empire13 napisał(a):Ale sporo tu userów pamiętających edukację w PRL.
empire13 napisał(a):krutom napisał(a):........
Chyba nie zrozumiałeś.
No to napiszę inaczej. W tamtych czasach mówiło się o takich osobach "głupki" (w najlepszym razie).
robertms napisał(a): (...)
Miał zaświadczenie z poradni m.in. o dysgrafii i dysleksji. Do tego był zdolny z przedmiotów ścisłych, matmę i fizykę chłonął bez problemu.
robertms napisał(a):#Bravik, jest jeszcze coś takiego, jak percepcja. U każdego inna zapewne...
Co do zaświadczenia, to jasne, nie mogło być inaczej. 1-2 zajęcia na tydzień w poradni nie mogły zastąpić szkoły, ale w tym systemie nie chodziło o "naprawienie" gościa, ale danie mu szansy w dalszej edukacji w tym, w czym jest lepszy. Są jeszcze inne odcienie szarości, aniżeli biel i czerń...
Bravik napisał(a):robertms napisał(a): (...)
Miał zaświadczenie z poradni m.in. o dysgrafii i dysleksji. Do tego był zdolny z przedmiotów ścisłych, matmę i fizykę chłonął bez problemu.
Ile faktycznych dysfunkcji potwierdzały i dalej potwierdzają te zaświadczenia, tego nawet nie wiedzieli i nie wiedzą ci, którzy je wystawiali i wystawiają. Takie zaświadczenie to dla większości glejt zwalniający od jakiejkolwiek, nawet najdrobniejszej chęci pracy nad sobą. To tak jak ze zwolnieniami z zajęć wf-u wystawianymi dzieciom od najmłodszych lat. A potem w połączeniu z dietą z fast-foodów rośnie kalectwo, które aby zawiązać sznurówki w butach musi przysiąść.
Nie chcę, żeby zabrzmiało to moralizatorsko, ale w czasach w których zaczynałem edukację podstawą było czytelnictwo. Im więcej książek przeczytanych oczami, im więcej dyktand zrobionych na lekcji, tym mniej dysfunkcyjnych w tych zakresach. Podobnie jest z zanikającą coraz bardziej umiejętnością ładnego, ręcznego pisania. Pamiętam jak dziś utrwalające, wielokrotne przepisywanie wyrazów, w których zrobiło się błąd. Myślę, że dało to jakieś efekty.
fly napisał(a):...pismo odręczne odchodzi do lamusa
Mogę tylko potwierdzić. Jeśli dobrze pamiętam, to zaczęto nad nami "prace utrwalające" w V klasie podstawówki. Bywało, że weekend trzeba było zapełnić 16-kartkowy zeszyt. Co ciekawe, "karę" ponosiła solidarnie cała klasa.Bravik napisał(a):Pamiętam jak dziś utrwalające, wielokrotne przepisywanie wyrazów, w których zrobiło się błąd. Myślę, że dało to jakieś efekty.
Jak ktoś nie miał odpowiedniego "obrotu" książkami w szkolnej bibliotece, to narażał się na duże kłopoty z j.polskiego na koniec roku. A cwaniaczyć (wypożyczać ale nie czytać) się nie dało, bo bibliotekarka doraźnie przepytywała przy oddawaniu książek.Bravik napisał(a):podstawą było czytelnictwo