Zazwyczaj decyzja o wyjeździe do Chorwacji zapadała w ostatniej chwili, tym razem miało być inaczej... a wyszło jak zwykle
Po pierwsze autko - nasze kochane, niezawodne autko, które przemierzyło z nami tyle tyś. km chorwackich dróg zaczęło dawać oznaki zmęczenia i Głowa Rodziny stwierdziła, że pojechać nim możemy co najwyżej do mechanika
Termin wyjazdu zbliżał się wielkimi krokami, a my dalej z nosem w ogłoszeniach. Praktycznie w ostatniej chwili - bingo, tylko trzeba jeszcze ocenić w realu. Wypad do naszych zachodnich sąsiadów i w końcu godny następca stoi w garażu... na zimowych oponach...? Zamiast więc skupić się na wertowaniu cro.pl siedzę na portalach ze słowem "opony" w nazwie (stając się prawie ekspertem w tej dziedzinie
Cieszyłam się, że to koniec motoryzacyjnych dylematów, aż tu w tej samej chwili pojawiają się wątpliwości u naszego kierowcy- auto niesprawdzone...nafaszerowane elektroniką... nie wiadomo jak daleko nim zajedziemy...
Klamka jednak zapadła
Zaplanowaliśmy tylko pierwszy dzień - dojazd
Zakupy, niańka dla psiaków (w tym roku zostają w domu) i inne sprawy związane z wyjazdem załatwiamy już szybko.
Wyjazd z samego rana 23.08 - godz. 4:15. Jedziemy pierwszy raz w dzień, pierwszy raz przez Bośnie, zaopatrzeni we wszelkie możliwe ubezpieczenia AC, OC, NW, holowanie, hotele itp


.png)








.png)

.png)
.png)
