Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Zakochani w Chorwacji...

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107676
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 31.07.2009 11:47

agnieszka-bg napisał(a):A ewentualne zdjęcia powklejam, jak się S obudzi, bo nie umiem. Ja piszę, on wkleja.


Coś S długo śpi :wink: Widocznie cały czas trwa u Niego Sen o Dalmacji :D
JoannaG
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 867
Dołączył(a): 08.11.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) JoannaG » 31.07.2009 11:56

Świetna relacja :D Czekam na zdjęcia i oczywiście dalszy ciąg... :lol:

Jednak o mały włos by mi umknęła, dopiero wchodząc tu za trzecim razem zaczęłam czytać. Ciężko się czyta relację pisaną takim "ciurkiem", przydałby się czasami enter... ;)
helen
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2045
Dołączył(a): 08.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) helen » 31.07.2009 11:59

Ja również ślicznie proszę o podobijanie w relacji co jakiś czas "enterów", lub podzielenie tekstu zdjęciami. Przyznam się, że nie potrafię przebrnąć z przyjemnością przez tyle tekstu.
Czekam na ciąg dalszy, bo czyta się mimo wszystko jak dobrą książkę.
jan_s1
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5432
Dołączył(a): 08.01.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jan_s1 » 31.07.2009 12:10

Napisane świetnie PO POLSKU, a przy tym dowcipnie i ciekawie, czyli i forma i treść na piątkę.
Faktycznie do pełnego szczęścia brakuje tylko zdjęć... :D
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 01.08.2009 00:17

Dziękuję za uwagi, skrzętnie się do nich dostosuję.
Ostatnio edytowano 04.02.2011 00:15 przez Użytkownik usunięty, łącznie edytowano 1 raz
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18309
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 01.08.2009 00:37

Super :D ale jak wiesz , apetyt rośnie w miarę jedzenia , więc jeszcze , jeszcze , jeszcze ..... :lol:
Czekamy na więcej !
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 01.08.2009 01:29

No to do dzieła.

Gospodyni zaprasza nas do apartamentu, pokazuje co gdzie leży, jak co włączyć. Dobrze, że macha rękami i wskazuje, o czym mówi, bo nic bym nie zrozumiała. Reszta rodzinki tylko się głupio uśmiecha i marzy o wyciągnięciu zdrętwiałych kończyn na kanapie.

Apartament sprawia miłe wrażenie. Trzy pokoje, w pełni wyposażona kuchnia
( no nie przesadzajmy z tą pełnią, ale gotować, piec, zmywać, schować i schłodzić można), łazienka, obszerny taras z widokiem na zatoczkę. Wszystko, co potrzebne do życia, jest.

Gotuję więc naprędce kluseczki z sosem z papierka, chłopcy w iście zawrotnym tempie rozładowują samochód, upychają frukta do lodówki. Zjadamy "kolację" na tarasie i rozkoszujemy się widokiem oświetlonej zatoki, łódek spokojnie kołyszących się na niemal gładkiej powierzchni wody, wdychamy pachnące morzem powietrze i czujemy się szczęśliwi. Prawie szczęśliwi, bo powstaje problem : kto z kim i gdzie śpi. Coś w rodzaju zagadki, jak przewieźć jedną łodzią wilka, kozę i kapustę.
Przejmuję dowodzenie, pokazuję kto gdzie - reklamacji nie przyjmuję. Z resztą ani dzieci ani młodzież nie mają siły na walkę i idą spać. M właściwie nie poszła, bo usnęła z głową na stole (między resztkami kluseczek).

Zalega cisza. Napawamy się nią, nic nie mówimy. Coś szura na schodach. O! Zza węgła wychylają się głowy gospodarzy. Pytają, czy można, więc kiwamy głowami, kłaniamy się, machamy rękami w geście przyjacielskiego zaproszenia. Pan gospodarz, stawia przed nami małe i duże flaszeczki winka i różnych rodzajów rakiji, którą sami wytwarzają (po prostu pędzą) i nadają jej różne smaki i kolory. Przynoszę szklaneczki i zaczynamy degustację. W jej trakcie ustalamy: kto jak się nazywa, które są nasze dzieci a które nie, dlaczego nie są do siebie podobne, czym się zajmujemy, gdzie mieszkamy i ile mamy lat.

Przy drugiej szklaneczce białego winka porozumiewam się całkiem sprawnie po chorwacku, a kiedy wyciągam przygotowane przez siebie dialogi z google'a, gospodyni Milenka robi wielkie oczy i nie rozumie, co mówię w jej naturalnym języku. Postanawiam wyrzucić pomoce. Panowie degustują ....
Jakub- gospodarz usiłuje konwersować z moim ślubnym, ale rozmowa się nie klei. S ma niezdrowo głupi uśmiech na twarzy, cały czas potakuje, nawet wtedy, kiedy pytają czym się zajmuje. Milenka zarządza odwrót, a S zwala się na łóżko i usypia. Nie wiedział, biedak, że te słodkie rakijki mają 50% mocy, a on właściwie nie pije.

Ranek wita nas szumem morza i słońcem. Robię mały rekonesans po okolicy. Sklep - 20m, restauracja - 50, zejście do morza (po drabince) 20. Chyba głęboko, będzie problem z Antkiem. W sklepie kupuję chleb (poprawka - długą bułkę pszenną za 8 kun) i wracam do rodzinki. Po śniadaniu panowie pompują kajak, skręcają wiosła, dzielą się doświadczeniami. Antoś przebiera nogami, żeby już iść do wody. Ma na sobie ubranie, a na nim kapok. Ubrał się ciepło, bo przecież woda może być zimna...

PS. Włączcie dźwięk przy oglądaniu zdjęć. Opisy nieco "kulawe", bo program nie zna polskich znaków. Dobranoc.
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18309
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 01.08.2009 02:07

Hi hi hi :lol:
Rozumiem "S" . Po przejechaniu 1200 km , po czwartym czy piątym toaście z naszym gospodarzem Draganem ..... pożegnałem się w jego ojczystym języku :lol:
JoannaG
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 867
Dołączył(a): 08.11.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) JoannaG » 01.08.2009 09:37

Bardzo fajny pokaz :)

Z niecierpliwością czekam na ciąg dlaszy relacji :lol:

P.S. Jak miałam 17lat też na nasze rodzinne wakacje zabraliśmy mojego chłopaka ;) zresztą obecnie męża :)
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 01.08.2009 11:38

Cd.
Pytam gospodarzy, gdzie znajdę plażę, na której Antoś może bezpiecznie się bawić. Ci, pokazują, którędy iść i mówią, że niedaleko. Hmm..., myślę, trochę pod górkę, potem w dół, analizuję w myślach oglądane w Polsce zdjęcia satelitarne okolic i wpis któregoś z Forumowiczów, że "z buta jest pięć minut". Pakuję torbę plażową.

Tymczasem S i W, jak na prawdziwych mężczyzn przystało, wodują kajak i postanawiają płynąć do plaży wokół niewielkiego półwyspu.

Zabieram M i Antka. Idziemy...., idziemy, idziemy pod górę, krętą asfaltową drogą, która zdaje się nie mieć końca. Zaczepiam jakąś panią i pytam, czy jeszcze daleko do Żitnej (nazwa zatoczki). "Nie, nie, bliziutko". No to idziemy. Skręcamy w las. Oczyma wyobraźni widzę czające się w krzakach i na poboczu poskoki. Kurczowo trzymam Antka za bluzkę. Odnajduję dróżkę prowadzącą w dół. Kierujemy się słuchem, bo coraz donośniej rozlega się szum fal i krzyki bawiących się dzieci. Trafiliśmy. Ale zastanawiam się, czy to ja mam zaburzone pojęcie odległości czy oni, skoro pół godziny drogi w palącym słońcu to niedaleko.

Plaża rzeczywiście ładna, żwirowa, piasek tam, gdzie zaczyna się woda.
Woda przejrzysta, szafirowa, troszkę zimna, ale co tam. Jest pięknie. Radość powitania z morzem mąci widok wszechobecnych śmieci i szkieł z potłuczonych butelek. Cóż...

Antoni brodzi po brzegu, M pływa, panowie właśnie dobijają do skał kajakiem. W wlecze się na ugiętych nogach, ziaje jak koń po westernie i stwierdza, że z powrotem idzie piechotą, nawet jakby musiał dygać kajak na plecach. S jakby mniej zmęczony, wygłasza teorie na temat słabej kondycji dzisiejszej młodzieży, ale stwierdza, że i jemu już się nie chce płynąć z powrotem.

Rzucamy się do wody i cieszymy. Tylko Antoni jakby mniej szczęśliwy, bo nie widzi jeżowca ani rekinka, a poza tym zapomnieliśmy mu powiedzieć, że woda jest słona, o czym szybko przekonuje się organoleptycznie , wrzeszczy jak opętany i pluje, odgrażając się, że zwymiotuje. Pierwsze koty za płoty. Potem już nie narzeka na smak wody. Chyba element zaskoczenia spowodował dziwną reakcję facecika, który z natury jest huraoptymistą i beczy tylko, kiedy naprawdę ma powód.

Wracamy do domu. Odnajdujemy skróty między budynkami, więc rzeczywiście droga skraca się do 8 minut.Przygotowuję obiad. Układamy się na kanapach. Sjesta.

I tu nastąpi mała dygresja dotycząca jedzenia i gotowania. Być może praktyczna dla pań i gotujących panów. Otóż, skorzystałam z porad Forumowiczów i, jak już wcześniej pisałam, zawekowałam mięso na wyjazd. Pomysł świetny - otwieram słoik, podgrzewam, dodaję ziemniaki czy kaszę, kluski albo ryż i obiad gotowy w 20 minut.

W sklepie zamrożone części kurczaka w jakiejś niebotycznej cenie - pierś nawet do 50zł za kilogram, innego mięska jak na lekarstwo. No i czas! Stałabym przy garach godzinami. Na kolacje i śniadania zabrałam podsuszane wędliny pakowane próżniowo, trochę konserw, żółte sery w opakowaniach, pomidory, ogórki, jakieś warzywa w słoikach.
Bardzo przydały się dwie zgrzewki coli i wody mineralnej, kruche ciasteczka, paluszki.Wiem, wiem, niektórzy powiedzą, że wczasy to nie dom i że są restauracje, bary. Po prostu nie lubię przypalonych ryb, niewiadomego pochodzenia dodatków i możliwości zatrucia. Poza tym trzeba jechać, szukać, czekać, odpowiednio się ubrać. Strata czasu. Okazjonalnie, owszem.

Rozdzieliłam obowiązki, dzieci i S zmywają i sprzątają, ja gotuję.

Wracam do opowieści dziwnej treści.

Wieczorem odwiedzają nas gospodarze i znów przynoszą zapas napitków. Wręczam im butelkę Żubrówki w żubranku - ale się cieszą!!! Może nie z zawartości butelki ale właśnie z żubranka. Potem zauważam, że nasz prezent zajmuje główne miejsce na komódce gospodyni. Dorzucam myśliwską suszoną i krakowską podsuszaną. Dla nich to rarytas, bo w sklepie wszystkie wędliny przypominają mi mortadelę. (Dzięki, Forumowicze, za radę).

Jakob na migi zaprasza nas na następny dzień na ich pole i mówi, że będziemy piec ryby. Przyjmujemy zaproszenie z radością, a ja, oczyma wyobraźni widzę, jak siedzimy w kucki wokół grilla, na polu, w pełnym słońcu, a wokół czają się żmije.

Następnego dnia, od rana, jedziemy samochodem na Plażę Dziecka (Antek ją tak nazwał), kąpiemy się , opalamy, walczymy z młodzieżą, żeby się okryła przed słońcem, bo się poparzy. Młodzież odmawia. Ich sprawa. W południe obiad. Sjesta.

Gospodarze wołają, by schodzić i jechać za nimi na pole.
Docieramy na miejsce. Widzę letni domek z tarasem, w środku pokój, łazienka, kuchnia, kominek. Jakob nas woła, pokazuje na podłogę w saloniku, odkręca klapę. Nachylamy się - czarna, skalista dziura, a w niej ciecz. Zastanawiam się, po co każe nam zaglądać do szamba. Okazuje się, że to zbiornik na wodę deszczową, której wszyscy używają do picia. Podobno na wyspie z kranów leci właśnie taka woda i można ją pić bez gotowania. Rzeczywiście, ma wspaniały smak. A, Drogie Panie, jak wyglądają włosy po myciu! Cudo!

Rozglądamy się dookoła. Równiutkie rzędy winorośli, po bokach figi, brzoskwinie (niestety niedojrzałe - będą gotowe po 15 sierpnia).

Gospodyni wzywa mnie do kuchni. Pokazuje, co będziemy jeść i jak to się robi. Na stole leży ogromna czarna ryba w kształcie węża. Na skórze ma jasne plamki wyglądające jak kwiatki. To murena. Jakob piecze ją w kawałkach na grillu. Inna rybka, też przypominająca szaro- srebrnego węża, ląduje w garnku z duszonymi w oliwie z oliwek cebulą i pomidorami.Potem, w tym samym garnku pojawia się jeszcze makaron.
Pozostałe, 30 centymetrowe srebrne rybki z okiem, pieką się na grillu. Milena podaje mi ogórki, pomidory i cebulę i każe robić "salata". No to robię.

Rodzinka rozbiega się po polu. Chłopcy próbują winogron, M głaszcze koty i zaczyna męczyć, żeby rudasa zabrać do domu. Już widzę tę podróż 5 osób, bagaży po sufit i przerażony kot. Córuś nie daje za wygraną i "piłuje" temat do końca biesiady. Antoś odkrywa w komórce traktorek. Jest w siódmym niebie. Nie chce wyjść z szopy, przetrzymując ze sobą syna gospodarzy, Iwana.

Kolacja smakuje świetnie, choć z początku bardzo nieufnie podchodzimy do potraw. Murena ma delikatne, białe mięso i prawie wcale ości. Pijemy winko, rozprawiamy, opowiadamy o swoim kraju i zwyczajach. W końcu dowiaduję się, że poskoków już dawno u nich nie ma i nigdy ich na oczy nie widzieli, bo mangusty je zeżarły (przecież o tym czytałam, ale ostrożności nigdy za wiele). Postanawiam więcej nie myśleć o żmijach.
Iwan wozi Antka taczką po okolicznych wzgórzach. Kiedy wraca, stwierdza, że mały na pewno zostanie prezydentem, jak Wałęsa, bo ma charyzmę. No nie wiem, nie wiem, ja, matka prezydenta, kotek...coś mi to przypomina. Wolę, żeby pozostał normalnym, szczęśliwym człowiekiem.

Zapada noc, pomagamy zmywać, żegnamy się i odjeżdżamy zachwyceni gościnnością Jakoba i Milenki i tym, że nie poznajemy Chorwacji z perspektywy hotelowego basenu. Kolejne darowane butelki wina i rakiji lądują w lodówce. Kto to wszystko wypije?!
W wygląda jak Indianin. Jest czerwony, skóra pali go żywym ogniem. Smarujemy go czym się da, ale na niewiele się to zdaje.Chciałoby się rzec : "A nie mówiłam?". Z resztą i ja mam czerwony dekolcik, ale się nie przyznaję, że piecze.

PS.Zauważyłam w jednym z poprzednich postów, że Polska napisałam małą literą, przepraszam.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Ostatnio edytowano 03.02.2011 22:53 przez Użytkownik usunięty, łącznie edytowano 1 raz
helen
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2045
Dołączył(a): 08.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) helen » 01.08.2009 13:51

Teraz przeczytałam wszystko z przyjemnością i czekam na dalszy ciąg, jestem zachwycona relacją :)
moscatel
Croentuzjasta
Posty: 231
Dołączył(a): 24.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) moscatel » 01.08.2009 14:54

helen napisał(a):Teraz przeczytałam wszystko z przyjemnością i czekam na dalszy ciąg, jestem zachwycona relacją :)


Ja też, ja też :)
ANITA:)
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 798
Dołączył(a): 07.02.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) ANITA:) » 01.08.2009 15:23

agnieszka-bg masz niesamowity dar pisania! aż ci po cichutku "zazdroszczę" :wink: Wiele przeczytałam relacji, ale śmiem twierdzić że ta jest jedną z najlepszych :lol: Ja po twoim pisaniu to sie nie odważę żeby zamieścić swoją "opowieść" po pobycie w CRO, bo co bym nie spłodziła to i tak pewnie blado wypadnie.
Strasznie niecierpliwie jak pewnie wielu oczekuję na cd. :D
Ostatnio edytowano 02.08.2009 01:34 przez ANITA:), łącznie edytowano 1 raz
Użytkownik usunięty

Nieprzeczytany postnapisał(a) Użytkownik usunięty » 01.08.2009 16:10

Dziękuję Wam bardzo za pochwały. Aż mi głupio.... Pozdrawiam.
leopantera
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 697
Dołączył(a): 13.02.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) leopantera » 01.08.2009 20:30

Super relacja. Fajnie się czyta tylko czy pan S nie dorzuci jeszcze jakiś fotek. Może chociaż ich ilością dorówna opisowi ... czekamy
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży

cron
Zakochani w Chorwacji... - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone