Pożegnalny widoczek z tarasu
... i jedziemy.
Droga powrotna, jak i całe wakacje, bez sensacji.
Nudna, prosta, bez przygód.
Może jedynie to, coby pod "Fajna fura" można było podłączyć
Może i fajna, tylko ... kiepska :/
To już wolę swoim. Bez lawety
Już bardziej ciekawy był facet na tym skuterku
Niech was nie zwiedzie to, że mu zdjęcie z tyłu zrobiliśmy.
Czasami on był z przodu, czasami my, ale częściej on i to przez dość długi odcinek węgierskiej autostrady.
W sumie niby nic specjalnego, tyle, że jadąc z przepisową jak na Węgry prędkością, miałem kłopot z dopędzaniem tego skuterka, natomiast temperatura nie pozwalała nam na otworzenie okien, a co dopiero wystawianie przez nie rąk w krótkim rękawku.
Może to tłumaczy fakt, że jechał mocno skulony.
Skulony, ale szybko
Oekotel. Miejsca zarezerwowaliśmy wcześniej, telefonicznie.
Dość szybko dojechaliśmy, więc musieliśmy coś ze sobą zrobić, bo tam nie przyjmują gości za wcześnie.
Zdaje się, że kazali nam czekać do14 czy 15.
W dodatku łóżka się przestały małżonce podobać - za miękkie, czy za twarde. Następnym razem nocujemy w Etapie. Fajny hotelik - niedaleko, za to bardziej wśród zieleni usadowiony.
Ceny identyczne.
No i jeszcze ta polska para, która, widząc, że się rozpakowujemy, że z klamotami pakujemy się do zamkniętego hotelu ...
Zamiast, mijając nas, w drodze spod zamkniętych drzwi, powiedzieć, że nie ma co wypakowywać i taszczyć wszystkiego w te i nazad ...
Oszczędziliby nam sporo roboty i miło by było.
Chyba kiepsko znali Budapeszt, bo zostali pod hotelem. W samochodzie.
Jakoś nie miałem ochoty integrować się i ciągnąć ich ze sobą :/
Poprzednie popołudnie w Budapeszcie nie wypaliło, bo i późno było i pogoda byle jaka.
Teraz mieliśmy trochę więcej czasu, więc zaproponowałem szybkie zwiedzanie.
Nie takie, jak z dzieciakiem, ale też, mz, atrakcyjne.
Przede wszystkim Cytadela.
Cytadela i panorama Budapesztu. Podobało się. Nie wchodziliśmy do samej twierdzy, ani do bunkra, który zwiedzałem w zeszłym roku, ale i tak sporo zobaczyliśmy.
Za pierwszym razem ominęliśmy ten punkt. Potem żałowałem, ale teraz miałem okazję uzupełnić te braki.
Dojazd na Górę Gellerta, wbrew pozorom, jest dość prosty i możliwy z różnych kierunków.
Jedynie co, to nie ma co liczyć na miejsce parkingowe na samej górze.
Większość zajmują autokary, reszta, dość szczelnie, wypełniona jest samochodami osobowymi.
Lepiej zaparkować ciut niżej. W zatoczce koło sklepiku (znajdziecie bez problemu) lub na pierwszym lepszym miejscu w okolicy.
Droga pod górę nie jest trudna, za to sympatyczna. Wśród zieleni, krzewów, kwiatów.
Jest jeszcze jeden aspekt takiego spaceru: góra Gellerta charakteryzuje się zmienna roślinnością - od południa śródziemnomorska, od północy skandynawską.
W dodatku warto przejść się po zboczach, pooglądać rzeźby, podejść pod pomnik Gellerta i wodospad którym, podobno, zrzucono go w beczce.
Wodospad widziałem, część roślinności też, ale większą ilość rzeźb i atrakcji góry zobaczycie w relacji Maslinki.
Zdaje się, że ominęła tylko bunkier i Cytadelę, ale te możecie obejrzeć w poprzedniej Śródziemnomorskiej.
cdn.