Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Z Gdańska do Pompejów i z powrotem, szlaczkiem po bucie ...

We Włoszech znajduje się najstarszy na świecie uniwersytet, jest nim założony w 1088 roku Uniwersytet Boloński. Na terenie Włoch znajdują się 2 słynne wulkany: Etna i Wezuwiusz. We Włoszech trzykrotnie odbywały się igrzyska olimpijskie w latach 1956, 1960 i 2006. We Włoszech znajduje się 50 obiektów światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Modena we Włoszech to prawdziwa stolica samochodów sportowych, mieści się w niej 5 fabryk luksusowych samochodów sportowych: Ferrari, Maserati, Lamborghini, Pagani i De Tomasso.
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005
Z Gdańska do Pompejów i z powrotem, szlaczkiem po bucie ...

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 02.12.2010 13:29

Witam po długiej przerwie 8)
Zdaje się, że dojrzałem do kolejnej relacji.

Obiecuję, że będzie z przygodami, często z niepotrzebnymi szczegółami, ale za to z pominięciem rzeczy ważnych i licznymi komentarzami od siebie i ze zgorzkniałym sceptycyzmem, który poniektórzy znają już z relacji o wyprawie do Grecji: grecja-2009-z-gdanska-do-aten-i-z-powrotem-t25196.html?hilit=Z%20Gda%C5%84ska%20do%20Aten

Pozdrawiam i zapraszam, Krystof
Ostatnio edytowano 14.09.2013 10:35 przez Krystof, łącznie edytowano 3 razy
skywalker_01
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 634
Dołączył(a): 21.07.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) skywalker_01 » 02.12.2010 13:36

No to ... do dzieła, Waszmość :D
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 02.12.2010 14:04

no to dzisiaj chociaż o planie :@)

PLAN WYCIECZKI

Kolejna wyprawa samochodowa zakładała, przeciwnie do objazdu po Grecji, że najpierw się trochę zmęczymy zwiedzaniem, a potem sobie odpoczniemy w miłych okolicznościach, by nabrać sił na drogę powrotną..

To drugie miało nastąpić na uroczym półwyspie Gargano, a to pierwsze w szeroko pojętej Toskanii. W dalszej części relacji wymienię rzeczone miejsca szczegółowo oraz okraszę mniej lub bardziej szczegółowymi opisami.

Plan wyjazdu zakładał, że:
- na pierwszy nocleg dojedziemy do Monachium (ok. 1000 kilometrów), do hotelu, który zarezerwowałem przez booking.com (http://www.booking.com/hotel/de/b-b-munchen-neue-messe.html?sid=a0eb53781475d8118f5922778eba7abb )
- drugi będzie już nad morzem Tyrreńskim, gdzieś na campingu w okolicach Pizy,
- potem sobie pojeździmy niezobowiązująco po Toskanii,
- wpadniemy do Rzymu, albo nie,
- odpoczniemy w Vieste na Gargano, rozkoszując się możliwością kąpieli morskich i słonecznych oraz angażując się w liczne możliwości rekreacji związanej z wysiłkiem fizycznym (w moim przypadku chodziło o nurkowanie abc, pływanie i windsurfing, czyli sporty wodne),
- a najdalej położonym na południe miejsce będzie Neapol, gdzie zwiedzimy Pompeje, a może i coś jeszcze ...
- i wrócimy spokojnie do domu.

I większość tego ambitnego planu doczekało się szczęśliwej realizacji!

Realizację wspólnego projektu miała nam ułatwić współpraca z materią nieożywioną:
- samochodem po przeglądzie,
- nawigacją niezaktualizowaną,
- samochodową lodówką na lekarstwa i z odrobiną karmy dla ludzi,
- kupionym na poprzednią wyprawę namiotem,
- sprzętem windsurfingowym, który służyć miał również dzieciom za łódkę, a dorosłym za stolik campingowy,
- licznymi przedmiotami ułatwiającymi funkcjonowanie na wakacjach - typu wiatraczek, linka na pranie, płetwy, sztućce ...
- oraz licznymi przedmiotami, z których większości nigdy na wakacjach nie wykorzystaliśmy, jest więc szansa, że więcej już z nami nie pojadą, a o których nie wspomnę przez uprzejmość dla ich osoby.

Spakowaliśmy Madzię (Mazda MPV) po brzegi (zgodnie z zeszłorocznym systemem "wszystko mieści się w skrzyniach"). W tym roku było to bardziej skomplikowane, ponieważ miejsce niezbędnego bagażu zostało ograniczone przez uprzednie załadowanie do auta dwóch żagli, masztu, bomu i innych przedmiotów związanych z żeglugą windsurfingową. Wyszło to w sumie dość egoistycznie, bo tylko ja miałem pływać na desce, ale uważam, że było warto 8)
No i co dalej? No i wyjechaliśmy :wink:
Ostatnio edytowano 06.12.2010 12:42 przez Krystof, łącznie edytowano 1 raz
monia85
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 666
Dołączył(a): 05.02.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) monia85 » 02.12.2010 14:23

jadę z Wami :P
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 02.12.2010 14:31

sprzętem windsurfingowym, który służyć miał również dzieciom za łódkę, a dorosłym za stolik campingowy

Ot, spryciula...
:wink:

A skoro relacja jest w tym dziale czy to znaczy, że skończyło się w HR?



Fan
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 02.12.2010 15:19

jadę z Wami


zapraszam!
zarówno tutaj, jak i do wyprawy do Grecji tutaj: http://kierunekprzygoda.pl/Krystof/blog/28/
, która nie dość, że nie straciła na aktualności, to wręcz wzięła udział i zdobyła nagrody w dwóch konkursach :roll:

A skoro relacja jest w tym dziale czy to znaczy, że skończyło się w HR


a to złośliwiec! :wink:
miałem wrażanie, że jestem w dziale, "Jak nie Chorwacja ..." :roll:
Skoro się pomyliłem, to pewnie MOD mnie prędziutko przeniesie, czyż nie? :wink:

pozdrawiam czytelników :wink: :wink: :wink:
Ostatnio edytowano 31.12.2010 11:53 przez Krystof, łącznie edytowano 1 raz
monia85
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 666
Dołączył(a): 05.02.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) monia85 » 02.12.2010 15:24

Relacja z Grecji właśnie przeczytana - świetna, tym bardziej, że objazdówka to "mój" sposób spędzania wakacji :P
janusz.w.
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1672
Dołączył(a): 21.07.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) janusz.w. » 02.12.2010 15:31

...eee jak bez zdjęć to ja nie czytam :!: :twisted: :lol: :wink:
aaa... będzie o Vieste to moze jednak poczytam :!: :twisted: :lol: :wink:

pozdr
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 02.12.2010 16:04

- będzie objazdowo :@)
Ostatnio edytowano 06.12.2010 15:06 przez Krystof, łącznie edytowano 1 raz
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 03.12.2010 10:36

no to zapraszam na dzień pierwszy!

Dzień pierwszy, czyli dojazd. 10 lipca 2010 roku, sobota

No więc wyjeżdżamy. Droga, jak to droga, mijała szybko. Pierwszy dzień zapowiada się nudno. W Polsce oczy szczypią z niewyspania. Świat budzi się do życia. Ruch jest niewielki i nawet liczne przebudowy nie wydają się aż tak uciążliwe.

Szczegóły? Proszę bardzo:
Słupsk opuszczamy prawie zgodnie z planem: 2.48 :wink:
Koszalin mijamy o 3.47
dalej granica: 5.39 (tu robimy 30-minutowy postój)
obwodnica Berlina: 7.10
zjazd z A10 na A9 Richtung Leipzig: po godzinie, czyli o 8.10, małe tankowanie (47 litrów po przejechaniu 543 kilometrów, czyli spalanie w normie: 8,6 na 100 km)
Leipzig: 9.19
Wurzburg: 10.50
Bayreuth: 10.55
Nurnberg: 11.30
Munchen: 13.29

Przypominam, że pierwszy nocleg miał być w Monachium (Feldkirchen). Ale jak tu nie jechać dalej, skoro ani auto, ani pasażerowie, ani kierowca nie wykazują oznak zmęczenia, a godzina jest wczesna?

Podejmujemy zatem radosną decyzję, że improwizujemy jadąc dalej!

Godzina 14.10, gdzieś w Monachium, 980 kilometrów i po około 10 godzinach jazdy ...

Stojąc w kolejce do tankowania próbuję się dodzwonić, by odmówić hotel.
Pani w hotelu kieruje mnie do operatora booking.com, a tam z kolei nikt nie odbiera telefonu. Dodzwanianie się trwa długą chwilę. Nerwy związane z brakiem komunikacji po drugiej stronie niewidocznej linii telefonicznej powodują jednak, że nie stresuję się mega-długą kolejką do tankowania. :@)
Obie sprawy kończą się jednak sukcesem: hotel = no problem, have you nice day, a diesel = po korek (38 litrów, 437 kilometrów = 8,7l /100 km).

Jedziemy więc dalej z założeniem, że prześpimy się gdzieś w tanim przydrożnym hotelu w austriackim lub włoskim Tyrolu. W takim hotelu, którego nie znaleźliśmy wprawdzie wcześniej w Internecie, ale który na nas gdzieś czeka z otwartymi ramionami w postaci drzwi dwuskrzydłowych. Jakież naiwne było takie myślenie.

Do granicy austriackiej dojechaliśmy prędziutko (godzina 15.10).
A i przejazd przez tą urokliwą republikę nie nastręczał problemów. Nawet, zachęceni ładnymi widokami, zatrzymaliśmy się w kilku przydrożnych hotelach, by spytać o nocleg.
Jasne, że był - piękny, z widokiem na Alpy! Tyle, że nieco przydrogawy, ot ze 130 euro za noc plus śniadanie. Pomyśleliśmy, że znamy lepsze sposoby na pozbycie się takiej kasy ... Na przykład, hmmm, moglibyśmy ją spożytkować na zapłacenie za cztery noce na wypasionym campingu?
A propos - przejazd przez Austrię wiąże się z zakupem winiety (prawie 8 euro za tydzień) i uiszczenia opłaty za przejazd tunelem (również 8 euro).
Winiety kupiliśmy podczas tankowania. Mówię o dwóch winietach, bo kupiliśmy sobie od razu naklejkę na drogę powrotną.

Dopiero wjazd do Włoch (godzina 16.23) spowolnił naszą wyprawę - tuż za granicą zdarzył się wypadek, który spowodował przejście z trybu "gnamy" na tryb "stoimy, jedziemy kilka metrów, stoimy". I tak przez prawie godzinę. A była to ta godzina, w czasie której zaczęły nam w głowach świtać pomysły na rychłe poszukiwanie konkretnego noclegu. Zwłaszcza, że dochodziła godzina osiemnasta, czyli czternasta godzina spędzona w samochodowej przestrzeni.

I tu ważna uwaga dla podróżujących przez włoski Tyrol i poszukujących noclegu!

Zjazdy z autostrad do miast są rzadkie i skomplikowane (w sensie długie), co zdecydowanie zniechęca do podejmowania ryzyka szukania noclegu w mieście.
Okazuje się, że autostrady w tym regionie są drogami typowo tranzytowymi. Ruch regionalny odbywa się na paralelnych trasach, co do których istnienia nie mieliśmy zielonego pojęcia.
Do tego hotele przy autostradach jakby nie istnieją, a jeśli już, to jakoś nie rzucają się w oczy. Po prostu jedzie się pomiędzy górami, mija po drodze miasteczka schowane za dźwiękoszczelnymi ekranami i tyle.

A ile tak można jechać w poszukiwaniu noclegu?
Hmmmmmm.
Nam się tak udało pokonać odcinek od granicy niemiecko-austriackiej aż do campingu nad jeziorem Garda ;@)))
Pominę, że było to wynikiem burzliwej debaty z moją żoną, która uznała, że nocleg należy nam się szybciej i niekoniecznie w namiocie. Okazało się jednak, że jej argumentacja nie była dość przekonywująca.
Z perspektywy czasu uważam, że stało się dobrze:
- udowodniliśmy sobie, ze można bez problemu pokonać odcinek północna Polska - północne Włochy,
- oszczędziliśmy pieniądze na noclegu,
- przekonaliśmy się, że noclegi w namiocie sprawdzają się również po drodze, a nie tylko stacjonarnie,
- zajechaliśmy nad Gardę, czego nie było w planach,
- oszczędziliśmy wiele godzin w pakiecie czasu przeznaczonego na wakacje,
- znaleźliśmy camping, na którym mogliśmy planować nocleg w drodze powrotnej.
Same plusy!

Zatem raz jeszcze:
Granica z Austrią: 15.10
Innsbruck: 15.55
Granica włoska: 16.23
Bolzano: 17.30
Trento: 18.30
A spaliśmy tutaj: http://www.eurocampingpacengo.it/

Słupsk - Lado di Garda: 1391 kilometrów
około 17 godzin jazdy

Znalezienie tego campingu poprzedziło jeszcze kilka prób znalezienia hotelu, co wymuszała na mnie moja szanowna żona. Szczęśliwie hotele te były albo drogie, albo zajęte, albo jakieś takie nie za bardzo ;@)

Za to camping był nad jeziorem, przestronny, z basenem, z ładnymi toaletami i zamkniętym już sklepem spożywczym. Zostawiam rodzinę przy szlabanie i idę pogadać o noclegu. Pan zaprasza mnie po niemiecku do meleksa, bym mógł wybrać sobie jakieś miejsce spośród tych, które mi wskaże. Wsiadam i jedziemy. Widzę, jak moje dzieci pokładają się ze śmiechu widząc tatę w meleksie. Dzieciom tak niewiele trzeba do śmiechu. Trzeba z nich czerpać przykład!

A na campingu sami przyjaźni ludzie.
Zilustruję to choćby taką sytuacją: kucam sobie nic złego nie przeczuwając, by wbić w ziemię śledź. Robię to znalezionym w krzakach kamieniem, bo po co targać ze sobą na wakacje młotek?! A tu nagle ktoś mnie puka po placach i mówi po angielsku coś jakby to: "masz tu, proszę, oto młotek - będzie ci wygodniej wbijać gwoździe, tudzież śledzie w tę nieprzyjazną rolnikom ziemię" i uśmiecha się i odchodzi. Ja dziękuję mu uśmiechem i odprowadzam wzrokiem, by wiedzieć, dokąd udać się za chwilę ze zwrotem pożyczonego narzędzia.

A ledwo rozbiłem namiot, to znów ktoś podchodzi, wita się i mówi "ale śmiesznie, dziś wyjechali stąd ludzie, którzy też mieli japońskie auto i taki sam namiot! Nawet myślałam, że to oni wrócili, ha ha ha"

No więc na campingu jest sympatycznie, śmiesznie. Nawet mnie nie irytuje, że żadna przejściówka z kompletu "wtyczki z całego świata" kupionego w OBI przed wyjazdem nie pasuje do ichniego pudełka z prądem ;@)))

Bo ważne, że jest miło, że mamy gdzie spać, że są parówki z Lidla i butelka z gazem oraz czteropak tyskiego na pierwszy wieczór na obczyźnie.
Ostatnio edytowano 08.12.2010 11:00 przez Krystof, łącznie edytowano 2 razy
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107673
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 03.12.2010 10:53

Krystof napisał(a):Skoro się pomyliłem, to pewnie MOD mnie prędziutko przeniesie, czyż nie? :wink:


Przeniesione :wink:
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 03.12.2010 11:06

Przeniesione


dzięki ...

... a w następnym odcinku:
- o ciasnym i drogim campingu :? ,
- o brązowej wodzie w morzu :x ,
- o problemie z leżakami :roll: ,
- o mega kacu na własne życzenie :sm: !

pozdrawiam, Wasz Dyżurny Zbieracz Niedogodności :wink:
Arek
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8749
Dołączył(a): 15.03.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) Arek » 03.12.2010 11:48

Zasiadam wygodnie i czytam :)
Krystof
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3353
Dołączył(a): 26.04.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Krystof » 03.12.2010 13:08

no to przed łikendem jeszcze fragmencik ;@)

Dzień drugi, zaczynają się "prawdziwe Włochy".

Zaczynają się "prawdziwe Włochy". Pora zatem na małe ostrzeżenie! Osoby oczekujące peanów na temat krainy z ckliwych powieści o Toskanii, marzące o przeprowadzce do kurzej chatki ziołami pachnącej, spragnione opisów pól lawendowych i pejzaży bezkresnych rzędami smukłych cyprysów poprzecinanych ... no więc te osoby uprzejmie, acz stanowczo upraszam o opuszczenie tej relacji, bądź też jej obszernych fragmentów! Lub chociaż o wyrozumiałość proszę :wink:

No bo cóż, zbyt starym misiem się poczuwam, by się na sztuczne miody łakomić i na marketingowe dyrdymały histerycznie reagować.
A owszem, ogrania mnie melancholia na myśl o czarownych widokach, kuszących zapachach, wyrafinowanych smakach ... te jednak muszą być niewymuszone i wszechobecne, a nie na siłę wyszukane i bezrefleksyjnie zaabsorbowane lub co gorsza - sprzedane i kupione, bo toskański sentymentalizm to przecież żyła złota!

A oto najładniejszy pejzaż, jaki udało mi się znaleźć w Toskanii:
(widok z murów San Gimignano)

Obrazek

A jeszcze takie coś:
często jeździmy rodziną trasą Gdańsk - Kościerzyna (bardzo ładna trasa, jak by się nie jechało). No i na tej trasie, przed Borczem, zwykliśmy mówić sobie "patrz, tu - kurka siwa - to wygląda jak w Toskanii, normalnie", a potem "ciekawe, jak wygląda w Toskanii? ha ha ha - pojedziemy i sięzdziwimy ". No więc do tegorocznych wakacji tak sobie mówiliśmy - pamiętając, by swoje wyobrażenia później zrewidować. No i wygląda to tak, że dzięki Toskanii wyleczyliśmy się z polskich kompleksów :wink: Ale to kwestia zderzenia oczekiwań z rzeczywistością. Jak się ktoś ckliwych filmów naogląda, to potem wyobrażenia ma rozbuchane.

Ale do rzeczy.

Poranek na campingu przywitał nas miło. Jak to w ciepłym klimacie - wstawało się dobrze, było cieplutko, a humor poprawiała myśl o nadchodzącym czasie kawy. Moja żona wprawdzie kontestowała dosłowność form aktywności związanych z przebywaniem na campingu, ale nie było to na tyle ciążące, by się tym przejmować.

Co mojej żonie doskwiera?

A to na przykład, że camping jest takim wspólnym mieszkaniem, po którym poruszają się obcy sobie ludzie. No i podczas, gdy jemy ciabattę z mielonką i delektujemy się poranną kawą, to obok nas przechodzi pani, co do której celu przechadzki pozostali współlokatorzy nie mogą mieć złudzeń. Bo ciągnie owa pani za sobą biały papiero-toaletowy szal.
I w kontekście spożywania śniadania to mojej żonie właśnie przeszkadza. Że mianowicie na campingu intymności się nie ma. Że tą intymność traci i ten, co kawę spożywa, i ten, co w porannym zmęczeniu ponocnym do kibla ciągnie.
Mnie to z kolei nie przeszkadza. A samo spostrzeżenie mojej żony bardzo mi się podoba. Z socjologicznego punktu widzenia, oczywiście.
Ot, taka campingowa obserwacja kawowo-toaletowa.

No więc wstaliśmy, poszliśmy raz jeszcze nad jezioro, a potem jeszcze na basen przyjemny. I tu właśnie pojawia się ten walor wczorajszego pędzenia! Dziś mamy pierwszy dzień właściwych wakacji. Gdybyśmy zostali w Monachium, to może byśmy się teraz męczyli w austriackim korku przed tunelem ;@).

Około godziny 11.22 opuściliśmy ładny camping (35,60 euro za 4 osoby, samochód, namiot i dostęp do prądu) i pojechaliśmy do Pizy na poszukiwanie przygód!

Dojazd był prosty i szybki.

Do Toskanii wjechaliśmy o 13.47 (o tej godzinie minęliśmy napis powitalny "Toskania".
Około 14.00 zatankowaliśmy sobie 55 litrów diesla.
Korki zaczęły się dopiero nad morzem, w okolicach Pizy, dokładnie w Tirreni. Bo ta Tirrenia to typowo letnia miejscowość nadmorska ze wszystkimi przynależnymi temu typowi miejscowości zaletami i wadami. Jechaliśmy w korku mijani przez licznych wariatów na pierdzących skuterkach. Ci będą nam towarzyszyć aż do wyjazdu z Włoch. A ich aktywność wspominamy źle do dzisiaj i tak już zostanie.

Tak więc jedziemy powoli szukając nadmorskiego campingu w okolicach Pizy. Plan jest taki, by dziś się pokąpać, a jutro zwiedzić Pizę i Lukkę, a pojutrze lub jakoś tak dojechać na camping obok Florencji.

Po drodze była jakaś stłuczka ze skuterkiem i wgniecionymi drzwiami w corolli w roli głównej. Znów stoimy. Ze zgrozą obserwujemy, że miejscowość, w której miał leżeć znaleziony w Internecie camping kończy się, a miejsce traci charakter letniskowy i nabiera charakteru portowo-industrilnego!

A dojazd znad Gardy do tej miejscowości kosztował (opłaty na bramkach), jak by kto pytał, 16,60 euro! Oj, dobrze to nie rokowało na przyszłość ...

Ale camping w końcu jest.
Ten oto: http://www.campingmareesole.it/

Camping pod Pizą

Jest godzina 15.00 z hakiem. Pani w recepcji informuje mnie, że owszem znajdzie się miejsce, ale w pobliże parceli nie mogę wjechać autem, bo bramę otwierają dopiero na dwie godziny koło 17.00. Tak więc mam poszukać miejsca na parkingu i albo zanieść bagaż na plecach, albo poczekać. Tracimy około 15 minut na poszukiwanie miejsca parkingowego. Wydaje mi się to mało fajne, że miejsc jest tak mało. No bo co? Za chwilę pojadę zawieść na miejsce namiot i znowu będę szukał parkingu? Jakoś głupio to jest zorganizowane :?

No ale nic to.
Spoceni wyszukujemy w bagażniku niezbędne rzeczy i idziemy się wykąpać. Brrrrrr, w basenie woda jest bardzo zimna i równo głęboka na metr sześćdziesiąt. Do tego pełno w niej młodocianych, rozwrzeszczanych Włochów obwieszonych złotem i z pomadami na włosach. Tacy typowi Włosi. Opuszczamy basen. Idziemy dowiedzieć się, gdzie na tym campingu mamy spędzić kolejne dni. Podobnie, jak wczoraj pan campingowy zaprasza mnie na przejażdżkę meleksem. Wcześniej wypożyczam przejściówkę do prądu, która nie pasuje do gniazda, więc wracam ją wymienić.

Camping jest o wiele ciaśniejszy, niż wczorajszy, nie tak naturalny, jak tamten, a pan proponuje mi same nieciekawe miejsca - jakieś klepisko pod płotem, coś małego przy głównej drodze i obok parkingu i daleko od morza, coś wciśniętego pomiędzy mobilhołmy, ale za to blisko morza. Wybieram ostatni wariant i jedziemy finalizować sprawę. W recepcji wypożyczam przejściówkę do prądu (nie będzie pasować) i jedziemy Madzią zainstalować się na naszym miejscu.

Po drodze włącza mi się dyżurny anarchista - o nie, nie jadę z powrotem na parking!!! Zostawię auto przy namiocie i mogą mi naskoczyć!
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Dla świętego spokoju i ukojenia wyrzutów sumienia nie rozłożyłem całego namiotu - auto zajęło miejsce nie rozłożonej sypialni. Dodatkowo, na wszelki wypadek włączyłem sobie jeszcze opcję klienta awanturującego się - jak mnie ktoś zagadnie, to wypalę mu, że płacę za miejsce i robię na nim, co chcę i to jeszcze, że mój samochód jest moim domem! Tak właśnie mu powiem. Tyle, że nikt nie spytał.

Obrazek

Namiot rozłożony, humor taki sobie - rok temu było to samo :roll: Zmęczenie robi swoje. Realizujemy więc zeszłoroczny pomysł - nic tak dobrze nie robi na rozładowanie zmęczenia i stresu, jak wizyta nad pięknym, błękitnym morzem!

Nad morzem

A było to tak ... Jak to wspominam, to aż mi się serce kraje, bo ja w sprawie wody, to taki bardziej wrażliwy jestem :wink:

A było to tak ...
Poszliśmy nad morze. Z daleka widać, że tłum - normalna sprawa, jak to nad morzem. Cała plaża w leżakach, ale pełno leżaków pustych. Nam leżaki z resztą niepotrzebne, bo nie mamy z nimi doświadczenia, bo sposobności do ich wykorzystania jakoś nigdy nie mieliśmy. Potrzeby z resztą też nie, mimo, że podobno serwis leżakowy jest w cenie campingu, bo i plaża do campingu przynależy.

No więc brniemy przez tą campingowo-leżakową plażę, mijamy głośny bar plażowy, alkoholowy. Decydujemy się, że nasz skromny dobytek w postaci klapków i ręczników spocznie na piasku, a my pójdziemy się kąpać. No i kładziemy te ręczniki byle gdzie i ruszamy, a tu pani jakaś mnie woła, że mam te ręczniki stąd zabrać. I gapi się na mnie z leżaka. Ja jej na to, że "o co chodzi", że "co jej nasze ręczniki"? A ona, że obok jej wykupionego leżaka leżą. "Aha" - mówię i przekładam je obok. A on na to, że tu też nie, bo może ktoś za chwilę przyjdzie i mu te ręczniki też doskwierać będą. Ja na to, że nie jej biznes, a ona, żeśmy dziady i że mamy za leżaki zapłacić u pana w czerwonej koszulce. No szczyty normalnie. Szał mnie ogarnia, ale nie zepsuję przecież wakacyjnej atmosfery awanturą z jakąś mokrą Włoszką!

Napieram więc do ratowników, że "o co chodzi z tymi leżakami?". Ci pozwalają mi położyć bambetle u nich na stoliku i patrzą na mnie z politowaniem: "o Polak jakiś przyjechał, wieśniak jeden, 12 ojro mu na leżaki szkoda, hahaha". Ale uśmiechają się no to i ja się uśmiecham i idę do wody.

Woda jest brązowa.
Gdy do niej weszliśmy nasze nogi zginęły i nie pokazały się aż do wyjścia. Trudno. Ważne, że mokra.
Idę z córką popływać. Idę to dobre słowo. Idziemy, idziemy, idziemy, a głębokość wciąż taka sama ... tak do pół-łydki mniej więcej.
Umęczeni odpoczywamy i wędrujemy dalej. Po drodze mijamy różnorodne instalacje rekreacyjne - najczęściej jakieś kołki na siatkę do siatkówki, niektóre nawet z siatką!
Potem dochodzimy do takiej platformy z wielkich plastikowych pływających niebieskich brył - wchodzi się na takie coś po drabince, wędruje do końca, a na końcu się z tego skacze do wody. Bardzo to wszystko wesołe. Ciekawe, jak tu głęboko? Dowiem się, jak wskoczę. Profilaktycznie skaczę na nogi. Głębność akurat do skoków. Wskakuję w muszlę. Żeby to chociaż fajna muszla była jakaś ... ale nie, zwykła małż jadalna. Trochę mnie to wskoczenie martwi, bo przed nami dni zwiedzania, a ja mam stopę rozciętą na długości kilku centymetrów ... Pocieszam się jednak, że i tak lepiej mieć ranę długą, niż głęboką!
Potem skacze córka, potem znów ja i tak kilka razy.

W tym czasie synek siedzi na brzegu i płacze, że boi się takiej brązowej wody, tym bardziej, że są fale ...

Dociera do nas, ze chyba jest trochę niefajnie. Trzeba zastosować kolejny polepszacz - idziemy zatem kupić coś fajnego do jedzenia i - przede wszystkim - picia.

Wracając z plaży w stronę sklepu przyglądamy się mieszkańcom campingu. Niestety, to już nie są ci przyjaźni Holendrzy z wczoraj. Towarzystwo zdecydowanie się różni. Tutejsi Włosi są hałaśliwi, wytatuowani, krzykliwie ubrani - dotyczy to zarówno panów, jak i pań na złotych szpileczkach z poupinanymi sztucznymi blond włosami.

Dopiero później zauważmy zależność, że przybyliśmy na camping w niedzielę - w dzień świąteczny, gdy nad morzem wypoczywają tłumy Włochów, którzy uciekli na łikend z miasta do swojego azylu w postaci campingowego domku, namiotu, przyczepy. Bo dało się zauważyć, że zdecydowana większość campingowych instalacji, to prywatne własności tambylców, którzy opuścili je późnym niedzielnym wieczorem.

Mijamy więc tłumy Włochów i idziemy do sklepu. Dzieci dostają lody, ja obalam pod sklepem piwo. A propos. Zauważyłem po fakcie, że piwo z półki różniło się od piwa z lodówki o 50 eurocentów na rzecz zimnego! Co kraj, to obyczaj!

Po lodo-piwie robimy kolejne zakupy. Parmezan grano padano, jakieś pieczywo, oliwki, warzywa, owoce i słynne włoskie czerwone wino!

I tu wtręt o winie.

Wybieram je długo, bo wybór i ceny przeróżne - od win 0,75 ml za 1 euro, lub 3 euro za pięć litrów, po te drogie - za kilkanaście euro butelka.
No więc nie wiem, co wybrać. Nie chcę kupić jakiegoś mózgotrzepa, ale nie chcę też przepłacić. Decyduję się zatem na średnią cenową i biorę czerwone za około 5 euro za butelkę.
Przyznam, że piłem już różne rzeczy i nie przypominam sobie, żeby czegoś kiedyś nie dopił do końca. A tamtej słonecznej niedzieli zdarzył się właśnie ten pierwszy raz. Wypiłem do kolacji pół butli i więcej nie zmęczyłem. Nie wiem, czy to kwestia nastawienia, nerwów, czy wina, ale kolejny dzień musiałem rozpocząć przyjęciem dwóch paracetamoli - inaczej bym nie wstał z karimaty!

Po 9.00 opuszczamy nieprzyjazny (ciasny i przeludniony, brzydka plaża*) camping płacąc 45 e (czyli tyle, ile za dobę w apartamencie nad morzem i z basenem na Costa del Sol, ale przecież nie jesteśmy na Costa del Sol). Jedziemy zwiedzać Pizę i Lukkę!

* a propos brzydkiej plaży - ta nasza była z dwóch stron obudowana barakami mieszkalnymi. W łeb zachodzę, kto chce mieszkać w takich warunkach? Przecieżto już lepiej we własnym namiocie na campingu !

Obrazek

URL=http://fmix.pl/zdjecie/2313555/piza-plaza2]Obrazek[/URL]

W następnym odcinku:
- jak nie rozwaliłem szlabanu, a parkingowy mnie gonił
- jak nie potrafiłem wyjechać z Lukki i jeździłem vanem po starówce
- jak później wjechałem na starówkę we Florencji :wink:
Ostatnio edytowano 31.12.2010 11:56 przez Krystof, łącznie edytowano 7 razy
LRobert
Cromaniak
Posty: 4130
Dołączył(a): 09.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) LRobert » 03.12.2010 17:11

Fajnie. Może jednak daj się przekonać do wklejenia jakiegoś zdjęcia. :lol: Mimo, że twierdziłeś iż jesteś taki odporny to jednak Włochy budzą emocje. 8O Różne co prawda ale jednak emocje :wink:
Następna strona

Powrót do Włochy - Italia



cron
Z Gdańska do Pompejów i z powrotem, szlaczkiem po bucie ...
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone