Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Georgia on my mind

W Gruzji znajduje się najgłębsza jaskinia na świecie. Jaskinia Wieriowkina w Górach Gagryjskich ma głębokość 2212 metrów. W tym państwie znajduje się także druga najgłębsza jaskinia na świecie – Jaskinia Krubera. Na terenie Gruzji znajduje się aż 786 lodowców. Gruzja uznawana jest za najstarszy region winiarski świata: winorośl na tych terenach uprawiano już 9 tysięcy lat temu. Najważniejsze tutejsze szczepy winogron to Rkatsiteli i Saperavi.
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 31.05.2014 20:57

Drogi rzeczywiście średniej jakości, ale ta chyba była w budowie/przebudowie :)
No ale auto fachowe, choć chyba mocno wysłużone :)
Rzeczywiście osobówką po czymś takim to nic przyjemnego :roll:
Ale że flagę zabraliście 8O , fajnie...

Widoki, no cóż... nic im nie brakuje :cool:
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 01.06.2014 09:12

kulka53 napisał(a):Drogi rzeczywiście średniej jakości, ale ta chyba była w budowie/przebudowie :) :


Mam wrażenie, że ta była w wiecznym remoncie. Żeby ją porządnie zrobić trzeba by pewnie zamknąć ruch na dwa lata tylko wtedy Gruzja straciłaby połączenie z jedynym otwartym przejściem z Rosją.


kulka53 napisał(a): No ale auto fachowe, choć chyba mocno wysłużone :)


No... pełnoletnie było...

kulka53 napisał(a): Rzeczywiście osobówką po czymś takim to nic przyjemnego :roll: :


Po tej drodze jeździło wszystko od małych osobówek, przez marszrutki wypchane ludźmi (głównie Ford Transit albo VW Transporter) po tiry i autokary.

kulka53 napisał(a): Widoki, no cóż... nic im nie brakuje :cool:


No cóż wjeżdżamy w góry więc pewnie będą jeszcze ładniejsze...

Darkos napisał(a): Czyżby z Wami była Bea.ta?


A rozpoznajesz ją wśród któryś z trzech pań na zdjęciu ? ;-)

manius napisał(a): Piękna fotka


Dzięki :-) . Tak jak napisałam wyżej - wjeżdżamy w góry więc mam nadzieję, że ładnych zdjęć nie zabraknie.

Paulka napisał(a):Zauważyłam na zdjęciach kolegi, że jednak przy niektórych cerkwiach dla turystek w spodniach przygotowane są specjalne fartuchospódnice do opasania się


Rzeczywiście bywają - tu akurat nie było. Z resztą byłam zdziwiona, że w spodniach (długich) nie da się wejść.
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18320
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 01.06.2014 11:55

Drogi to oni mają . . . przejezdne :wink: , ale widoki za to wspaniałe :D
Skoda , że plany nie zawsze udaje się zrealizować , ale co się odwlecze , to . . .


Pozdrawiam
Piotr
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 01.06.2014 20:25

piotrf napisał(a):Drogi to oni mają . . . przejezdne


A to zależy czym się jedzie (albo jak bardzo jest się zdeterminowanym ;-) )

piotrf napisał(a):Skoda , że plany nie zawsze udaje się zrealizować , ale co się odwlecze , to . . .


Nie uciecze :-) więc ...
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 02.06.2014 12:18

Budzimy się raniutko, gospodyni podaje obfite śniadanie, na które było między innymi takie typowe śniadaniowe danie jak … smażone ziemniaki (chociaż w porównaniu ze schabowymi, które były w hotelu w Moskwie takie ziemniaczki na śniadanie to pikuś ;-) ). Pakujemy się i w drogę. Na chwilę przed odjazdem spotyka nas niebywałe szczęście – zza chmur ukazuje się Kazbeg:

Obrazek

Zaraz się chowa więc małż, który akurat upychał plecaki w bagażniku zobaczył górę dopiero na zdjęciu.
Dziś w planie krótki spacer po górach i dojazd na koniec świata czyli Shatili. Wyruszamy w stronę rosyjskiej granicy. Kanion, którym jedziemy jest przepiękny,

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

po chwili odbijamy w lewo na szutrową drogę, parkujemy i spacerkiem w górę idziemy do pobliskich wodospadów. Jest pusto i cicho, widoki cudne, pogoda może nie najlepsza ale nie jest źle. Pod koniec kamienie robią się mocno śliskie, małż ma kontuzjowane kolano – nie chcemy go jeszcze bardziej uszkodzić więc wracamy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Podjeżdżamy jeszcze Grudzińską Drogą Wojenną do samej granicy i zawracamy z powrotem w stronę Tbilisi.

Drogę znamy już z dnia poprzedniego. Niewiele jest w stanie nas zdziwić. Nawet krowy, które wylegują się na środku, tuż za zakrętem:

Obrazek

Kawałek za Ananuri skręcamy w lewo i zaczynamy prawdziwy offroad. Na początku nie jest źle, przez spory kawałek ciągnie się asfalt – może nienajlepszy ale jest, potem w miarę równy szutr. Wjeżdżamy w góry więc jest wąsko i kręto ale w tym przecież liczyliśmy się więc właściwie nie jesteśmy zaskoczeni. Powiem więcej wszystkie filmiki, które widzieliśmy w necie sprawiały na nas dużo gorsze wrażenie. Podziwiamy widoki (właściwie to ja podziwiam, kierowca raczej skupia się na drodze):

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Im bliżej przełęczy tym pogoda gorsza. Na górze już praktycznie samo mleko, niewiele widać ale cóż trzeba jechać dalej. Mijamy pasterza z owcami, owczarek próbuje się nam dobrać do auta :? . Poza tym niesamowity spokój. Tak właśnie wyobrażaliśmy sobie Gruzję:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedziemy wzdłuż jakiejś wody, trochę po płaskim, trochę w górę, trochę w dół. Nie minęliśmy chyba żadnego samochodu jadącego w naszą stronę. Od strony Shatili jechały chyba dwa – przez jakieś 4 godziny. Telefony oczywiście dawno straciły zasięg. Widoki dalej cudne

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wreszcie dotarliśmy do celu:

Obrazek

CDN
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 03.06.2014 12:02

Parkujemy samochód i idziemy zwiedzać. Stare wieże są niesamowite, praktycznie opuszczone (może 2-3 zamieszkałe), właściwie wszędzie można wejść. Łazimy naprawdę długo, zaglądamy w prawie każdy kąt:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W naszym przewodniku napisali, że Shatili to takie gruzińskie Machu Picchu. W Peru nie byliśmy ale porównanie wydaje się być przesadzone niemniej jednak miejsce robi wrażenie i bez takich porównań.
Czas jednak poszukać noclegu. W necie i w naszym przewodniku jest napisane, że w niektórych wieżach można spać. Takiej gratki nie możemy przepuścić. Na jednej znajdujemy nawet napis hotel i numer telefonu. Dzwonimy ale w słuchawce słyszę tylko komunikat w miejscowym narzeczu :/ . Pytamy się napotkanych Rosjan czy wiedzą coś o noclegach, twierdzą że w wieżach się nie da, tylko w „nowej” wiosce albo w domkach nad rzeką, oni w każdym razie nie zostają tu na noc i wracają do cywilizacji. My tak łatwo nie odpuszczamy – znajdujemy jeszcze jedną wieżę, która wygląda na zamieszkałą tylko chyba akurat nikogo w środku nie ma. W końcu odpuszczamy i kwaterujemy się „u dziadka” przy wjeździe do wioski.
Dnia jeszcze trochę zostało. Rozważamy czy nie podjechać jeszcze do Muco – to osada podobna do Shatili ale kompletnie wyludniona. Tylko 12 km po płaskiej drodze. Tyle że pogoda nie najlepsza, wygląda tak jakby w każdej chwili miało się rozpadać. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw zostawiamy Muco na jutrzejszy ranek. Tymczasem siedzimy przed chatką, czytamy książki i kontemplujemy okoliczną przyrodę. Nagle do drugiego domu naszego gospodarza podjeżdża nowy, wypasiony Land Cruiser, wysiada z niego młody koleś – na jednym ramieniu kałasz, na drugim sznur nabojów. Wysiada, głaszcze dzieciaki po główkach, wchodzi do środka, po chwili wychodzi, wsiada jedzie dalej. My ciągle siedzimy z miną, którą można pewnie opisać – „YYYYYY ale o co c’mon?” „No nic tak tu się chyba żyje :? ” i co najmniej jeszcze raz się o tym przekonamy.

Idziemy na krótki spacer zrobić kilka fotek z góry.

Obrazek

Podziwiamy jak krówki o 19 same wracają do obórki.

Zjadamy kolację, chwilę gadamy z gospodarzami (trudno powiedzieć w jakim języku bo ani my ani oni pa ruski nie za bardzo, my za to gruzińskiego, poza podstawowymi zwrotami ni w ząb ale uśmiech załatwia wszystko) w końcu kładziemy się spać bo jutro znów śniadanko zamówiliśmy na 7.30.
CDN
blackmore2k3
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 372
Dołączył(a): 04.07.2011

Nieprzeczytany postnapisał(a) blackmore2k3 » 03.06.2014 21:39

I taka dziewicza, bezludna Gruzja ma najwięcej uroku...Piękne widoki...Tylko te drogi do mnie wcale nie przemawiają...Tzn. są fajne, tylko, że bez auta terenowego to chyba raczej ciężko...

Aglaia napisał(a):Od strony Shatili jechały chyba dwa – przez jakieś 4 godziny. Telefony oczywiście dawno straciły zasięg.


I niech tu się nagle auto zepsuje czy coś ;)

PS. Z jakiego przewodnika korzystaliście ? Ja sobie kupiłem taki podręczny z Księgarni Globtrotera. Nie jest zły :)
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 04.06.2014 07:24

Aglaia napisał(a):Shatili to takie gruzińskie Machu Picchu

A mi się od razu skojarzyło, że płw. Mani to takie greckie Shatili :)
Trochę podobne tamtejsze wieżowe wioski... i choć na Mani otoczenie też przecież ładne i ciekawe, to jednak chyba nie aż tak.

A dojazd osobówką wymagałby spoooooro samozaparcia :cool:
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 04.06.2014 12:51

kulka53 napisał(a):
Aglaia napisał(a):Shatili to takie gruzińskie Machu Picchu

A mi się od razu skojarzyło, że płw. Mani to takie greckie Shatili :)
Trochę podobne tamtejsze wieżowe wioski... i choć na Mani otoczenie też przecież ładne i ciekawe, to jednak chyba nie aż tak.


Nawet nie wiedziałam, że w Europie też mamy coś takiego. Obejrzałam fotki, fajne :-) . Szkoda, że nie dotarliśmy tam w czasie naszych greckich wakacji. Może kiedyś nadrobimy.

kulka53 napisał(a): A dojazd osobówką wymagałby spoooooro samozaparcia :cool:


blackmore2k3 napisał(a): bez auta terenowego to chyba raczej ciężko...


To jest właśnie ta droga, na której widziałam starą osobową Ładę albo Wołgę. Czyli pewnie się da ale czy to rozsądne :roll: .

blackmore2k3 napisał(a): I niech tu się nagle auto zepsuje czy coś ...


Nie uprzedzajmy faktów ...


blackmore2k3 napisał(a): Z jakiego przewodnika korzystaliście ? Ja sobie kupiłem taki podręczny z Księgarni Globtrotera. Nie jest zły


Mieliśmy Pascala. Nie jest zły ale idealny też nie ;-) .
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 04.06.2014 12:55

Wstajemy jeszcze przed budzikiem (jak to jest, że na urlopie się da a jak trzeba do roboty to już trudniej?). Wychodzimy na śniadanko ale gospodyni ciągle krząta się w kuchni, niby wygląda, że wszystko gotowe ale ciągle nas nie wołają. Dziwne. Niby mamy czas ale bez przesady. W końcu nas wołają i piąte przez dziesiąte rozumiemy, że bardzo nas przepraszają ale chaczapuri nie wyszło i na śniadanie nie dostaniemy ale zrobi nam drugie i dostaniemy na wynos. Luz, spoko – kto by jadł pizze na śniadanie jak jest mnóstwo innych pyszności (i oczywiście nieśmiertelne smażone kartofle ;-) ) ale pani się uparła i jak się później okazało słusznie bo uchroniło nas to może nie od śmierci głodowej ale od kilku awantur spowodowanych nagłym obniżeniem poziomu cukru we krwi to na pewno.
Zjadamy śniadanie, pobieramy chaczapuri i jedziemy do Mutso. Problem tylko w tym, że pogoda ani trochę nie jest lepsza niż wczoraj a nawet zaczyna popadywać ale w końcu to tylko 12 km. Droga w miarę płaska, nie jedzie się źle. Kawałek za Shatili doganiamy patrol gruzińskich pograniczników (dla mniej obeznanych z geografią Kaukazu – jesteśmy na pograniczu gruzińsko-czeczeńskim). Po kilku kilometrach panowie znajdują dogodne miejsce do przepuszczenia nas i od tego momentu mamy „dyskretną” opiekę z tyłu. Na liczniku mija 12 km a wioski jak nie widać tak nie widać, droga robi się coraz węższa i co raz bardziej stroma, niby żadnych odnóg nie było, trudno byłoby też przegapić wioskę wielkości Shatili z charakterystycznymi wieżami :/. Zbliżamy się do jakiegoś strumienia, wygląda na nieco wartki, wysiadamy żeby sprawdzić jak głęboki i na szczęście doganiają nas panowie pogranicznicy. Pytamy się jak daleko do Mutso a oni pokazują nam, że Mutso jest … tuż nad nami . Szkoda, że nasz przewodnik nie napisał, że trochę będziemy musieli tam podejść. Pół biedy, że trochę, większy problem, że dość stromo i po dość śliskich kamieniach (czego z góry nie było widać). A ja na taką wycieczkę wybrałam się w trekkingowych sandałach :? . To nie pierwszy raz kiedy przewodnik Pascala w Gruzji nas mocno zawiódł. Ale nic to – idziemy. Niestety pada coraz mocniej, w pewnym momencie robi się naprawdę nieprzyjemnie – daję małżowi aparat, niech idzie sam eksplorować teren a ja podziwiam z dołu. Rozpadało się dość mocno więc małż wrócił dość szybko. Droga powrotna w taką pogodę nie będzie przyjemnością a mamy ambitny plan przejechać przez Kahetię aż do Signagi. W tych okolicznościach w Muco i okolicach zrobiliśmy tylko kilka zdjęć:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mimo deszczu nie jedzie się źle. Do czasu przejazdu przez jedyny większy strumyk na tej drodze:

Obrazek

Kawałek za rzeczką zaczyna nas dziwnie znosić i już wiemy. Mamy kapcia.

Obrazek

Czy to pierwszy raz na wakacjach? Wyciągamy manatki z auta w poszukiwaniu lewarka, oto jest i cóż się okazuje? Zapakowali nam chyba lewarek od malucha :/ . Rozkręcony na maksa jest w stanie podnieść nasze auto o może 1-2 cm. Kapcia może ściągniemy – o założeniu zapasu nie ma mowy. Jesteśmy jakieś 15 km od wioski, w środku gór, telefon nie ma zasięgu i nie ma nawet komu powiedzieć „Huston we have a problem”. Nie pozostaje nam nic innego jak znaleźć jakieś płaskie kamcory i z ich pomocą podnieść lewarek i wóz. Zadanie w górach niby proste ale jednak nie. Kamcorów niby dużo ale a to nie dość płaskie a to za ciężkie … Wesoło nie jest. Właściwie mamy już plan co by pieszo udać się do wioski po pomoc – 15 kilometrów w deszczu może przyjemne nie będzie ale jakoś musimy się stąd wydostać. Plan już prawie materializujemy i oto zza zakrętu wyjeżdża czarny Misiek Pajero  :D . Machamy rozpaczliwie, kierowca się zatrzymuje, wysiada dwóch popów i kobieta. Na migi i pa ruski staramy się wytłumaczyć jaki mamy problem. Kiwają ze zrozumieniem, wyciągają swój lewarek, mimo naszych usilnych protestów zmieniają nam koło – cała zabawa trwa może kwadrans. Po wszystkich nie chcą nawet naszych mokrych chusteczek do wytarcia rąk – mają swoje. Dziękujemy tak serdecznie jak tylko potrafimy, pakujemy manatki i jedziemy dalej. Z akcji zmiany koła nie mam żadnych fotek. Skupiłam się wtedy na okolicznej florze ;-) .

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wspinamy się na przełęcz. Pogoda jeszcze gorsza niż wczoraj. Widoki dość ponure ale mają coś w sobie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Za przełęczą pogoda trochę lepsza ale też szału nie ma.

Przez dłuższą część drogi będziemy jechali albo przed albo za naszymi popami dobroczyńcami. Dopiero na asfalcie popi dociskają Miśka i mkną przed siebie.

Dla nas przygoda z kapciem to nie jedyna atrakcja tego dnia.
CDN
szrek27
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 761
Dołączył(a): 19.03.2013

Nieprzeczytany postnapisał(a) szrek27 » 04.06.2014 13:10

świetne widoczki :)
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 05.06.2014 12:14

Plan był taki żeby tego dnia przejechać Kahetię i dotrzeć aż do Signagi. Plan dobry gdyby nie przygoda z kapciem i droga, którą obraliśmy po dotarciu do cywilizacji.

Z Shatili do Kaheti można dotrzeć na dwa sposoby albo przez Tbilisi albo przez góry. Pierwsza opcja wydała nam się bez sensu z kilku powodów: (i) Tbilisi jest fatalnie oznakowane, można się zgubić i kręcić po mieście bez sensu tak jak już to dwa razy robiliśmy, (ii) nadkłada się około 80 km, (iii) zaczyna się zwiedzanie Kahetii od d… strony (uwzględniając nasze plany co do dalszej podróży wyglądało nam, że wygodniej będzie zacząć zwiedzanie od północnego zachodu i podążać na południowy wschód, tymczasem opcja z przejazdem przez stolicę zakładała raczej zwiedzanie zupełnie odwrotnie i powrót tą samą drogą). Czyli decyzja jest jasna jedziemy przez góry. Droga na mapie wygląda nie najgorzej (kawałeczek białej, potem żółta więc powinno być OK), wcześniej próbowałam coś znaleźć na ten temat w necie i znalazłam nawet, że część drogi została niedawno wyremontowana po jakiejś powodzi. No w teorii żyć nie umierać i jechać. No to jedziemy.

Już po zjeździe okazało się, że tak optymistycznie nie jest. Jedziemy ostro pod górę po jakimś wyboistym trakcie, przy którym szutr, którym jechaliśmy do Shatili to extra równy niemiecki autobahn.

Obrazek

Rzut oka na mapę – takiej drogi powinno być max. 17 kilometrów, z naprzeciwka jedzie nawet jakaś marszrutka więc chyba coś tędy jednak jeździ i nie powinno być źle. Po 17 kilometrach dojeżdżamy do jakiejś większej miejscowości i rzeczywiście jest trochę lepiej. Tyle, że za wioską zaczyna się totalna masakra – droga właściwie jest nieprzejezdna i jak wszyscy mkniemy przez pole położone obok (ciekawe co na to właściciel pola …. ). I tak będzie przez jakiś czas – w miejscowościach w miarę OK, poza- kompletny off road. Widoczki nie najgorsze ale do Toskanii (z którą porównywana jest Kahetia) to jednak sporo brakuje. Jak to mówią prawie robi różnicę ;-) . Widoki w miarę ładne ale w Gruzji jest wiele piękniejszych miejsc.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy ostatnią większą miejscowość i … wjeżdżamy w jakiś dziwny pagórkowaty teren, droga to właściwie kamień na kamieniu, żywej duszy nie ma, telefon zasięgu też nie ma. Średnia prędkość – 15-20 km/h. Jest „wesoło”. Szczególnie jak po takiej drodze jedzie się bez koła zapasowego … Już wiemy, że do Signagi dzisiaj nie dojedziemy. Będziemy się cieszyć jak dojedziemy do Telawi. Zapasy żarcia się kończą, dojadamy ostatnie kęsy chaczapuri, którego nie zjedliśmy na śniadanie. Nie mamy pojęcia gdzie jesteśmy (szczególnie, że po drodze było kilka zjazdów, żaden nie oznaczony więc trzymaliśmy się tych kamieni, które wyglądały na bardziej główne ale czy słusznie…). Mapa, którą mamy zbyt dokładna też nie jest. Atmosfera robi się nieco gęsta, szczególnie że pod maską zaczyna coś stukać :? - u mojego męża dźwięk wywołuje irytację, u mnie panikę. Mieszanka dość wybuchowa i aż się dziwię, że nie wybuchła żadna awantura. W końcu gdzieś na horyzoncie majaczy asfalt – na szczęście to nie fatamorgana, dojeżdżamy do Achmety, uzupełniamy zapasy jedzenia i picia. Mijamy nawet wulkanizatora ale zgodnie stwierdzamy, że tę przyjemność zostawimy sobie na jutro. Do Telawi nie jedzie się źle. Zwiedzamy nawet klasztor w Ikalto:

Obrazek

Obrazek

Przy okazji postoju zaglądamy pod maskę. Na nasze oko laików wynika, że obluzowała się jakaś uszczelka czy podkładka, w każdym razie coś gumowego. Poprawiamy i jedziemy dalej.

Do Telawi docieramy dość późno. Na głównym placu nie próbuje nas znaleźć żadna kwatera, informacja turystyczna już zamknięta. Szczerze mówiąc nie mamy ochoty latać po domach i szukać wolnych kwater. Meldujemy się w pierwszym lepszym hotelu, jest przed sezonem, udaje nam się wynegocjować całkiem dobrą cenę :) . Chwila odpoczynku i udajemy się na miasto w celu konsumpcji. Skoro to taka prawie Toskania liczymy na jakąś miłą knajpkę, winko … W końcu po długich poszukiwaniach udaje nam się znaleźć miejsce, które wygląda na miłe (ma taras i nie jest norą w podziemiu). Podchodzi kelner i wręcza menu, które jest tylko po … gruzińsku. Przywołujemy Pana wzrokiem. Pytamy o menu po angielsku, pan kręci głową, pytamy czy mają po rosyjsku (kulinaria i hotelarstwo pa ruski mamy już trochę opanowane) – gest znów ten sam. Próbujemy się zapytać czy on nam może coś opowiedzieć co w tej karcie mają – spotykamy błędny wzrok :/ . Już wiemy, że dzisiaj się nie najemy. Wracając kupujemy w sklepie jakiś prowiant i flaszkę lokalnego trunku i jemy „kolację” w hotelu.

CDN
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1613
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 06.06.2014 12:28

Wczorajszy dzień zabrał nam trochę cennego czasu, dzisiaj nie będzie lepiej :( .

Wstajemy rano. Szybki rzut oka do przewodnika żeby sprawdzić, o której otwierają miejscowy zamek – jedyna atrakcja, którą chcemy tu zwiedzić – mamy czas do 10. Niespiesznie jemy śniadanie i wychodzimy w stronę zamku. Mury są dość imponujące:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tuptamy do miejsca gdzie wedle przewodnika ma być kasa i …. brama jest zamknięta na 4 spusty  . Idziemy do drugiej bramy. Tam rzeczywiście da się wejść ale jedynie na jakiś dziedziniec a dalej zamknięte bo trwają prace remontowe. Przewodnik znów nas zawiódł i po raz kolejny mamy wrażenie, że autor był w Gruzji tylko palcem po mapie bo nawet do Internetu już mu się chyba nie chciało zajrzeć  :( .
Ze zwiedzania zamku nici, trzeba w takim razie poszukać wulkanizacji. Jazda po Gruzji bez koła zapasowego to nie jest najlepszy pomysł. Wyjeżdżamy na ulicę gdzie wulkanizacji bez liku ale niestety żaden nie podejmuje się naprawy naszego koła – że niby paskudnie rozerwane i nic się nie da zrobić :? . Odpuszczamy i jedziemy zwiedzać zaplanowane na dziś klasztory.

Najpierw Szumata:

Nowy klasztor:

Obrazek

Potem stary:
Obrazek

Obrazek

Potem katedra w Alwerdii (tu mimo spodni mocno za kolano ale nie do kostki mojego chłopa nie wpuszczono. Pod tym kątem Gruzini są bardzo restrykcyjni):

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I jedziemy do Signagi. Po drodze próbujemy jeszcze jednego wulkanizatora i o dziwo ten nie marudzi, tylko robi. Pół godziny i po robocie a my jesteśmy nieco spokojniejsi. Docieramy do Signagi. Miejscowość rzeczywiście bardzo ładna, zadbana, odnowione budynki – jak to mówią „cud, miód, malina” ale zanim zagłębimy się w urocze uliczki pragniemy napełnić nieco nasze żołądki. Znajdujemy knajpkę, która wygląda na taką gdzie bezpiecznie można zjeść coś więcej niż chaczapouri i chinkali (żeby nie było – oba dania są pyszne ale ile można jeść ciągle to samo …). O święta naiwności – w Gruzji najbezpieczniej jeść chaczapuri i chinkali. W dużym skrócie – zamówiłam rybę z grilla, rybę a i owszem dostałam ale bardziej niż rybę z grilla przypominała farsz do sushi, na moją uwagę, że to surowe kelner spojrzał się smutno i powiedział, że już nic więcej się z tym nie da zrobić :? . Powiedziałam, że ja jeść tego nie będę – zabrali talerz do kuchni i tyle widziałam moją rybę. Przynieśli małżonkowego kurczaka a ja dalej o suchym pysku. Posprzątali nakrycia a mój poziom cukru osiągnął już dramatyczne minimum. Pytam się co z moim daniem – po kwadransie przyszła jakaś urocza Gruzinka i oznajmiła, że … nie muszę za nie płacić. O łaskawcy! Zapłaciliśmy za to co zostało zjedzone i poszliśmy na spacer. Po drodze zrobiwszy zapasy w sklepie.

Przygoda restauracyjna nieco ostudziła nasz zapał do zwiedzania Signagi, krótki spacer i jedziemy dalej. Cel – klasztory Dawid Garedża. Ale na razie krótka fotorelacja z Signagi:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
CDN
adikos
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 286
Dołączył(a): 25.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) adikos » 07.06.2014 18:32

relacja super,a jak tam z cenami spozywki i cenami noclegow czy jest problem z noclegiem i bylbym wdzieczny jakie koszta wynajmu auta ?pzdr :papa:
gego
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1114
Dołączył(a): 13.01.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) gego » 08.06.2014 10:16

Bajkowo.

Dzięki za tę relację, საქართველო -zarąbiste literki (mówią iż to rozsypane włosie anielskie) Gruzja jest również na mojej liście bestselerów.
Samolotem - no nie wiem (nigdy nie mów nigdy), autkiem już raz się wybraliśmy ale stwierdziliśmy iż Turcja też warta obaczenia.

No ale pisz, pisz - w przyszłości (jeżeli pozwolisz) na pewno cosik sklonuję z Waszych wojaży.

Pzdr.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Gruzja - საქართველო

cron
Georgia on my mind - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone