Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009

60% ludności świata żyje w Azji. Chiny są tak szerokie, że naturalnie powinny przeciąć do 5 oddzielnych stref czasowych, ale mają tylko jedną - narodową strefę czasową. Obywatele Singapuru, Korei Południowej i Japonii mają najwyższe średnie IQ na świecie.
W Azji znajduje się najwyższy punkt na lądzie – Mount Everest (8848 m n.p.m.) oraz najniżej położony punkt – wybrzeże Morza Martwego (430,5 m p.p.m.). Spośród 10 najwyższych budynków na świecie 9 znajduje się w Azji.
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 13.09.2009 13:53

Tak siedzę przy kompie oglądam i czytam, a obok w obawie przed tymi strasznościami w tym strasznie niebezpiecznym mieście moja osobista obstawa czyli kicia Tila z ostrymi pazurami. :wink: :oczko_usmiech:

Tak siedzimy i czytamy - tzn. ja czytam a ona tylko ogląda i mruczy. I wiesz Ula - ten mały kocurek jej się chyba spodobał bo łapką oberwał na powitanie, ale to może dlatego, że jej go kursorem myszy pokazałam wink:

Muszę powiedzieć, że strasznie odważne z was "Czarne Cholery"!!!!!!! Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy !!!!! :P :P :P :hearts:

P.S.
Wiesz, w tym ogrodzie wcale nie tak ubogo - gardenie kwitły. :P
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 13.09.2009 13:55

Dzięki za powtórkę - tych niewidocznych u mnie było chyba ze 3 sztuki ale tylko przy tym był podpis, że najlepsze więc ciekawość.

Czy tam łowią ryby "na kormorana"? Widziałyście coś takiego?

Pozdrowienia i do.
typ
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 933
Dołączył(a): 27.03.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) typ » 13.09.2009 17:26

No, już coraz bliżej.... Czekam z niecierpliwością... :-)
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 13.09.2009 19:15

Madzia - przeze mnie monitor do wymiany pójdzie :lol: :lol: :lol: I gardenie wypatrzyłaś...Hmmm :wink: :D Sami uważni Cztelnicy :D

No i "najgorszy" z nich - Jacek :lol: :lol: :lol: Jakie Ty mi kłopotliwe pytania zadajesz :D Najpierw CNG, teraz łowienie na kormorana :D Dziękuję kolegom znad wody za wytłumaczenie co to znaczy łowić na kormorana :lol: Ja to jednak stworzenie, które ma psychikę położoną wyżej niż na poziomie morza :lol:
To podobno charakterystyczne dla południowych Chin. My tego nie widziałyśmy. A nawet gdyby, to bym nie wiedziała, że to to :lol: Jacek... Ja tam nawet kormorana nie widziałam. Nie mów mi, że na którymś z naszych zdjęć jest, bo się zatłukę za brak spostrzegawczości :D

Tomek - no właśnie bardzo często o Tobie i o Zawodowcu myślałyśmy na tej trasie ze Śrinagaru do Lehu. Nie przesadzam, że droga do Theth to przy tym taka niewinna ścieżka :lol: :lol: :lol: Jak dziś w nocy nie zdążę napisać, to nie wiem kiedy... Ale napiszę na 100% :D
typ
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 933
Dołączył(a): 27.03.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) typ » 14.09.2009 12:23

shtriga napisał(a):Tomek - no właśnie bardzo często o Tobie i o Zawodowcu myślałyśmy na tej trasie ze Śrinagaru do Lehu. Nie przesadzam, że droga do Theth to przy tym taka niewinna ścieżka :lol: :lol: :lol: Jak dziś w nocy nie zdążę napisać, to nie wiem kiedy... Ale napiszę na 100% :D


Wiem, że to ciekawa trasa, byłem nawet kiedyś na jakimś slajdowisku dotyczącym Ladakhu, więc zdjęcia z przełęczy kojarzę i rozbite autobusy leżące "gdzieś w dole" też....
Jako przerywnik dwie części blogu dotyczącego subiektywnej listy najniebezpieczniejszych dróg na świecie:

Część pierwsza
Część druga - tutaj jest droga do Leh i inne drogi w Ladakh

Trochę dziwne są te zestawienia, bo obok naprawdę niebezpiecznych dróg (jak ta w Boliwii czy w Ladakh) stawiają wyasfaltowane przełęcze alpejskie (jak Stelvio, którą się w tym roku rozczarowałem) czy też drogi norweskie...
miejski
Croentuzjasta
Posty: 173
Dołączył(a): 27.03.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) miejski » 14.09.2009 12:43

A w pierwszej części umieścili nawet Jadrankę 8O Gdzie ona taka niebiezpieczna?...
typ
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 933
Dołączył(a): 27.03.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) typ » 14.09.2009 12:55

Apetyt rośnie w miarę jedzenia :-)
Dla kogoś z Holandii (i nie chodzi tutaj o Kamila :-) tylko kogoś jeżdżącego po "płaskim") nawet serpentynki koło mojego domu są niebezpieczne :-)
Plumek
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3893
Dołączył(a): 20.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Plumek » 14.09.2009 16:07

Ojojojojoj.... Ale się czyta! I ogląda :)
Jesteście niesamowite z tymi podróżami :D Tysiąckrotnie lepsze niż Pawlikowaska z Wojceichowską razem wzięte :P A przecież tak dobrze sponsorowane...

A czy szafran z kaszmirskich krokusów przywiozłyście?
marsylia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 882
Dołączył(a): 19.07.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) marsylia » 14.09.2009 17:06

No to się koleżanko rozpędziłaś, ale na szczęście dogoniłam Was :lol: .

Oczywiście zamiast nadrabiać zaległości w pracy, a jest ich że ho ho :!: zabrałam się za nadrabianie zaległości u Księżniczek :wink:
Kurcze, aż nie wiem co napisać, zatkało mnie.
Strasznie mnie wkurzył ten "flexi" :evil: , aż się zagotowałam... Podziwiam Was bardzo :idea: . Ciężko by mi było, gdybym miała coś zaplanowane, a tu przez jakichś chachmęciarzy lipa! Już od samego czytania szlag mnie trafiał! Ale Wy już widziałyście kawałek świata i pewnie też jesteście przygotowane na takie sytuacje bardziej niż jakiś żółtodziób.
Twoje obrazki cudne!

A jak tam jest z zapachami? W tych ichniejszych łodziowych hotelach i na tych ulicach pływających?

Co do wypowiedzi Plumka, może rzeczywiście powinnyście zacząć szukać jakiegoś sponsora na kolejną wyprawę, jest to jakiś pomysł :idea:

:smo: :papa:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 14.09.2009 21:42

Tomek!!! Wielkie dzięki za te stronki! Cudownie się składa i zachęcam wszystkich do obejrzenia, bo mam trochę zdjęć z trasy, ale dla mnie to one jakoś mało wymowne, a na zdjęciach z tej strony więcej widać.

Dziś będzie o tej pierwszej trasie - Śrinagar-Leh przez Zoji La. A na ten drugi kąsek - z Leh do Manali - i na trzeci - na Khardung La przyjdzie czas :D:D:D

Miejski - dzięki za świętą cierpliwość i obecność :D

Plumku - ja tam myślę, że panie P. i W. w życiu nie miałyby takich głupich przygód, bo są perfekcyjnie przygotowane i nie dają się byle komu wykiwać :lol: Ale może się kiedyś też nauczymy :D

A co do szafranu - oj naoglądałyśmy się przed wyjazdem pięknych zdjęć ze zbiorów. Ale te skubane - a właściwie nieskubane :D - nie chciały teraz kwitnąć :lol: A całkiem serio, to nie przywiozłyśmy :oops: :oops: :oops: Tak nam krwi napsuli ci "Elastyczni", że zapomniałyśmy w ogóle poszukać...

Marsylko - prawie (a wiadomo, że prawie...itd :lol: ) wyczerpałyśmy limit na wredzieli ;)
A co do zapachów. Tam, gdzie będziemy, będzie spokojnie, ale wrócimy do Delhi - tego dla nas prawdziwszego... To wtedy o zapachach więcej. A w dzisiejszym odcinku - mały epizodzik zapachowy :twisted: :lol: :lol:

Dziękuję wszystkim Czytelnikom za wyrozumiałość wobec mojego gadania. Zaraz coś wrzucę. Ale chyba na dwa razy, bo coś za dużo mi wyszło i nie wiem jak to się zmieści :)
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 14.09.2009 22:24

28 czerwca 2009
W drodze do Leh


Dopisek do końca poprzedniego odcinka - Wiola usilnie starała sie wymienić trochę dolarów, ale pobożny naród muzułmański Śrinagaru świętuje również w niedziele (to pewnie miała rację Australijka hehehe). Kantor i banki zamknięte. To tyle uzupełnienia, bo się przyda.
To już zaczynamy:

Na (prawie) pionowy koniec świata


Za siedmioma górami, za siedmioma morzami, rzekami i lasami mieszkała królewna. Co rano budząc się, przecierała oczy, stawała w oknie, patrzyła w siną dal i mówiła zaspana: "Cholera, wszędzie mam daleko...".


Tak może mówiły sobie ladakijskie księżniczki, patrząc przez okna pałacu królewskiego w Lehu albo w Stoku. W Stoku księżniczki mieli, to i Lehu chyba też...

Myślę sobie, że mieszkańcy miasta Leh (mogę chyba odmieniać jak naszego Lecha :) - pozdrowienia dla mieszkańców Poznania i forumowego Lecha 67 :D:D:D) są albo najszczęśliwszymi, albo najnieszczęśliwszymi mieszczanami na świecie.

Lądem można do nich dotrzeć dwiema drogami - albo z kaszmirskiego Śrinagaru (podają, że 434 km) albo z Manali (Himachal Pradeś i - 470 km). I to tylko przez kilka miesięcy w roku - tak jakoś od czerwca do września, może października. Potem śnieg odcina miasto od świata. A nie. Od 1979 roku przylatują tu samoloty. Ale one lądują wtedy, kiedy pogoda na to pozwala.

Podobno więc na wiosnę ruszają do Lehu konwoje znanych Wam na pewno kolorowych ciężarówek pełnych m.in. owoców dla mieszkańców miasta i całego Ladakhu. Tak o tych owocach zapamiętałam, bo ja bym oszalała bez świeżych owoców przez pół roku.

To przypomnijmy raz jeszcze. Mamy dwie drogi: Śrinagar- Leh i Manali-Leh. Leh mogłyśmy osiągnąć oczywiście samolotem, ale chciałyśmy się przejechać tymi jednymi z najwyżej położonych dróg na świecie.
Dziś na tapecie ta pierwsza: Śrinagar-Leh. Według wiedzy, którą w tamtej chwili posiadałyśmy, czekają nas dziś 202km do Kargilu, a jutro 232 do Lehu.

Wiola przygotowała taką małpkę:

Obrazek


I zacznie brakować tchu... ;)

Nasz/nasza dżipTata buczy, huczy i terkocze, ale jedzie!!! Upał, kurz pył - to preludium. Z każdym kilometrem będzie UPAŁ, KURZ, PYŁ, UPAŁ, KURZ, PYŁ, a potem, to sobie te trzy słowa piszcie największą czcionką, jaka macie w komputerze. Po godzinie 18.00 upał możecie już wykreślić.
Tuż za Śrinagarem - pierwszy postój, jakieś opłaty pobierają. Na razie tylko kierowca jest potrzebny - za coś tam płaci (pewnie opłata za autostradę :D:D:D) Raz asfalt jest, raz go nie ma. Ale póki co są jeszcze dziury asfaltowe, więc asfalt kiedyś tu może też był.

Pierwszy postój - gdzieś tak po godzinie. Plus, minus 10 minut w mieście-wioseczce, którego/ej nazwy nie zapamiętałam. Coś na G było.
Cały skład dżipa bardzo o nas dba. Pan kierowca nie mówi po angielsku, a głównie po ladakijsku, ale mówi trochę w hindi, więc wszyscy - a zwłaszcza architekt - tłumaczą nam, kiedy coś tam trzeba.
Na przykład, że teraz jest "ten minyts" na "kofi, ti end tojlet". My dalej bez rupii, więc nie ryzykujemy wydawać 20 dolarów na kofi ani ti.

Na tojlet wydawać nie trzeba. Mama-nauczycielka kiwa na nas, bo widzi, że szukamy WC. Elegancka kobieta, ubrana w wersję turystyczną - tzn. tunika, szal i spodnie plus śliczna torebka. My w naszych wszystkoznoszących górskich buciorach. I dobrze, bo... Wchodzimy we trzy w jakieś podwórze. Owszem - toalety są. Nooo takie latryny - z dziurą w podłodze. Nam to nie przeszkadza. Gdyby jednak ludzkość potrafiła trafiać do tej dziury to by było fajnie

Marsylko - pytałaś o doznania zapachowe. Hmm. Tu są takie kiblowo-uniwersalnie. Może będę obrzydliwa, ale czuję się (czuję - ups - wybaczcie :D) w obowiązku podać Wam tę obserwację - to co wydalają mieszkańcy tego kraju ma kolor żółty. Mniemam, że to skutek curry czy innej masali i tego świństwa, czy innego świństwa, które dodają do każdej potrawy.

Nie mamy odwagi tam wejść. Wymyślamy, ze pójdziemy kawałek dalej, za krzak, na trawę. Tyle co to wymyśliłyśmy, a tuuuu - jak nie chluśnie 10 metrów od nas woda z wiadra, które razem z trzymającymi je rękami widać gdzieś z trzeciego piętra drewnianego budynku. Hehe. No ciekawie jest.
Dzięki temu już widzimy, że wszyscy mieszkańcy tego budynku - takie trzy-cztery piętra i ze trzy klatki - przyklejeni do szyb, a właściwie do okien, bo szyby powybijane, patrzą co też my na dole zrobimy. To już po naszym planie... Hm. Jak długo jeszcze pojedziemy i w jakich okolicznościach przyrody?
Jednak trzeba ten postój wykorzystać do ostatniej kropli możliwości :D:D:D. Razem z panią nauczycielką mamy strategię. Ona też nie przywykła do takich ekskrementalnych ;) ekstremów :D Otwieramy szeroko drzwi no i jakoś tak akrobatyczne znajdujemy kawałek miejsca.

To zdaje się zrobiłam reklamę... A tyle co Wam powiedziałam, że dziś w jakieś bajeczne królestwo niebieskie jedziemy ;) Nic to. Na tym zakończę pierwszy odcinek o toaletach. Następne będą bardziej lajtowe. Chyba :D.
W czasie kiedy my w tojlet, kierowca rozłożył nam na tym tylnym siedzeniu śliczny kaszmirski dywanik :D Może coby się nam spodnie nie wytarły na tyłkach od tej jazdy.

Aha to jeszcze może tylko dodam, że w takim dżipie z przodu siedzi pan kierowca, obok niego, po lewej dwie osoby. Za nimi trzy i za tym siedzeniem - na siedzeniach, takich ławkach bokiem - dwie. W naszym jest tak, że z przodu architekt z tatą, dalej my trzy i na końcu tych dwóch gości do Kargilu. Te dwa miejsca na końcu są najmniej szczęśliwe. Jeśli kiedykolwiek pojedziecie tam dżipem, to nie chciejcie tam siedzieć :D

A teraz braknie tchu z innego powodu

Jedziemy dalej - przeraża nas z jak szaloną prędkością jeżdżą po tych drogach dżipy, autobusy i ciężarówki. Wszystko wyładowane do granic. Bagaże na dachu każdego pojazdu. Póki co, ja siedzę za kierowcą, po prawej, Wiola w środku. Wiem, cykoria jestem. Ale robię głupie uniki jak się mijamy na wąskiej drodze z pędzącą ciężarówką :):):)

Za to już się robi przepięknie. Potężne, zielone góry z obu stron, co chwilę niesamowicie rwące i wzburzone rzeki ze srebrną woda. Wrażenia widokowe cudowne. A do tego szalony błękit nieba!!! Cóż. Zdjęć za bardzo robić się nie da, bo tak telepie. Czekam na jakiś postój.

Nooo i nareszcie! :D:D:D Za daleko tośmy nie ujechali. Bo oto coś zajęczało, zastękało i siiiiiiiiiwy dym spod maski. Się nie znam. Zdaje się woda w chłodnicy - tak? Tam jest chłodnica? :D się zagotowała. Dzięki temu koło południa kolejny postój. Panowie wyskakują z auta. My zostajemy - może jednak nie wybuchnie??? :):):) Kierowca zna swoje auto, to zapewne nie pierwszy raz. Bierze miskę i leci do potoczka. Męski komitet doradczy już przy masce.

Na zdjęciu pan pierwszy z prawej - ta chudzina - to kierowca.

Obrazek

Jakieś takie badziewne zdjęcie mam jeszcze

Obrazek

Dla nas chwila na rozprostowanie kości. Ale wychodzę tylko ja. Nie daruję sobie tych kolorowych kobiet robiących pranie w potoku.

Obrazek
Obrazek

Oooo i za chwilę ciężarówka ma ten sam problem co my.

Obrazek

A druga z glinianymi cegłami ;) pojechała bez problemu

Obrazek

Podbiega do mnie dwóch chłopców. Zdaniami wyuczonymi na lekcji angielskiego pytają skąd jestem...

MAŁA DYGRESJA :lol: :lol: :lol:

Aaaaaa widzicie - jednego szczegółu Wam nie opowiedziałam. To pytanie zadawano nam już setki razy w czasie naszej podróży. Na początku odpowiadałyśmy - from Poland. No i zawsze w odpowiedzi było: Oooł. Połlend. Bjutiful kantry. Czasem pytałyśmy czy wiedzą, gdzie to jest. Raczej nie wiedzieli, ale Indianin nigdy się nie przyzna, że takich rzeczy nie wie. Coś tam tworzyli i czasem trafili, że to w Europie albo niedaleko Grejt Briten. Więc Wiola wpadła na pomysł, żeby odpowiadać: from Bielsko-Biała. Na co i tak zawsze padał odzew: Bjutiful kantry PŁAKAŁYŚMY.

KONIEC DYGRESJI

Ale teraz dzieciom nie mogłam odpowiedzieć tak mało pedagogicznie i powiedziałam, że from Połlend. Na co rezolutni chłopcy: A jak się nazywa twoja wioska? Matka moja ukochana - miasto Bielsko-Biała - przytuliło mnie jak swoje dziecko już 11 lat temu i w związku z tym proszę o wybaczenie. Ale odpowiedziałam, że MOJA WIOSKA nazywa się Bielsko-Biała...

Chłopcy poćwiczyli wymowę, pouśmiechali się, poprosili o sesję zdjęciową. A nasza chłodnica już się ochłodziła więc ruszylim dalej.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zaraz CD
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 14.09.2009 22:45

Drogi (a może najdroższy :lol: ) ciąg dalszy

Wśród pączków z cukierni

Okoliczności bez zmian: UPAŁ, KURZ, PYŁ wdzierające się wszędzie, więc jedziemy z zamkniętymi oknami. Niewiele trzeba było czasu, a prawa nogawka moich grafitowych spodni ma już kolor umundurowania naszych chłopców w Afganistanie. Ale już osiągnęliśmy kolejny punkt postojowy Sonamarg (chyba to już 2740m npm - wysooooko już, co nie?). Witają nas potężne bazy wojskowe na zboczach potężnych gór - takie pięcio- i sześciotysięczniki. Cudowne!!! Ośnieżone jak pączki w cukierni.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

I ten widok będzie nam towarzyszył w całym Ladakhu - tzn. i ośnieżonych gór, i baz wojskowych, co to ich jest jak mrówków. Sąsiedztwo Pakistanu, a dalej Chin sprawia, że wojska tu od cholery i trochę.

I pastwiska pełne zwierzyny wszelakiej. Poniżej - wygląda to na owce

Obrazek

A tu parkujemy. Jak widać, nie tylko my :) I tak wygląda okolica parkingu.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jest już koło południa i już byśmy coś zjadły, bo poranny stres nam na to nie pozwolił. Tylko gdzie wymienić tą kasę. Idziemy uliczką sklepików z pamiątkami i barów. No i są pierwsze ciężarówki - tak z bliska.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Kantoru nie uświadczysz. Może w hotelu? No nic z tego. W końcu w sklepie Kodaka jeden gościu mówi - nie ma sprawy, chodźcie do mojego sklepu.
Pilnujemy, żeby nie stracić z oczu dżipa i pytamy czy to daleko. Na szczęście, zgodnie z prawdą wypowiedzianą przez sklepikarza niedaleko. I wreszcie szczęśliwe idziemy jeść!!!!!! Żeby było szybko i bezpiecznie, to wcinamy kanapki z pomidorami. Tzn. tosty. Jak ja nie cierpię już tego pieczywa tostowego. Do tego po litrze wody, jeszcze po kanapce i ciastka na drogę.

Właśnie swój obiad skończył tu jeden z naszych kumpli do Kargilu. Uśmiechamy się do siebie i pan zamiast wychodzić staje w drzwiach knajpy i... i spogląda raz na nas, raz na parking. Jak się okazuje pilnował, żeby dżip nie odjechał bez nas :D:D:D Rodzina z Gudżaratu i drugi pasażer do Kargilu też nas szukali. Ale się nam podoba to towarzystwo - nie zginiemy. A gdyby oni biedni wiedzieli, że dalej będziemy dla nich tylko problemem... ;):):)

Powoli zaczynamy wspinaczkę na przełęcz Zoji La (3529m npm) tzn. Zoji bo La to przełęcz, co już sobie wyjaśniliśmy na początku relacji :). I z tego co wiemy sprawa wygląda tak, że gdzieś do godzin południowych tą trasą mogą jedynie jechać samochody od Kargilu. Potem przełęcz dla tamtej strony jest zamykana i mogą nią się wspinać auta tylko z dołu, od Sonamarg. Czemu tak jest, szybko się przekonujemy - bardzo wąsko, przepaśliście, szuter cały czas. Zygzaki, zygzaki, zygzaki. Co jakiś czas mur z brudnego śniegu raz z jednej, raz z drugiej strony. A że jest upał, więc pod takim murem bardzo często albo błoto, albo ogromne kałuże. Aż strach pomyśleć jak się tu mijają dwie ciężarówki, którym sie przydarzy spotkać, bo różnie bywa.
Oddychamy z ulgą, że nie jedziemy autobusem.

Moje zdjęcia z trasy są koszmarne. Ale nie dało się inaczej: nie ma postojów, zamknięte okna (i jeszcze na tym z mojej strony - wymalowane takie ooo - sami zobaczcie :)) a na dodatek tak trzęsie, że jak się człowiek nie zaprze, to lata po całym aucie. Wiola nawet nie wyjmuje swojego Fudżika ze strachu przed tym kurzem.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

I kapliczki/"kapliczki" wszystkich religii na niebezpiecznym zakręcie

Obrazek

Dla uprzyjemnienia tych chwil kierowca puszcza swoje ulubione kawałki. I to tez charakterystyczne - nigdzie nie słyszałyśmy zachodniej muzyki. Wszyscy młodzi Ladakijczycy w autach słuchają swojej muzyki!!!
Jak sobie radzi nasz jednoręki kierowca i jak brzmią co niektóre kawałki, to zaraz zobaczycie na filmiku. Jakość motywowana warunkami obiektywnymi - do zaobserwowania :):):) Trochę nam przykro, że Oskara nie dostaniemy za to (CHOCIAŻ, CHOCIAŻ...!!! KTO WIE JAKIMI ŚCIEŻKAMI PÓJDZIE ŚWIATOWE KINO!) ale to nasza pierwsza próba.

Filmik jest produkcji komórkowej.

Kontrola na pastwisku

Z każdym zdobytym metrem zielone góry ustępują miejsca skalistym. Czasem robi się przestrzenniej - jesteśmy na płaskim terenie!!! A to pustynia i znów trzeba pilnować auta, żeby jechało do przodu. Trasa jest PRZEPIĘKNA!!! Matko Przenajświętsza jak to trywialnie brzmi, ale nie wiem jak mam Wam to napisać...???? Jakież ja mam ubogie słownictwo!!!
Przyklejona do z boczy gór - zza każdego metra pokazuje się nowy widok. Wszystko zapiera dech. Nie tylko pył i nie tylko zdobywana wysokość - tego nie czujemy wcale, takie jesteśmy urzeczone. Skały mają wszystkie możliwe kolory. A w popołudniowym, a potem zachodzącym słońcu wrażenia są jeszcze piękniejsze.

I zaczynają się kontrole wojskowe. Indian nie sprawdzają, za to nas, na całym odcinku - co kilka km. Za każdym razem kontrola paszportów, wiz i ta sama kartka do wypełnienia co na lotniskach. Tylko teraz więcej o naszych planach w Ladakhu musimy pisać. Mam wrażenie, że moje dane ma już 99% mieszkańców Azji :)

Tyłek i kręgosłupy już potwornie bolą, kiedy zjeżdżamy do ogromnej zielonej doliny, gdzie pasą są wielkie stada owiec, kóz i koni. Jaków jeszcze tu nie widzę. Już niedaleko kolejna większa miejscowość - Drass.

Obrazek
Obrazek

A to nasze autko przy drodze obok pastwiska

Obrazek

i Wiola podpiera Tatę

Obrazek

Ale na pastwiskach zatrzymujemy się, żeby zobaczyć jak strasznie cieszy się rodzina naszego kierowcy, że go widzi. Biegną kumple, dzieciaki. wszyscy gwiżdżą, cieszą się. A ten chłopaczek zacałowuje wszystkie dzieciaki i daje im w prezencie paczkę chipsów. Żałujemy, że zjadłyśmy wszystkie batoniki... Wszyscy ciepło ubrani, w czapkach, kurtkach. Ale oni tak tu chyba cały rok i to z przyzwyczajenia ;)

Ale dolina-pastwisko jest fajna z jeszcze jednego powodu. Jest ogromna i w jednym jej miejscu ma swoje namioty wojsko. Przy stoliku na otwartej przestrzeni siedzi pan żołnierz z elegancko przystrzyżoną brodą. Nasi współpasażerowie po raz kolejny muszą czekać, kiedy my leziemy przez pastwisko z paszportami, żeby znów wypełnić nasze kartki. Panowie bardzo ciekawi skąd jesteśmy. I w grubej książce szukają wpisu z Poland. Ale nie znajdują kila stron do tyłu, więc odpuszczają. Bardzo serdeczni i weseli. Welcome to Ladakh i have a nice trip.

Do Drass już niedaleko. Mówią, że to drugie zamieszkiwane najzimniejsze miejsce na ziemi. Które jest pierwsze, to pewności nie mam :D bo coś za dużo tych najzimniejszych. Wiola znalazła, że: "W Jakucji znajduje się najzimniejsze zamieszkane miejsce na ziemi - wioska Tomtor. Temperatura w styczniu 2004 roku spadła tam do -72,2° Celsjusza...".
A w Drass mają minus 45. I nawet do czterech metrów śniegu. Się znaczy - mieszkańcy Tomtoru im mówią: A otwórzcie towarzyszu okno, bo coś dziś ciepło się zrobiło.

Drass...brama do Ladakhu jak się ponoć mówi. Taka muzułmańska enklawa w buddyjskiej rzeczywistości.

Obrazek

Prostujemy kości i chcemy kawy. Wchodzimy do baru, ale pan mówi, że kawy to akurat nie ma. Hmmm. To niech będzie black tea. Tej z solą i mlekiem jaczycy to ja nie chcę :):):):) Ale nasz skład dżipowy coś nam krzyczy, że mamy iść do budynku informacji turystycznej. No my ponjały, że to pewnie wizyta kurtuazyjna, że nas - obce - już ktoś wypatrzył i zajęcia z promocji regionu będą. A tu - uuupppsss i a jakże - kolejne spisywanie danych.
Ale kupujemy tu taką reklamówkową mapę regionu. Nic z niej nie wynika, ale mamy pamiątkę :):):):)

Wracamy do baru. A tu - taaaaa daaam - jest kawa! Pan się tak przejął, że pobiegł do sklepu, kupił dwie rozpuszczalne nescaffe i nam zrobił :D Pijemy wrzątek, faceci chcą robić z nami zdjęcia, a tu już kierowca woła do odjazdu! Dzioby poparzone i biegniemy. Niech nikt nie mówi, że mam niewyparzony pysk! ;)

Wiola z panem, co to biegał do sklepu, żeby nam kawę zrobić

Obrazek


Surprajs!!!

I znów jest pięknie, a nawet piękniej. Znów rwące, szaro-srebrne potężne rzeki nas nie opuszczają. Padam z wrażenia do reszty, kiedy zaczyna się taki odcinek z rosnącymi pojedynczo gdzieniegdzie wielkimi, kwitnącymi krzakami różowych, dzikich róż!!!
Rrrrany - jak ja chcę zdjęcie tych pomarańczowo-brązowych gór na tle tego błękitu z różą na pierwszym planie! Dziś się nie uda. I niestety taki popołudniowy błękit też się nie trafi, ale coś tam będzie w czasie naszych ladakijskich rozkoszy :)
Nie wiem co mam pisać jeszcze, bo ludzkie słowo nie opowie jak tam jest...

Koło 17.00 jesteśmy w Kargilu. Czyli tak jak mówił szofer ze Śrinagaru.
To tu się tak potwornie lali jeszcze kilka lat temu z Pakistanem.

Na pierwszy rzut oka nic szczególnego. Z netowych relacji wiemy, że na drugi rzut oka, noc bez karaluchów to tutaj noc stracona... Przez miasto płynie szalona rzeka Drass. Rrrrany. Groźnie wygląda.

Obrazek

Rzeka za Wiolą. Wiola się mocno trzyma i niepewnie uśmiecha.

Obrazek

Dwaj goście z tyłu nas opuszczają. A nam kierowca każe czekać. Myślimy sobie, że idzie poszukać tego miejsca na nocleg. Ale za pół godziny zawozi nas w inny kąt Kargilu i mówi, ze zmieniamy auto, bo to jego nie pociągnie za długo. Tą swoja jedną ręką łapie z dachu nasze plecaki i wrzuca na dach drugiej/drugiego Taty. Ta jakaś nowsza.

Wiola - pomna na zwyczaje hinduskie wciska chłopakowi przez okno 50 rupii. Wiemy, że to spory napiwek, ale za to mistrzostwo świata po drodze nie mamy oporów. A chłopak odskakuje na 2 metry, prześlicznie się uśmiecha, macha rękami i pokazuje, że w żadnym wypadku, on żadnych pieniędzy nie weźmie! Dziękuje wylewnie i macha nam na pożegnanie.
I tu mamy już preludium do tego jacy wobec nas byli mieszkańcy Ladakhu - tak w 99,9%

Nie bardzo rozumiemy o co chodzi, bo przecież tu miał być nocleg. Słońce już zachodzi, kiedy zatrzymujemy się przed małym budynkiem To my znowu - pewnie tu śpimy. Już mam plecak na dole - a nowy kierowca wzrokiem pyta co robię...

No i architekt tłumaczy - przecież nie mamy noclegu i jedziemy prosto do Lehu! Nocą! Och... Czy duch Flexible wreszcie nas opuści??? Okazuje się, że rodzinka zapłaciła za bilety 1500 rupii. A my dwie stówy więcej... Nic to - nawet dobrze. O ile nie zginiemy w jakiejś przepaści, to będziemy w mieście nad ranem i w ten sposób dzień do przodu!
Wiola jest wściekła. Zwłaszcza na to, że w nocy nie zobaczymy ostatniego odcinka gór i pierwszego na naszej trasie buddyjskiego klasztoru w Lamayuru... :( Coś za coś. Szkoła ogromnych kompromisów.

Tata to jest firma jak się patrzy, bo gdzieś około 20.00 znów się powtarza numer z chłodnicą. Zatrzymujemy się w jakiejś wiosce. Ja potrzebuję tojlet, a Wiola kawę. Tojlet - jak mi pokazuje mową ciała urocza Ladakijka - jest za rogiem. Za rogiem jest... no nie żubr na szczęście, a kawałek płaskiego terenu upstrzony żółtymi kupami. To pewnie o to chodzi. Odnajduję swoja tojletową niszę i jest dobrze.

I jeszcze sfocę co widać "do przodu" - tam gdzie pojedziemy zaraz

Obrazek

I trochę bliżej już jest :)

Obrazek

I jeszcze to po prawej

Obrazek
Obrazek

Kiedy wracam to widzę, że Wiola już jest gwiazdą knajpy. Pije tę słoną herbatę z mlekiem jaczycy!!! Gratuluję jej, ale ja nie dam dziś rady :D I jeszcze jakieś ciastko dała sobie wcisnąć!!!
A że mamy naturę chichraczą, więc za chwilę przed knajpą mamy przegląd kawalerki z wioski. Bardzo sympatyczni i - a jakże - domagają się zdjęć z nami. Zdjęć, których nigdy nie zobaczą przecież...
To dwa z sesji. Co do jakości zdjęć... Jakby to powiedzieć - to wielka wartość pamiętnikarska :):):)

Obrazek
Obrazek

Dzieci znalazły sobie punkt obserwacyjny na dachu knajpy

Obrazek

Martwimy się trochę co zrobimy w Lehu, jeśli przyjedziemy tam wcześniej niż bladym świtem. Ale rodzinka czyta nam w myślach. Architekt mówi, że kierowca dał mu namiary na znajomego hotelarza. Możemy zabukować tam pokój tak jak i oni, a jutro same poszukać czegoś innego, jeśli nam nie będzie pasowało. Prosimy tylko o coś w rozsądnej cenie. Chłopak rozumie - oni też rozrzutni nie są. Już jesteśmy spokojniejsze.


Jak przegapić TEN MOMENT

Ruszamy już w ciemność. Głowa mi się kiwa. Pani nauczycielka niechcący już się wyspała na ramieniu Wioli, teraz ja ją zmieniam. Siadam w środku. Niewiele pamiętam z trasy - tylko tańczący kurz w świetle lamp Taty. Potem Wiola mi powie, że ślicznie świeciły się okna w Lamayuru.

Ze snu kierowca wyrwie mnie jeszcze dwa razy. Raz tak okrutnie - nie dość, że zaspana to jeszcze te 3500m wysokości i marsz do budki wojskowego. Trochę się zmęczyłam. A w środku 20-watowa żarówka i w tych warunkach trzeba było te papiery wypisywać znowu. Nie wiem czy mu tam nie napisałam: ślubuję bronić Ladakhu przed Pakistanem Tylko pozwólcie mi już spać

Koło pierwszej rodzinka prosi o postój na jedzenie. JEDZENIE O PIERWSZEJ!!!! Ale barbarzyński naród :D. Jest wioska, gdzie lampki gazowe oświetlają dwa całodobowe lokaliki. A na środku drogi - ogromne psy! Ale łagodne. Znów we trzy mamy tojlet przed sławojką - ciemności okropne.
Ale w końcu patrze w niebo. Słuchajcie... Już nieraz widziałam jak niebo spada na głowę miliardami gwiazd. Ale coś takiego pierwszy raz w życiu. Gwiazdka na gwiazdce. Tak rajsko, że już nie wiem czy tchu brakuje dalej z wrażenia czy braku tlenu... Już wiem, że kocham to miejsce do szaleństwa!!!

Co do jedzenia - oczywiście z mojej strony znacznie mniej milości. Rodzina pyta czy coś zjemy. Mówimy że nie bardzo wiemy co, więc zamawiają nam to co jedzą i oni. Wiola je. Ja - dobrze się domyślacie - kończę na suchym ryżu.

Jedziemy dalej. Ja już nic nie pamiętam. Aaa - tylko jeszcze wysoki mur z zasieków - to chyba jednak ogrodzenie kolejnej jednostki było.

W końcu czuje poszturchiwanie uradowanej Wioli: Mysza!!! Chyba jesteśmy!!! A więc przegapiłam wjazd do miasta Leh. Trochę oszołomiona biorę plecak i w ciemnościach idziemy do hotelu za jakimś gościem z latarką. Stromymi, wąskimi schodkami na drugie piętro. Jesteśmy w pokoju. Niewiele widzimy, ale czyściutkie prześcieradła świecą nawet w ciemnościach. Szukamy naszych czołówek. Mimo potwornego zmęczenia, chcemy się wykąpać. Zimna woda, ale trudno. Zimna woda? Eeee nie - po pięciu minutach leci cieplutka!!!!!!!!!!! Cudownie!!!

Już tylko spać. Byle do świtu! Koniec bardzo długiego dnia. 434 km jechaliśmy z przerwami 16 godzin. Niezły czas chłopaki wykręciły. Autobus się tu toczy dwa dni...

To ja mam na ten temat tyle :):):) Jeśli Wiola coś więcej pamięta to na pewno napisze :)


JESTEŚMY W LADAKHU!!! KOLEJNE WYSOKOŚCI PRZED NAMI. I CZUJĘ SIĘ JAK NAJPRAWDZIWSZA PODNIEBNA KSIĘŻNICZKA!!!!!!!!!
maslinka
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14803
Dołączył(a): 02.08.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) maslinka » 14.09.2009 23:19

Ula! Podniebna Księżniczko! :D Wy to jesteście mega-odważne babki! :D Szczerze podziwiam. Filmik z lekka przerażający, a raczej przerażające były te wąskie drogi szutrowe ("Moje" hvarskie szutry to pestka, bo zwykle po płaskim. A chorwackie przysłowie-przekleństwo mówi: "Obyś zginął na drogach Hvaru"; co by Chorwaci powiedzieli na Ladakh :?: :wink:)


shtriga napisał(a):

I jeszcze sfocę co widać "do przodu" - tam gdzie pojedziemy zaraz

Obrazek

Prawie jak Wielki Kanion Kolorado (mimo że nie byłam). I nie wiem, czy prawie robi w tym wypadku dużą różnicę :wink:


Tojlety mnie rozwaliły! To byłaby dla mnie jedna z najgorszych prób podczas takiej wyprawy.

Ale to rozgwieżdżone niebo mogłoby wynagrodzić inne "niedociągnięcia" :D

Ula, pisz i nie rób za długich przerw (w miarę możliwości :wink:), bo słowami pięknie malujesz tamten świat, niestety zupełnie mi obcy...

Pozdrawiam serdecznie :D
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107708
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 14.09.2009 23:31

Całe szczęście, że trafiły się nam na forum Dwie Podniebne Księżniczki, które dzielą się swoimi wrażeniami i fotkami z tak odległego świata do którego ja raczej na pewno się nie udam.

Co do opisywanych "tojtet", do których trzeba "trafiać" :wink: to nie trzeba jechać do odległego świata, są jeszcze takie w Rosji lub na Ukrainie.

Jakby dobrze poszukać, to i Polsce też się gdzieś takowe znajdzie :wink:
Ostatnio edytowano 15.09.2009 17:05 przez Janusz Bajcer, łącznie edytowano 3 razy
typ
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 933
Dołączył(a): 27.03.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) typ » 14.09.2009 23:33

Wiedziałem że będzie fajnie! A domyślam się że będzie jeszcze ciekawiej...
Choć zazdrość to niedobra cecha to ja szczerze zazdroszczę.
Tamte rejony to mój cel od wielu lat. Na razie tylko palcem po mapie, ale wierze że kiedyś tam będę.
W którymś momencie - gdzieś na poprzednich stronach chyba - pisałaś coś o Waszych planach trekkingu dookoła Annapurny. Chyba nie warto ze względu na popularność tamtego miejsca i komercję która wypycha "naturalność" tubylców - Ladakh pod tym względem jest ciekawszy.

shtriga napisał(a):Więc Wiola wpadła na pomysł, żeby odpowiadać: from Bielsko-Biała. Na co i tak zawsze padał odzew: Bjutiful kantry PŁAKAŁYŚMY.


Takie poczucie humoru mi się podoba :-)
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Azja


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009 - strona 13
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone