Resztę niedzieli postanowiliśmy spędzić w błogim lenistwie, wzmocionym łyczkami tego, co nam zostawili gospodarze. Zabraliśmy więc ze sobą winko i nasze niezniszczalne czasze, a także cały majdan do wodnego wypoczynku. No i ruszyliśmy na plażę

.

Plaża przy campingu to tak naprawdę fragment betonowej promenady spacerowej do sąsiedniej zatoczki Drage. Mało kto jednak tamtędy przechodził, więc mieliśmy ten kawalatek brzegu tylko dla siebie

.

Beton

nie jest wprawdzie wymarzonym miejscem do plażowania, ale w połączeniu z absolutnym brakiem innych plażowiczów, sprawdzał się doskonale

.
Do morza schodziło się kamiennymi schodkami, w wodzie było mnóstwo kamieni, żyjątek trochę też... Te ostatnie jednakże pozwoliły się oglądać głównie Grześkowi, gdyż całkiem do brzegu nie były skłonne przypływać

. Aparatu podwodnego nie mamy

, więc Grzesiek nie uwiecznił swojego bliskiego spotkania z ośmiornicą (szybka była i nie dała się pojmać) czy jakimiś rybami wielkości mało-patelnianej... Niektóre „zdobycze" dostarczał jeednak na brzeg, abym mogła się im przyglądnąć

, a potem znów oddać morzu

.










Woda była krystaliczna

, ale rześka aż za bardzo

. Przy moim braku umiejętności pływania, nie wytrzymywałam zbyt długiego moczenia, ale i tak dość często korzystałam z wodnej terapii.
Niż leczyłam jednak przede wszystkim widokami

i wsłuchiwaniem się w szum fal. Największe były w tych momentach, gdy do wioski przypływał prom pasażerski, a więc zbyt często się to nie zdarzało

.

Minusem naszej ulubionej plaży było to, że

bardzo szybko spowijał ją cień campingowych drzew. W połączeniu z zimną morską wodą, nie dawałało to odpowiedniego dla wakacji komfortu...
Tak więc, jeśli nie realizowaliśmy po południu innego planu na wypoczynek, to

przenosiliśmy się na główną plażę z widokiem na port.

Też

betonową, ale słońce świeciło tam do późnego popołudnia

, a woda w zatoce była o wiele cieplejsza, niż od strony otwartego morza. Od portu było na tyle daleko, że na stopień czystości wody nie można było narzekać.
Sami oczywiście nigdy tu nie byliśmy, ale o tłumie

też nie było mówić. Tamtej niedzieli było chyba najludniej...



