W planach była Hiszpania - jak dobrze pójdzie, tyle, że kryzysy...nie kryzysy, więc, jak nie Hiszpania, to Chorwacja, a jak

Zaczęło się liczenie kosztów, czy możemy, czy nie, no i wreszcie MOŻEMY HUUURAAA!

No to teraz planowanie, gdzie, bo przecież nie do Primosten, chcemy zobaczyć więcej południa - ta jasne...

Ale, ale jedziemy z rodzicami, więc wpadłam na pomysł, że możemy na jeden tydzień pojechać do Primosten, a stamtąd robić wycieczki, do Splitu, Trogiru, Sibenika


Zapraszam na wycieczkę

Wyjazd był zaplanowany na niedzielę 30.08, w godzinach popołudniowych. Zastanawialiśmy się nad rezerwacją apartamentu i było mnóstwo "za" i mnóstwo "przeciw", ale "za" wygrało i korzystając z agencji zarezerwowaliśmy apartament.
Wyjazd był z Wielenia, bo stamtąd odbieraliśmy pozostałą część załogi. Daruję sobie opisywanie trasy, drogi, bo jest tego sporo w innych relacjach i w sumie nic ciekawego się nie działo...pędziliśmy prosto do Primosten

Dzień 1, 31.08.2009
Na miejscu - pod agencją byliśmy przed 7.00, otwarte od 8.00, no to w takim razie kierunek plaża i rozkoszowanie się porannymi widokami morza, zapachami. Jak dobrze znowu tu być!


Ta radość nie trwała długo, "bo ponieważ" Borys, jak to Borys chodzić nie umie, tylko biega i przestrogi typu "synu zaraz się wywrócisz na tych kamieniach" nie działały na niego...no i się wywrócił.
Załączył wtedy taką syrenę, że pobudził pewnie wszystkich śpiących w okolicy. Zaczęliśmy powolną ewakuację w kierunku agencji, była 7.30, ale okazało się, że właściciele właśnie przyjechali, więc załatwiliśmy szybciej wszystkie formalności i podjechaliśmy kawałek dalej pod apartament. Mieszkaliśmy na ulicy Dalmatinskiej 9, apartament JosipMatosin.
Właściciele przywitali się z nami serdecznie i od razu zaprosili na małe "conieco". Apartament był właśnie sprzątany wiec zaprosili nas do swojego stołu, zaproponowali kawkę


Dowiedzieliśmy się wtedy z czego jest robiona rogačica i że owoce rogača (wyglądają jak strąki fasoli) nadają się po zmieleniu również do ciast. Nawiozłam tego pół torby, a co

Właściciele mają mega sympatycznego psa Lino, którego Borys próbował zmusić do jakichś zabaw (kolano już trochę przestało boleć

Plan na dzisiaj, to obowiązkowe wylegiwanie się na plaży - w naszym miejscu, nurkowanie, spacerki i odsypianie podróży na gorących kamieniach. W międzyczasie były oczywiście jakieś naleśniki, melony


Najfajniejsze jest to, że czuję się tu jak u siebie, nie muszę się spieszyć, żeby zobaczyć co jest za zakrętem, tylko delektuję się wszystkim powolutku, spokojnie...

Wieczór też już zaplanowany, w "naszej" restauracji - Konoba Torkul, w sumie nawet wiemy od razu co zjemy



W pewnym momencie zostajemy "wkręceni" na imprezkę na katamaran, na którym bawią się Madziarzy



W drodze powrotnej zatrzymujemy się w konobie na winku, przycupnęliśmy na ławeczce pod murkiem, tu jak zwykle tłumy. To miejsce mnie zaskakuje za każdym razem - w środku wielkie beki, z których leje się wino, z belek pod sufitem zwisają wielkie dojrzewające szynki, zapach, no cóż lepiej nie wspominać, a na zewnątrz mnóstwo drewnianych ławek (bez stolików) i pełno ludzi

Powoli wracamy do domu, jeszcze zakończenie wieczoru na tarasie, przy arbuzie i jakimś napitku i laku noc.
Obiecuję Was nie zanudzać w tym roku szczegółowymi opisami - w końcu to trzeci raz

edit. zdjęcia