Śladami Potter, czyli wyspa KOS 2019 + Bodrum +wyspa Nisyros

Pomimo tego że wiedziałam, iż zamek rycerzy św. Jana jest zamknięty, to i tak skierowaliśmy się ku wejściu na jego przechodząc po moście przerzuconym nad dawną fosą. Most obecnie jest kamienny, ale kiedyś był drewniany a na dodatek zwodzony.

Miałam nadzieje, że może coś się zmieniło i zamek został udostępniony do zwiedzania.
Niestety nic się nie zmieniło i na bramie wejściowej zobaczyliśmy kłódkę broniącą wejścia do środka

oraz tabliczkę z takim napisem.

Zamek nazywany jest również Neratzia od gaju pomarańczowego, który kiedyś otaczał zamek.
Budowę zamku rozpoczęto w połowie XIV wieku. Został on częściowo wzniesiony z bloków marmuru pochodzących z położonego o niecałe 5 kilometrów stąd Asklepiejonu i znajdującej sie tuż obok agory.
Za czasów swej świetności zamek służył do kontroli tureckiego wybrzeża i ochrony floty w czasie wypraw krzyżowych. W roku 1457 twierdza na skutek ostrzału tureckiego mocno ucierpiała, ale mury wzmocniono i twierdza spełniała swe zadanie aż do roku 1523. Wtedy to została przejęta przez Turków, którym służyła za koszary wojskowe aż do roku 1908. Za czasów tureckich w roku 1846 doszło do wybuchu składu amunicji na zamku, wskutego czego wnętrze zamku mocno ucierpiało.
Mury zamkowe okazały się bardzo mocne, bowiem przetrwały trzęsienie ziemi, które nawiedziło wyspę Kos w roku 1933. Natomiast wszystkie wewnętrzne budynki uległy wówczas zniszczeniu.
Po zdobyciu wyspy Kos przez Niemców zamek stał sie obozem jenieckim.

Zasmuceni faktem, iż na zamek nie wejdziemy stanęliśmy na moście, spoglądając na przebiegającą pod nim Aleję Palmową.





Wracając spod bramy zamkowej ponownie przeszliśmy pod platanem Hipokratesa.

Tutaj również natknelismy sie na skarbonkę "for animals".

Zaczęliśmy się rozglądać za wejściem do agory.
Wyszliśmy z Placu Platanaou przy Komisariacie Policji i klucząc pomiędzy krzakami i drzwami odnaleźliśmy wejście na teren starożytnej agory. Ale było juz za późno na jej zwiedzanie, bowiem brama wejściowa jest zamykana o godzinie 20-tej, a my dotarliśmy tutaj parę minut do tej godzinie. Wejścia do środka strzegły ... koty


Na razie musielismy zrezygnować z oglądania agory, ale jeszcze tu wrócimy.
Zrobiliśmy tylko kilka fotek zza bramy i poszliśmy dalej.

Przechodząc jedną z uliczek ujrzeliśmy groźnego psa strzegącego wejścia na posesję.

Bardzo nam się spodobał salon fryzjerski z wiolonczelą i fortepianem, służącymi za lustra fryzjerskie.


Kontynuowaliśmy spacer uliczkami miasta Kos,


aż dotarlismy do najbardziej "greckiego" miejsca w tym mieście, które oświetlone kolorowymi lampkami prezentowało się bardzo ciekawie.



Zrobiło sie późno, więc postanowiliśmy wracać do hotelu, aby odpocząć po długim i intensywnie spędzonym dniu.
Nocny port ma swój klimat.






I wróciliśmy do hotelu.

Szkoda, że naprawy po trzęsieniu idą wolno i nieco straszą turystów
Nocne centrum Kos - mocno kolorowe.

aga_stella napisał(a):Szkoda, że naprawy po trzęsieniu idą wolno i nieco straszą turystów

Większość turystów to nawet nie widzi tych zniszczeń, bowiem nie wyściubiają nosa poza swój hotel. Wiem to na pewno, gdyż mam znajomych, którzy cały czas spędzają nad basenem lub ewentualnie przespacerują się na plażę hotelową.

aga_stella napisał(a):Nocne centrum Kos - mocno kolorowe.

Faktycznie, niektóre miejsca emanują feerią kolorów.

Następnego dnia po śniadaniu zeszliśmy z tarasu schodami i udaliśmy się na drugą stronę ulicy w kierunku rybaków sprzedających ryby z połowu.



Nie znam się zbyt dobrze na rybach. Wiem jak wygląda karp, flądra czy śledź, ale te ryby, które oferowali rybacy, były dla mnie zupełnie nieznane, z wyjątkiem mureny oczywiście.


Na nasze pytanie, jak się nazywają interesujące nas ryby uzyskaliśmy oczywiście odpowiedź, ale te nazwy nic nam nie mówiły. Jedna z nich brzmiała jak "szkorpio" a druga jak "sparus".
Dokonaliśmy zakupy czterech rybek (ok. 1 kg.) za 10 euro.
Rybak oczyścił nam te rybki i zrobił im prysznic.




Wnętrzności ryby wyrzucał bezpośrednio do wody, więc robił się tam niezły kocioł.


Kot też dostał swoją porcję.

A po jej skonsumowaniu był bardzo zadowolony.

Po powrocie do pokoju przyprawiliśmy je uzbieranymi z klombów ziołami, typu rozmaryn, lisć laurowy i bazylia i wstawiliśmy do lodówki, aby się przegryzły i były gotowe na wieczorny posiłek.

Po tym rybnnych przygotowaniacn trzeba było troche przewietrzyć pokój.

megidh napisał(a):Większość turystów to nawet nie widzi tych zniszczeń, bowiem nie wyściubiają nosa poza swój hotel. Wiem to na pewno, gdyż mam znajomych, którzy cały czas spędzają nad basenem lub ewentualnie przespacerują się na plażę hotelową.

Pozostawię bez komentarza, choć pojąć zjawiska nie mogę i nigdy tego nie zrozumiem. Ale też z takimi osobami się zetknęłam.

Rybki dobre były? Ciekawie wyglądają te w kolorze brązowym (jedna pod skrobaczką). Trochę niesamowicie.

Nasze plany na ten dzień zakładały przejażdżkę rowerową do Psalidi. Chcieliśmy tam poodpoczywać trochę na plaży.
W tym celu udaliśmy sie do mieszczacej sie obok naszego hotelu wypożyczalni i wypożyczyliśmy rowery w cenie 5 euro za jeden rower na cały dzień. Rowerów było sporo i było z czego wybierać. Wybraliśmy rowery miejskie, aby nie trzeba było leżec na kierownicy. Po wyregulowaniu wysokości siodełek i zapoznaniu się z zastosowaną w tych rowerach blokadą ruszyliśmy w drogę.
Przez całe miasto Kos biegną ścieżki rowerowe, po których sie poruszaliśmy.
Z siodełka rowerowego miasto Kos bardzo nam sie podobało.



Jedynie na odcinku jakichś 50 metrów (przy fontanie z delfinami) ścieżki nie ma i w tym miejscu występuje ruch pieszo-rowerowy.



Oczywiście nie dało się uniknąć pieszych wchodzących pod koła rowerów i w czasie jazdy trzeba było na nich bardzo uważać.
Nie pomagało nawet używanie dzwonków rowerowych.





W mieście jest bardzo czysto, często widzieliśmy takie wózki i ludzi sprzątających ulice, ale z tym pozostawieniem wózka na ścieżce rowerowej to już trochę ten pan sprzatający przeszdaił.

aga_stella napisał(a):

megidh napisał(a):Większość turystów to nawet nie widzi tych zniszczeń, bowiem nie wyściubiają nosa poza swój hotel. Wiem to na pewno, gdyż mam znajomych, którzy cały czas spędzają nad basenem lub ewentualnie przespacerują się na plażę hotelową.

Pozostawię bez komentarza, choć pojąć zjawiska nie mogę i nigdy tego nie zrozumiem. Ale też z takimi osobami się zetknęłam.

Rybki dobre były? Ciekawie wyglądają te w kolorze brązowym (jedna pod skrobaczką). Trochę niesamowicie.

Rybki były bardzo smaczne, chociaż ta niesamowita trochę mniej. Może ja ją źle smażyłam (smażenie ryb to nie moja bajka), bo zrobiła się lekko gumowata, ale może taki jej urok.

Jazda na rowerach jest bardzo popularna na wyspie Kos w okolicach miasta Kos. Sprzyja temu dosyć płaskie ukształtowanie terenu w tej części wyspy.


Na hulajnogach też można tam jeździć.





Zbliżamy sie do mariny

ale ścieżka rowerowa zakręca i marinę objeżdżamy od strony ulicy.



Tutaj znajduje się wjazd na teren mariny.

Przez ogrodzenie można zobaczyć parkujące (dosłownie, bo do wody stąd jest kawałek) jachty.



W cieniu tego jachtu można się schronić przed promieniami słońca.

Ta ostatnia fura, rzeczywiście zaparkowała z fantazją

Jedziemy dalej.
Piękne te platany.







Te pojazdy, które kojarzą mi się z "Panem Samochodzikiem" co chwila pojawiały się w polu naszego widzenia.

Miasto Kos już nam się skończyło. Gdzieś niedaleko powinno już być Psalidi.


Pomiędzy drzewami po lewej stronie już widać plażę w Psalidy.

Ależ zatłoczony ten autobus, chyba już się więcej nikt w nim nie zmieści.

Aby dojechać na plażę w Psalidy powinniśmy za przystankiem autobusowym skręcić w lewo,

ale zagapiliśmy się i pojechaliśmy dalej prosto.

W pewnej chwili ujrzeliśmy samochód, w którym urządzono stragan z owocami.

W chwili, gdy do niego dojeżdżaliśmy, właściciel straganu wyciagnął w naszym kierunku ręce, w których trzymał miseczki z czereśniami i truskawkami.



Poczęstował nas tymi owocami. Były pyszne. Ponieważ czereśni jeszcze nie jedliśmy w tym roku, więc zafundowlaismy sobie taką miseczkę tych owoców. Tanie nie były. 2 euro za taką małą miseczkę to według mnie cena bardzo wysoka, ale nie miałam jeszcze porównania z cenami owoców na Kos, bo jeszcze nie byliśmy w żadnym sklepie.
Pan zapytał nas skąd i gdzie jedziemy i po uzyskaniu od nas odpowiedzi, że jedziemy z miasta Kos na plażę w Psalidi poradził nam, abyśmy zmienili plany i pojechali na plażę Therma. Powiedział, że już przejechaliśmy połowę dustansu do tej plaży. Na moje obawy, że dalej droga będzie stroma stwierdził, że to tylko kawałek i że damy radę.
Pożegnalismy się z nim i ruszylismy w dalsza drogę, stwierdzając, że może faktycznie spróbujemy dojechać do Therma Beach. Mieliśmy w planach tam pojechać w innym dniu autobusem, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie, aby te plany zmienić.
No więc postanowione, jedziemy do Therma Beach.

W tym miejscu skończyła sie ścieżka rowerowa i teraz jechaliśmy już ulicą. Ale na szczęście ruch nie był duży, więc nie było to uciążliwe.







Od tego miejsca droga zaczęła się piąć pod górę.

Obecnie tutaj znajduje się mini market, w którym zaopatrzyliśmy sie w wodę. Już później po drodze do term nie ma żadnego sklepu.

Nie dałam rady jechać pod górę, więc zsiedliśmy z rowerów i przez około 1,5 km szliśmy na nogach prowadząc rowery.


Inni też mieli problemy z jazdą po tych górkach.



Wreszcie droga skończyła się piąć pod górę. Od tego miejsca zaczęliśmy już zjeżdżać w dół.
Jaka ta jazda była przyjemna. Nie trzeba było pedałować no i ten wiatr we włosach. A jakie widoki.












To już jest parking przy zejściu na plażę.


Próbujemy znaleźć miejsce dla naszych rowerów, ale łatwe to nie jest. Tutaj miejsca nie ma

Na szczęście tutaj ostały się jeszcze wolne miejsca. Nasze rowerki czekając na nas będą miały piękny widok.

Tak wygląda trasa z miasta Kos na plażę Therma (niestety opcja jazdy rowerem nie działa, więc wybrałam ocję "pieszo"). Pokonaliśmy ją w półtorej godziny nie śpiesząc się, z kilkoma krótkimi przystankami i oczywiście z podejściem stromego odcinka na nogach.


Na opisie widać jak wygląda profil trasy. Większa jej część jest płaska, dopiero ostatni odcinek jest pod górę.
Ale daliśmy radę i jestem bardzo zadowolona, że zdecydowalismy się tam pojechać na rowerach.

Jeszcze mam filmik z tego przejazdu, więc go wstawiam, bo może ktoś będzie chciał obejrzeć.

Na plażę Therma można dojechać autobusem Nr 5, którego przystanek początkowy w mieście Kos znajduje sie w tym miejscu.
Mam jeszcze zdjęcie rozkładu jazdy tego autobusu.

Zdecydowanie muszę sobie czyjeś ślady wynaleźć , a Kos po Waszych będę uskuteczniał
Póki co - śledzę i podziwiam pozdrawiając obie autorki


Pozdrawiam
Piotr

Szacunek za rower w takiej temperaturze, tym bardziej że po górkę