Gdy tylko przycumowaliśmy w Bolu, do przystani dopłynęły pływające taksówki, kursujące między portem a słynnym na całą Chorwację Zlatnim Ratem. Jeżeli mogę tak odmieniać. Ów Złoty Róg można zobaczyć na co drugiej widokówce a w niektórych materiałach reklamowych wyczytać nawet, że plaża jest piaszczysta. W to już trudno było mi uwierzyć.
Nasz kapitan poinformował nas, że do Złotego Rogu jest daleko. I pod górkę. I gorąco. I w ogóle to bez sensu iść pieszo a taksówką wodną blisko i fajnie. Wszyscy więc jak stali, tak ruszyli do łódeczek. Zanim zeszliśmy na ląd, z wózkiem, dzieckiem itp. itd., wszystkie taksówki odpłynęły. Na szczęście został jeszcze jeden środek transportu dla turystów. Traktor - ciuchcia z wagonikami. Młody zadowolony, ciuchcia daje radę. Jedziemy.
Maszynista okazał się niespełnionym kierowcą sportowym i od samego startu dał nam wyraźnie do zrozumienia, że lekko nie będzie. Ciuchcia osiągała zawrotne prędkości, szczególnie na zjazdach. Wagoniki podskakiwały radośnie na każdej nierówności, także przypominaliśmy rozwrzeszczany rollercoaster zasuwający po asfalcie. Młody śmiał się i krzyczał całą drogę, ja z lekkim przerażeniem w oczach trzymałem go na zakrętach.
W ten niebanalny sposób dotarliśmy w pobliże słynnej plaży. Po krótkim spacerku weszliśmy na Róg. No i cóż. Plaża jak plaża, fakt - oryginalna kształtem. Ale żwirek taki jak wszędzie, jakieś budy z lodami i masa ludzi, w porównaniu z naszym Igrane. Poza tym zero cienia, nie ma się gdzie schować. Dla mnie atrakcja mocno przereklamowana. Do zbiórki na statku 3 godziny... Jak żyć, panie premierze ?
Szybka decyzja, zostawiam plażującą rodzinkę a sam wracam z buta do miasta. Czasu powinno wystarczyć. Może zobaczę po drodze coś ciekawego. Z wizją długiego, nudnego marszu wzdłuż asfaltowej drogi, ruszyłem w stronę Bol. Gdy tylko opuściłem słynną łachę żwiru, okazało się że droga nie wiedzie wcale wzdłuż asfaltówki którą się tu dostaliśmy, tylko piękną, wyłożoną granitem promenadą, poprowadzoną nad brzegiem morza. Wiekowe sosny rzucały przyjemny cień a z coraz wyższego klifu rozpościerał się wspaniały widok.
Gładka jak stół, "męcząca" droga do miasta. Tylko rolek na nogach brakowało.
Woda kusiła ale trzeba było iść dalej.
Jeszcze raz okazało się, że czasem droga jest bardziej wartościowa od celu podróży.
Złoty Róg coraz bardziej się oddalał.
A Bol był już tuż, tuż.
cdn...