Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 11.06.2010 18:13

Dla mnie bomba :D bo za miesiąc też tamtymi uliczkami się poszwendamy :D Miałam co prawda nadzieję, że ściągnę od was nocleg (bo jestem na etapie szukania - noclegi są i owszem, ale mają ceny z kosmosuuuu), ale już wiem, że się nie da.
Tak więc czekam na cedeeny - coby się pozytywnie ponakręcać i pozakręcać :wink: :D

pozdrawiam
:D

ps. A Gaudi będzie?
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 15.06.2010 19:06

Odcinek II - Dzień z Gaudim

Rano bez pośpiechu wstaliśmy i ruszyliśmy na miasto. Brasia miała wolne w pracy i ponownie pełniła rolę naszego przewodnika :). Zwiedzanie rozpoczęliśmy od słynnego Parku Güell, który znajduje się w północnej części miasta. Dojechaliśmy autobusem komunikacji miejskiej pod samo wejście do parku. Wstęp do parku nic nie kosztował.

Park został zaprojektowany przez postać jednoznacznie kojarząca się z Barceloną tj. Antonio Gaudiego na życzenie jego przyjaciela Eusebio Güella, przemysłowca barcelońskiego, który - zauroczony angielskimi "miastami-ogrodami" - przedsięwzięcie sfinansował. Projekt w założeniu był osiedlem dla bogatej burżuazji. Prace trwały w latach 1900-1914. Projektu tego Gaudí nigdy nie ukończył. W 1922 roku władze Barcelony wykupiły teren i przekształciły go w park miejski, który odwiedza masa turystów. W 1969 roku wpisano go na listę narodowych dóbr kultury, a od 1984 roku obiekt znajduje się na Liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Najciekawszymi elementami parku są:
- Dawna brama wejściowa
- Schody wejściowe do głównego pawilonu. Gaudí umieścił w nich trzy wysepki; pierwszej nadał formę groty, drugiej - węża na tle katalońskiej flagi - symbolu mądrości, trzeciej - salamandry - symbolu Plutona.
- Sala Kolumnowa - główny pawilon, który miał służyć za targ. Liczy 86 kolumn o wzorach antycznych, w środku których są specjalne kanały umożliwiające spływ wody z położonego nad pawilonem tarasu
- Taras nad pawilonem kolumnowym przez architekta był nazywany teatrem greckim. Opasany jest wyjątkowo długą ławką, która jest jednocześnie gzymsem pawilonu pod nim - ławka uchodzi za najdłuższą na świecie. Choć ja tak szybko się nie połapałem i po jakimś czasie dopiero zapytałem, gdzie ta najdłuższa ławka :). Zaaferowany robieniem zdjęć nie zwróciłem uwagi na jej długość. A być może bardziej szukałem obiektu jak najdłuższa deska na świecie znajdująca się w Muzeum Wsi Kaszubskiej czyli czegoś długiego i prostego :).

W Parku:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
"Słynna ławka"

Sala Kolumnowa:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Przy Salamandrze

Obrazek

Obrazek
I sama Salamandra...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiola

Obrazek

Widoki na miasto:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kontynuując spacer po Parku poszliśmy na wzgórze z krzyżem. Stamtąd podziwialiśmy przepiękną panoramę miasta. Miasta, które w moich oczach nie wydawało się być jakoś szczególnie wielkie. Takie odniosłem wrażenie. Oczywiście, nie mogłem się powstrzymać i musiałem zadać pytanie o Camp Nou. Samego stadionu widać nie było, ale przynajmniej poznałem kierunek :).

Obrazek

Obrazek

Widoki z "krzyża" na miasto:
Obrazek
...na Sagradę Familię

Obrazek
...na Tibidabo

Obrazek
...na Montjiuc

Obrazek

Obrazek

Z Parku wróciliśmy do centrum miasta i kontynuowaliśmy spacerem niewyznaczonym szlakiem budowli Gaudiego. Najpierw zatrzymaliśmy się przy Casa Batlló. Budynek znajdującym się przy Passeig de Gracia i wzniesiony został w latach 1905-1907. Od 1900 roku znajdował się w rękach Josepa Batlló Casanovasa, który zlecił Gaudiemu oraz konstruktorowi Josep Bayo Fontowi odbudowę zrujnowanej posesji. Gaudi sam nadzorował prace, kierując pracami, stojąc na ulicy...dzielny facet J.
Fasada ma falującą powierzchnię pokrytą wielobarwną ceramiką i kawałkami szkła. Zwieńczeniem budynku jest dach w kształcie smoka, co ma prawdopodobnie symbolizować walkę św. Jerzego ze smokiem. Efekt był niesamowity przez odbijające się promienie słoneczne w szkle :). Do środka budynku nie weszliśmy.

Casa Battlo:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podobnie jak nie weszliśmy do znajdującego się w pobliżu na tej samej ulicy Casa Mila. Budynek powstał w latach 1906-1910. Zaprojektował go i wykonał Gaudí dla przedsiębiorcy Pere Milí i jego żony. Jest to najbardziej dojrzały i ostatni projekt "świecki" tego architekta. Casa Milá, jak pragnął sam Gaudí, miała być odpowiedzią na brak interesujących budynków w mieście. Ze względu na prezencję (budynek wygląda jak potężny skalny blok) barcelończycy przezwali go La Pedrera, co znaczy "Kamieniołom". W projekcie tym Gaudí nie używał, lub używał minimalnie, prostej kreski. Powoduje to, że fasada budynku przypomina wzburzone morze. Wygląda ciężko i monumentalnie, choć wzniesiona jest z cienkich wapiennych płyt. Balkony zdobią kute z żelaza balustrady przybierające kształt dzikich chaszczy. Ozdobą fasady głównej są również specjalnie rozmieszczone ptaki, które maja sprawiać wrażenie szykujących się do odlotu. Casa Mila nie została skończona z powodów zatargów z inwestorem. Na mnie ta Casa wrażenia nie zrobiła i nie spodobała mi się szczególnie. Ale, jakoś nigdy nie byłem znawcą architektury...

Casa Mila:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Dziewczyny pozują przed Casa Mila

Gdy dopadł nas głód poszliśmy na sandwicza - do baru. Tam krótka przerwa, odpoczynek i dalej w drogę - obejrzeliśmy z zewnątrz arenę do corridy. Choć walk torreadorów nie widzieliśmy, to poczuliśmy zapach zwierząt, może nawet ich krwi...

Obrazek
Arena

Obrazek

"Sukcesu sens przy walce byków
Polega na sztuce uników
Byk żaden sam nie zacznie bóść
Więc Ty go wciąż muletą kuś!
Niech wścieka się: Niech biega wkoło!
Niech myśli, że stawiasz mu czoło
I skocz w bok, nim dosięgnie Cię
O le Ole O le!
Korrida jak życie się toczy
Wygrywa, kto w porę uskoczy
A kark pod nóż da w końcu ten
Co ciągle prze na oślep łbem
Więc zanim już srebrna twa szpada
Bykowi cios ostatni zada
Kołuj go! Zwódź! W tę go lub w tę!
Ole! Ole! Ole! Ole!
Tłum entuzjastów zbladł jak pergamin
Gdy nasz torrero wszedł na arenę zdawać egzamin
Stał tak na środku jak inni blady
Nikt jeszcze nie wie :
Heros czy tchórz?!
Rzucił muletę wydobył szpadę
(a byk nadbiegał : byk był tuż tuż)
I patrzcie państwo : Nie się nie stało!
I tłumom zamarł na ustach krzyk
Bo audytorium nie przewidziało
że unik zrobi.... BYK!"

Z piosenki Jacka Wójcickiego "Ballada o torreadorze"...

Zresztą, ceny biletów na corridę do najniższych nie należą. Najtańsze miejsca, gdzie na górze stadionu w słońcu kosztują 23 euro. Tam dzielą miejsca na te w słońcu i zacienione...

Nasz następny przystanek to monumentalne i najbardziej znane działo Gaudiego - Sagrada Famila (Święta Rodzina). W założeniu architekta sama konstrukcja budowli miała przypominać jeden, wielki organizm. Budowę kościoła rozpoczęto w 1882 roku. Początkowo, jej projekt zlecono innemu architektowi, ale ten wszedł w konflikt ze stowarzyszeniem finansującym budowę świątyni. Wówczas "zlecenie" otrzymał "bohater" dzisiejszego odcinka, który całkowicie zmienił projekt, nadając mu własny styl. Przez następne cztery dekady pracował intensywnie nad konstrukcją, poświęcając jej całkowicie ostatnich 15 lat życia. Podczas prac nieustannie dostosowywał i zmieniał pierwotne założenia.

Wieże kościoła ukończono w 1920 r. Sześć lat później architekt zginął, wpadając pod przejeżdżający omnibus, pozostawiając tylko jedną z trzech zaprojektowanych fasad. Z powodu organicznej formy budowli oraz niepowtarzalności detali architektonicznych do dziś nie zdołano jej ukończyć, ponieważ projekty świątyni pozostawione przez architekta zostały zniszczone w czasie hiszpańskiej wojny domowej przez katalońskich anarchistów.

Sagrada Familia:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z powodu kłopotów finansowych Sagrada Familia nie zostanie ukończona wcześniej niż w 2026 (tak mówią i podają różne źródła, te mniej i bardziej oficjalne). A przez nas może i jeszcze później, bo nie chcieliśmy zapłacić po 12 euro za wstęp. Nie wiem, ale ja mam jakąś awersję do płacenia za bilety do obiektów sakralnych. Wołałbym stosować starą zasadę "co łaska". I w zasadzie nigdzie, gdzie trzeba płacić za wstęp, z przekory nie płacę i nie wchodzę...potem, Aneta bardzo żałowała, że nie weszła. Cóż, ma powód, by wrócić do Barcelony. Podziwialiśmy kunszt Gaudiego jedynie z zewnątrz. Sagrada Famila zrobiła na nas spore wrażenie.

Szukając cienia udaliśmy się do Parku Ciutadella. Jest to ogromny park z ładnymi ogrodami i jeziorem. Oprócz tego znajdują się w nim: miejskie zoo, siedziba parlamentu katalońskiego oraz muzeum sztuki współczesnej. Te dwa ostatnie zajmują część budowli, przypominającej fortecę. Jest ona zachowanym fragmentem zbudowanej na planie gwiazdy cytadeli, od której zresztą park wziął swoją nazwę. Co prawda, cytadela została zburzona w 1869 roku, ale nazwa pozostała. Najbardziej widowiskowym elementem parku jest Cascada - zabytkowa fontanna, którą projektował m.in. Gaudi wzorując się na słynnej rzymskiej fontannie Di Trevi. Park jest ulubionym miejscem wypoczynku mieszkańców miasta. Krótki odpoczynek zrobiliśmy również i my :). Trochę tego chodzenia już tego dnia było...

W Parku:
Obrazek

Obrazek
Słynna Kaskada

Obrazek
Oczko wodne...

Obrazek
Cała ekipa przed Parlamentem, od lewej:Bartek, Brasia, Aneta, Wiola i Robert

Obrazek
Relaks w Parku...

Obrazek
Mieszkaniec Parku

Obrazek
...ze swoim kolegą/ koleżanką :)

Obrazek
Ten też tu mieszka od dawna...i nasze dziewczyny go adorowały :)

Obrazek
Katalońscy rowerzyści...

Do domu wracaliśmy nadmorska promenadą...nogi trochę bolały, ale spacer po mieście był bardzo ciekawy :). Wieczorem przy winku, piwku planowaliśmy atrakcje na piątek...

PS Tymona, mamy nadzieję, że odcinek się Tobie spodobał. Przykro nam, że nie możemy pomóc z kwaterą...
Ostatnio edytowano 01.03.2012 11:24 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 16.06.2010 13:24

Robcro napisał(a):Tymona, mamy nadzieję, że odcinek się Tobie spodobał.
Czuję się usatysfakcjonowana :D

Robcro napisał(a):Na mnie ta Casa wrażenia nie zrobiła i nie spodobała mi się szczególnie.
Z zamierzchłych czasów pamiętam, że najfajniejsze w La Perdrerze są jednak te kominy na dachu.

No i jak moje Maluchy zobaczyły mamuta.... już wiem, gdzie w Barcelonie odpoczywać będziemy :wink: :D

pozdrawiam serdecznie
:D

...piątek czas zacząć :D
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 19.06.2010 17:34

Odcinek III- Montserrat i fontanny

Na piątek zaplanowaliśmy wyjazd do Montserrat. Niestety, bez Brasi, która musiała iść do pracy :(. I niestety bez pogody, od rana za oknem chmury - prognozy na ten dzień nie były zbyt optymistyczne :(.

Z nadzieją, że poradzimy sobie sami bez naszej przewodniczki podjechaliśmy na Plac Hiszpański. Tam na stacji kolejowej w punkcie a'la informacji turystycznej uzyskaliśmy info o połączeniach do Montserrat. Kupiliśmy bilety - do Montserrat można dostać się pociągiem podmiejskim a następnie do wyboru są dwie opcje: pierwsza to kolejka górska (miejsca stojące, ale lepsze widoki) lub kolejki naziemne (z miejscami siedzącymi, ale podobno z gorszymi widokami). Są też różne opcje kombinowane...Wybraliśmy wariant z kolejką górską za 16 euro. Bilety można, albo i nawet trzeba kupić w automacie. Na szczęście, obsługa pomaga w zakupie, choć my poradziliśmy sobie sami. Zajęło to krótką chwilę...

Do Montserrat jedzie się prawie godzinę. Niestety, sława miejsca ściąga masę turystów i pociąg był zatłoczony (Bartek i ja staliśmy całą drogę). Im bliżej celu, tym bardziej widoczny był imponujący masyw Montserrat, którego nazwa oznacza górę "postrzępioną". Odnosi się ona do malowniczych kształtów mocno zerodowanego masywu, zbudowanego głównie ze zlepieńca. Z pewnej odległości - widać z okien pociągu - góra przypomina piłę, z zębami skierowanymi ku niebu...

Większość ludzi podobnie jak my wysiadła na stacji Montserrat Aeri i udała się do kolejki górskiej. Trzeba było chwilę odczekać swoje...Kolejką jechaliśmy ok. 5 minut pokonując ponad 500 metrów przewyższenia. Widoki mieliśmy średnie ze względu na zachmurzenie...

Obrazek
Masyw Montserrat i kolejka górska

Czytając historię mogliśmy się dowiedzieć, że klasztorem zarządzają Benedyktyni. Stary klasztor został zniszczony przez wojska napoleońskie w 1808r. Obecny kościół pochodzi z XIX wieku, więc nie jest jakoś specjalnie wiekowy. Montserrat jest głównym ośrodkiem religijnym regionu Katalonii i jednym z ważniejszych ośrodków pielgrzymkowych, głównie za sprawą Czarnej Madonny, zwanej La Moreneta. Legenda głosi, że wyrzeźbił ją św. Łukasz, a do Barcelony przywiózł św. Piotr. Ukrywana przed Maurami miała zostać cudownie odnaleziona w jednej z grot masywu Montserrat w IX wieku. Stojąc w dość długiej kolejce do Czarnej Madonny mogliśmy posłuchać "słynnego" chóru chłopięcego z Eskalonii, którego koncert zaczynał się w południe. Ale wg mnie występ chłopaków był nieco przereklamowany. Odśpiewali ładnie dwa czy trzy kawałki i koniec...liczyłem na coś więcej. Zdecydowanie bardziej podobał mi się koncert organowy w kościele w gdańskiej Oliwie...

Klasztor:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Janusz Bajcer nauczyłby poprawnej polszczyzny :)

Obrazek
Nasza ekipa: Aneta, Wiola, Bartek, Robert

Chcieliśmy też wejść gdzieś wyżej - na najwyższy szczyt w masywie wznoszący się na wysokość 1236 m.n.p.m - znaleźliśmy nawet szlak (są one dobrze oznakowane), ale z powodu braku czasu, odpowiedniego ekwipunku (zwłaszcza obuwia) oraz niepewnej pogody podeszliśmy tylko kawałek. Znaleźliśmy zacienione miejsce, odpoczęliśmy spoglądając na klasztor z góry. Jednak w przyrodzie nic nie ginie i w zamian poszliśmy do krzyża św. Miquela. Spacer zabrał nam ok. 20 minut. Po drodze często robiliśmy przerwy na robienie zdjęć :). Mieliśmy ładne widoki na dolinę, na sam klasztor i nadciągające, groźnie wyglądające chmury...

Obrazek
Oznakowanie tras i szlaków

Widoki za szlaku na klasztor:
Obrazek
Daleko...

Obrazek
Blisko...

Obrazek
Najbliżej :)

Uchwycone w czasie spaceru do krzyża:
Obrazek
Krzyż św. Miguela

Obrazek
Widok na dolinę...

Obrazek

Obrazek
Zbliżenie...

Obrazek
Wiola & Robert

Obrazek
Aneta i Wiola...

Skały Montserratu:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na koniec pobytu w Montserrat kupiliśmy pamiątki tzn. Aneta je kupiła. Naszukaliśmy się zamówionych "witrażyków". Bartek przez przypadek na nie natrafił...Gdy opuszczaliśmy klasztor nadeszło prawdziwe oberwanie chmury. Przez kilkanaście minut lało jak z cebra :(. Musieliśmy się schronić pod dachem. Gdy nieco ustał deszcz, poszliśmy na kolejkę. Tam ponownie trzeba było odczekać kilka chwil. W dół jazda już nie była tak ekscytująca...

Taka też mała dygresja kończąc temat Montserrat. Formy skalne nieco przypominają Meteory. Jednak same klasztory i ogólne wrażenia widokowe lepsze wg mnie "serwują" Grecy :).

Pociąg znów był "zawalony" i tym razem wszyscy staliśmy do samej Barcelony. Za to im bliżej miasta, tym pogoda była lepsza. Od Brasi dowiedzieliśmy się, że tam wcale nie padało...

Umówiliśmy się z nią przy pl. Hiszpańskim a dokładniej przy jednej z charakterystycznych wież będących symbolem tego placu. Gdy już wszyscy się spotkaliśmy poszli coś zjeść. Dziewczyny wzięły paellę, Bartek coś tam mięsnego a ja...oczywiście wybrałem sepię :). Smakowało to coś jak kalmary. Dobre, ale szału nie ma...
Obrazek
Paella

Obrazek
Autor spożywa "sepię"...

Plac Hiszpański:
Obrazek
Słynne wieże...

Obrazek

Obrazek
Z widokiem na Pałac Narodowy

Obrazek

Obrazek
Fontanna na Pl. Hiszpańskim z krzywym zwierciadle...

Wieczór upływał nam na oczekiwaniu na pokaz przy fontannie. Fontanna ta jest jednym z symboli miasta. Strumienie wody mogą przybierać nieskończoną ilość form i kolorów dzięki nowatorskiemu, biorąc pod uwagę epokę, w której ją skonstruowano, systemowi, składającemu się z dwóch koncentrycznych mis umieszczonych na różnych poziomach. Brasia sporo opowiadała o fontannie, ale to, co zobaczyliśmy, chyba przerosło nasze (moje na pewno!) oczekiwania. Niesamowity pokaz wody, światła, kolorów...bajka, rewelacja :). Szczególne emocje wzbudził we mnie kawałek F. Mercury i M. Cabelle Barcelona. Aż ciarki po mnie przechodziły :). I żałuję, że tego akurat sobie nie nagrałem :(.

Zaczynamy pokaz:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Były też wykonywane kawałki klasyczne, standardy rockowe...Cały pokaz trwał ok. 45 minut. Na pewno, chciałbym zobaczyć ponownie ten spektakl będący jedną z piękniejszych atrakcji, jakie oferuje Barcelona. Ale, już tak na spokojnie, bez konieczności robienia zdjęć (to mimo wszystko trochę rozprasza,a le dzięki temu możecie choć trochę zobaczyć, co my widzieliśmy na własne oczy :))...

Nocny pokaz fontann:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ponadto, coś gdzieś ostatnio słyszałem, że Kraków pozazdrościł stolicy Katalonii i też ma swoją fontannę i pokaz przy dźwiękach muzyki. Ale, to już Krakusy musiałyby potwierdzić...

Po pokazie wróciliśmy do domu...Przy lampce wina, szklance piwa toczyły się nocne rozmowy Polaków na tematy katalońsko - hiszpańsko - polskie :). A kolejny dzień zapowiadał się na sportowo...

PS Tymona, mamy jednodniowe opóźnienie...ale chyba warto poczekać i spojrzeć na fontanny? Pozdrawiamy serdecznie Ciebie i pozostałych czytelników (jeśli ktoś więcej tu zagląda :)).
Ostatnio edytowano 01.03.2012 11:26 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 12706
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 19.06.2010 19:56

Oczywiście, że zaglądam :!: :papa:
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14750
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 19.06.2010 20:14

Jestem i ja :D Podziwiam Barcelonę i chłonę hiszpańskie klimaty. Fontanny wspaniałe :) Cudnie tam jest w ogóle! Muszę kiedyś tam wreszcie zawitać...
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18196
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 19.06.2010 20:34

Oglądam piękne zdjęcia i czytam opisy 8)

Zastanawiam się ile jeszcze miejsc będę chciał zobaczyć . . . :wink:
. . . lista już jest imponująca :roll: :lol:
Nie ma sposobu innego , jak zamieszkanie w mieście takim jak Barcelona , żeby zobaczyć na własne oczy wszystkie wspaniałe , ciekawe miejsca i budowle . . . :)
Bardzo wiele rzeczy z tych , które pokazujesz , widzę po raz pierwszy :D
To skłania do powrotu . . . kiedyś :wink:

Dziękuję i pozdrawiam
Piotr
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 01.07.2010 17:22

Odcinek IV - Na sportowo...

Obrazek

Camp Nou to było to, co "tygrysy" lubią najbardziej i na co najbardziej czekały. Nie było dnia, ba nie było godziny, żebym nie marudził reszcie o "lotnisku" Blaugrany.

Obrazek

I nadeszła ta wiekopomna chwila, że ruszyliśmy na stadion. Brasia koniecznie chciała mnie dowieźć swoim "rumakiem" pod bramę stadionu :). Nie sposób było odmówić...Do pokonania mieliśmy niemal pół miasta. Sporo mieszkańców Barcelony porusza się skuterami. To niewątpliwie dobry sposób na uniknięcie korków i sprawne przemieszczanie się po mieście.

Obrazek
Easy riders...na uliczkach Barcy.

Do kas stadionu nie było szczególnie długiej kolejki. Kilka minut i już miałem w garści bilet. Za bagatelka 17 euro :). Kurczę, u nas za to obejrzałbym dwa spotkania Wisły Kraków czy "mojej" Pogoni Szczecin. A tam tyle kosztuje samo zwiedzanie stadionu.

Przy bramce Brasia zostawiła mnie i pojechała do reszty "ekipy", która wybrała plażowanie. Bartek trochę popływał a dziewczyny bardziej grzały swoje ciała w słońcu. Woda podobno była jak w Bałtyku w środku ciepłego lata :).

Obrazek
Camp Nou z zewnątrz...

Zwiedzanie stadionu odbywa się na własną rękę, ale jego kierunek jest oznakowany. Oczywiście, nie można wejść na murawę, ale za to można posiedzieć na VIP'owskich miejscach. Można też posadzić swoje 4 litery na miejscach dla "zwykłych" kibiców, choć kto ma bilet na Barcę, to nie taki zwykły kibic :). Odwiedziłem również pomieszczenia dla dziennikarzy, ale zamknięta była szatnia gości. Pomieszczeń gospodarzy nie zwiedzałem, bo niewolno...

Na stadionie:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Młody "narybek" trenuje...może wśród nich są następcy Messiego, Puyola, Iniesty czy innych...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ogólnie, stadion zrobił na mnie spore wrażenie, choć przy pustych trybunach, to nie to, gdy Camp Nou wypełnione jest po brzegi, co widać i słychać z ekranu telewizora podczas relacji ze spotkań "Dumy Katalonii"...

Zwiedziłem również muzeum - nic specjalnego. W gablocie kilka pucharów, monitory, na których można obejrzeć pamiętne fragmenty spotkań Barcy, sala ze słuchawkami, gdzie można posłuchać hymnu Barcy czy też zapowiedzi spikera np. z meczu Barcelona - Real Madryt.
Na koniec zwiedzania "strzałki" zaprowadziły mnie do ogromnego dwupoziomowego sklepu z pamiątkami klubowymi. Ale, trzeba trzymać się mocno za portfel. Ceny zaporowe...zresztą, wielkim fanem Barcy nie byłem i nim nie zostałem po wizycie na stadionie. W opowieści o Barcelonie, nie powinienem wymawiać nazwy klubu, któremu kibicuję - czeka mnie lincz za to :).

Obrazek
Puchary...

Obrazek
Hymn Barcy...po "naszemu"

Obrazek
...i po "bałkańsku" :)

Z tego, co mówiła mi Brasia, to dwa czy trzy razy udało się jej być na meczu Barcy, ale zupełnie nie miała pojęcia, kto był rywalem. To dopiero musiało być przeżycie obejrzeć z trybun mecz "Blaugrany"...

Obrazek
Tu wszystko kojarzy się z Barcą...zresztą, sam klub ma wiele sekcji i w co najmniej 3 dyscyplinach jest zespołem z czołówki europejskiej (piłka nożna, ręczna i kosz).

Z Camp Nou wróciłem metrem na Ramblę, gdzie spotkałem się z resztą grupy. Opaleni i wypoczęci po plażowaniu...wszyscy skierowaliśmy się w stronę kolejki na Montjiuc. Tu kolejna kolejka do kolejki :).

Widoki ze stacji kolejki na miasto:
Obrazek

Obrazek

Przejazd kosztował nas 9 euro/ osoba. Montjuic po naszemu oznacza Żydowskie Wzgórze. Wschodnia część Montjuic jest praktycznie pionowym klifem, dzięki czemu z góry jest świetny widok na port znajdujący się u stóp wzgórza. Szczyt Montjuic, pod który trzeba było przejść kawałek, był siedzibą różnego rodzaju fortyfikacji, z których najnowsza - zamek Castell de Montjiuc znajduje się tam do dziś. Forteca pochodzi głównie z XVII wieku. Naturalnie zadrzewione zbocza były wykorzystywane jako teren pod pola uprawne i do wypasu zwierząt przez mieszkańców okolicy. W latach 90. XIX wieku lasy zostały częściowo wycięte, tworząc miejsce pod przyszłe parki. Drogi na zboczach od strony miasta były swego czasu torem Formuły 1. Grand Prix Hiszpanii odbywało się tu czterokrotnie. W trakcie wyścigu w 1975 samochód Rolfa Stommelena wpadł w trybuny, zabijając pięciu widzów. Po tym wypadku Formuła 1 nie powróciła więcej na Montjuic. Nie wiem, ale coś mi się kojarzy, że słynny mistrz Formuły I - Fernando Alonso jest Katalończykiem...

Widoki z Montjiuc:
Obrazek
Na Sagradę Familię

Obrazek
Na miasto...

Obrazek

Obrazek
Na port...

Obrazek
Na morze...

Obrazek
Na nasze urocze dziewczyny...

Obrazek
Na autora relacji...

Obrazek
Zamek

Obrazek

Obrazek
Tradycyjny taniec kataloński - dziewczyny z partnerami/ partnerkami :)

Montjuic było też miejscem rozgrywania kilku dyscyplin letnich Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992, o których wspomniałem już w Odcinku nr 1. Centralnym punktem był w znacznym stopniu odnowiony stadion olimpijski na 65.000 miejsc. Stadion był miejscem ceremonii otwarcia i zamknięcia olimpiady oraz rozgrywania dyscyplin lekkoatletycznych. Dookoła niego zbudowano tzw. "Pierścień Olimpijski" - kompleks budynków olimpijskich.

Obrazek

Budowle olimpijskie:
Obrazek
Stadion

Obrazek

I na tym w zasadzie zakończyliśmy zwiedzanie miasta i okolicy. Na pewno nie zobaczyliśmy wszystkiego. Na to po prostu zabrakło czasu. Ale, mamy powód, by tam jeszcze wrócić. Brasia już nas zaprosiła na kolejną wizytę :).

Następnego dnia w południe mieliśmy lot powrotny do Polski. Podziwialiśmy z okien samolotu Alpy :). Gdy wylądowaliśmy w Pyrzowicach, powitał nas...deszcz. Ot, powrót do szarej codzienności...

Warto również wspomnieć o "umiarkowanym" katalońskim separatyzmie. Pewnie nie jest on tak silny jak w Kraju Basków. Nie mają Katalończycy swojego odpowiednika ETA (albo nic mi o takiej organizacji nie wiadomo), ale co jakiś czas coś przebąkują o własnym państwie. Często podkreślają swoją odmienność np. zamiast "E" na tablicach pojawia się "CAT". Zamiast byka będącego symbolem Hiszpanii, Katalonia ma swojego osiołka. Napisy przeważnie w dwóch językach - ale trzeba znać hiszpański, żeby wiedzieć, że to nie język Cervantesa a inny. Dla mnie oba brzmiały podobnie...

Obrazek
Osiołek - symbol Katalonii. Jak wiadomo, Byk jest symbolem Kastylii...

PS Dziękujemy wszystkim czytelnikom za poruszanie się z nami po katalońskich uliczkach...Niestety, na kolejną relację będziecie musieli dłużej poczekać :(. Nasze wakacyjne plany uległy zmianom.
Ostatnio edytowano 01.03.2012 11:29 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
Crayfish
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1744
Dołączył(a): 11.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Crayfish » 10.08.2010 20:55

8O 8O 8O
... o rany ... ile tu materiału i pomysłów na wycieczki.
ŚWIETNY materiał.
Pozdrawiam.
Muszę mieć więcej czasu żeby wszystko poczytać i pooglądać.
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 10.08.2010 21:23

Crayfish napisał(a):8O 8O 8O
... o rany ... ile tu materiału i pomysłów na wycieczki.
ŚWIETNY materiał.
Pozdrawiam.
Muszę mieć więcej czasu żeby wszystko poczytać i pooglądać.


Oglądaj, oglądaj...tylko nie próbuj za RobemCRO nadążyć.... :lol:
Kiedys wpadł na wrockowe piwo:
http://cro.pl/forum/viewtopic.php?t=238 ... &start=345
...ledwie usiadł i coś wypił.....już gadał, że ma pociąg - gdzieś tam na drugi koniec Polski..... :lool: :lool:
Crayfish
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1744
Dołączył(a): 11.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Crayfish » 10.08.2010 21:36

slapol napisał(a):Oglądaj, oglądaj...tylko nie próbuj za RobemCRO nadążyć.... :lol:

hehe ... nie nie ... jak spojrzałem tylko na spis treści i ten krótki okres czasu to od razu widzę, że to nie moja liga.
Ale bardzo mi się podoba. Świetna robota. Cenne wskazówki. SUPER.

PS. Gdzie (strona) wyszukujecie najtańsze bilety lotnicze ?
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 27.09.2010 17:46

Tatrzański tydzień

W Zachodnich...rozgrzewka :)

Od naszego ostatniego wyjazdu do Barcelony upłynęło sporo czasu. Niestety, działo się dużo i niestety mało pozytywnie. Nasze wakacyjne plany runęły w gruzach i do głównego wyjazdu nie doszło :(, choć mieliśmy już wszystko zaplanowane, kupione bilety, zrobione rezerwacje noclegów a nawet sporą część zakupów...i trzeba było zrezygnować :(. Smutek był tym większy, że wszelkie, inne wyjazdy również stanęły nagle pod znakiem zapytania :(. Dopiero pod koniec sierpnia zaczęliśmy wracać do podróżniczych wątków czy rozmów i zastanawiać się nad "wykrojeniem" jakiegoś krótkiego wypadu. Trochę siedzieliśmy nad mapami i nasz wybór padł na słowackie Tatry.

Przed wyjazdem jak zawsze planowanie tras, szukanie noclegów i...sprawdzanie prognozy pogody. Niestety, z każdym dniem były coraz mniej optymistyczne. Najpierw spadł śnieg a potem miało być deszczowo...ale, niezrażeni prognozami postanowiliśmy pojechać licząc na łaskawość matki natury. Na wyjazd namówiliśmy również Pawła. Długo nie trzeba było go przekonywać. Paweł ma praktycznie schodzoną całą polską część Tatr. W słowackich w zasadzie nie był (oprócz wejścia na Gerlach - razem z Wiolą w czasach przed znajomością ze mną).

5. września wczesnym rankiem wystartowaliśmy z Tychów do Krakowa. Tam odebrał nas Paweł i dalej pojechaliśmy już jego Hyundayem. Przejazd przez stolicę Małopolski odbył się bez problemów, choć na jednym ze skrzyżowań widzieliśmy mały "dzwon". Ktoś wymusił pierwszeństwo i skasowane auta stały na poboczu. Niestety, był to "zwiastun" kolejnych wypadków, które widzieliśmy dalej na Zakopiance. Trzech kierowców przeszarżowało, w tym jeden całkiem mocno, bo dachował i wylądował w rowie...

W Chabówce odbiliśmy na Chyżne. Zrobiliśmy jeszcze ostatnie zakupy w Polsce i wjechaliśmy do Słowacji. Pierwszy przystanek zrobiliśmy w Oravskim Podzamku. Do końca nie jestem też pewien, czy nie wjechaliśmy na płatną drogę - obwodnicę m.in. tego miasteczka. Trochę się zagapiliśmy i już pomykaliśmy "zieloną" drogą. "Drogowych" wątków na forum nie śledzę, więc nie wiem, czy w razie spotkania ze słowacką drogówką, nie wlepiliby nam "pokutki".

Oczywiście, nie bez powodu zatrzymaliśmy się w Oravskim Podzamku - nad miasteczkiem króluje pięknie położony zamek :). Jego budowa związana jest ze słynną rodziną, górniczych przedsiębiorców Thurzo - reformatorów i budowniczych licznych obiektów kultu. Historii zamku wysłuchaliśmy z ust miłej słowackiej przewodniczki w czasie jego zwiedzania (wstęp 5 E). Na wzgórzu zamkowym najpierw stał drewniany ufortyfikowany gród, który z upływem czasu zmienił się w murowany zamek. W XIV wieku był on centrum administracyjnym regionu Orawy. Więcej z dziejów zamków można wyczytać np. tutaj lub na oficjalnej stroniezamku. Zwiedzanie z przewodnikiem trwa dobrą godzinę. Przechodziło się przez wszystkie kondygnacje. Przewodniczka sporo opowiadała różnych anegdot - trochę się rozumie po słowacku :). Generalnie jednak, to wolimy podziwiać zamki od zewnątrz :).

Zamkowe widoki:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Mieszkaniec zamku...

Po zwiedzaniu zamku nieco gonił nas czas i ruszyliśmy prosto na nocleg do Žiarskiej chaty.

Ustrzelone w drodze do Žiaru (szczyty w śniegu...pierwszy śnieg tego lata :)):
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Auto zostawiliśmy na parkingu w Žiarze, skąd czekała nas ok. 1,5 godzinna wędrówka do schroniska. Odcinek ten można pokonać asfaltem (teoretycznie chyba szybciej) i tzw. starym, letnim szlakiem. Szliśmy szlakiem...

Przy spotkaniu szlaku z asfaltem kilkaset metrów od schroniska spotkaliśmy...kotka :). W zasadzie to on na nas jakby...czekał i do nas doskoczył. Nie wiem, ale był chyba bardzo głodny. Skakał po Wioli i pałaszował ze smakiem nasze kanapki :). Taki miał wilczy, tfuuu...koci apetyt :). Ba, tak polubił nasze towarzystwo, że nawet szedł za nami do schroniska :).

Wiola i kotek:
Obrazek

Obrazek

Po formalnościach zajęliśmy nasza kwaterę - wybrałem dla naszej trójki tzw. spolocne ubytovanie w tzw. kojach. Są to takie boksy trzyosobowe. Trzeba mieć swój śpiwór a miejsca jest naprawdę sporo. Cena jest również przystępna (7E/ osoba/ noc) np. w porównaniu do pokoju, gdzie trzeba zapłacić z 12 czy 13 E.

Obrazek
Koja

Może w tych kojach mniej intymnie, ale dla górskich turystów, którzy z rana ruszają na szlak nie ma to większego znaczenia. Ponadto, ciekawe jest rozwiązanie z prysznicem. Nie wiem, jak jest na pokojach, ale na kojach dostaje się specjalny żeton. Uprawnia on do skorzystania z prysznica przez 3 minuty - czas można zatrzymać. Teoretycznie wydaje się to mało, w praktyce w zupełności wystarcza. I to chyba lepsze rozwiązanie niż prysznic bez czasowego licznika, gdzie jeden korzysta z gorącej wody do oporu a następny myje się w lodowatej...

Wieczór spędzamy nad mapą - pokazujemy Pawłowi, jaką trasę zaplanowaliśmy na następny dzień. Wiemy, że przyjdzie nam trasę nieco zmodyfikować...Popijamy piwko (po 1,30 E). Na sali oprócz nas było sporo turystów. Siedzimy trochę i zwijamy się do siebie na nocleg...a jutro już góry :).

PS Crayfish, dzięki za miłe słowa...wycieczki może i sporo, ale sporo też takich krótkich (jednodniowych czy weekendowych)...
Ostatnio edytowano 01.03.2012 11:30 przez RobCRO, łącznie edytowano 1 raz
Crayfish
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1744
Dołączył(a): 11.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Crayfish » 27.09.2010 20:47

O .... bardzo się cieszę, że w końcu przerwałeś milczenie.
Lubię ten Twój wątek. Sporo podróżujecie. A to bardzo przyjemne zajęcie.
Chętnie pooglądam Tatry Słowackie, tym bardziej że sporo czasu przesiedziałem w tym miejscu u sąsiadów.
Lubię je głównie za przestrzeń i brak tłumów na szlaku.

Pozdrawiam. Czekam na więcej.
tward
Turysta
Avatar użytkownika
Posty: 10
Dołączył(a): 26.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) tward » 29.09.2010 19:26

Gdzie ja byłem przez te wszystkie lata :?: Dlaczego nie trafiłem na tę relację :?:
...nie wiem, ale wiem, że jest to fantastyczny reportaż, skarbnica wiedzy i również skarbnica propozycji na małe i wielkie wyprawy.
Dziękuję Robercie
Do zobaczenia na szlaku
RobCRO
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1502
Dołączył(a): 04.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RobCRO » 11.10.2010 18:20

Górskie wędrowanie

Noc minęła spokojnie. Na szczęście nikt nie chrapał, czego można było się obawiać sądząc po ilości wiary na sali. Budzik nastawiliśmy na 5.00. Czuliśmy się nieco niezręcznie, gdyż reszta dłużej sobie spała a my narobiliśmy trochę zamieszania i hałasu. Może nikogo nie obudziliśmy...

Zajęło nam trochę czasu zanim ruszyliśmy na szlak - śniadanie, przygotowanie kanapek, gorącej herbaty do termosu etc.

Wystartowaliśmy ok. 7. Planowaną wcześniej trasę musieliśmy zmienić ze względu na zastane zimowe warunki. Siedząc długo nad mapą ustaliliśmy, że będziemy kierować się na Žiarską przełęcz a potem się zobaczy...

Obrazek

Obrazek

Od schroniska w tamtym kierunku prowadzi szlak zielony. Początek - spokojny, lekko w górę, bez śniegu - choć z widokami na ośnieżone szczyty wokół nas.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Słońce zaczyna wschodzić...

Obrazek

Obrazek

Baraniec chowa się w chmurach:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
...tu nawet za potężną chmurą :).

Obrazek
...a tu chyba nawet Banówka próbowała się nam odsłonić!

Podejście na przełęcz :
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pogoda nienajgorsza, gdzieś na niebie odrobina słońca, gdzieś chmury, ale dosyć zimno i musieliśmy ubrać czapki/ rękawiczki. A im bliżej przełęczy, tym bardziej zimowo. W ramach solidarności z Pawłem zrezygnowaliśmy z założenia stuptupów. Miało to brzemienne skutki, bo przemoknęło nam obuwie. Na przełęczy (1917m) meldujemy się przed 9. Widoki mamy niezłe = widzimy oba Rohacze, Barańca i Jarząbczy Wierch. Nieco gorzej z widokami w stronę Banówki...ta najczęściej chowa się nam za chmurami.

Na przełęczy:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Rob odpoczywa...

Widoki z przełęczy:
Obrazek
W stronę Rohacza Płaczliwego

Obrazek

Obrazek
Rob i Paweł

Baraniec:
Obrazek

Obrazek

Žiarska Dolina:
Obrazek

Obrazek
Groźny nawis...

Obrazek
Gdzieś tam chowa się Banówka

Podjęliśmy decyzję, że idziemy na Rohacza Płaczliwego. Szlak wyglądał na przetarty a i odległościowo szczyt nie wydawał się daleko - tylko 30 minut.

Obrazek

Obrazek
Dużo, dużo śniegu...

W drodze na Rohacza:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podejście było dość strome a na nim zmrożony, zbity śnieg. Ale, zgodnie z przewidywanym czasem udało się nam zdobyć pierwszego Rohacza - Płaczliwego (2126m) - to ten wyższy z dwójki :).

Obrazek
Wiola już na szczycie...

Krótko jednak cieszyliśmy się widokami na szczycie. Szybko nadciągnęły chmury i w zasadzie nic nie było widać :(.

Obrazek
"Ostry" naprawdę ostry i majestatyczny...

Obrazek

Obrazek

Po sfotografowaniu Rohacza zaczęliśmy analizować, co robić dalej. Przez chwilę zastanawialiśmy się nad pójściem w stronę drugiego Rohacza - Ostrego, ale ten naprawdę wyglądał "ostro" i groźnie. A i szlaku też nie było widać - a i nikt z nas nie był wcześniej w tym terenie.

Postanowiliśmy więc schodzić na przełęcz. Z dużą uwagą to czyniliśmy, bo jak wspomniałem, śnieg był mocno zmrożony i łatwo było o zjazd w całkiem sporą przepaść. Bezpiecznie dotarliśmy ponownie na przełęcz. Tam natrafiliśmy na jednego gościa - oczywiście z Polski :).

Obrazek
Tablica odtajała...

Obrazek
Posiłek i negocjacje...a "gość" z Polski też zajada :)

Zagadaliśmy, pogadaliśmy i...ustaliliśmy, że idziemy na Barańca. Mnie nieco przerażał pewien nawis już na początku drogi oraz fakt, iż szlak był zupełnie nieprzetarty. Trochę się obawiałem tych trudności...ale perspektywa szybkiego powrotu do schroniska nie była zbyt kusząca. Postanowiliśmy iść z Mirkiem na Barańca. On miał raki, więc mógł torować szlak.

Obrazek
Gdzie oni idą???

Początkowo, faktycznie raki były przydatne...na "wybadanie" nieprzetartego szlaku. Było kilka niebezpiecznych miejsc i Mirek zaliczył groźnie wyglądający upadek. Wystraszyliśmy się nie na żarty, że mógł spaść w dół (chyba pod samo schronisko). Na szczęście, na strachu się skończyło. Mirek w porę się uchwycił skałek...ale ogólnie cała sytuacja wyglądała przerażająco.

Obrazek
W drodze na szczyt...

Obrazek
Mirek nadaje tempo...

Gdy zaczęliśmy tracić wysokość (czego w górach nie lubię, bo wiem, że potem trzeba to odrobić), szlak stał się "łatwiejszy" technicznie. Śniegu było zdecydowanie mniej...spotkaliśmy też osoby idące ze szczytu. Jedna z nich poinformowała nas, że bez raków (maczków :)) na szczyt nie wejdziemy. Trochę nas to zmartwiło, bo szlak nie wskazywał na to, że może być aż tak trudno na górze, ale z drugiej strony to do szczytu jeszcze nam sporo brakowało.

Ale, jak się okazało, słowa tego gościa nie miały pokrycia w rzeczywistości. Szlak na szczyt był w miarę łatwy - podejście zakosami do góry, przy końcu wypłaszczenie. I po ok. dwóch godzinach od przełęczy osiągamy Barańca (2185m) - jeden z wyższych szczytów w Tatrach Zachodnich (trzeci po Bystrej i Raczkowej Czubie). Jak na złość pogoda na szczycie pogorszyła się jeszcze bardziej. Padało coś w rodzaju gradu. Mało przyjemnie...

Na szczycie:
Obrazek
Paweł, Wiola, Robert
Obrazek

Zrobiliśmy kilka zdjęć i zaczęliśmy schodzić. Na zejście wybraliśmy inną drogę. - żółty szlak prowadzący do miejsca, gdzie zostawiliśmy auto. Na początku trochę się pogubiliśmy i poszliśmy grzbietem Barańca. Dobrze, że szybko się zorientowaliśmy, że to nie szlak...i trawersem wróciliśmy na właściwą ścieżkę...

Zejście to był "pikuś". Droga zupełnie lajtowa. I nawet pogoda zaczęła się nam poprawiać, więc podziwialiśmy widoki w kierunku Liptowskiego Mikulasza. Fajnie wyglądały chmury - takie warstwowe :).

Obrazek
Chmurki nad Mikulaszem
Obrazek

Widok na Barańca
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ale, na wejście tego szlaku byśmy nie wybrali. Jest zbyt monotonny i podejście zajęłoby zbyt dużo czasu (mi on kojarzy się z niebieskim szlakiem na Małołączniaka). Zejście zajęło nam dobre dwie godziny. Dotarliśmy do parkingu przy wejściu do Žiarskiej Doliny, gdzie stało nasze auto.

Po konsultacjach stwierdziliśmy, że już nam się nie chce "drałować" z buta do schroniska i może spróbujemy wjechać autem. Negocjowaliśmy z parkingowym i ten nam pozwolił wjechać. Coś tam objaśniał po swojemu i nie wiem, czy do końca go zrozumieliśmy. Skasował od nas 5 E.

Sposób dotarcia pod schronisko to był strzał w przysłowiową "10" :). Znów się rozpadało i pewnie zanim byśmy doszli do schroniska bylibyśmy cali mokrzy. A tak szybko dotarliśmy do schronu. Tam przeprowadziliśmy rozmowę z panią z recepcji. Jakie było jej zdziwienie, że nasz samochód jest już pod schroniskiem. Skwitowała to z rozbrajającym uśmiechem na twarzy "To je vyborne" :). Tłumaczyć nie potrzeba...trochę pogadaliśmy i skończyło się na tym, że musieliśmy dopłacić 10 E do kosztów noclegu. Bo niby jest tak, że autem mogą wjechać tylko te osoby, które mają zakwaterowanie na salach. A my mimo, że na "kojach" to też "załatwiliśmy" sobie wjazd.

Wieczór spędziliśmy z Mirkiem przy piwku...sala jak i całe schronisko były zapełnione. Było głośno i gwarno. Trudno było rozmawiać. Ale mimo to, trochę posiedzieliśmy przy piwku...pogadaliśmy na górskie tematy (cieszyliśmy się z wejścia na Baraniec, bo wcale nie było ono planowane :)) i trzeba było iść spać.

A że na wtorek zapowiadali najładniejszą pogodę, to postanowiliśmy "zaatakować" najważniejszy cel naszej wyprawy :). Oj, działo się, ale to już w następnym odcinku...

PS Tward, witaj w naszych relacjach. Cieszymy się, że się Tobie podobają...
Ostatnio edytowano 01.03.2012 11:32 przez RobCRO, łącznie edytowano 2 razy
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
Podróże RobaCRO - Lutalicy iz Novogardu - strona 34
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone