Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

"Raport z oblężonego miasta" - relacja z Cro.

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
aquavitae
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 406
Dołączył(a): 21.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) aquavitae » 14.08.2005 21:46

Volumen
Podłoże historyczne - jak najbardziej, ale i ekonomiczne również, czyli chorwackie pieniądze z turystyki i słoweńskie - większość przemysłu byłej Jugosławii i praktycznie cała bankowość skupiona na terenie 2 milionowej republiki. Porównania z Polską to chocby autostrady w cro. Jeśli zaś chodzi o marki naszej nie ma tam żadnej, zaś ichnie nie tylko u nas to choćby Pliva, Podravka, Gorenje, Lek, Krk i tak można by długo... A podobno to klan Tudjmanów sporo nakradł, daj nam takich złodziei :)
Przemek
JoeF
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1053
Dołączył(a): 29.06.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) JoeF » 14.08.2005 22:24

... ... ... ... ... ...
Ostatnio edytowano 15.08.2005 16:51 przez JoeF, łącznie edytowano 1 raz
platon
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3540
Dołączył(a): 03.08.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) platon » 14.08.2005 23:26

Dlaczego woda w Żuljanie śmierdzi i z kranów płynie słona woda? :roll:
Ostatnio edytowano 15.08.2005 15:44 przez platon, łącznie edytowano 2 razy
platon
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3540
Dołączył(a): 03.08.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) platon » 14.08.2005 23:37

Mając tak zaopatrzoną lodówkę i tak wielki ponton mogłeś spokojnie na to Lastovo 2 dni wiosłować. :wink:
Ostatnio edytowano 15.08.2005 15:45 przez platon, łącznie edytowano 1 raz
JoeF
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1053
Dołączył(a): 29.06.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) JoeF » 15.08.2005 11:12

... ... ... ... ... ... ...

Pozdrawiam
Józek


P.S. Lodówka nie chce mi na razie działać na pontonie, chociaż wtyczkę dokładnie zanurzałem w słonej wodzie... muszę złożyć reklamację u producenta.
Ostatnio edytowano 15.08.2005 16:50 przez JoeF, łącznie edytowano 1 raz
platon
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3540
Dołączył(a): 03.08.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) platon » 15.08.2005 15:39

......
Ostatnio edytowano 16.08.2005 13:13 przez platon, łącznie edytowano 1 raz
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 15.08.2005 20:11

IŻYK napisał(a):Właśnie wróciliśmy tzn w piątek lecz dopiero dziś w spokoju przeglądam zdjęcia, czytam posty i cóż Volumen i JoeF ( pozdrowienia dla wszystkich :lol: ) napisali i sfotografowali wszystko co jest w Żulianie.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku tłumy zawiatają do tego raju, a pozostałe rejony będą dziwicze.

Wrócilismy wczoraj...co do fotek, to oczywiście Vol i Joe są b. skromni...ale te super zdjęcia robi głowa...nie "sprzęt"...i to cała tajemnica.....
Pozdrowienia dla tegorocznych wakacjowiczów z Żuljany :lol: :lol: :lol:
volumen
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2224
Dołączył(a): 21.05.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) volumen » 15.08.2005 20:56

Pozdrowienia Slapol 8)
JoeF
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1053
Dołączył(a): 29.06.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) JoeF » 16.08.2005 16:24

O łowieniu ryb - dzień pierwszy

Gdy niedługo przed wyjazdem zdecydowałem sie na zakup pontonu i okazało się, że w jego wyposażeniu są dwa specjalne uchwyty do umocowania wędki, wyobraziłem sobie, jak byłoby wspaniale pokręcić się trochę po morzu i od czasu do czasu wyciągnąć jakąś smaczną rybkę na grilla...

Od tego czasu zaczęło się...
- zdobywanie wiedzy, czyli przeczytałem wszystko z archiwum co zawierało słowa "wędka", "wędkowanie", "łowienie", "grunt", "spławik", "przynęta", "ryba" i "riba" jak mawia Leon :wink: ,
- zakup sprzętu (z Allegro jakiś gotowy zestaw wszystkiego za około 100zł plus parę drobiazgów ze sklepu wędkarskiego)
- podpytywałem nawet mailami męża Petris jak wyglądają ryby, z którymi kontakt może być bardzo bolesny (kolce jadowe),
- przeczytałem dwukrotnie "Encyklopedię Wędkarstwa" przesłaną mi pocztą (jeszcze raz dziękuję i na pewno ją zwrócę przy najbliższej okazji)
- gdy okazało się, w wyniku wielu zbiegów okoliczności, że w tym samym miejscu i czasie będziemy w Żuljanie razem z Volumenem jednym z obowiązkowych punktów naszego pobytu miało być poławianie ryb :wink:

Po kilku dniach rozpoznawania łowisk... czyli pływaniu w okularach i obserwowaniu ukształtowania dna i występowania ryb i ich rozmiarów zapadła decyzja. Wstajemy wcześnie rano, zabieramy ze sobą sprzęt wędkarski i przynętę - specjalną kukurydzę o aromacie (chyba) anyżkowym, bo to miał być pewniak na chorwackie ryby. Jako pierwsze miejsce połowu wytypowałem plażę oznaczoną w tym raporcie numerem dwa, ze względu na łagodnie opadające dno bez ostrych skał i w niewielkiej odległości występujące trawy (żerowanie większych ryb), a dno miało pozwalać na zastosowanie metody gruntowej, bo przecież tak "złowi się wszystko co na drzewo nie ucieka"
Wstaliśmy około 5:45 aby punktualnie o umówionej godzinie 6:00 wyruszyć na łowy...
Wszystko byłoby w porządku ale jakimś cudem o naszych planach dowiedzieli się miejscowi. Dochodząc do "naszego" przyszłego łowiska zauważyliśmy już trzy łodzie rybaków bezczelnie odławiających nasze ryby... szło im mniej więcej z prędkością około jedna rybka na pięć minut, patroszyli na bieżąco, wyrzucając odpadki do wody, co zapewne powodowało, że ryby z całej zatoki ustawiały się w kolejce przy ich łodziach. Pozostałe dwie łodzie pływały po zatoce a rybacy opróżniali podwodne pułapki (pewnie ten croforumowicz, co kradł te ryby i chwalił się tym publicznie, akurat był na wczasach w innym turnusie :evil: )
Nie daliśmy nic po sobie poznać i twardo zajęliśmy stanowiska na brzegu...
Ja właściwie to podpatrywałem, jak montuje się zestaw do łowienia gruntowego, bo nigdy w życiu nie łowiłem a Robert to już z niejednego stawu łowił (może tutaj dopisze czy więcej niż z trzech :wink: ) w każdym razie był moim autorytetem i guru w tej dziedzinie... Co to było za przeżycie, pierwszy raz zarzucona przynęta... żyłka nie poplątała się lecz poszła w daleką przestrzeń... musiałem uważać, żeby nie trafić w łowiących na łodziach rybaków. Zaczęło się delikatne przeciąganie ciężarka i przynęty po dnie... kręcę kołowrotkiem powoli, potem szybciej i szybciej... dziwię się, że tak daleko udało mi się wyrzucić zestaw... po kilku minutach kręcenia kołowrotkiem Robert stwierdził, że musiałem dorzucić do drugiego brzegu morza... ale niestety po sprawdzeniu okazało się, że mój nigdy nie używany kołowrotek miał zbyt słabe napięcie i kręcił szpulą bez zwijania żyłki... po zwinięciu żyłka była tak poskręcana, że musiałem odciąć jej pierwszy odcinek :(
Kolejne zarzucenia i brania były prawie w porządku... piszę "prawie", bo niestety nie było brań... albo faktycznie ci Chorwaci zaczarowali nam ryby albo nie smakowała im nasza kukurydza... Niezrażeni tym postanowiliśmy zaskoczyć nasze przyszłe zdobycze zmianą metody połowu - przy pomocy spławików. Przezbroiliśmy błyskawicznie nasze wędki, no prawie błyskawicznie bo mnie zajęło to pewnie około 15 minut gdyż musiałem podpatrzyć u fachowca co w jakiej kolejności i odległościach powinno być przywiązane... Z nowymi siłami zaczęliśmy walczyć z niewidocznym wrogiem... starając się zarzucić jak najdalej nasze spławiki... i nie zahaczyć żyłki o zwisające nad plażą gałęzie pinii.
Teraz mogliśmy zaobserwować to, że rybki nie są jakoś zainteresowane przynętą, bo za każdym razem kukurydza wracała nienaruszona (poprzednio zostawała zapewne pomiędzy kamieniami i w trawie na dnie)
Po około dwóch godzinach podjęliśmy decyzję o wycofaniu się na z góry upatrzone pozycje przy namiotach, bo byliśmy już nieco głodni i trzeba było pomyśleć o śniadaniu. Oczywiście to nie było poddanie się, tylko zbieranie doświadczeń, a w końcu umówiliśmy się na następny połów...

Pozdrawiam
Józek

P.S. Może Robert pamięta jeszcze co działo się na kolejnym połowie wytypowanym dla zmylenia rybaków w zupełnie innej części zatoki...
Być może zachowały się jeszcze u niego jakieś dowody pozyskanych zdobyczy...
Ostatnio edytowano 16.08.2005 16:26 przez JoeF, łącznie edytowano 1 raz
mama_Kapiszonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2042
Dołączył(a): 30.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) mama_Kapiszonka » 16.08.2005 16:26

Mija dzień za dniem od naszego powrotu z Cro, a ja coraz chętniej oglądam wszelki możliwe fotki i czytam relacje. Tym bardziej takie jak Wasze Volumenie i JoeF'ie. Dzięki wielkie.
I może to nie zabrzmi najlepiej, ale nie mam zamiaru doszukiwać się wątków historycznych młodszych niż 100 lat w pięknie Cro. Dlatego ominę Mostar i jemu podobne miejsca. Czuję ogromny żal z powodu wszelkich ofiar, które zginęły przez wojny. Dla mnie jednak wakacje to czas na radość, piękno, miłość, cudne zachody słońca i lampkę wina.
Bolesną historię odkładam na inną półkę. Za mocno zapadają mi w serce takie widoki.
I'll not forget... ale nie chcę tego osobiście oglądać... Jeśli śmierć to tylko w wersji Hierapolis.
Taka już jestem. Miękka baba i tyle!

No i mam nadzieję, że na 6 stronie nie skończą się Wasze relacje?!?!?! ;-)
Pzdr z zachmurzonej krainy latających scyzoryków
Aneta
mama_Kapiszonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2042
Dołączył(a): 30.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) mama_Kapiszonka » 16.08.2005 16:32

Józek,
mój teść jest zapalonym wędkarzem. Zabrał do Cro 4 wędki, 4 skrzynki akcesoriów, 2 litrowe słoiki robali, kilka małych puszek kukurydzy. W ciagu pierwszego tygodni co rano (4 rano ;-) ) wstawał i szedł "łowić". Przed południem zmieniał zestw i znowu szedł. Podobnie wieczorem.
Efekt: 2 dzienw smoki morskie i 1 jadalna ryba (taka sama była w lodówce konoby). Po tygodniu zapał zmalał do 1 połowu dziennie. A po kolejnych 3 dniach zaczął czytać przewodnik po Cro. O rybach jakoś zapomniał ;-)
Dobił go na maxa pewien dziadziuś, który co dzień zastawiał kosz pełen suchego chleba. I co dzień wyławiał spory łup: kilkanaście ryb i małże.
Tak wiec chłopcy zrobili proste zwijki i lowili malutkie rybki na molo w centrum miasteczka (oczywiście od razu je puszczali).
Za to teraz teśc rekompensuje porażki: mniam.... ostatnio był "sandał" 5,5 kg!
Aneta
PS. Kukurydza wylądowała w sałatce i przynajmniej był z niej pozytek
JoeF
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1053
Dołączył(a): 29.06.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) JoeF » 16.08.2005 18:07

mama_Kapiszonka napisał(a):Dobił go na maxa pewien dziadziuś, który co dzień zastawiał kosz pełen suchego chleba. I co dzień wyławiał spory łup: kilkanaście ryb i małże.

My też obserwowalismy u "konkurencji" jak szybko im szło łowienie z łodzi trzymając żyłkę pomiędzy palcami i co kilkanaście minut wyciągali niewielkie ryby zwijając żyłkę na dno łodzi... bez takich wynalazków jak kołowrotki. W każdej łodzi były po dwie lub trzy osoby...
Kiedyś siedząc sobie w cieniu na skałach (na prawo nudyści, na lewo nudyści... więc jak zwykle nic nie było ciekawego do oglądania) obserwowałem przez pół godziny innego rybaka, który posługiwał się łodzią z silnikiem. Pływał niby bez żadnego celu a co jakiś czas wykonywał szybkie ruchy rękami i zaraz potem zwijał (znów rękami na dno łodzi) żyłkę a na haczyku prawie zawsze wisiała ryba... to chyba miał być chorwacki odpowiednik metody spiningowej :wink: tylko zastanawiałem się, czy spalone paliwo zrekompensowało się wartością połowu... pewnie tak albo wyjątkowo, był to ktoś, kto łowił tylko "dla sportu"...

To, że nic nie złowiłem to uratowało mi przynajmniej mój wizerunek w oczach starszej córki, która już w momencie zakupu wędki przezwała mnie "zbrodnicielem" a tak to nadal mogę uchodzić za osobnika, który nie skrzywdziłby muchy... bo chyba tak jest, chociaż zabiłem w Cro dwa komary, które były tak głupie, że usiadły na mojej owłosionej ręce (system wczesnego ostrzegania)... co musiało się dla nich tak kiepsko skończyć.

Józek
volumen
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2224
Dołączył(a): 21.05.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) volumen » 16.08.2005 21:11

Właściwie od momentu wyjścia na ryby czułem nieznośny ciężar przywództwa. Miałem być guru dla faceta, który po brzegi naładowany był testosteronem wiedzy, a ja nawet książki zapomniałem. Na szczęście akcesoria wędkarskie miałem zapakowane w bardzo profesjonalnej walizeczce... No i jeszcze te podpórki pod wędkę, podbierak i siatka na ryby... Wypisz, wymaluj: prezes na rybach. Na całe szczęście nie mogło być mowy o jakimkolwiek autorytecie. Raźno ruszyliśmy w drogę...
Po przybyciu na miejsce staram się jak najbardziej nonszalancko rozłożyć wędkę... Kiedy Józek nie patrzy szybko odcinam żyłkę... haczyk z palca wyjmę później...
Odchodze kawałek od Józka, by nie widział moich węzłów na przyponie... Boże, jakie to szczęście, że nie dałem się namowić żonie, by haczyki przywiązać na kokardkę. Ależ byłaby kompromitacja... Robię zamach i... zapomniałem założyć przynętę. Uff... Józek nic nie widział. Na początek rzucam na grunt. To bezpieczniesza metoda, bo mam czas na dyskretne zapoznanie się ze spławikiem, by później móc go prawidłowo rozpoznać na wodzie. Józek w tym czasie przerzucił morze. W końcu kawał chłopa z niego...
Czuję, że Józek czeka na coś spektakularnego. Decyduję się na zmianę na zestaw spławikowy. Troszkę przeszkadza mi wbity do palca haczyk, ale w sumie mieszczę się w całkiem rozsądnym czasie. Mam nadzieję, że Józek jest pod wrażeniem.
Po, mniej więcej, godzinnych próbach złapania ryby na kukurydzę, kiedy oczy zaczęły łzawić ze zmęczenia, decydujemy się zmienić przynętę. Stary, sprawdzony chleb. Z szerokiej gamy chorwackiego kruha wybieramy białe pieczywo, tzw. "puchate", mając nadzieję, że potencjalni goście naszych patelni preferują kuchnię francuską.
To był strzał w dziesiątkę. Niebawem mam "branie". Niestety, tym razem ryba była sprytniejsza; zjadła, co miała zjeść i uciekła. Ale jest dobrze. Zakładam kolejną porcję, pieczołowicie wykonanej, chlebowej kuleczki. Zamach... spławik z miękkim chlupotem ląduje w wodzie jakieś 15,75 metra ode mnie. Wypatruję antenki, która co jakiś czas zlewa się z lekkimi falami. Nagle... Spławik znika pod wodą, szczytówka wędki zauważalnie wygina się w dół... Natychmiast zacinam, niezbyt silno, acz zdecydowanie. Opór nie słabnie, szczytówka wciąż wygięta... Wędka drży... Nie, to ja drżę pobudzony przez nagły zastrzyk adrenaliny... Ryba walczy, już wiem, że tanio nie sprzeda swej skóry... Na skroniach pojawiają się pierwsze kropelki potu... Oczywiście na moich skroniach... Obok leży podbierak, ale boję się po niego schylić... Boję się, że ta chwila nieuwagi może mnie kosztować utratę ryby... Józek jest zbyt daleko, by zdążył dobiec... Muszę sobie radzić sam. Przeżywam kryzys... Nagle czuję, że opór słabnie... Żyłka, choć wciąż napięta, nie jest już tak mocno szarpana, kołowrotek idzie jakby lżej. Przeciwnik traci siły... Jeszcze cztery metry... dwa... pół metra... Już jest na brzegu... Chyba... Szukam jej wśród przybrzeżnych kamieni... Jest! Delikatnie biorę rybkę do ręki. Jest szorstka w dotyku, waży jakieś... 10 dekagramów. Dopisuję ją do listy moich trofeów... znaczy do dwu i pół kilowego amura, złapanego rok temu. Cóż... średnia wychodzi całkiem niezła: 1,30 kg.
Ze zrozumiałych względów postanawiam wypuścić rybke do morza. Odwracam się więc tyłem i, profilaktycznie, wypowiadając trzy życzenia wrzucam ją do wody przez lewe ramię.
Emocje powoli opadają, będzie co opowiadać synowi w długie, zimowe wieczory... Ostatecznie walczyła całkiem dzielnie...
Obrazek
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 16.08.2005 21:35

Volumen - sądząc po zdjęciu haczyk z palca już wyjąłeś-bez znieczulenia?
Piszcie dalej -jesteście the best :D
volumen
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2224
Dołączył(a): 21.05.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) volumen » 16.08.2005 21:38

mama_Kapiszonka napisał(a):Mija dzień za dniem od naszego powrotu z Cro, a ja coraz chętniej oglądam wszelki możliwe fotki i czytam relacje. Tym bardziej takie jak Wasze Volumenie i JoeF'ie. Dzięki wielkie.
I może to nie zabrzmi najlepiej, ale nie mam zamiaru doszukiwać się wątków historycznych młodszych niż 100 lat w pięknie Cro. Dlatego ominę Mostar i jemu podobne miejsca. Czuję ogromny żal z powodu wszelkich ofiar, które zginęły przez wojny. Dla mnie jednak wakacje to czas na radość, piękno, miłość, cudne zachody słońca i lampkę wina.
Bolesną historię odkładam na inną półkę. Za mocno zapadają mi w serce takie widoki.
I'll not forget... ale nie chcę tego osobiście oglądać... Jeśli śmierć to tylko w wersji Hierapolis.
Taka już jestem. Miękka baba i tyle!

No i mam nadzieję, że na 6 stronie nie skończą się Wasze relacje?!?!?! ;-)
Pzdr z zachmurzonej krainy latających scyzoryków
Aneta

Anetko... A ja jednak polecałbym Mostar. Bo poza widocznymi i bolesnymi śladami wojny, Mostar to kilka wieków historii, wspaniałej historii przyprawionej Orientem. Mój opis miasta ukazuje jedną stronę medalu, zachęcam do poznania tej drugiej, z pewnością nie tak ponurej.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
"Raport z oblężonego miasta" - relacja z Cro. - strona 6
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone