzało nie było jako tako niebezpieczne. Po powrocie do domu jadąc od kumpla który mieszka 200 metrów odemnie dojeżdżając do własnej bramy stwierdziłem że znikły mi hamulce :? wjechałem na podwórko - więc trzeba rozebrać - po zdjęciu koła stwierdziłem że brakuje mi klocka hamulcowego który później znalazłem przy bramie - nie będę przynudzał szczegółów i powodu awarii jednak ku przestrodze wszystkich - jadąc do Cro to właśnie ten element samochodu jest najważniejszy
Buber
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3790
Dołączył(a): 11.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Buber » 08.10.2006 19:26

A jakie to było auto?
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 08.10.2006 19:39

stary poczciwy poldek z silnikiem Rovera 103 PS - rwał do przodu elegancko gorzej było z zatrzymywaniem :wink:
Buber
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3790
Dołączył(a): 11.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Buber » 08.10.2006 19:43

To porządna bryka :D . Ja w tym czasie dopiero robiłem prawo jazdy. 4 podejścia. Ale warto było :lol: :lol: :papa:
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 08.10.2006 19:58

Wspomnienia fajne i czasy ciekawe. Ja w 97 oceniałem wyjazd w tamte strony jako jeszcze zbyt niebezpieczny...a może jednak warto było...
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 08.10.2006 20:22

Slapciu warto było warto. Niebezpiecznie mogło być gdzieś w interiorze - rejony Plitvic obstawione były szczelnie tablicami zabraniającymi zejście ze ścieżek i to było jedynym zagrożeniem. Natomiast co do ludzi to uważam że nie zmienili się w ciągu tych 9 -ciu lat. Jak są serdeczni teraz tak byli i wtedy, a może wtedy nawet bardziej. Warto również odnotować że w 97 na wczasy miałem 450 DM (2 tygodnie) z czego 70 przywiozłem do domu a nie odmawiałem sobie niczego - praktycznie codziennie kolacja z winem w knajpkach Senja (oj wina dużo bywało :wink: ) a i na polu namiotowym w sklepie piwo i Malvazija to skrzynkami szla :wink: [/list]
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107658
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 08.10.2006 20:43

Rich mnie "sprowokawał" :wink: więc udało mi się "wygrzebać z forum moje "stare dzieje" w Chorwacji, które pozwolę tu sobie załączyć:

Moje wrażenia z Chorwacji były opisane w temacie"Chorwacja 1997-2004" i był to mój pierwszy założony temat i uaktywnienie sie na forum.
Opisy były w kilku kolejnych postach, które zebrałem tu w jedną całośc
i jeśli kogoś to zainteresuje historia, to proszę czytać.:

11-09-2004 18:12 Temat postu: Chorwacja 1997-2004
serdecznie witam poraz pierwszy na forum,chętnie podzielę się wrażeniami z pobytów w Chowacji w latach 1997 -2004 (bez 1999)

Pierwszy wyjazd do Chorwacji nastąpił w 1997r. po wcześniejszych 7 latach spędzonych wakacyjnie na Węgrzech. Nadmieniam, że zawsze jak dotychczas pod namiot. Wyjazd w 1997r. był w trzy samochdy-nowa felcia, nowe uno, nowy ford eskord z namiarem na Vsar (Istria), ale ostatecznie pobyt był na kampingu Valkenella - trasę z Nowego Sącza(wyjazd 4 rano) przez Słowację(Poprad-Zilina-Bratysława)Austrię (Wieden-Graz-Klagenfurt)Słowenię(Ljubej-Naklo-Ljubjana-Postojna-Koper) a dalej Chorwacja przez Porec - pokonaliśmy bez przygód i na kampingu Valkenella byliśmy ok.21
Napewno pierwsze wrażenia zostają w pamięci, a moje były jak najlepsze i pozastały do dzisiaj jak najlepsze z każdego pobytu w pięknejChorwacji. W 1997 r. walutą wymienną były wtedy jeszcze marki i dolary. Jeśli chodzi o ceny z tamtego okresu to może nie są one już tak dziś istotne, ale śledząc "posty" z innych tematów, gdzie ludzie piszą że w Chorwacji podrażoło, to już wtedy było drogo bo przeglądając wysłane pocztówki do kraju pisałem, minn. że "słońce gorące, woda ciepła, ceny wysokie ale pieniędzy wystarczy" .Zresztą pojęcie "drogo" jest względne, bo dla osoby posiadającej więcej gotówki przeznaczonej na wakacje i "do wydania" w całości (bez póżniejszego załowania,że było drogo) jest inne niż dla osoby o miejszej gotówce, oszczędającej aby wystarczyło na na dłuższy pobyt ale bez szalenstwa wydawania"
cd.1998r.
A zaskoczenie polegało przedewszystkim na tym, że w stosunku do zeszłego roku poczyniono gruntowną renowację obiektów sanitarno -gospodarczych -wszędzie nowe kafelki,nowa armatura(w prysznicach czasowe wyłączanie wody jako oszczędność jej zużycia)wszędzie jak
zwykle ciepła woda non-stop,w toaletach papier też nonstop, personel sprzątający widoczny i pracujący praktycznie całą dobę.Reszta bez zmian. Polaków w tym czasie było mało w stosunku do innych nacji, (jeśli teraz jest w Chorwacji jest ich więcej to chyba lepiej, bo znaczy to, że wprawdzie bardzo powoli ale doganiamy Starą Europę).
Dlatego nie podzielam zdania z któregoś postu, że jak było mniej Polaków w Chorwacji, to było lepiej. A dlaczego tam nie mamy być?. Jeśli chodzi o wodę w morzu , to synowie zauważyli nurkując w 1997 i w 1998 , że napewno była czyściejsza ta z 1997r.
Ceny artykółow w stosunku 1997 do 1998 podskoczyły ok.10-15% (niektóre np. ceny owoców pozostały bez zmian) natomiast kurs marki wzrósł nieznacznie.
W sumie kolejny wyjazd i pobyt w tym samym miejscu znowu wypadł korzystnie i ugruntował dobre wrażenia o Chorwacji. Nie wspominałem o powrocie z 1997 , więc dopisuję, że w 1997 i 1998 powrót odbywał się przez Węgry, z pobytem 2-3 dniowym w Mezokovezd (k.Egeru), jest tam duże kąpielisko z basenami znane mi z poprzednich
lat, gdzie spędzałem wakacje (tylko 280 km do Nowego Sącza a więc "rzut beretką" w stosunku odległości do Chorwacji.
Na tym kończę wspominanie lat 1997-1998, jeśli jest ktoś zaintesowany
latami następnymi, proszę "dać cynk" - co pamiętam opiszę.
Jeśli kogaś zawiodłem wcześniejszymi opisami, to przepraszam-tyle pamiętam na gorąco w trakcie pisania.
Witam ponownie.
Ponieważ tematem postu była "Chorwacja 1997-2004" zdecydowałem się kontynuować dalej opowieść o mojej przygodzie z Chorwacją.
A więc w 1999 r. zamiast w Chorwacji, wakacje spędziłem na Węgrzech (jako tańsze-bo był mały dołek finansowy i na Cro zabrakło)
W 2000 r. nastąpił powrót do Chorwacji, tym razem po 2 latach na zachodnim wybrzeżu Istrii, wybór po przeglądnięciu przewodników padł na wschodnie wybrzeże, konkretnie RABAC i camp Oliva,Wyjazd nastąpił w II połowie lipca, skład samochodowy i osobowy jak w 1997 i 1998r. Trasa: Słowacja(Mniszek n/Popradem-Zilina-Bratysława) Austria (Kittse-Parndorf -Graz (za Grazem spanie na autostradowym parkingu)Słowenia (Maribor-Ljubjana-Postojna-i stąd do Chorwacji na Rijekę i dalej Rabac. Po przyjeździe na miejsce został "zlustrowany" camp Oliva, i nastąpił przejazd na camp Valkanella(zachodnia Istria-k/Vrsaru).
Powodów było kilka, a to: bardzo mała plaża na kampingu, toalety i zmywalnie "nieciekawe" (w porównaniu do Valkanelli znanej a lat poprzednich), z rozmów przeprowadzonych z rodakami przebywającymi wynikało, że są problemy z ciepłą wodą i czystością w toaletach.
Ponieważ w trzech samochodach było 10 osób, zostało przeprowadzone głosowanie-kto zostaje w RABACU , a kto "wraca" na VALKANELLĘ- jednogłośnie wygrała Valkanella .. i tak poraz trzeci się tam znalazłem.
O kampingu Valkanella można powiedzieć , że jest to małe miasteczko turystyczne-ładnie położony rozległy, wszystko na miejscu-sklepy,plaża, boika do gier i bardzo dobre warunki pobytowe-dużo węzłów sanitarnych z ciepłą woda od rana do wieczora.
Jestem osobą już nie młodą , dla mnie i moich przyjaciół 2 tygodniowy pobyt na kampingu jako minimum wygody, jest jeden podstawowy warunek-to własnie ciepła woda do mycia osobistego i "garów" po obiadach, natomiast dla synów (w 1997r. to były jeszcze "dzieci" w 2000r. już "dorosła" młodzież) liczą się też rozrywki sportowo-dyskotekowe, a to jest możliwe tylko na dużych kampingach(jest .. i nic nie kosztuję). Dlatego kolejny pobyt na tym samym kampingu uważam za udany. Jednym ze spostrzeżeń odnośnie kampingu Valkanella , porównując stan z poprzednich lat było to, że bardzo dużo parcel (miejsc kampingowych)
było na stałe wykupione i ulokowane są na nich namioty i przyczepy Włochów, Słowenców, Niemców,Austriaków. Powrot z Chorwacji trasą Rijeka-Karlowac-Zagrzeb-Gorican-Węgry(2 dni Bukfurdo-kapielisko termalne zachodnie Węgry) i dalej przez Słowację do Nowego Sącza , jak przy wyjeżdzie.
cd.Chorwacja 1997-2004.
W 2001 r. po trzech latach pobytu na Istrii zapadła decyzja o wyjeździe na południe Chorwacji-wybrany został kamping Zaton k/Zadaru i tam też na przełonie lipca i sierpnia nastąpił wyjazd. Tym razem w podróży uczestniczyły już tylko 2 samochody(felcia-uno)
trasa:N.Sacz-Słowacja(Poprad-Bańska Bystrzyca-Komarno)Węgry(Papa-
Heviz(nocleg)-Nagykanizsa-Chorwacja(Gorican-Varażdin-Zagreb- Karlovac-Plitvickie Jezera-Zadar-camp ZATON. Kamping spełnił nasze oczekiwania, gdyż był porównywalny z wyposażeniem jak camp Valkanella na Istrii. Tu też poraz pierwszy w Chorwacji "zagrały" nam cykady. Pobyt na kampingu trwał 15 nocy, pogoda była wspaniała, ani jednego dnia deszczu, woda w morzu ciepła, wspaniałe widoki z morza na biały masyw gór Velebit. Brakowało tylko bryzy morskiej,a ta zawsze była na Istrii.W trakcie pobytu zwiedzony został Zadar oraz wąwóz PAKLENICA w górach Velebit.
Zadar i okolice jako przedsionek Dalmacji zrodził plany, aby stopniowo w następnych wyjazdach do Chorwacji jechać dalej na południe. Wyjazd z kampingu po południu trasą przez Chorwację jak przy wjeździe,dalej przez Węgry wzdłuż Balatonu, Budapest i postój 3 dni na basenach termalnych w Mezokovezd.
c.d.-2002(Primosten)
Jestem ponownie w temacie po dwóch tygodniach przerwy i postaram sie dokończyć temat Chorwacja 1997-2004.
Skończyłem na 2001 roku opisując pobyt w okoliczach Zadaru. W 2002 r. wyjazd nastąpił do miejscowości Primosten, a wybór tej miejscowości powstał na podstawie mapy z której wynikało,że leży ona nad otwartym morzem, gdyż jedynym mankamentem pobytu w 2001 r. a Zatonie (nad zatoką) był brak orzezwiającego wiaterku. Wybór Primostenu okazał się trafny pod tym względem , gdyż wiatr na plaży był, i tu poraz pierwszy w Chorwacji zobaczyłem "fale na 1 m" Przejazd z Nowego Sącza do Primostenu trwał dwa dni , wyjazd o 6 rano
przez Słowację(Komarno)Węgry(Gorican)nocleg w Varażdinskich Teplicach na kwaterze prywatnej i dalej przez Chorwację (Zagreb,KarlovacPlitvickie Jezera,Knin,Drnis.Sibenik)
Nie było jeszcze atostrady Karlovac-Zadar. Pobyt na campingu Adriatyk 13 nocy,w dwa samochody i osoby jak w poprzednich latach, camping położony pod drzewami, dobrze urządzony w obiekty sanitarne i stosunkowo nie drogi.
W trakcie pobytu zwiedzanie miast Primosten, Trogir, Split i Sibenik. Każde piękne w swoim rodzaju, historii i położeniu. Każde warte zobaczenia i ..... powrotu do nich.
W sumie nowe miejsce pobytu w Chorwacji utwierdziło mnie (i znajomych) że Chorwacja jest dla nas wymarzonym miejscem spędzania wakacji. Zarówno dorośli jak i dzieci (też już dorosłe - dorastali w kolejnych wyjazdach) wracają z tych wakacji zadawoleni i wypoczęci. Zapewne część "cromaniaków" dziwi się jak można spędzać dwa tygodnie w jednym miejscu i tu muszę wyajśnić,że z dwóch powodów.
Pierwszy powód, to duży namiot, którego rozbicie i prawidłowe zainstalowanie trwa ok. 2 godzin (znalezienie odpowiedniego miejsca na campingu dla dwóch rodzin, wbijannie śledzi-chyba każdy, kto był na campie w Chorwacji to "ćwiczył", itp). Drugi powód, to "harcerska lodówka" na konserwy i "domowe obiady" Lodówka taka, to dziura wykopana w ziemii, do której wkłada się to co wyżej , i rano wyjmuje się konserwy "z galaretką". Kiedy się taką dziurę wykopie w chorwackiej ziemii, nie szybko ma się ochotę kopać nową w innym miejscu, a muszę nieskromnie dodać,że nie było campingu przez te wszystkie lata, na którym dziura nie byłaby wykopana. (kopana była też m.inn. z powodów oszczędnościowych na finansach, oraz z racji braku lub bardzo małych boksów lodówkowych na campingach,w 2002 r. boksy w Primostenie w czasie mojego pobytu były zepsute) Powrót z Primostenu do Nowego Sącza był znowu przez Węgry, z pobytem 1 dniowym pobytem w DOMBOVAR (poniżej Balatonu-jak prawie każde miasto na Węgrzech z basanami termalnymi), plany były na pobyt 3 dni ale wygoniła nas deszczowa pogoda.
c.d.2003 r. (Zivogosce-Dubrownik-ponownie Primosten)

Tyle udało mi sie odnaleść, brak opisu pobytu w 2003 r. w Zivogosce
ale pamiętam, że było tam w okresie mojego pobytu na przełomie lipca i sierpnia strasznie gorąco, duszno i wietrznie .. tak, że uciekałem do Primostenu nad "otwarte morze", natomiast w 2004 r. skusiłem się
poczatkiem lipca na pobyt wreszcie na jednej z wysp i wybrałem Krk,
z której po 5 zimnych dniach (12 stopni w nocy pod namiotem) udałem
się do cieplejszej części Cro, tj. ponownie do Zatonu k.Zadaru.
(i tam właśnie złapałem belonę )
Pozdrawiam
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 09.10.2006 12:11

jest szansa że relacja przybierze kolorów - żona ponoć wie gdzie są fotki z tego czasu - sam ich nie pamiętam ale są. Może skana uda się zrobić choć skaneta nie mam a jak nie to fotki fotkom zrobię cyfrą i spróbuję coś zapodać. :wink:

To są uroki wspomnień - zapomniałem że wogóle stamtąd były ale wiem że jakieś aparaty były (sam chyba nawet jakiegoś złoma miałem) :wink:
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 09.10.2006 12:47

poczatkiem lipca na pobyt wreszcie na jednej z wysp i wybrałem Krk,
z której po 5 zimnych dniach (12 stopni w nocy pod namiotem) udałem
się do cieplejszej części Cro, tj. ponownie do Zatonu k.Zadaru.


Januszku to pecha miałeś. Ja wyjazd pamiętam na przełomie lipca sierpnia wtedy temperatury były wręcz za wysokie. Doskonale pamiętam termometr na ścianie banku w Senju (taki co miga na zmianę datę godzinę i temperaturę) to około godz. 2 w nocu pokazywał 36 stopni :!: 8O . Byliśmy pod namiotam ale tylko teoretycznie - w namiocie nie spałem ani jednej nocy - spałem na dworze na materacu przykryty prześcieradłem - mokrym :!: :!: :!: a czasem się budziłem żeby w nocy jeszcze je pomoczyć. Jedna burza w nocy - około 30 minut schowałem się w aucie i nazad na materac. Nad ranem budziły nas muchy jednak tak na około 15 minyt przylatywały potem zrywał się silny wiatr i wsie bzykające paskudztwo przeganiał.
rich72
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2213
Dołączył(a): 27.02.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) rich72 » 05.11.2006 22:56

w końcu szaruga za oknem pozwala znaleźć czas na odzyskiwanie wspomnień :wink:

zastany przez nas widok po przekroczeniu jakiejś przełęczy masywu Velika Kapela

Obrazek

Plitvice zawsze były cudne

:lol:

Obrazek
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107658
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 05.11.2006 23:11

Rich - a wasz samochód za barierą :cry: :wink:
A który to rok i który to Ty.
Ps. Po jakości zdjęć też widać jak czas szybko biegnie do przodu.
Następna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
wspomnienia spisane po latach
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone