Rower--od zawsze, od 3 roku życia jeżdżę na rowerze, raz więcej, raz mniej.
Już w szkole podstawowej wakacje spędzałem na rowerze, jadąc np z okolic Kołobrzegu do Warszawy. Później, w liceum zjechałem praktycznie całą Polskę rowerem, najmilej wspomina podróż po Bieszczadach i trasę do Wa-wy.
Rower, na którym wtedy jeździłem, to rower mojego taty, z 1938 r na drewnianych obręczach, wyprodukowany przez PWU Łucznik. Rower w tamtych czasach był jeszcze całkowicie oryginalny, nawet opony, balonowe, były z lat wojennych.
Na obozach nocowaliśmy głównie w stodołach, spanko na sianie, wśród myszy.
Już w 1982 r przywiozłem pierwszy bagażnik (z RFN - wtedy) dachowy do wożenia rowerów, kołami do góry. Zawsze wszędzie zabierałem rower ze sobą, wszelkie urlopy czy wyjazdy weekendowe.
Teraz, prawie za każdym razem, jadąc do Cro mam rowery ze sobą. To prawie zależy głównie od tego, w jaki rejon jadę. Już nie te lata, nie ta kondycja, góry i upał to nie dla mnie połączenie.
Po różnych doświadczeniach rowery wożę na bagażniku zamontowanym na haku holowniczym.
Wyrosłem już z roweru typu góral, wyścigówka też nie dla mnie, mam spokojny, ale niezły rower z ramą wygodną do wsiadania/wysiadania

. Używam go w każdej wolnej chwili, w tym roku planuję dojeżdżać na nim do pracy.
Uwielbiam jazdy rowerowe po Mazurach, kąpiąc się w napotkanych jeziorach. Zabieram rower na wyjazdy wiosenne/jesienne nad Bałtyk.
Mieszkam przy lesie, więc codzienne jazdy są na porządku dziennym.