
W lutym tego roku wpisałem się na forum...i z każdym kolejnym dniem przemierzałem Europę wzdłuż , wszerz i wzwyż
To nasze miejsce ..... spragnionego podróżnika...
Znane są mi już klimaty z nad morza Śródziemnego - stale mnie inspirują
do nowych podróży.....ale relacje alpejskie(i nie tylko)Wojtka,Kulki 53,
Mariusza i innych forumowiczów - pokazują w zarażający sposób piękno
i niezwykłość górskich wypraw...
Wypuścili w cyberprzestrzeń bardzo aktywnego wirusa o niekontrolowanym rozwoju.....
Na Alpy przyjdzie czas.....
Teraz cała Europa zasypana jest śniegiem,temperatury dołują na wszelkie sposoby......a mnie wypadł wyjazd biznesowy do Zakopanego.
Nie przepuszczę takiej okazji.....organizuję spotkanie tak,aby odbyło się wieczorem.....
.....za dnia spróbuję wejść w tych warunkach na Sarnią Skałę.
W minutę zarażam pomysłem młodego.....
Wyruszamy.
Idziemy Doliną Strążyską - do polany wiedzie nas odśnieżona ścieżka,mijamy ze cztery osoby - potem już jesteśmy sami.
W górach jeszcze nigdy tego nie zaznałem......w momencie wpadłem w nastrój nieokiełzanej euforii......w pewnej chwili poczułem się jakbym przekroczył wrota czasu......
CICHO.....SZA.....nie psujemy tego.....
Królowa Zima przybyła okryć Śpiącego Rycerza.....świta rozsiadła się licznie dookoła......zawładnęli Tatrami.....zawładnęli naszymi zmysłami...







Ponad szczytami zawisło szaro-ołowiane niebo.....strachu nie wzbudza...
a jego surowy wygląd dodaje smaku...
Wąska nitka wije się w głębokim puchu - wygląda że ktoś dzień lub dwa temu próbował tego samego co my.....z tym że zapewne przegrał z mrozem.....dziś nie jest żle.
Co jakiś czas ,delikatny wiatr lekko porusza udręczonymi od ciężaru ramionami drzew, które zrzucają przezroczystą - kryształową mgiełkę.....
Mrozi nam twarze...ale nie na tyle żeby się nie uśmiechnąć...
Niech ten czas trwa...niech się nie kończy...


Podchodzimy już pod Sarnią ......trzymetrowej wysokości kosówka
zniknęła pod tonami śniegu,a wydeptana na jedną parę nóg ścieżka kończy się pod skałą - jeden fałszywy krok i....dupa nie blada,a mokra...
Zostawiam syna w tym miejscu i obchodzę dookoła chwytając się szorstkiej ściany...podejmuję próbę wejścia.....łatwo nie jest...ale znośnie...
Kilka razy zapadam się po pośladki...już wiem że nie wrócę suchą stopą...
i nie tylko...
Z góry wołam młodego,i mówię żeby się nie śpieszył i wkładał nogi w moje
głębokie odciski...








Na szczycie dawno nikogo nie było...nieskalana biel potworzyła wydmy....
pomimo tego że byłem tu w każdym zakamarku - teraz przycupnęliśmy w najbliższym bezpiecznym miejscu...





CZAS SIĘ ZATRZYMAŁ.......słowa są zbędne.....zresztą w tych okolicznościach mi ich brak.....
Natomiast emocje rozpierają...
Czuję się jak postać z gawędy o człowieku który sięgnął duchowej doskonałości pojednany z potęgą natury...
Pomimo tego że spoglądam z wysoka na szczyty......wszechobecny śnieg
i niskie niebo sprawiają miłe klaustrofobiczne uczucie...


Dreszcz emocji potęguje świadomość odosobnienia...wiemy że najbliższe istoty ludzkie są gdzieś w karczmach na dole......daleko....
Nie chce się wracać,ale niewidzialny wiaterek atakuje nas mrożnym powietrzem...przypominając że dzień niebawem się skończy...
Gdy schodzimy pokazuje się coraz więcej błękitu....znak od niebios....
ktoś nad nami czuwa...






CDN