Re: Opowieść o pięciu Księżniczkach, Doktorze i Kapitanie.
Część czternasta – z dziennika jachtowego 31 sierpnia 2016 wyjście z Splitska 4:40-wejście do Tijat 19:40 (wspomina Doktor)Szum silnika budzi mnie od razu.
Płyniemy a ja jeszcze w koi?
Czemu tak ciemno w zejściówce?
Zrywam się na równe nogi, zakładam sweter i wypadam na pokład. Wychodzimy z portu.
Ciemno,
4 nad ranem, może sen przyjdzie…?
Jaki sen znowu, tyle się dzieje.
Zaraz po wyjściu z portu w zatoczce zaczyna nami miotać.
Wieje mocno.
Na morzu krótka ostra fala.
Miota nami strasznie.
Nie to żebym się bał, ale uważać trzeba i myśleć co się robi.
Razem z Kapitanem robimy porządek na pokładzie. Odbijacze i liny.
Kapitańska Baba za sterem założyła uprząż ratowniczą i wąsem wpięła się w bezpieczne miejsce.
Możliwość wypadnięcia za burtę jest naprawdę realna.
Tu nie ma miejsca na kozaczenie i zgrywanie co to nie ja.
Liny buchtuję klęcząc wewnątrz pokładu.
Też nie chciałbym znaleźć się w morzu w nocy.
Dopiero postawienie żagli uspokaja nieco sytuację.
I tak jest zabawa.
Na horyzoncie widać światła Splitu, Ave Cezar ! Ukłony dla dobrego Hadriana.
Żagle stoją ale trzeba się pilnować.
Nadal buja choć trochę mniej.
Nawet steruję w tym wietrze.
Jak wygląda żegluga na pełnym morzu, gdzie nie widać nic? Musze to jeszcze przeżyć.
Rozjaśnia się coraz bardziej i uspokaja.
Morze wygładza się.
Teraz można już zrobić i herbatę dla Kapitaństwa i kawę dla siebie.
A potem słońce wschodzi nad górami i siedzę skupiony za sterem.
Cisza, spokój i pełne odprężenie.
Nikt nie żegluje jeszcze (tylko my tacy wariaci).
Można mnie nawet zostawić samego na pokładzie.
Już mocno nie wieje i nie ma niebezpieczeństwa, że wpadnę na inny jacht.
Prawa drogi jeszcze nie przerabialiśmy.
Cisza i spokój a później i śniadanie i wesoła zabawa z żaglami, sekcja gimnastyczna, zimny cyc orzeźwia, komendy wydawane na melodię psalmu responsoryjnego.
No i delfiny.
Też są dzisiaj.
Całe stadko.
Kapitan i Kapitańska wyłapują znajomych z jachtklubu przez radio.
Wieczorem będzie impreza.
Przy okazji mamy szkolenie z obsługi radia i składni używanej przy komunikatach.
Scorpius, Scorpius, Scorpius (wywołanie).
Płyniemy do zatoczki gdzie jest zlot jachtów.
W sumie trzy załogi polskie.
Docieramy już w trakcie zachodu słońca.
Wzajemne prezentacje, poznawanie i zwiedzanie jachtów.
Wsiadam do pontonu i płyniemy w mrok.
Nie wiem gdzie.
Gubię się w czerni nocy, na szczęśnie nie ja steruję, więc mogę się nie przejmować.
Szczególnie ciekawy jest katamaran. Widzieliśmy takie dwa w marinie w Pirovac. Wzbudziły nasze zainteresowanie a nawet rozważania nad ewentualnym wynajęciem kiedyś takowych.
Ale bliższa znajomość rozczarowuje.
Owszem jest dużo miejsca, dwa pływaki na: kuchnie, kabiny, toalety. Obszerny salon na pomoście pomiędzy pływakami (na dobrą sprawę można zrobić nielichą dyskotekę na kilkanaście osób), i jeszcze z przodu siatka.
Sterówka u góry, tak ciekawie skonstruowana, że w zasadzie jedna osoba jest w stanie ogarnąć oba żagle i całe sterowanie.
Ale atmosfera żeglarska gdzieś taka nijaka taka. Nie ma lin w kokpicie, nie buja, na morzu nie pojedzie się w przechyle.
Słabo.
Ożywiamy naszych gospodarzy opowiedzeniem bajki i to z podziałem na głosy, gdzie partie królewny (jakiej to się dowiecie jak nas spotkacie) wykonuje jedna z Księżniczek.
Potem powrót na nasz jacht i zabawy ciąg dalszy.
Może nie do rana ale równie wesoło.