Koko, koko, Hvar jest spoko. Snoorkowania sezon III

Piękne zdjęcia, ale to już pewnie z 1000 razy pisali...
I oko i technika tylko pozazdrościć.
Pozdrav

Aguha napisał(a):Ładna ta jelska noc

Jeszcze kilka wieczorowych sesji będzie.

maslinka napisał(a):Ooo "moja" Jelsa W dodatku by night

Nie ma jak dobry przewodnik.

JacKas napisał(a):Kolego longtom bo nie wiem czy gdzieś było napisane..

było
cześć JacKas udanego pobytu i super zdjęć życzę.

pawelg napisał(a):Piękne zdjęcia, ale to już pewnie z 1000 razy pisali...

cześć pawelg
A ja zawsze piszę, że tam ładne zdjęcia same się robią.
Dzięki i polecam się na przyszłość.

pzdr

dzień szósty,
z czosnkiem i lawendą,
po Hvarze,
sobie łaże.

A było tak:

Przed południem dwa razy okrążyliśmy naszą ulubioną wysepkę.



Pierwszy raz kajakiem, a drugi raz, po wylądowaniu spacerkiem wzdłuż brzegu.





Północne brzegi wysepki są niegościnne i całkiem bezludne.



Wylądować by było trudno,



a że fioletowe pomponiki coś nam przypominają postanawiamy wybrać się tu pieszo.



Przycumować można by tutaj, ale akurat cumy nie wzięliśmy.





Nadal jest niedostępnie,



ale ładnie.



Dla kajakowych żeglarzy utrapieniem są wszelkie jednostki idące na silniku.



Każda, z daleka urokliwa fala, to potencjalna wywrotka.
Trzeba się cały czas rozglądać i nasłuchiwać.



Z brzegu dociera granie cykad.





Znajome widoki. Wyspa opłynięta



Lądowanie.



Wyciągamy prowiant (arbuza).
Siadamy sobie w wodzie. Jest jeszcze chłodny, smakuje.
Aż tu nagle coś mnie skubnęło. Raz, drugi, trzeci. W plecy, w łydkę, i gdzie indziej też.



Widzicie stwora W między czasie Hanie też dziabnęło.
Dopiero jak ugryzło mnie w stopę sprawa się wyjaśniła.



Krewetki. Całe chmary. Arbuza kończymy na brzegu.

Trochę później rozpoczynamy rundkę numer dwa.



Teraz motorówki nam nie przeszkadzają.



Załodze kajaka sit-on-top machamy ręką.



Jakoś nikt tu nie plażuje.





Jeśli komuś znudziły się skały szarobure odmiana.







Chyba zbliżamy się do przeciwległego przylądka.



Albowiem właśnie tam, z kajaka, wypatrzyliśmy dziki czosnek.



Wąchaliście łan czosnku w temperaturze 40 stopni



Niezapomniane przeżycie.





W drodze powrotnej drogowskazem są nam maszty żaglówek.



Ale to przecież blisko.
Wkrótce pojawia się ścieżka.







Aha byłbym zapomniał. Po spacerze była kąpiel.





A po kąpieli rejs na ląd stały wyspy Hvar.



.

cd dla odmiany będzie pachniał lawendą

longtom napisał(a):Wąchaliście łan czosnku w temperaturze 40 stopni

Nie, ale myślę, że miałam podobne przeżycie - jestem teraz bardo wyczulona na zapachy, a mój małżonek nażarł się (inne określenie nie pasuje) wieczorem sosu czosnkowego ... wyprowadziłam się na kanapę w salonie

Lubię z Wami podróżować!

longtom napisał(a):Aż tu nagle coś mnie skubnęło. Raz, drugi, trzeci. W plecy, w łydkę, i gdzie indziej też.

Znam te bestie...

longtom napisał(a):Krewetki. Całe chmary.

... to znowu okazja na udaną kolację !

Pozdrawiam.

Jelsa by night szalenie mi się podoba.

Aguha napisał(a):Lubię z Wami podróżować!

Dziś ruszymy dalej. Przygotuj sobie jakieś żarełko na drogę.
Najlepiej z sosem czosnkowym

weldon napisał(a):
Masz ode mnie:

+1

Mieć "plusa' na FB bez założonego konta.
To jest coś
Dziękuję

pzdr

Jacek S napisał(a):Znam te bestie...

Ciekawe, że miejscami było ich pełno, a kilkadziesiąt metrów dalej był spokój.

mariusz-w napisał(a):

longtom napisał(a):Krewetki. Całe chmary.

... to znowu okazja na udaną kolację !

To się zgapiliśmy.
Za to one miały niezły lunch.

Aldonka napisał(a):Jelsa by night szalenie mi się podoba.

"By nightów" mam jeszcze w planie kilka.

pzdr

longtom napisał(a):Mieć "plusa' na FB bez założonego konta.
To jest coś

Co się komu należy - to go nie minie ( nawet wbrew jego woli )

Z drugiej strony trzeba mieć trochę szczęścia , żeby tak krewetki same . . . z własnej woli . . .
Inni muszą płacić . . .

Niezmiennie pięknie i ciekawie u Ciebie Tomku


Pozdrawiam
Piotr

piotrf napisał(a):
Co się komu należy - to go nie minie ( nawet wbrew jego woli )

Też z pokorą przyjmuję

O czosnku już było, teraz będzie lawenda.

Zbliża się 18, upał zelżał, jest tylko 33*.
Trzeba by się gdzieś ruszyć.
Postanawiamy, zgodnie z wytycznymi wielu crocronikarzy wybrać się starą drogą w kierunku miasta Hvar.



Wygląda na to, że to jest dobry pomysł





Pierwszy przystanek w Selcy.



W dole widać drogę dojazdową do tunelu



i pokratkowane zbocza hvarskich pagórów.





W dole widać domki w Starim Gradzie i Bol na wyspie Brač.
Droga jest fantastyczna Wąska, bez barierek, wije się w prawo i w lewo. Żona nie wiedzieć dlaczego zamiast podziwiać stromość zboczy i rozległość widoków jakby bardziej zainteresowana tym co widać na tablicy rozdzielczej samochodu.



Następny przystanek już u góry, na hvarskim płaskowyżu. Przy drodze senna konoba, kiosk z pamiątkami.
Widoki na północ rozległe, lawendy nie widać







Na południe też widok w dół, a lawendy też nie ma. Za to widać Velo Grablje.



I nawet wyspę Vis.





Ruszamy dalej w kierunku Brusje.



I nagle,







pokazała się ona,



lawenda.



cdn

Jak jechaliśmy tą drogą pod koniec sierpnia, to kwitnąca lawenda też była tylko tam! Tyle, że to już była resztka kwiatków

Troszkę się wtrącę Brusje z tegorocznej, troszkę innej perspektywy niestety w lipcu lawenda bledziuchna

No i czytam dalej