Wybraliśmy restaurację położoną nieco na uboczu, przy ul. Pavlovskiej.
Czy to był najlepszy wybór, nie wiem. Na pewno była niewysoka cena i smacznie

, a także zgodnie z mottem tego wyjazdu:
Dobré jídlo, dobré pití prodlužuje živobytíCzekając na jídlo, zaczynamy od pití

.
Ula napomknęła u Maslinki, że morawskie wino

nie jest dobre. Częściowo muszę się zgodzić

, gdyż przywiezione do domu smakuje

znacznie gorzej niż na miejscu (za wyjątkiem Sauvignon Gris

to w domu wydawało się jeszcze lepsze

). Ale tak

nie tylko z morawskim winkiem bywa, zdecydowanie

gorsze doświadczenia mam z winem kreteńskim, zwłaszcza tym nalewanym prosto z beczek. Tak jakby ktoś to wino w domu podmienił

...
Na Krecie nie każde wino nam pasowało, natomiast na Morawach morawskie (zwłaszcza pite w radosnym przyjacielskim gronie

) zazwyczaj tak

.
Może po prostu należy je pijać w większym gronie? Absolutnie nie w samotności ani nawet nie we dwoje? No, chyba że

Dwóch Niemców, bo razem z degustatorem jest już troje

.
Po kieliszeczku wina przyszła pora na hovézí gulaš z knedlikiem albo vepřovy vrabec, a z nim oczywiście knedliczki i zelí.
Do obiadku zimny Gambrinus, bo chociaż wyprawa z hasłem winiarskim, to knedel

wyłącznie z piwkiem!
Po obfitym żarełku i napitkach, sadełka zawiążemy na ławeczkach w parku zamkowym...