Jak wcześniej napisałam w planie na popołudnie Wąwóz Vintgar.
Jednak nasze plany uległy nieoczekiwanie zmianie,gdy wróciliśmy do samochodu okazało się, iż nasze koło coś jakby się wypompowało.
Konsylium wstępnie zwołane nad denatem orzekło,iż raczej nic w oponę nam się nie wbiło,tylko taka jakby przetarta na boku.Oglądamy kolejne koła te mają powietrze ,ale też jakieś boki poprzecierane .Nie wróżyło to nic dobrego.
Mąż od razu wygłosił mowę ,że miałam kupić opony ,bo te już kiepsko wyglądały i mówi mi to od jakiegoś czasu ,ale wiadomo myślę jak kobieta " zaraz zima i za miesiąc wymienie je na zimowe ,a na wiosnę kupi się nowe letnie -jeszcze wytrzymają " Widać było ,że w tej kwestii się mocno myliłam,a klepaczka w Czechach,obciążenie no i 1000 km jeszcze je dobiła.
Decyzja zapadła wiadomo zmiana koła,no i może poszukamy jakiegoś wulkanizatora.Łatwo było powiedzieć ,gorzej wykonać.
GPS zlokalizował kilka punktów napraw samochodów w Bledzie , więc wyruszyliśmy na poszukiwania .Po odwiedzeniu kilku lokalizacji stwierdziliśmy ,że chyba czegoś tak banalnego jak wulkanizacja tu nie znajdziemy sami mechanicy,elektrycy,lakiernicy.I nikt nie jest w stanie wskazać nam naszego celu.Decyzja ponowna wracamy na kemping,a tam w necie na spokojnie poszukamy.
Z Bledu na kemping jest 4 km ,jadąc przez Lesce zobaczyliśmy tabliczkę z naprawą aut.Skręcamy ale znowu pudło,wycofujemy auto spoglądamy w prawo a tam w jakiś barakach jest piękny stos rozwalonych opon -bingo to jest to.
Uradowani faktem znalezienia obiektu pożądania,udajemy się do gościa.Mąż tłumaczy po angielsku o co nam chodzi ,ze chcemy zobaczyć czy da się naprawić,a gościu macha rękami i karze czekać.Wydzwania po jakiś znajomych
po 10 minutach trafia na kolegę ,który mówi po angielsku.Przez telefon znowu tłumaczymy co się stało...itd.
grunt,ze gościu bierze się do pracy i sprawdza oponę,oczywiście opona do wyrzucenia ,bo poszła osnowa...znowu telefon do kolegi aby tłumaczył ,że on oponę tego rozmiaru by miał tylko kwestia ustalenia ceny.Dogadujemy się i za 40E nabywamy 2 letnią oponę marki Pirelli.
Ale interes..."i teraz się módl żeby następne się nie rozleciały" kwituje mąż.
Wracamy na kemping w humorach raczej kiepskich,bo już miałam zapowiedź ,że po żadnych górach jeździć nie będziemy,Wenecję tez muszę sobie odpóścić ,a i do Chorwacji dowiezie mnie tylko na kemping i się nie ruszy.
Nie ma to jak rozłościć męża... dzieci siedzą cicho.
Kurcze pierwszy dzień, a z moich planów nic nie wypali?!