Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarnego!

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2013
Dołączył(a): 06.03.2010
W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarnego!

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 18.10.2021 19:47

Pora i na moje wpisy ;)

Wakacyjny urlop czas zacząć! Tradycyjnie kierunek południowy. Rok temu pojechaliśmy w drugiej połowie sierpnia, ponieważ naiwnie sądziłem, że miesiąc ten w czasie pandemii będzie luźniejszy, a było dokładnie odwrotnie: niektóre kraje już wtedy zaczęły się zamykać, trochę popsuło to nam plany. Tym razem postanowiłem dmuchać na zimne i ruszyliśmy w połowie lipca. Po czasie okazało się, że nie miało to większego znaczenia, lecz któż to mógł wiedzieć??

Skrót przez czeski Śląsk i potem przejazd przez Słowację, bez historii. Tradycyjnie w dniu wyjazdu pogoda jest średnia, nawet trochę padało. Mniej tradycyjnie - zamiast cisnąć autobaną aż do Bratysławy część drogi pokonałem bocznymi drogami, aby dotrzeć do Komarna. Tam jedyny postój na zakupy i przekraczamy Dunaj nowym mostem (według google.maps miał być zamknięty, ale normalnie szło z niego skorzystać).

Na Węgrzech witają mnie moje ukochane słoneczniki! Uważam, że lato bez tych roślin straciłoby znacznie ze swego uroku :).
Obrazek

Tankuję na pierwszej (Putinowskiej) stacji, gdzie mam krótkie zwarcie z jakąś starą Niemrą, której strasznie się spieszy. Zaraz potem wpadam na autostradę. Autópálya M1 jest jedną z najstarszych u Madziarów, pierwsze odcinki otwarto w latach 70. ubiegłego wieku. To widać i czuć: nawierzchnia pozostawia sporo do życzenia, a przede wszystkim posiada jedynie dwa pasy, co przy ogromnym ruchu od strony Austrii powoduje, iż nieustannie jedziemy w tłumie i nawet na lewym pasie trudno osiągnąć prędkość większą niż 100 km/h.
Obrazek

Z autostrady zjeżdżam do Felcsút. Wioska, licząca niecałe dwa tysiące mieszkańców, położona czterdzieści kilometrów na zachód od Budapesztu. Typowa ulicówka, o której nikt by nigdy nie usłyszał, gdyby nie fakt, że swoje dzieciństwo spędzał w niej Victor Orban. Miejscowość jest przykładem, jak może wyglądać polityka, gdy całe państwo stanie się własnością jednego człowieka (bo nawet nie partii) i jego przydupasów. W 2014 roku otwarto w Felcsút nowoczesny stadion piłkarski Pancho Aréna wraz z imponującym zapleczem. Osobiście nie mam nic przeciwko budowie nowych obiektów sportowych, ale mówimy o kompleksie, który kosztował ponad sześćdziesiąt milionów euro, z tego większość pochodziła z funduszy publicznych, a część od różnych spółek mniej lub bardziej powiązanych z premierem. Ilość miejsc siedzących wynosi raz tyle, ilu obywateli pomieszkuje w wiosce (niecałe cztery tysiące), a średnia ilość widzów to mniej niż pięćset osób, głównie na trybunach VIP. A gdyby takie stadiony postawić w każdej mieścinie albo chociaż w każdym powiecie? W czym inne wioski są gorsze?
Obrazek

Trzeba przyznać, że sam stadion jest ładny, zaprojektował go sam Imre Makovecz, najsłynniejszy węgierski architekt ostatniego półwiecza. Grający na nim zespół Puskás Akadémia (legendarny Ferenc Puskás nie ma z nim nic wspólnego) w wyniku fuzji stał się najpierw drugoligowcem, a potem wdarł się do pierwszej ligi. To musi być dziwne uczucie występować w drużynie, której kibicuje garstka ludzi...
Obrazek

Stadion stanął w nieprzypadkowym miejscu, gdyż kilkanaście metrów od... domu rodzinnego Victora Orbana. Dosłownie! Biała, skromna, odnowiona chałupa oddzielona od sportowych murów jedynie ulicą. Swoją drogą to ciężko mi sobie wyobrazić rezydencję, do której na weekendy wpada Jarosław Kaczyński, a która nie jest nieustannie chroniona przez policję, służby i prywatną ochronę. W Felcsút nie było żywej duszy, można wręcz dobijać się do płotu.
Obrazek

Stadion to nie wszystko. Węgierski premier, jak wielu dużych chłopców, lubi również kolej i postanowił podarować taką swemu matecznikowi. W tym celu wykorzystał ślad nieczynnej linii, na której położono tory wąskotorówki. I tu także napiszę, że absolutnie jestem za rozbudową transportu kolejowego, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach! Wąskotorówka Felcsúti kisvasút liczy sobie sześć kilometrów i składają się na nią trzy stacje: przy stadionie, w wiosce oraz w sąsiednim Alcsútdoboz, skąd pochodził ojciec Orbana. Rząd uznał inwestycję za priorytetową w skali kraju i oprócz środków państwowych przekazał na nią dwa miliony euro z funduszy unijnych. Oficjalnie zakładano, że będzie ona nie tylko atrakcją turystyczną, ale posłuży również jako środek transportu dla okolicy i korzystać z niej będzie siedem tysięcy osób dziennie. W rzeczywistości obłożenie wynosi od 30 do 110 pasażerów na dzień, a przez wiele dni nie jeździ nią nikt, więc generuje nieustanne straty. Co prawda zapowiadano, że zostanie ona przedłużona do dworca w Bicske, gdzie można się przesiąść na pociągi do Budapesztu, ale na zapowiedziach się skończyło.
Oczywiście wąskotorówkę krytykuje węgierska opozycja, dostało się także Unii Europejskiej, która jak zwykle nie kontroluje, na co są wydawane przekazywane przez nią pieniądze (dziwnym przypadkiem politykom antyunijnym zupełnie nie przeszkadza korzystanie z unijnej, skażonej kasy ;)). Według złośliwych opinii linia służy jedynie jako dojazd na mecze i z powrotem, kiedy z pewnych powodów nie można skorzystać z samochodu.
Obrazek

Podjeżdżam pod odnowiony dworzec w Felcsút. Cisza, spokój, słyszę gdakanie kur z pobliskiego gospodarstwa. Na peronie działa lodziarnia, pod parasolem siedzi jeden znudzony facet. Zaglądam na rozkład, ale musiałbym spędzić tu zbyt dużo czasu, aby doczekać się przyjazdu pociągu.
Dodam, że premier planował jeszcze budowę w wiosce lotniska, ale z tego na razie nic nie wynikło.
Obrazek

Opuszczamy matecznik Orbana, przejeżdżamy nad M1, gdzie już zaczyna tworzyć się korek. To co będzie w Budapeszcie??
Obrazek
rybkujaca
Odkrywca
Posty: 77
Dołączył(a): 10.07.2012
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) rybkujaca » 19.10.2021 07:37

Melduję się jako pierwsza 8) zapowiada się ciekawie
woojtekg
Croentuzjasta
Posty: 447
Dołączył(a): 11.09.2006
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) woojtekg » 19.10.2021 07:48

Ja również będę śledził relacje.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2013
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 19.10.2021 08:00

witam :)
wiola2012
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2679
Dołączył(a): 26.07.2012
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiola2012 » 19.10.2021 10:59

Ciekawy kierunek ,ciekawy wstęp - jestem i ja.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2013
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 20.10.2021 13:54

Na mapie mam zaznaczone ruiny w lesie tuż za autostradą. Parkuję na klepisku i uderzam między drzewa. Po kilku minutach wędrówki trafiam na marniejące resztki dawnej posiadłości astronoma-matematyka nazywającego się Károly Nagy. Przeniósł się on do Bicske tuż przed rewolucją węgierską, ale pomieszkał krótko, gdyż po upadku powstania emigrował. Pozostały po nim ruiny pałacu, obserwatorium oraz mauzoleum. Te ostatnie jest w najlepszym stanie, obserwatorium ledwo stoi, a pałacu nawet nie udało mi się w gąszczu znaleźć.
Obrazek

Po kilku kilometrach zajeżdżamy do miasteczka Zsámbék (niem. Schambek). Słynie one przede wszystkim z ruin romańsko-gotyckiego kościoła, należącego kiedyś do norbertanów.
Obrazek

Świątynię wzniesiono w XIII wieku. Przetrwała zawieruchy historii, przetrwała 145 lat okupacji tureckiej, ale w 1763 roku zniszczyło ją trzęsienie ziemi. Z jakiegoś powodu nie zdecydowano się na odbudowę, dodatkowo niemieccy osadnicy, przybyli w ten rejon po przegnaniu Turków, pozyskiwali z ruin kamień jako budulec do swoich gospodarstw.
Wejście na teren kościoła jest płatne, ale ponieważ wszystko doskonale widać zza płotu, więc ograniczamy się do obserwacji na odległość.
Obrazek
Obrazek

Pomnik samotnego czerwonoarmisty. Zgodnie z obecną modą dołożono do niego tabliczkę sugerującą, iż nie był Sowietą, ale Ukraińcem. Ciekawe, czy w ogóle takim się czuł, czy rodzina wie lepiej?
Obrazek

Zsámbék posiada więcej zabytków: pamiątką po Turkach są ruiny łaźni, służące dzisiaj jako fontanna. Kawałek dalej stoi barokowy kościół z obeliskiem Trianon.
Obrazek
Obrazek

Zsámbék to modelowy przykład niedużego, węgierskiego miasteczka: jakiś sklep, winiarnia, knajpa, trochę świętych figur i zmęczone upływem czasu budynki.
Obrazek

Wracamy na autostradę. Korek się rozwiązał, ale przed nami Budapeszt i wiem, że od pewnego czasu tworzą się gigantyczne zatory na wiecznie niedokończonej obwodnicy, a powodem jest remont mostu na Dunaju. Nie bardzo jest go jak minąć - objazd w kierunku północnym oznacza wizytę w samym centrum stolicy, a na południu najbliższa przeprawa nad rzeką oddalona jest o kilkadziesiąt kilometrów! Można tylko minimalizować straty czasowe, próbując objechać najbardziej zatłoczone odcinki.
Na razie na drodze panuje względny spokój, choć po wjeździe na obwodnicę widzę na wyświetlaczach informacje o korku. No dobra, ale w którym momencie on się zaczyna, gdzie zjechać? Oczywiście trafiłem na niego zaraz po minięciu zjazdu, dosłownie po dwustu metrach od miejsca, w którym mogłem opuścić obwodnicę! Gdyby zaczął się on ciut wcześniej, to udałoby mi się odbić, a tak... szlag!
Obrazek

Zauważam, że wokół mnie sama auta na zagranicznych blachach! W korku stoją tylko cudzoziemcy, Węgrzy wiedzieli, gdzie zjechać... No nic, trzeba zacisnąć zęby i zwieracze, bardzo powolutku posuwamy się do przodu.
Po siedmiu kilometrach i trzydziestu minutach docieram do kolejnego zjazdu i w ten sposób, chcąc nie chcąc, zaliczam teren zabudowany węgierskiej stolicy.
Obrazek

Boczne drogi, kilka rond, kilka świateł i w sumie po niecałej godzinie przekraczam w końcu Dunaj remontowanym mostem. A za nim jakby inny świat: ruch błyskawicznie się rozładowuje, chmury się kończą i robi się piękna pogoda.
Z M0 skręcam na krótką M31, a potem wbijam na M3 prowadzącą w kierunku wschodnim. Tutaj samochodów jest dziesięć razy mniej niż pod Budapesztem.
Co jakiś czas pojawiają się tablice informujące o parkingu lub stacji benzynowej, na większości z nich znajduje się czerwona nalepka z napisem "Not for transit".
Obrazek

Pierwszego września ubiegłego roku Orban przygotował dla swoich poddanych niespodziankę i de facto zamknął granice dla cudzoziemców. Przyjazd na Węgry stał się możliwy tylko w wyjątkowych sytuacjach, turystyka do nich nie należała. Gorzej niż za komuny. Oficjalny powód to oczywiście koronawirus, choć ten nie chciał się dostosować do życzeń premiera i nic sobie nie robił z zamkniętych granic, zaliczając kolejne fale i spadki. Jeśli ktoś w tym czasie chciał przejechać przez Węgry udając się do innego kraju, to mógł to zrobić korzystając jedynie z wybranych "korytarzy tranzytowych" i zatrzymywać się na kilku wyznaczonych stacjach oznaczonych nalepkami "For transit". Wypisz wymaluj jak w Niemieckiej Republice Demokratycznej, gdzie funkcjonowały "korytarze tranzytowe" pomiędzy RFN-em a Berlinem Zachodnim.
Pod koniec czerwca tego roku Orban znowu wszystkich zaskoczył i nie dość, że łaskawie otworzył granice, to jeszcze zniósł niemal wszystkie ograniczenia pandemiczne. Od państwa odgrodzonego od wszystkich pandemicznymi przepisami przeszedł do awangardy "powrotu do normalności". Czerwone nalepki jednak zostały. Może na wszelki wypadek na przyszłość? A może dla Ukraińców, ponieważ wjeżdżając od tamtej strony nadal obowiązują ograniczenia. W każdym razie masa turystów z Polski widząc ten czerwony kolor nadal była przekonana, że u Węgrów obowiązują jakieś "korytarze", w czym zresztą utwierdzała ich polska ambasada (nie wiem, czy to pokłosie dobrej zmiany, czy tam zawsze pracowali tacy niekompetentni ludzie?). W efekcie trudno było spotkać gdzieś na uboczu samochód na polskich blachach, nad czym bynajmniej nie ubolewałem ;). Tak na marginesie to niektóre kible na parkingach nie nadawały się nie tylko nie dla tranzytu, ale dla nikogo, kto nie chciał się uświnić...
Obrazek
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18652
Dołączył(a): 26.07.2009
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 20.10.2021 19:37

Na początku czerwca prócz czerwonych napisów "Not for transit" przed wjazdem na serwis , przy wyjeździe z niego stał radiowóz policyjny z funkcjonariuszami zatrzymującymi innostranców , którzy mimo zakazu wjechali na ten "zakazany teren" i np. chcieli zatankować samochód , czy też wręcz przeciwnie - użyć "wspaniałej" , "pachnącej" , dokładnie przez Ciebie opisanej infrastruktury :oczko_usmiech:
Nam udało się na piątej stacji zatrzymać , z trudem , bo parking pełny , ale ( sprawdziłem :wink: ) nie było na nim żadnego samochodu z rejestracją węgierską . . .
Końcem lipca sytuacja byłą taka sama . . .

Słonecznikowo jest też na terenie Rumunii :mrgreen: ale o tym dobrze wiesz


Pozdrawiam
Piotr
te kiero
Mistrz Ligi Narodów UEFA
Posty: 11368
Dołączył(a): 27.08.2012
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) te kiero » 21.10.2021 08:25

Ciekawe, nieoczywiste szczegóły, aczkolwiek hmm...
Czekam na dalszy rozwój sytuacji. Chętnie zobaczyłbym mapkę przejazdu, bo chyba dostałem kręćka, kaj my som.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2013
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 21.10.2021 12:51

To jest mapka pierwszego dnia wyjazdu: https://mapy.cz/s/gajucufalu

Na parkingach pewno nie było Węgrów, bo woleli te mniej obciążone ;)
naszastruga
Croentuzjasta
Posty: 473
Dołączył(a): 08.05.2021
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) naszastruga » 21.10.2021 19:30

A propos trasy. Jechaliście do Rumunii M3 w kierunku Debreczyna, a nie do Segedu i nową autostradą rumuńską? Pamiętam trasę od Oradei i dalej do Cluj i potem w dół do Karpat jako najgorszy odcinek naszych wyjazdów w kierunku bułgarskim. Olbrzymi ruch, tiry, ciągnące się tereny zabudowane, furmanki na drogach. Po drodze też nic specjalnego ciekawszy Siedmiogród to jak dla mnie dopiero Braszów, a do Karpat można dojechać znacznie wygodniej od Aradu/Temesvar.
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2013
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 21.10.2021 22:01

Z Debreczyna jechaliśmy boczną drogą na przejście obok Valea lui Mihal, co gwarantuje zazwyczaj szybkie przekroczenie granicy. A potem w kierunku Klużu i z Klużu na południe. Jak dla mnie już tam jest ciekawie, prawie każda wioska ma jakiś kościół lub coś. Najgorsza to rumuńska jedynka - właśnie ruch i tiry, a do tego korek niemal w każdej miejscowości, bo wszędzie światła czy coś podobnego. Rumunii bardzo brakuje obwodnic. Trasę od Temesvaru robiłem już kilka razy, ona jest średnio ciekawa (za to szybka, bo w większości autostradą) i w tym roku chciałem trochę liznąć północnego Siedmiogrodu z Klużem. Plan dojazdu nad Morze Czarne był rozłożony na kilka długich dni, nie chodziło nam aby było fest szybko ;)
marekkowalak
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2421
Dołączył(a): 13.05.2019
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) marekkowalak » 22.10.2021 18:36

Skoro jest Rumunia, to ja również melduję się na widowni
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2013
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 26.10.2021 18:58

Rumunia będzie w następnym odcinku, a na razie to... ;)

...połykamy kilometr za kilometrem, popołudnie stopniowo zmienia się w wieczór. Zmieniamy autostradę na M35, którą od niedawna można dojechać aż do granicy rumuńskiej. To już nie tak daleko, ale zostawimy sobie ją na jutro, gdyż dzisiaj czeka na nas Debreczyn.
Obrazek

Debreczyn jest drugim największym miastem na Węgrzech, lecz to nie ma znaczenia, gdyż dla Madziarów wszystko poza stolicą jest prowincją i wsią ;). Wieczorny ruch uliczny bynajmniej wioski nie przypomina, choć akurat okolica naszego noclegu nie przytłacza ilością aut.
Obrazek

W pensjonacie przyjmuje nas starsza kobieta, która nie zna żadnego innego języka niż węgierski. Ba, nie zna nawet pojedynczych słów w innym języku (oczywiście na stronie rezerwacyjnej zapewniali, że znają angielski :D). Międzynarodową mową ciała i dźwięków udaje nam się porozumieć, więc po szybkim wrzuceniu bagaży do pokoju można się udać do restauracji, znajdującej się na parterze budynku. Liczyłem na konsumpcję jakiegoś gulaszu albo czegoś podobnego, a musieliśmy się zadowolić fit-sałatką i eko-burgerem, bo taki profil obowiązywał w lokalu :D. Na szczęście piwo mieli węgierskie... Muszę jednak przyznać, że jedzenie smakowało i porządnie napełniło brzuchy.
Obrazek

Na główny plac miasta mamy niedaleko, grzechem byłoby nie skoczyć na wieczorny spacer. Miasto tętni życiem, po ulicach kręcą się wypite dziewczyny z balonikami i zaczepiają kierowców. A my korzystamy zatem z okazji i zaliczamy spelunkę.
Obrazek

Współczesny pomnik świętego Stefana oraz drzewa sadzone w donicach.
Obrazek
Obrazek

Niedzielny poranek wita ciepłem i słońcem, więc idę na samotną przechadzkę, przy okazji wypatrujac piekarni. Na pobliskim skrzyżowaniu fotografuję kościół ewangelicki. Widziałem go już kilka razy, kiedy przejeżdżałem przez miasto, gdyż sąsiednie drogi to przelotówki.
Obrazek

Rzędy niskich domków to ponoć dawna dzielnica biedoty. Są ciągle używane i pierwsze wrażenie po obserwacji mieszkańców było takie, że nadal nie weszli do klasy średniej.
Obrazek

Wysokie bloki, a zaraz potem zupełne przeciwieństwo.
Obrazek
Obrazek

Skryta w cieniu spelunka, w której raczyliśmy się wieczornym piwem. Mimo wczesnej pory już siedzą w niej tambylcy.
Obrazek

Wschodnie Węgry to bastion protestantów, a konkretnie kalwinów. Ten odłam chrześcijaństwa bywa uważany za najbardziej patriotyczny i narodowy, w przeciwieństwie do katolicyzmu, którego hierarchia przez całe stulecia świetnie dogadywała się z Habsburgami. Debreczyn stał się całkowicie protestancki w XVII wieku, nazywano go "kalwińskim Rzymem". Dziś ewangelikami jest około jednej trzeciej mieszkańców miasta, co może nie brzmi imponująco, ale Węgrzy są narodem znacznie bardziej sekularyzowanym niż Polacy (przynajmniej statystycznie). Ich duma to Wielki Kościół Ewangelicki stojący na głównym placu, największa świątynia protestancka w kraju.
Obrazek

Chciałem zajrzeć do środka, ale akurat odbywało się nabożeństwo, więc odpuściłem. Odwracam się do tyłu - pokryta rusztowaniami wieża starszego Małego Kościoła Ewangelickiego.
Obrazek

Obowiązkowy pomnik Kossutha (w okresie rewolucji węgierskiej Debreczyn przez krótki moment pełnił rolę stolicy kraju, po zajęciu Pesztu i Budy przez Austriaków).
Obrazek

Ładna fontanna "millenijna" z 2001 roku, ale co innego okazało się ważniejsze: w tle widać secesyjny hotel "Aranybika" ("Złoty byk"), najbardziej znany w mieście i jeden z najsłynniejszych na Węgrzech (choć tylko czterogwiazdkowy). Mniejsza z politykami i artystami, którzy spędzali w nim czas, ale to prawdopodobnie właśnie w nim ponad czterdzieści lat temu nocowali moi rodzice podczas podróży poślubnej! :) Podobnie jak kiedyś w Szwecji, tak i tym razem wędruję po śladach rodzinnych historii. Mama i tata planowali wówczas odwiedzić Rumunię (kupili nawet leje), lecz z jakiś powodów do kraju Słońca Karpat nie dotarli.
Obrazek

Główny plac miasta - Kossuth tér - wydaje się jeszcze tkwić w oparach wieczoru i nocy. Ludzi prawie nie widać, a jedyny hałas wywołuje przejeżdżający z rzadka tramwaj. Jednym z nielicznych przechodniów był nieświeży facet, proszący o podanie godziny. Przy okazji przedstawił się jako Janos Bogas albo Bugaj (jeśli Bugaj, to może krewny mojego kumpla ze Śląska :D)
Obrazek

Idę przejść się jeszcze kawałek pomiędzy rzędami zabytkowych budynków. W jednym z nich przebywał w 1714 roku Karol XII, wracający z Konstantynopola do rodzinnej Szwecji.
Obrazek
Obrazek

Nowe obiekty to chyba jakieś sądy.
Obrazek

Debreczyńskie chodniki i ulice są elegancko uzupełnione ścieżkami dla rowerzystów. Najwyraźniej Orban nie uznał cyklistów za część wrogiego lobby.
Obrazek

Z ciekawostek, które rzuciły mi się w oko: tzw. brama siedmiogrodzka (seklerska) jako wejście do pizzerii oraz mozaika blisko mego pensjonatu, umieszczona na ścianie uniwersyteckiego Wydziału Inżynierii.
Obrazek
Obrazek

Do końca Wielkiej Wojny Debreczyn leżał w centralnej części Węgier, potem nagle stał się miejscowością przygraniczną. Mogło być jeszcze gorzej, gdyż apetyty Rumunów (którzy wojnę na polach bitew przegrali sromotnie) sięgały dalej na zachód aż do Cisy, a w tej okolicy nawet dzisiejsze przedmieścia Debreczyna mogły już być podległe władzy Bukaresztu. Ostatecznie granicę wytyczono tak, że biegnie około trzydziestu kilometrów na wschód od miasta. Do przejścia prowadzi prosta droga z jedną większą mieściną - Vámospércs. A w niej modne, kolorowe parasole.
Obrazek
Obrazek

Przejście Nyírábrány/Valea lui Mihai jest z gatunku tych mniej obleganych, więc nie spędzimy na nim zbyt dużo czasu, konkretnie nieco ponad dziesięć minut. Byłoby jeszcze szybciej, gdyby nie nadgorliwość funkcjonariuszy: Węgier przeglądał dokładnie wszystkie dokumenty, tradycyjnie zajrzał do bagażnika, a Rumun zniknął z papierami na prawie pięć minut. Skandal.
Obrazek
Pudelek
Cromaniak
Posty: 2013
Dołączył(a): 06.03.2010
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) Pudelek » 28.10.2021 18:39

Przestawiamy zegarek godzinę do przodu.
Obrazek

Gdy kawałek za granicą zatrzymałem się, aby sprawdzić mapę, z lasu wyszedł jakiś zarośnięty facet. Z łamańca romańsko-słowiańsko-ugrofińskiego dowiedziałem się, że skończyła mu się benzyna i chce podjechać do miasta, aby napełnić nią plastikową butelkę. Okłamałem go, że nie rozumiem. Nie budził zaufania - niezbyt czysty na ciele, w brudnym ubraniu i z gębą przypominającą recydywistę. Niestety - i piszę to jako częsty użytkownik autostopu - ale wygląd często torpeduje możliwość podwózki i tak było tym razem.

Pierwsza miejscowość po rumuńskiej stronie to Valea lui Mihal (Érmihályfalva), miasteczko zamieszkałe głównie przez Węgrów. To w niej przed jedenastoma laty po raz pierwszy postawiłem nogę na rumuńskiej ziemi, kiedy wyszedłem z pociągu. Pamiętam zaniedbany dworzec, tragiczny kibel i uśmiechniętą panią kasjerkę, która przyniosła mi... miskę z wodą, abym mógł umyć ręce! Kwintesencja rumuńskich klimatów! W tym roku tylko przez nią przejeżdżamy.
Obrazek

Początkowo drogi są bardzo dobrej jakości, potem - po zjeździe na boczne - asfalt staje się pofałdowany i mocno poklejony, lecz nie ma tragedii. Od Marghity ponownie nawierzchnia przypomina płaski stół.
Zastanawiam się, które słoneczniki są ładniejsze? Rumuńskie czy węgierskie? Albo słowackie? :D A może wszystkie tak samo cieszą oko, bo w końcu wszystkie rosną na dawnych Wielkich Węgrzech?
Obrazek

Suniemy przed siebie bez większego pośpiechu. Rumuńskie szosy pełne są idiotycznych ograniczeń prędkości, obszarów zabudowanych w polach i lasach, ale prawie nikt ich nie przestrzega. Zastanawiam się, jak oni są w stanie spiąć budżet państwa, skoro nie ma polowania na kierowców?
Obrazek

Czasem zatrzymam się na chwilę, aby uwiecznić jakiś regionalny folklor. Na pierwszym zdjęciu pomnik wojenny w Ip (po węgiersku Ipp) upamiętniający ofiary masakry z września 1940 roku. Armia węgierska wkraczając w ten rejon po II arbitrażu wiedeńskim zabiła ponad 150 miejscowych Rumunów, prawdopodobnie przy pomocy ich przeważnie węgierskich sąsiadów. Pretekstem była śmierć dwóch madziarskich żołnierzy, choć ponieśli ją w wyniku niewłaściwego przechowywania granatów.
Obrazek

Na drugim zdjęciu dworzec autobusowy w Șimleu Silvaniei (węg. Szilágysomlyó).
Obrazek

Krajobraz zaczyna się zmieniać: Wielką Nizinę Węgierską (Rumuni tę część nazywają Niziną Cisy) zastępują Góry Zachodniorumuńskie (Munții Apuseni), czyli Karpaty - na razie jeszcze niezbyt imponujące metrażem, ale różnicę zaczyna być widać.
Obrazek

Dłuższy postój czeka nas w okolicach Zalău (węg. Zilah, niem. Zillenmarkt), za którym auto będzie musiało się trochę powspinać, gdyż trzeba osiągnąć jeden z niższych szczytów Gór Meseș (Munții Meseșului, Meszes-hegység). Na wysokości prawie pół tysiąca metrów w 106 roku n.e. Rzymianie wznieśli obóz wojskowy, mający chronić przeprawy przez Karpaty podczas prowadzonej wówczas wojny z Dakami. W kolejnych dekadach obóz stopniowo się rozbudowywał, wyrosła obok niego także osada cywilna, która w pewnym momencie razem z obozem otrzymała status miasta i jako Porolissum stała się stolicą prowincji. Współżycie rzymsko-dackie raczej przebiegało spokojnie i pokojowo, a miejscowi zaczęli się intensywnie romanizować.
Obrazek

Teren po Porolissum to jedno z największych stanowisk archeologicznych w Rumunii, ale, moim zdaniem, z punktu widzenia obcowania z historią rozczarowanie! Pozostałości rzymskich prawie nie zobaczymy, gdyż spoczywają w ziemi, a na powierzchni obudowano je współczesnymi elementami. W niektórych przypadkach nawet do tego się nie posunięto i po odkryciu po prostu zasypano je z powrotem, zwłaszcza, jeśli odnaleziono mozaiki. W efekcie chodzimy sobie po nagrzanej od słońca polanie i przyglądamy się trawie, z której wystają położone niedawno kamienie i prawie nowe kolumny, a na pocieszenie zostaje przeczytanie tablicy informacyjnej opisującej, co mogło się tam znajdować. Mi zawsze bardzo brakuje w takich miejscach zaznaczenia poziomu, do którego sięga oryginalny budulec, lecz tu prawdopodobnie nie byłoby co zaznaczać.
Obrazek
Obrazek

Być może lepiej wyglądają ruiny amfiteatru, które z powodu jakiegoś zagapienia przeoczyliśmy. Ze współczesności robi wrażenie zrekonstruowany fragment mury wraz z bramą Porta Praetoria.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Autentyczna jest zapewne droga rzymska oraz dwa sarkofagi, wykopane kilka lat temu.
Obrazek
Obrazek

Niewątpliwie ładne są również widoki na wszystkie strony otaczającego górę świata.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nie uważam spędzonego tu czasu za stracony, lecz spodziewałem się czegoś więcej. Wstęp do ruin jest płatny (drobna suma).
Obrazek

Kolejne kilometry to powrót do główniejszej drogi, a następnie do jeszcze bardziej głównej. Na jednym ze skrzyżowań - w wiosce Creaka (Karika) - trafiamy na drewnianą cerkiew. Pasowała by mi raczej do Maramureszu.
Obrazek
wiola2012
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2679
Dołączył(a): 26.07.2012
Re: W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarneg

Nieprzeczytany postnapisał(a) wiola2012 » 02.11.2021 23:08

To stanowisko archeologiczne wymaga od zwiedzającego ogromnej wyobraźni :wink:, ale widoczki ładne.
Następna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe



cron
W stronę Dunaju, w stronę Karpat, w stronę Morza Czarnego!
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone