Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 11.10.2010 19:56

:lol: :lol: I Ty Robiecro mówiłeś, że ja też bym mogła z Wami (czyli forumową górską ekipą) w góry :lol:

Ja oczywiście, że chętnie Wam potowarzyszę :D ale w bezpiecznej odległości - przy monitorze komputerowym :wink: :lol:

Wiola - Ty dzielna kobito :D

pozdrawiam serdecznie
:D
tward
Turysta
Avatar użytkownika
Posty: 10
Dołączył(a): 26.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) tward » 12.10.2010 09:00

... jestem i będę wiernym czytelnikiem i obserwatorem Waszych wędrówek, oraz marnym naśladowcą
Josko Bulic
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1271
Dołączył(a): 25.02.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) Josko Bulic » 12.10.2010 09:37

Wytam ciebe Durasel.Pienkna gurska wiprawa i zdiencza .Teraz jusz wiem dlaczego naprawde masz otpowiedniom ksywke.Mam nadzieje da sie jeszcze kedysz spotkame i pogadame.Pozdrawliam :D :D
greg_tr12
Autostopowicz
Posty: 1
Dołączył(a): 17.10.2010
Sveti Stefan

Nieprzeczytany postnapisał(a) greg_tr12 » 17.10.2010 21:31

Gwoli wyjaśnienia dot. Sveti Stefan - wyspa została wydzierżawiona przez Rosjan na 99 lat i dla innych nacji praktycznie jest niedostępna. Zresztą Rosjan w Czarnogórze jest pełno - nie tylko turystów, ale także rezydentów, którzy pokupowali sobie domy jako lokaty kapitału. Ponieważ mówię biegle po rosyjsku, przez miejscowych byłem brany właśnie za Rosjanina. Ale to nie znaczy, że w Czarnogórze można dogadać się po rosyjsku - serbski (czarnogórski) i rosyjski to zupełnie inne języki, chociaż oba narody używają cyrylicy.
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 22.10.2010 18:19

Krywań - Co się odwlecze...

Tej nocy nabite były wszystkie koje. Aż dziw, że nikt głośno nie chrapał, czego można się było spodziewać po takiej ilości osób. Spało się nam dobrze. Budziki znów ustawiliśmy na 5.00. Tym razem jednak narobiliśmy mniej hałasu. Profilaktycznie, spakowaliśmy się dzień wcześniej i z całym majdanem przenieśliśmy się do jadalni. Tam szybkie śniadanie, przygotowanie kanapek i w drogę...:)

Przed wyjazdem Paweł musiał zeskrobać szron ze swojego wozu. Tak, noc była mroźna. To zwiastowało dobrą pogodę...i widoki zdawały się to potwierdzać. Słońce pięknie wschodziło nad granią Tatr Zachodnich :).
Obrazek

Obrazek

Tym razem, już nie musieliśmy pieszo dreptać do auta. Mieliśmy je na parkingu przy schronisku. Zaoszczędziliśmy sporo czasu tj. dobrze ponad godzinę, nie wspominając o siłach, które tego dnia były nam bardzo potrzebne. Na trasie przeszkodą był jedynie mostek a raczej coś co tylko go przypominało. Paweł z precyzją pokonał go :), choć tak doprawdy nie wiadomo, jaki napór byłby w stanie wytrzymać.

Obrazek
Žiarski mostek

Niestety, im niżej, tym gorsza pogoda. W dolinie mglisto, niezbyt przyjemnie :(. Czyżby miało to oznaczać, że tego dnia już nie będziemy mieć pogody? Jakaś niepewność w nas wstąpiła, ale z drugiej strony widzieliśmy, jak było wyżej...

Przez senny Žiar pomknęliśmy w kierunku Popradu, by następnie odbić na Podbanske. Ruch niewielki. Z czasem poprawiła się pogoda. Obawy okazały się nieuzasadnione. W oddali, ale jakby na wyciągnięcie ręki ukazał się nam cel naszej wyprawy - Krywań. Przystanęliśmy na chwilę na małym parkingu i porobiliśmy fotki - pięknie też wyglądały chmury w dolinie po drugiej stronie (ten widok będzie nam towarzyszył niemal przez cały dzień).

Obrazek
Krywań

Obrazek
Chmury w dolinie

Auto zostawiliśmy na parkingu przy Trzech Źródłach (Tri Studnicki) - skasowali nas bodajże 4,8 E. Czesi, których spotkaliśmy w schronisku polecili nam wejście na Krywania właśnie z tej strony (zielony szlak, czas wejścia na szczyt 3,5 h). Posłuchaliśmy ich wskazówek...na szczyt prowadzi też bardziej uczęszczany szlak czerwony ze Štrbskiego Plesa.

Obrazek
Daleka droga przed nami...

Szlak w początkowej fazie w zdecydowanej większości prowadził nas przez las - cały czas zakosami w górę. Nieliczne wiatrołomy pozwalały nam podziwiać widoki. Krywania z tego szlaku nie widać przez dłuższy czas. Dopiero, gdy weszliśmy w partię kosodrzewiny, mieliśmy lepsze widoki - pojawił się i Krywań, ale już np. Tatry Zachodnie schowane były w chmurach. Wraz z wysokością przybywało śniegu. Był lekki mróz...

Przed nami po śladach rozpoznaliśmy, że szła co najmniej jedna osoba.

Obrazek

Obrazek
Tatry Zachodnie, tu jeszcze widoczne...

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Całe morze chmur...

Obrazek
Krywań

Obrazek

Niestety, z czasem pogorszyła się nam pogoda tzn. zrobiła się zmienna. Krywań to chował się za chmurami, to się z nich wyłaniał. Nie wróżyło to dobrze...

Widoki na Krywań po wyjściu z partii kosówki:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Autor relacji...żeby nie było, że mnie tam nie było :).

Obrazek
..i ktoś już pogonił na szczyt :).

Obrazek
Widok w stronę doliny

Po wyjściu z kosówki zgubiliśmy szlak. Gość, który szedł przed nami zdecydował się na atak szczytowy granią. Właściwy szlak był nieprzetarty. Paweł był skłonny iść za nim. Namówiliśmy go jednak na trawers zbocza Krywania w stronę "łącznika" szlaków pod górą - w niewielkiej oddali widzieliśmy tabliczkę...

I zaczęła się masakra. Na trawersie śnieg był zbity jak lód :(. Twardo jak diabli, nachylenie spore. Tak, że jeden zły krok i można było zaliczyć zjazd w potężną dolinę z ogromną prędkością :(.

Obrazek

Paweł na przedzie robił dla nas stopnie. Nam z tyłu było nieco łatwiej. Ale, wszyscy głośno pomstowaliśmy na sobie, że raki zostawiliśmy w domach :(. Wybrali się w Tatry Wysokie bez sprzętu...ale co jak co, to takiej zimy we wrześniu się nie spodziewaliśmy... :evil:

Jednak, całego trawersu nie zrobiliśmy. Przeraziła nas perspektywa wbijania się w zmrożony śnieg nie wiadomo jeszcze ile drogi, choć jak wspomniałem, znak nie wydawał się być szczególnie odległy...

Postanowiliśmy iść na grań - oczywiście nie wycofując się, a wspinając w górę. Wydawało się nam to bezpieczniejsze niż trawersowanie, gdyż co jakiś czas widzieliśmy skałki, których można by się było ewentualnie uchwycić czy się na nich podeprzeć. W praktyce okazało się, że te skałki to były rzadziej, niż się nam wydawało i dalej musieliśmy ryć w śniegu. I cały czas musieliśmy uważać, by nie stoczyć się w dolinę...a ponadto, ludzie idący szlakiem ze Štrbskiego Plesa pewnie dziwnie spoglądali na nas, co my tam wyprawialiśmy. A być może uważali nas za "zawodowców" - wspinaczy, którzy wiedzą, co czynią...

Obrazek
Wspin na grań
Obrazek

Po długiej i naprawdę ciężkiej "walce" udało się nam dotrzeć na grań. Myśleliśmy już, że jesteśmy już w ogródku i witamy się z gąską...że droga na Krywań stała dla nas otworem i w kilka, góra kilkanaście minut będziemy na szczycie. Wydawało się nam, że wszystko pójdzie jak z płatka. Nic bardziej mylnego :(. Były co prawda nieco łatwiejsze fragmenty po skale, ale były też fragmenty po zbitym śniegu (na przemian) - bardzo niebezpieczne, gdzie jeden zły krok mógł spowodować wypadek. Byliśmy na maksa ostrożni w stawianiu kolejnych kroków. Wolno zdobywaliśmy wysokość. Zdawaliśmy sobie sprawę, że od szczytu dzielił nas kawałek...

Gdy doszliśmy do kolejnego fragmentu z oblodzonym śniegiem, poddaliśmy się. To była zbyt niebezpieczna walka a Krywań był tego dnia dla nas bardzo nieprzyjazny. Byliśmy tak gdzieś na wysokości 2400, może 2450m. Trudno jednoznacznie ocenić...i jeszcze trudniej było podjąć decyzję o wycofaniu się. Szczyt był tak blisko...ale ryzyko jeszcze większe. Wydaje się nam, że wtedy podjęliśmy jedyną słuszną decyzję. Nie można było już więcej kusić losu i czuwającej nad nami opatrzności.

Na grani:
Obrazek

Obrazek
Groźne skały na grani

Do rezygnacji z wejścia namówiliśmy parę Słowaków. Przekazaliśmy, że bez raków nie mają się po co pchać do góry. Na szczęście, posłuchali nas...a nas czekało jeszcze zejście na dół. W miejscu, w którym byliśmy, nie mogliśmy wcale się czuć bezpiecznie :(. Tym razem, to ja robiłem stopnie w dół - miałem nieco ułatwione zadanie, bo te robiliśmy sobie idąc do góry. Ale i tak, serce biło mi mocno stawiając każdy krok. Tak napięty w górach to chyba jeszcze nie byłem. Od wbijania i kopania śniegu nogi bolały mnie jak diabli. Ale, adrenalina chyba dodawała sił. Na szczęście i dzięki siłom czuwającym nad nami udało się nam dojść w bezpieczne miejsce na skałki :). Przeżyliśmy...:)

Zejście:
Obrazek

Obrazek

Reszta drogi na dół, to już była raczej pestka, w porównaniu z tym fragmentem, który pokonaliśmy wcześniej. Na jednej ze skałek Paweł zaliczył mały upadek wskutek poślizgnięcia się Skończyło się na zbitym palcu. Po ponownym dojściu do partii kosodrzewiny cieszyliśmy się jak małe dzieci, gdy dostają słodycze :). Dla nas oznaczało to nie mniej ni więcej, że już prawie jesteśmy w domu. Szybko i sprawnie dotarliśmy pod auto - po drodze podziwialiśmy widoki Tatr Zachodnich i próbowaliśmy odgadnąć, co widzieliśmy...

Obrazek
Gdy Krywań był schowany, raz za niego wziąłem ten mniejszy wierzchołek, a potem jak na zawołanie odsłonił się ten właściwy :)

Obrazek
Paweł, Robert, za nami piękna "bestia" - Krywań...

Obrazek
...i jej groźne oblicze!

Obrazek
Tatry Zachodnie

Obrazek

Obrazek

Obrazek
...i co my tu widzimy?

Z dołu zatelefonowałem na zarezerwowaną dla nas kwaterę w Tatrzańskiej Štrbie. Z kobietą umówiłem się, że sami dojedziemy pod jej pensjonat. W końcu z internetu wydrukowałem sobie mapkę. Po drodze zrobiliśmy zakupy. Ale, kwatery nie udało się nam odszukać :(. Mapka okazała się niedokładna. Pojeździliśmy sporo po miejscowości i lipa...pensjonatu ani widu ani słychu :(. Nie pozostało mi nic innego, jak znów zadzwonić i umówić się w jakimś znanym punkcie. Z właścicielką spotkaliśmy się przy stacji kolejowej. Zabrała się z nami autem i poprowadziła pod kwaterę. Nigdy nie pomyślelibyśmy, że prowadzi do niej polna dróżka, którą mijaliśmy ze dwa razy.

Po formalnościach - okazało się, że szefową pensjonatu jest Pani Hurajtova (jej syn jest znanym, słowackim biathlonistą - Pavol Hurajt). Porozmawialiśmy trochę o sporcie i zajęliśmy nasz pokój (cena 9E za noc/ osoba). Początkowo, szukaliśmy czegoś w Štrbskim Plesie (stąd ma początek spora część szlaków w Tatry Wysokie), ale tam ceny były znacznie wyższe. Tatrzańska Štrba leży nieco poniżej Štrbskiego Plesa, ale ma za to dobre, szybkie połączenie kolejką zębatą.

Z kwatery byliśmy naprawdę zadowoleni. Co prawda, łazienka wspólna na korytarzu, ale za to do dyspozycji porządnie wyposażona kuchnia, jadalnia, salka z TV...Oprócz nas w pensjonacie zameldowani byli jacyś "cichociemni" Czesi. Widział ich tylko Paweł i to tylko przez chwilę. Zupełnie nie wchodzili nam w drogę...

Przygotowaliśmy sobie kolację. Wieczór spędziliśmy przy butelce mocniejszego trunku na "przeżywaniu" wspomnień z Krywania. W toku rozmów ustaliliśmy, że nie możemy mu tak zwyczajnie "odpuścić" :evil: . Następnego dnia zechciało się nam go zaatakować ponownie od innej strony...

PS oto zdjęcie z oznaczonymi drogami:
Obrazek

Legenda:
Czerwony - nasz szlak na szczyt

Niebieski - oficjalny szlak na szczyt od "Łącznika" - nam niewiele brakowało do tego miejsca...


PS Tymona, na górskie spotkanie cro.pl nigdy nie wybrałbym "niepewnej" góry, zwłaszcza w zimowych warunkach...tak czy inaczej, zapraszamy na górskie wędrówki - nawet za monitora, gdzie bezpieczniej :)...cieszymy się, że tu zaglądasz :). Tymona, masz rację, Wiola to dzielna istota, nawet nie wiesz, jak bardzo...

PS Josko, witaj w naszych relacjach, nie sądziłem, że tu zajrzysz...miła niespodzianka. Mam nadzieję, że jeszcze nie jeden raz spotkamy się przy różnych okazjach :)
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:34 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
janusz.w.
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1672
Dołączył(a): 21.07.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) janusz.w. » 23.10.2010 09:53

Cóż napisać... :?: :wink:
Po pierwsze to Ci się należy 'opr' za brak raków :!: :wink:
Po drugie gratulacje, przede wszystkim za umiejętność podejmowania właściwych decyzji :!: :)
Krywań pikny jest, to nie ulega wątpliwości, a przy dobrej pogodzie nie jest trudny :D . Był moim marzeniem przez wiele lat, spoglądałem na niego z polskich Tatr... aż któregoś pięknego wrześniowego dnia (bez śniegu) udało się :D ...czego i Wam życzę :!:

pozdr

P.S.
...pełnia szczęścia...

Obrazek

:wink: :lol:
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 23.10.2010 10:13

Akurat poznałem smak podjęcia trudnej decyzji o odwrocie gdy brakuje sił, doświadczenia, czy po prostu warunki są złe. Gratulacje wielkie Robert. Mnie Krywań też "męczy"...

Kapitalne widoki.
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 23.10.2010 19:30

Krywań - To nie uciecze...

Po dobrze przespanej nocy, spożytym śniadaniu pojechaliśmy kolejką (zubatką) za niecałe 1 E do Štrbskiego Plesa. Pogoda była taka sobie, pochmurno, zanosiło się na deszcz, bez widoków na poprawę i bez widoków na góry. Było nam żal, że te wczorajsze przejaśnienie było tylko chwilowe :(. Wiola i Paweł nawet coś tam pod nosem kręcili, że to ja się uparłem na tego Krywania a pogoda nie zbyt odpowiednia na górskie wędrówki. Nie chciałem mu odpuścić...tak wiem, uparty to ja jestem! Spoglądałem z nadzieją na niebo, że się nie rozpada. Moje prośby zostały wysłuchane... :twisted:

Obrazek
Nad Štrbskim Plesem...

Obrazek
Daleka droga...

Tym razem na wejście wybraliśmy wspomniany w poprzednim odcinku szlak niebieski - tzn. najpierw dojście Tatrzańską Magistralą (szlak czerwony) do Jamskiego Stawu, skąd już niebieskim na sam szczyt. To zdecydowanie lepszy punkt startowy i lepszy szlak na Krywania niż Trzy Źródła. Primo: startuje się z wyższej wysokości (Štrbske Pleso leży na ok. 1300m, gdy Trzy Źródła położone są na wysokości "tylko" ok. 1140m - jakby nie patrzeć 150 metrów podejścia robi różnicę.) a secundo: wg mnie ten szlak jest ładniejszy widokowo. Można też dodać, że szlak od Plesa jest łagodniejszy - stąd ogólny czas wejścia na Krywań jest podobny z obu punktów startowych. Dlatego zupełnie nie wiemy, czemu spotkani w Žiarskiej Chacie Czesi powiedzieli nam, że lepszy szlak jest z Trzech Źródeł...cóż, być może jest to kwestia gustu, o którym wtedy nie dyskutowaliśmy.

Obrazek
Krywań coraz bliżej...

Po wyjściu z lasu (dość krótki odcinek) pokonując kolejne metry ukazywały się nam coraz piękniejsze widoki na Tatry Wysokie - takie posępne, ośnieżone, pogrążone w bieli chmur. Wyglądały jakby z czarno-białego filmu :). Przystawaliśmy co sekunda, by nasze oczy mogły nacieszyć się tym, co widzą :). Zdjęć porobiliśmy całe mnóstwo. Widoki niesamowite, aż ciarki po nas przechodziły...

Widoki na Tatry Wysokie:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Rob
Obrazek
PS zwrócicie uwagę, że zdjęcie jest w kolorze, a góry wyglądają jak z czarno-białego filmu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Po lewej nasz cel - Krywań

Obrazek

Obrazek
..i już ktoś na niego pogonił :).

Obrazek
Widok na Tatry Zachodnie

Uczucie grozy spotęgowało się do "n-tej" potęgi, gdy doszliśmy do miejsca, skąd widzieliśmy tę grań i żleb Krywania, którymi "atakowaliśmy" szczyt dnia poprzedniego. Masakra...ale i wielka ulga, że się wtedy wycofaliśmy. Patrząc z innej perspektywy najprawdopodobniej, popełniliśmy błąd, że nie trawersowaliśmy do "łącznika" szlaków pod Krywaniem (Razcestie pod Krivanom). Od tego punktu dzieliło nas niewiele metrów - ale tego nie widzieliśmy (szlak był trochę "zakręcony"), choć znak z tabliczką wydawał się być wtedy w miarę blisko w zasięgu wzroku.

Widzieliśmy też nasze ślady, jak wspinaliśmy się na grań. Próbowaliśmy zlokalizować miejsce, w którym podjęliśmy słuszną decyzję o wycofaniu się. Ale, tak do końca, to nie byliśmy pewni, gdzie to nastąpiło. Stwierdziliśmy jednak zgodnie, że do szczytu brakowało nam trochę więcej niż się wydawało patrząc z drugiej strony góry. Decyzja o rezygnacji z ataku szczytowego była ze wszech miar słuszna. Jak to mówią, mądry "wycof" ujmy nie przynosi. I jak później Paweł żartował, "honor" straciliśmy na Majce w Przeklętych. A ten podobno traci się tylko raz :twisted: .

I niech też nikogo nie zmyli widok grani - może i ona jest "usłana" kamieniami, ale są też na niej ogromne głazy, które trzeba po prostu obejść i te właśnie obejścia były najtrudniejsze. Wokół głazów śnieg był niesamowicie zbity...że przed którymś z takich obejść (czyt. wybijaniu stopni w śniegu) z bólem w sercu zrezygnowaliśmy :(.

Nasz szlak z poprzedniego dnia:
Obrazek

Obrazek
PS To nie jest oficjalny szlak...

Teraz szło się nam łatwiej. Przed samym Razcestiem pod Krivanom szlak stał się trudniejszy z powodu oblodzenia i zalegającego zmrożonego śniegu. Musieliśmy znów bardzo uważać...

Przy Rozdrożu zrobiliśmy krótki odpoczynek. Zjedliśmy coś słodkiego i ruszyliśmy dalej.

Obrazek
Krywań już blisko...

Obrazek
...na wyciągniecie ręki :)

Czekał nas trudny odcinek - "wspin" na grań - stromo, choć nie tak jak dnia poprzedniego w górę po zbitym śniegu. Znów zaczęły krążyć gdzieś w naszych głowach (szczególnie mojej) małe myśli o wycofaniu się, ale z drugiej strony przypuszczaliśmy, że te trudności były tylko do wyjścia na grań. Ostrożnie, wbijając nogi w śnieg weszliśmy na grań :). Stąd na Mały Krywań (2335m) droga była już raczej lajtowa - po skałach, całkiem bezpiecznie. Podziwialiśmy przepiękną panoramę Tatr :) - okoliczne szczyty Tatr Wysokich a w dole Mały Staw Ważecki. Gdzieś w oddali nad Polską nawet świeciło słońce :).

Obrazek
Nad Polską zawsze świeci słońce...

Obrazek

Mały Staw Ważecki:
Obrazek

Obrazek

Tatry Wysokie:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Krywań

Obrazek
...i w zbliżeniu :)

Obrazek
Chmury nadciągają...

Obrazek
...Paweł przed nimi ucieka :)

Obrazek
...a Robert już przed Krywaniem :)

Od Małego Krywania do szczytu dzieliło nas niewiele metrów, ale ten odcinek był akurat najtrudniejszy. Ja jako główny "hamulcowy" grupy zastanawiałem się przez chwilę, czy nie zrezygnować i zrobić sobie biwaku. Ale, nie poddałem się, bo mimo wszystko ten Krywań wjechał mi na moją "skorpiońską" ambicję :). Nie mogłem mu ot tak odpuścić. Za dużo kosztowało mnie pierwsze podejście. I za blisko byłem, by nie iść dalej. W drodze na szczyt śnieg był nieco roztopiony i można było robić "stopnie" (pewnie z powodu wyższej temperatury i ogólnej wilgoci) zużywając przy tym zdecydowanie mniej sił niż dnia poprzedniego...Przed samym szczytem Wiola i ja "zaklinowaliśmy się" na skale. Ten fragment musieliśmy pokonać na kolanach.

Widoki ze szlaku na Krywań:
Obrazek
"Magiczna" góra przed nami

Tatry Wysokie:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
W dole Mały Staw Ważecki

Obrazek
Wiola leci w kulki...

Obrazek
...i wspina się na Krywań :).

W samo południe zameldowaliśmy się na szczycie Krywania (2494m) J. Szczęśliwi jak diabli :). Dopięliśmy swego :) :twisted: :). Najpierw, Krywań nas pokonał, teraz my pokonaliśmy jego :). Ale, ze względu na pogodę (chmury i zaczynający padać deszcz) nasz pobyt ograniczyliśmy do kilku fotek. Widoków już praktycznie nie było...te miał Paweł, bo wszedł na szczyt kilka minut przed nami.

Obrazek
Krzyż na Krywaniu - jeden z symboli Słowacji. Widnieje w godle kraju, na monetach Euro...

Obrazek
Ci, co zdobyli Krywania - Paweł, Wiola, Rob

Obrazek
Wiola & Robert

Widoki z Krywania uchwycone przez Pawła:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trochę obawialiśmy się zejścia...wiedzieliśmy, że najtrudniejszy odcinek szlaku to będzie fragment z Krywania na Małego Krywania. W dodatku pogoda była coraz bardziej niepewna. Jednak, te trudności to była "pestka" z tym, co mieliśmy we wtorek. Schodząc mieliśmy "mijankę" z niesamowitym gościem. Ten "na sportowo" tj. biegiem i w sportowym stroju (adidasy) dosłownie wbiegł na szczyt. A za kilka chwil już minął nas w drodze powrotnej :twisted: .

Trochę się na niego zdenerwowaliśmy, bo zniszczył nasze "stopnie" tak mozolnie przez nas wykute w śniegu. Na szczęście, cało dotarliśmy na Małego :) i stąd już granią - zdecydowaliśmy, że dajemy sobie spokój ze szlakiem i niebezpiecznym schodzeniem do Rozdroża pod Krywaniem - schodziliśmy niżej. Na grani zaliczyłem niegroźny upadek na skałach. Plecak zamortyzował obicie pleców :). Zejście granią było dobrym wyborem. Nie dość ze bezpieczniej, to pewnie jeszcze dużo zaoszczędziliśmy czasowo - właściwy szlak wiedzie wokół grani.

Zejście:
Obrazek

Obrazek

Gdy pojawiła się kosodrzewina powróciliśmy na właściwe tory. Schodziliśmy szybko - deszcz był coraz bardziej intensywny, nie chcieliśmy przemoknąć (po raz pierwszy użyłem pokrowca przeciwdeszczowego od plecaka). Trochę się nam tylko szlak dłużył a chcieliśmy być szybko na dole. Na Magistrali pogoniliśmy równo. Chcieliśmy zdążyć na kolejkę o 16.30. I zdążyliśmy...

Na kwaterze urządziliśmy sobie małą ucztę...należało się nam za zdobycie Krywania :). Przy okazji, odkryłem w naszym pensjonacie salę do bilarda i ping-ponga. Na grze spędziliśmy trochę czasu. Jakby nam było mało ruchu...:). Ustaliliśmy również szczegóły na następny dzień - należał się nam odpoczynek od gór, zwłaszcza, że prognoza pogody nie była optymistyczna. Musieliśmy też wysuszyć obuwie. Grzejniki "teoretycznie" nie grzały - ale akurat w sali telewizyjnej kabel od grzejnika sięgał do gniazdka od telewizora. Dzięki temu mogliśmy wysuszyć wszystko, co było mokre. Polak potrafi - Paweł widział "naszych" Czechów z przedłużaczem...Każdy radził sobie na swój sposób :).

PS Janusz, Leszek, gratulacje dla nas należą się dopiero po tym odcinku :twisted:.

Janusz...tak, "opi.." nam się należy i to porządny. Sprzęt mamy, ale wtedy został w domu. Kto by się spodziewał zimy na początku września, takiej zimy...no kto?

PS Leszek, to nie kwestia doświadczenia...doświadczenie podpowiedziało nam wtedy, wycofajcie się! To była kwestia warunków...kwestia takich a nie innych wyborów drogi na szczyt. Dziś można gdybać, że gdybyśmy wytrzymali i pokonali trawers do "łącznika", najprawdopodobniej ze zdobycia Krywania cieszylibyśmy się dzień wcześniej...

PS Fajnie, że tu zaglądacie...hvala :)
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:36 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
janusz.w.
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1672
Dołączył(a): 21.07.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) janusz.w. » 24.10.2010 11:15

No to gratulacje właściwe :!: :wink: :!: :lol:
Upór popłaca... :wink: :lol:
Teraz należy się Wam... wizyta w termach :wink: i pełny relaks :wink:

pozdr
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 28.10.2010 18:06

Odpoczynek

Po górskich wypadach należał się nam odpoczynek na nizinach. Hehehhe, Janusz, termy nie dla nas. My nie z tych "wodnych" istot. Wodę lubimy, ale nie aż tak by bawić się na basenach. Ale, siły musieliśmy jakoś zregenerować. Mogliśmy dłużej posiedzieć, pograć w bilard i co najważniejsze dłużej pospać. Nie było wcale potrzeby zrywania się o 5 rano...

Wyspani, po śniadaniu postanowiliśmy pojechać zwiedzić zamek Spiski. Wiele już o nim słyszeliśmy, widzieliśmy go na fotografiach, mieliśmy go też na liście obiektów do zobaczenia. Teraz trafiła się dobra okazja, że pod niego podjechać. Tym bardziej, że z naszej Štrby pod zamek było ok. 50 km w jedną stronę. Taka krótka wycieczka...akurat na zapełnienie pochmurnego dnia. Ponadto, musieliśmy uzupełnić zapasy a markety w Popradzie wydawały się ku temu najlepszym rozwiązaniem.

Dojazd nie zajął nam dużo czasu. Bez problemu przejechaliśmy przez Poprad, bez stania w korkach, bez błądzenia. Auto zaparkowaliśmy pod zamkiem - tym razem nie musieliśmy płacić za parking, choć w sezonie letnim pewnie kasują po kilka euro.

Zamek już z daleka zrobił na nas spore wrażenie swoimi gabarytami. Szkoda tylko, że mgła nie pozwoliła podziwiać nam go w pełnej krasie :(. Zrobiliśmy spacer pod jego mury - i okazało się, że można podjechać z innej strony na parking znajdujący się bliżej wejścia. Tego nie wiedzieliśmy...

Pierwsze zamkowe widoki:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na sam zamek nie wchodziliśmy. Uznaliśmy, że wystarczy nam podziwianie budowli z zewnątrz. Zamek króluje nad Kotliną Spiską na wysokości 634 m. n.p.m., na skale wapiennej przewyższającej okoliczny teren o 200 m. - jego powierzchnia przekracza 4 hektary, przez co jest uważany za jeden z największych kompleksów zamkowych w Europie Środkowej - wydaje mi się, że kompleks zamkowy w Malborku jest większy, ale mogę się mylić. Obecnie większość zamku jest zrujnowana, część murów obronnych została odbudowana współcześnie. W 1993 roku w uznaniu jego znaczenia dla kultury tych ziem, został on wpisany wraz z okolicą na listę światowego dziedzictwa UNESCO. A gdyby kogoś interesowała historia zamku, można zajrzeć np. tutaj.

Z małego wzgórza nad zamkiem można uchwycić prawie cały imponujący obiekt...napstrykaliśmy sporo zdjęć.

Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zbliżenie:
Obrazek

Po "zwiedzeniu" zamku na chwilkę zatrzymaliśmy się w Spiskiej Kapitule - siedzibie biskupów Spiszu. Z powodu swego znaczenia nazywana "słowackim Watykanem". Przez cały okres swego istnienia związana jest silnie z kultem chrześcijańskim. Głównymi zabytkami Spiskiej Kapituły są: średniowieczny układ miejski z murami obronnymi i dwiema bramami - Górną i Dolną oraz katedra św. Marcina z XIII wieku. Wybudowana została ona w stylu późnoromańskim, po kilkukrotnych przebudowach, posiada więcej elementów gotyckich.

Obrazek
Katedra św. Marcina

Ze Spiskiej Kapituły podjechaliśmy do Levočy. Miasto ma sporo zabytków. W całości jest zachowane jej stare miasto na planie nieregularnego owalu, otoczone murami obronnymi. Zwraca uwagę dobrze zachowana siatka ulic z wielkim, prostokątnym rynkiem o stosunku długości boków 3:1 - jednym z większych w tej części Europy. Innym bardzo ważnym zabytkiem jest kościół św. Jakuba z XIV wieku, który należy do najcenniejszych budowli sakralnych na Słowacji (wstęp bodajże 2 E). Wysoka szczupła wieża kościoła z pierwszej połowy XIX wieku jest najważniejszą dominantą w sylwetce miasta. Do niezwykle cennych należy zwłaszcza wnętrze kościoła, które jest wyjątkowym muzeum średniowiecznej sztuki sakralnej. Późnogotycki drewniany ołtarz główny św. Jakuba o wysokości 18,6 m jest najwyższym ołtarzem tego rodzaju na świecie. Zbudowano go z drewna lipowego w latach 1507-1517. Mistrz Paweł ponoć powierzył swoją własną podobiznę jednej z dwunastu rzeźb apostołów wspaniałej kompozycji Ostatniej Wieczerzy, która znajduje się w dolnej części ołtarza (obowiązuje zakaz fotografowania, w przypadku złamania tego zakazu grozi "pokutka" w wysokości 50 E). Muszę przyznać, że wszyscy spodziewaliśmy się czegoś większego, skoro to najwyższy ołtarz na świecie. Fakt, jest wysoki, ale jest też dość wąski. W dodatku w czasie naszej wizyty był częściowo w remoncie. Kościół zwiedzaliśmy z przewodnikiem. Pani opowiadała po...niemiecku. W grupie, w której weszliśmy byliśmy chyba jedynymi obcokrajowcami. Resztę stanowili nasi zachodni sąsiedzi. W 2009 r. starówka w Levočy została wpisana na listę dziedzictwa kultury UNESCO. A za czasów korony, widniała na banknocie 100- koronowym :).

Widoki z Levočy:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Levočy pojechaliśmy już prosto do Popradu na zakupy - w słynnym markecie znanej firmy (bez krypto reklamy) :). Zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma to jak polska kiełbasa a i wybór dań gotowych np. potraw w słoikach na Słowacji również pozostawia sporo do życzenia.

Po wyjściu ze sklepu spotkała nas miła niespodzianka pogodowa :). Przejaśniło się, wiatr przegonił chmury i ukazał się nam piękny widok na Tatry :). Czyżby miał on zwiastować poprawę pogody? Od razu polepszył się nam humor, który towarzyszył nam w dalszej drodze na kwaterę...

Obrazek
Zakupy zrobione...

Po wypakowaniu zakupów, usiedliśmy sobie przed domkiem. Sączyliśmy piwko spoglądając na góry, przejeżdżającą kolejkę, dyskutowaliśmy na górskie i inne tematy...:)

Obrazek
Zubatka na tle gór...

Tatry w słońcu...
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tatry o zachodzie słońca:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mieliśmy bardzo przyjemny wieczór, który kontynuowaliśmy na bilardzie i ping - pongu.

Bilardziści:
Obrazek

Obrazek

Musieliśmy zadbać o kondycję, bo następnego dnia czekała na nas kolejna górka :).
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:37 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
Crayfish
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1744
Dołączył(a): 11.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Crayfish » 28.10.2010 19:02

No .. całe szczęście żeście się opamiętali za pierwszym razem! Brawo.
Rozsądek to podstawa w górach.
Gratulacje za zdobycie Krywania.
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 05.11.2010 19:35

Koprowy Wierch - czyli jak wycisnąć maksa z pogody...

Po odpoczynku, który mieliśmy poprzedniego dnia, przyszła pora na dalsze górskie wędrówki. Tym razem na cel wzięliśmy sobie Koprowy Wierch. Rano jak zwykle stały "tatrzański" scenariusz: pobudka ok. 5.00 (wiem, zabójcza pora :twisted:), śniadanie, kolejką do Štrbskiego Plesa i ruszyliśmy na szlak. Wbrew prognozom, pogoda całkiem ładna. Może i synoptycy się pomylili...może zanosi się na zmianę pogody :).

Na dojście wybraliśmy szlak czerwony prowadzący w stronę Popradzkiego Plesa. Przejście tego odcinka zajęło nam ok. godziny. Z licznymi przerwami - bo po drodze sporo "fociliśmy" - niebo było niemal bezchmurne. Tatry pięknie się nam pokazywały :).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek przed jeziorem. Zjedliśmy coś słodkiego i szliśmy dalej - niebieskim szlakiem w stronę Koprowej Przełęczy (wspólny szlak na krótkim odcinku ze szlakiem na Rysy). Szlak był całkiem przyjemny - łagodnie wznosił się do góry. Po drodze był krótki trawers po śniegu.

Obrazek
Na Koprowy jeszcze trochę spaceru...

Ustrzelone po drodze:
Obrazek
Robert zasuwa na szczyt...

Obrazek
...i Paweł też :).

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety, z czasem zepsuła się nam pogoda. Zrobiło się mglisto, mało przyjemnie. Było tak, jak zapowiadały prognozy :(. A potem, znów nastąpiło przejaśnienie i tak niemal co chwila była inna pogoda...

Obrazek

Obrazek

Miła niespodzianka spotkała nas przed Wielkim Hińczowym Stawem. Na jednej z górek dostrzegłem...kozicę :). Ta swobodnie sobie skakała i nawet na nasz widok nie uciekła. Po raz pierwszy w życiu ujrzałem kozicę na żywo :). Podobnie jak i Paweł. Wiola widziała już kozice w Tatrach Niżnych kilka lat temu. Paweł był szczególnie zadowolony, bo z naszej trójki on najwięcej chodził po Tatrach (ale głównie w Polsce) i wcześniej tego zwierzątka na swojej drodze nie spotkał. W sumie nic dziwnego, bo populacja kozic jest zdecydowanie większa po stronie naszych południowych sąsiadów, więc możliwość spotkania ich tam jest też oczywiście dużo wyższa :).

Kozica:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy Hińczowym zrobiliśmy sobie kolejny postój - tym razem na ciepłą herbatę, bo musieliśmy się ogrzać. Chłód dawał się nam nieco we znaki - choć wcześniej chowaliśmy kurtki do plecaków :). Wielki Staw Hińczowy położony jest w Dolinie Hińczowej na wysokości ok. 1946 m. Jest to o 551 m wyżej, niż Morskie Oko, dlatego też wznoszące się po jego południowej stronie Mięguszowieckie Szczyty nie wydają się stąd tak groźne, jak od strony Morskiego Oka. Ma 20,08 ha powierzchni i 53,7 m głębokości. Wielki Staw Hińczowy jest największym i najgłębszym stawem w słowackiej części Tatr oraz czwartym co do wielkości i trzecim co do głębokości stawem w Tatrach. Wypatrywaliśmy też Koprowego, ale nie byliśmy do końca przekonani, który z otaczających szczytów mógł nim być...

Nad Hińczowym:
Obrazek

W chmurach:
Obrazek

Mięgusze:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Robert

Obrazek
...i już bez chmur :)

Obrazek

Obrazek
Mięgusze pozują...

Obrazek
...i Wiola pozuje :)

Obrazek
..i tu też :)

Obrazek
...i z widokiem na Koprowy :). On tam jeszcze gdzieś w oddali :).

Obrazek
Opuszczamy Hińczowego...

Od stawu czekała nas wspinaczka zakosami na Koprową Przełęcz (2180m) - trochę w śniegu, ale już takim miękkim nie stanowiącym zagrożenia upadku i zjechania w przepaść. Po wejściu na przełęcz zobaczyliśmy kolejne dwie kozice na przeciwległym stoku. Ale, te akurat szybko się spłoszyły. Na przełęczy zrobiliśmy sobie kolejny krótki postój - mieliśmy ładny widok na Hlińską Dolinę a także na okoliczne szczyty, w tym i na Krywań. I poszliśmy dalej na szczyt.

Ze szlaku na Przełęcz:
Obrazek
Mały Hińczowy Staw

Obrazek

Obrazek

Na Przełęczy:
Obrazek
Koprowy na wyciągnięcie ręki...

Obrazek
Krywań się chowa...

Obrazek
...i pokazuje :).

Obrazek
...i kozica (tak, tak, to małe na zdjęciu to kozica. Musicie nam uwierzyć :))

Szlak na górę nie był zbyt przetarty. Widzieliśmy pojedyncze ślady odbitych stóp. Początkowo, musieliśmy wytyczać sobie szlak po śniegu - często zapadaliśmy się, a tego bardzo nie lubię :(. Zabiera to zawsze sporo sił...i czasu. Gdy nachylenie żlebu stało się większe, musieliśmy zdecydować się na wejście niewidocznym szlakiem po śniegu albo atak granią. Pomni doświadczeń z Krywania zdecydowaliśmy się na wejście granią. Uznaliśmy, że tak będzie bezpieczniej. I w istocie tak było, choć były też trudne momenty - o jednym od razu pomyślałem, że da mi się we znaki w czasie zejścia.

Podejście:
Obrazek

Obrazek
Robert

Obrazek
Wiola i Robert

Obrazek
Orla się wychyla...

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wysoka też...

Obrazek
Wiola na grani a Paweł już na szczycie

Przed południem dotarliśmy na szczyt Koprowego Wierchu (2363m). Paweł jak zwykle chwilę przed nami. Trochę się na niego złościliśmy, że nas zostawiał w tyle, bo gdy nie ma szlaku, byłoby dobrze wiedzieć, gdzie iść - co by nie mówić, grań była dosyć szeroka i można wytyczyć wiele alternatywnych ścieżek a nie każda z nich musiała być bezpieczna. I dobrze byłoby, gdyby "przewodnik" pokazywałby, którędy iść...

Na szczycie zostajemy tylko chwilkę. Po pierwsze pogoda zaczynała się psuć coraz bardziej, po drugie nie ma na Koprowym za dużo miejsca i jest dosyć niebezpiecznie. Wiola nawet "przytuliła" się do skały, bo bała się tam poruszać.

Widoki mieliśmy jednak zdecydowanie lepsze niż z Krywania, ale tylko tak na - perspektywy - doskonale było widać Orlą Perć, Wysoką, Rysy, Mięgusze, Cubrynę...w drugą stronę niestety widoków już nie mieliśmy i np. taki Krywań czy Tatry Zachodnie były zasnute grubą warstwą chmur :(.

Obrazek
Skulona Wiola na Koprowym
Obrazek

Widoki z Koprowego:
Obrazek

Obrazek
Wielki Staw Hińczowy

Obrazek
Niżni i Wyżni Ciemnosmreczyńskie Stawy

Obrazek
...i jeden z nich

Obrazek
Świnica, Orla Perć

Obrazek
Świnica z bliska, Zawrat

Obrazek
Rysy (w samym rogu :)), Wysoka (to najwyższe) i pewnie sam Gerlach

Obrazek
Wysoka

Obrazek

Obrazek
Inne spojrzenie na Wysoką

Obrazek
Cubryna

Obrazek
Od Cubryny po Mięgusze...

A nad Polską jak zawsze świeci słońce... Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po zrobieniu zdjęć i próbie rozpoznania na podstawie mapy tego, co widzieliśmy wokół, zdecydowaliśmy się na zejście. Tym bardziej, że widzieliśmy z góry, jak inni podążali na szczyt, na którym jak wspomniałem, było mało miejsca.

Obrazek
Paweł i Robert jak zwykle nad mapą...

I tak jak przypuszczałem, w jednym z miejsc na grani miałem spore problemy. Dosłownie "wyłożyłem się" na skale, że nie wiedziałem, co robić dalej. Przez dłuższą chwilę leżałem nieruchomo, aż Wiola musiała mnie uspokoić. Po opanowaniu stresu spokojnie pokonałem skałę i już bez problemu zeszliśmy na przełęcz - opanowaną przez dużą liczbę osób. W drodze na Koprowego w zasadzie nie spotkaliśmy nikogo, oprócz wspominanej kozicy :).

Na przełęczy znaleźliśmy sobie miejsce na skałach i skonsumowaliśmy nasze kanapki. Trochę odpoczynku nam się przydało. Paweł w pobliżu naszego biwaku ujrzał "naszych" Czechów z pensjonatu. Maszerowali po naszych śladach :). Po "lunchu" zebraliśmy się i pogoniliśmy w dół dość szybko. Rozpadało się na dobre :(. Nic przyjemnego, bo w dodatku mieliśmy mokro w butach :(.

Wielki Hińczowy Staw w drodze z Koprowego:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy Popradzkim Stawie zrobiliśmy sobie krótki postój. Mimo kiepskiej aury zdecydowaliśmy się na łyk złocistego trunku :). Przy schronisku kręciło się sporo osób. Większość pewnie przyszła tu posiedzieć nad jeziorem. Niestety, nie trafili z pogodą...my też długo nie siedzieliśmy.

Obrazek
Hotel przy Popradzkim Plesie

Zebraliśmy się i pędem pognaliśmy do Štrbskiego Plesa., skąd kolejką udaliśmy się na naszą kwaterę. I spotkało nas małe zaskoczenie. Na weekend dojechali inni goście - duża liczba. Rozgościli się i przygotowywali prawdziwe "party". Ale, naprawdę byli tak mili, że wcale nam nie przeszkadzali. Ba, nawet poczęstowali nas śliwowicą :). My tradycyjnie zajęliśmy salkę telewizyjną - codzienne suszenie a po tak mokrym dniu było co suszyć. Oczywiście, chcieliśmy również obejrzeć wiadomości a zwłaszcza "počasie" czyli prognozę pogody. Niestety, znów nic optymistycznego...

Potem przenieśliśmy się na dół na bilarda. Nagraliśmy się do woli :). W międzyczasie ustaliliśmy, że gdyby miała być pogoda, to jeszcze pokusimy się o jakąś małą górkę. Jak nie...wracamy do Polski. A jak było, o tym już będzie w kolejnym odcinku :). Zapraszamy do lektury...

PS Crayfish, sami dobrze wiemy, że decyzja o wycofaniu się była słuszna. Nie można było dłużej kusić losu. Z drugiej strony, piękno gór przyciąga. Bo oczywiście, można oglądać góry na zdjęciach, ale to nie to samo, co ich "dotykanie" i "smakowanie". A że zwykle najładniejsze widoki są ze szczytów, to ciągnie człowieka na sam szczyt podejmując często ryzyko. Ono jest wpisane w chodzenie po górach, o czym boleśnie doświadczają nas ostatnie wypadki w Tatrach czy na Glocku. Do zobaczenia na górskich szlakach i żebyśmy zawsze z nich wracali cali i zdrowi...
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:39 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 09.11.2010 19:13

Powrót

Niestety, wszystko, co dobre szybko się kończy i nasz pobyt w Tatrach dobiegł końca :(. W sobotę musieliśmy wracać do domu. Co prawda planowaliśmy jeszcze jedną małą górkę - nawet udało mi się przekonać Wiolę i Pawła, byśmy budzik nastawili na 5.00. Ale, gdy budzik zadzwonił, wyjrzeliśmy przez okno - lało :(. Szybka decyzja -śpimy dalej - nie ma sensu "mordować się" przy takiej pogodzie. Oznak poprawy pogody również nie stwierdziliśmy...

Bez pośpiechu, po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę powrotną - z przystankami :). Pierwszy z nich miał miejsce w Kežmarku na Spiszu. Przy zacinającym deszczu nie bardzo nam się chciało wychodzić z auta, ale jakoś się przemogliśmy. Pochodziliśmy po zamkowym dziedzińcu - akurat trwały przygotowania do festiwalu bodajże czterech kultur.

Zamek:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przeszliśmy się głównym deptakiem i próbowaliśmy zlokalizować drewniany kościół w tej miejscowości, ale się nam to nie udało. Stwierdziliśmy, chyba jednak błędnie, że musi się on znajdować gdzieś poza miastem...

Uliczki w Kežmarku:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Ratusz

Obrazek
Nowoczesny bankomat :twisted:

Z Kežmarku przez liczne w większości romskie wioski i przez szpaler romskich dzieci sprzedających grzyby dojechaliśmy do Polski. I zaczęło się - gdzieś na jakiejś podhalańskiej wiosce trafiliśmy na orszak weselny i straciliśmy trochę czasu wlokąc się za furmankami :(. Ot, nasz, swojski folklor :). Przejazd przez Nowy Targ zajął a w zasadzie zabrał nam kolejne minuty. No i oczywiście "Zakopianka" :evil: . Nie spodziewaliśmy się, że w sobotnie południe trafimy na jakiś większy ruch. Niestety, ale musiał być mały "dzwon" gdzieś w sumie blisko Nowego Targu. Po chwili namysłu zjechaliśmy na stację benzynową na ciastko i herbatę z nadzieją, że korek się rozładuje. Naiwni..Nie rozładował się :(. Podjęliśmy decyzję o objeździe przez Czarny Dunajec. I znów "Witajcie w Polsce :)".

Przed miejscowością korek, chyba przez roboty drogowe - nasza odpowiedź na to była prosta - trasa alternatywna przez wieś Wróblówka. Unia dała kasę na piękną asfaltową drogę...dalej już bez problemu dojechaliśmy do Rabki.

Wbiliśmy się ponownie na moment na Zakopiankę i dalej jechaliśmy "28-ką" na Zator. W Suchej Beskidzkiej zatrzymaliśmy się na chwilę przy zamku. Renesansowy zamek nazywany jest "Małym Wawelem". Jest on budowlą trójskrzydłową z czterema narożnymi wieżami z prostokątnym niemiarowym dziedzińcem z wjazdem od wschodu. Dwupiętrowe skrzydła południowe i zachodnie od strony dziedzińca zdobią piętrowe krużganki. Część zamku stanowią pomieszczenia hotelowe...

Zamek w Suchej:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Zatorze odbiliśmy na Babice. Oczywiście, naszym celem był zamek Lipowiec - dawna siedziba biskupów krakowskich, zachowana w formie "zakonserwowanej" ruiny, zlokalizowana na wapiennym wzgórzu (362 m n.p.m.). Biskup krakowski Jan Prandota wybudował, albo przynajmniej rozbudował na wzgórzu twierdzę, wtedy jeszcze drewnianą, ale być może już z murowaną wieżą, której najstarsze partie pochodzą z drugiej połowy XIII wieku. Zamek murowany najprawdopodobniej stopniowo zaczął powstawać od drugiej połowy XIII aż do początków XIV wieku. Więcej o historii zamku można przeczytać na oficjalnej stronie zamku. O ile mnie pamięć nie zawodzi, w Lipowcu kręcono sceny do serialu "Czarne chmury" :). Zamku nie zwiedziliśmy, akurat odbywała się jakaś impreza integracyjna - podstępem (wtopiliśmy się w tłum) weszliśmy na dziedziniec :). Zrobiliśmy kilka zdjęć i pojechaliśmy już prosto na Tychy...

Lipowiec:
Obrazek

Obrazek

Cała nasza wyprawa była bardzo udana :). Co prawda, z jednej strony z powodu zastanych warunków pogodowych musieliśmy zweryfikować nasze plany (dotyczyło to zwłaszcza Tatr Zachodnich). Ale, z drugiej strony, wyciągnęliśmy "maksa" z pogody. Na czas, gdy byliśmy w Tatrach zapowiadali naprawdę brzydką pogodę. A nie było wcale tak źle. Mieliśmy chwile ze słońcem (Rohacz Płaczliwy, Krywań z pierwszego dnia czy Koprowy), był opad czegoś w rodzaju gradu na Barańcu a deszcz nas zmoczył w zasadzie tylko w czasie schodzenia z Koprowego. Ogólnie, mieliśmy piękną zimę na początku września :). Oczywiście, żyliśmy i nadal żyjemy wspomnieniami z Krywania. Piękna góra, która na zawsze wyryła się w naszych głowach i zostawiła trwały ślad...Pozostały nam piękne górskie widoki ustrzelone w drodze na Krywań czy ze szczytu Koprowego Wierchu. Pierwsza kozica - dobrze, że nie "miś" :). Zamek Spiski...no i szczyty, które zdobyliśmy - Rohacz, nieplanowany Baraniec, Krywań (:)!) i Koprowy Wierch. Jak na tyle dni, to dużo...Przez niecały w sumie tydzień przeżyliśmy sporo. A że nie mieliśmy "prawdziwych" wakacji coś się nam należało...i nie było to wcale nasze ostatnie słowo w Tatrach :).
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:41 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 10.11.2010 13:45

Mnóstwo fajnych górskich zdjęć, i myśmy byli na niektórych szlakach. Krywań to kultowa góra. Każdy Słowak tam musi raz w życiu być. Z polskich szczytów widać go jako ładną regularną piramidkę. My też go zdobyliśmy ale przy ładnej wrześniowej pogodzie i z tłumem turystów podążających z obu szlaków. Sami szliśmy ze Trzech Studzienek. Na szczycie nie było miejsca żeby swobodnie zrobić zdjęcia. Krzyż był non stop oblegany. Natomiast Hińcowy Staw dał się nam o tyle we znaki, że wiał bardzo mocny wiatr. Robiły się fale na stawie.
Nie planujemy powrotu w najbliższych latach w Tatry ale z przyjemnością pójdę w relacjach z innymi.

Spiski Hrad jest wart wejścia do środka. Całkiem fajne ruiny. Na pewno z zewnątrz ma fantastyczną sylwetkę i przez to może i jest ciekawszy na zewnątrz niż wewnątrz.

Spotkać kozice to szczególna chwila w górach. Zapamiętuje się to na zawsze. Dobrze, że na misia nie trafiliście bo jest ich po słowackiej stronie ponad 800 podczas gdy po naszej 50. Słowacy co roku odstrzeliwują po kilkadziesiąt sztuk gdyż niestety misie czasami trafiają między ludzi.


A tak przy okazji skoro już gadam, nie mam szansy wejść do Twojego wątku w domu tylko w pracy. Może gdybyś dzielił jeden baaaaaardzo długi post na kilka krótszych byłoby lepiej z odkrywaniem fajnych miejsc które opisujesz
Pozdrawiam
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 30.11.2010 19:38

Come back czyli znów Tatry :)

Rozgrzewka

W domu wytrzymaliśmy tylko miesiąc...i znów zaczęło nas nosić :). Za oknem była piękna pogoda, a prognozy jeszcze bardziej napawały optymizmem. Grzechem byłoby nie wziąć urlopu i nie pojechać w góry :). Nie mogliśmy przegapić takiej okazji. Wniosek urlopowy na 3 dni został podpisany przez szefa. Mogliśmy zacząć przygotowywać się do wyprawy :).

Mieliśmy dylemat, co wybrać austriackie Alpy czy słowackie Tatry :). Ze względów logistyczno-czasowych zdecydowaliśmy się na Słowację. I tak po miesiącu jechaliśmy znów do naszych południowych sąsiadów. Skład ten sam, co poprzednio - Wiola, Paweł i autor relacji :).

Tym razem umówiliśmy się w u Wioli Tychach. Był piękny środowy poranek 6 października :). Pierwszy przystanek na trasie mieliśmy w Bielsku. Tam musieliśmy wykonać pewne "zadanie". Z Bielska przez Żywiec pojechaliśmy na Korbielów. W tygodniu do południa poruszaliśmy się bez korków. Przez Słowację przejazd również odbywał się bez problemów - trasa ta sama, co miesiąc wcześniej. Ale, mieliśmy zupełnie inne widoki - Tatry skąpane całe w słońcu a po śniegu nie było już ani śladu :).

Obrazek
Tatry Zachodnie

Obrazek
Krywań...

Obrazek
...coraz bliżej :)

Obrazek
...najbliżej. Prawda, że niepozorna górka?

Szybko dojechaliśmy do Štrbskiego Plesa. Auto zostawiliśmy na parkingu (bez konieczności zapłaty), przebraliśmy się i ruszyliśmy na szlak. Naszym celem było Skrajne Solisko (Predne Solisko). Górka naprawdę dobra na rozgrzewkę, do "dobycia" w dość krótkim czasie od startu :). Akurat to było coś dla nas na ten dzień...

Wędrówkę zaczęliśmy przy jeziorze. Szlak wiedzie jego lewym brzegiem - tak na oko musieliśmy obejść pół jeziora :). Potem szlak odbija i wznosi się stale w górę.

Nad jeziorem:
Obrazek

Obrazek

Część trasy prowadzi lasem, część pod wyciągiem. Nie był to szczególnie widokowy odcinek trasy. Po wyjściu z partii lasu słońce nieźle nam przygrzewało :). Ja nie miałem nic, co by mnie od niego chroniło...a w dodatku miałem na sobie ciężkie, przeciwdeszczowe, czarne spodnie :(. Lepiej byłoby iść w spodenkach, ale kto mógł się spodziewać takiej w sumie letniej aury? Chyba niewielu...a my tym bardziej, po naszym wrześniowym wyjeździe.

Ustrzelone na szlaku:
Obrazek
Wiola z Soliskiem w tle...

Obrazek
Solisko po lewej...

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Spojrzenie w dół na jezioro

Przy schronisku pod Soliskiem zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Było tam sporo turystów. Na czerwonym szlaku prowadzącym na szczyt również mijaliśmy sporo piechurów. Większość schodziła. Nic dziwnego, pora stawała się coraz późniejsza a duży % osób dostał się pod schronisko wyciągiem i musieli się śpieszyć, by zdążyć na ostatnie kursy na dół. Finałowe podejście dość stromo prowadziło zakosami w górę. Trochę kropel potu wylaliśmy...

W drodze na szczyt:
Obrazek

Obrazek

Na szczycie oprócz nas było kilka osób. Zrobiliśmy sobie dłuższy odpoczynek. Skrajne Solisko (Predne Solisko) jest najdalej wysuniętym na południe szczytem w grani Soliska o wysokości 2117 m. i wg mnie chyba "najłatwiejszym" szczytem do zdobycia w Tatrach Wysokich. Spektakularnych widoków z niego nie ma. Skrajne Solisko otoczone jest przez przewyższające je pobliskie szczyty - ale, mogliśmy podziwiać zwłaszcza "naszego" Krywania. Z Soliska ma się go jak na dłoni :). Od razu odżyły nasze wspomnienia sprzed miesiąca...a tym razem, Krywań wcale nie wyglądał tak groźnie.

Na szczycie:
Obrazek

Obrazek
Najwyższy - Szatan...

Obrazek
Młynickie Solisko

Obrazek
Robert i Krywań

Gdy już odpoczęliśmy, poopalaliśmy się a czas zaczął nas gonić (trzeba było jeszcze dostać się na kwaterę), ruszyliśmy na dół. Ale, nie mogliśmy odmówić sobie zimnego, złocistego, chmielowego napoju w schronisku. Na ławeczce spoglądając a jakże na Krywań, popijaliśmy piwko :). Dusza się raduje w takich momentach...

Obrazek
Nie ma to jak góry i słońce...

Obrazek

Obrazek
Baszta

Obrazek

Obrazek
Szatan

Obrazek

Obrazek
Štrbskie Pleso

Obrazek
Krywań, Kelt, Robert (kolejność przypadkowa :))

Obrazek
Tylko Krywań...i nothing else matters :).

Schodząc trochę przekombinowaliśmy ze szlakiem - chcieliśmy podejść pod skocznię i "kluczyliśmy" w nieznanym terenie :). W Plesie znajdują się dwie skocznie. Duży obiekt nie jest już w użyciu - zawody odbywają się na mniejszej skoczni. W 2009r. odbyły się na niej MŚ juniorów i nasz Maciek Kot zajął II miejsce :).

Obrazek

Obrazek

Z Štrbskiego Plesa pojechaliśmy na kwaterę. Niestety, nie udało się nam zrobić rezerwacji w tym pensjonacie, w którym byliśmy we wrześniu :(. Pokoje były już zabukowane...za to znalazłem dla nas lokum w ładnej, willowej dzielnicy w Novej Lesnej. Cena 7E/ noc/ osoba. Gospodarze na dole domu, pokoje dla gości na piętrze. Wspólna łazienka, do dyspozycji także dobrze wyposażona, acz mała kuchnia oraz salka telewizyjna. Auto można zostawić przed domem. Przyzwoite warunki dla górskich turystów...

Wieczorem trochę posiedzieliśmy przed TV. Obejrzeliśmy prognozę pogody - usłyszeliśmy "stabilne počasie". Inaczej i lepiej być nie mogło...pogoda wymarzona na długie, górskie wędrówki :).

Resztę wieczoru spędzamy przy piwku (przekonałem się i polubiłem Kelta :), choć wcześniej jakoś mi nie podchodził) i grze w remika. Nie siedzieliśmy jednak za długo...bo następnego dnia czeka nas niezła tatrzańska "wyrypa" :).

PS Lidio...nie wiem, czy dzielenie postu na kilka części coś da. Wiem, że Wy tak robicie i jak zaglądam do Waszej relacji to też długo się ładuje i otwiera :(. Jedyna chyba opcja, to zrezygnować z dużej ilości zdjęć :(. Może ku temu to wszystko powinno zmierzać...

Przy okazji, dziękujemy za wspomnienie nas przy pokonywaniu albańskich bezdroży - widzimy w relacji kilka znajomych miejsc :). Boge, Szkodra, Berat, Llogara...fajne, albańskie klimaty :).

Co do Tatr - zmienna tam bywa pogoda. Nam się trafiła, jak w kalejdoskopie. Ale, akurat Hińczowy był spokojny, bez fal...A jeśli chodzi o kozice - to jak wykazały jesienne analizy, w Tatrach żyje obecnie 841 kozic. 142 kozice napotkano po polskiej stronie Tatr, zaś Słowacy naliczyli ich 699 sztuk :). Tyle "a propos"...

Pozdrawiam i zapraszamy do lektury kolejnych odcinków...
Ostatnio edytowano 01.03.2012 12:41 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu - strona 35
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone