Osobiście jednak od promenady wolę klimat starówki i spacer uliczką dookoła miasta. Skaliste brzegi półwyspu mają niepowtarzalny klimat, a wieczorne zachody słońca są niezwykle romantyczne. Nocą natomiast, gdy zapalą się nieśmiało lampki powciskane w skaliste murki, można usiąść na jednej z ławeczek i oglądać niesamowicie rozgwieżdżone niebo. Starówka to sieć wąskich kamiennych uliczek wypolerowanych przez tysiące stóp przechodzących turystów - trzeba nawet uważać, aby się nie poślizgnąć. Sieć podobnie jak pajęczyna ma jeden główny punkt - kościółek w najwyższym punkcie miasteczka.
Jedna z uliczek wspina się pod górę właśnie do tego miejsca, gdzie podświetlona wieża zegarowa wieńczy całą starówkę.
W wąskich uliczkach pomiędzy domkami tętnią życiem restauracje, sklepiki z pamiątkami i największa atrakcja Primosten - winiarnie. Te od razu rzucają się w oczy - drewniane ławy przykryte kocami, na których i miejscowi i turyści piją wino. A w środku, wśród kwaskowatego aromatu wina suszą się pod powałami ogromne udźce. Nawet jeśli ktoś nie jest amatorem wina polecam obejrzenie takiej winiarni.
My kierujemy się najczęściej do konoby "Stara Kuca", gdzie kupujemy smażone kalmary. Jest to mój ulubiony rarytas. Porcje otrzymuje się na tackach na wynos - siadamy więc przy przystani jachtowej i pałaszujemy ze smakiem. Potem stolik w "PANie", jeszcze jakiś deser lub pizza, no i można wracać. Ciąg dalszy wieczoru odbędzie się na tarasie przy lokalnym winku. Z naszego tarasu rozciaga się widok na rozświetloną promenadę i półwysep "hotelowy", niestety grupa pięknie pachnących pinii zasłania nam widok na otwarte morze, ale nie możemy narzekać.
Gwar starówki, którego początkowo się obawialiśmy nie dociera do nas, natomiast doskonane dociera głos Pani prowadzącej nocne imprezy w hotelu... A owa Pani ma głos niesamowicie donośny i gdy zwraca się z okrzykami szczególnie w języku włoskim lub niemieckim doprowadza nas czasem do pasji (po prostu skrzeczy!) Ale jesteśmy przecież na wakacjach i też się bawimy, rozumiemy więc innych. Zastanawia nas jedynie kartka na drzwiach naszego apartamentu z prośbą o zachowanie ciszy po godz. 22 - co z tego, że będziemy cichutko skoro z hotelu bębni muzyka i krzyczy Pani "wodzirej" często grubo po północy. Ale taras był pierwszorzędny i to się liczy!!!! Każdy wieczór kończył się na tym tarasie i każdy dzień się na nim zaczynał - praktycznie cała nasza obecność w apartamencie skupiała się w tym właśnie miejscu.
.png)
.png)
.png)
.png)
.png)





