Do spraw organizacji Crowyjazdu jeszcze z pewnością wrócimy...
Dzisiaj przy święcie postanowiliśmy zrobić coś dobrego na obiad, może tym razem element niezbyt patriotyczny, do którego obliguje data, ale coś uroczystego, wszak gościmy najróżniejsze nacje z powodu EURO 2012.
Z ostatnich dalszych wędrówek po świecie wrzucę smaki z dalekiego wschodu.
Typowa dzielnica gdzieś w oriencie, gdzie wszędzie pachnie mieszaniną ziół, przypraw wschodu i ulicznym jedzeniem. Na kolejnej fotce przydrożna manufaktura mielenia ziół na proszek, bo takie wymagania mają zarówno Hindusi, Indonezyjczycy, ale i Tajowie...
Klimat tu koszmarny, temperatura nawet po zmroku mało kiedy spada poniżej 30 stopni. Powietrze jest bardzo wilgotne, tak że pocimy się tu na okrągło, a szczególnie wtedy, gdy w grę wchodzi konsumpcja, zwykle okrutnie ostrych, ale jak genialnych tutejszych dań...
Tu nieszczęsna fotka autora, gdzieś wśród rozlicznych, ulicznych kramów z żarciem...
Dla osób nie lubiących pałeczek, polecam zawsze noszenie własnej, może być plastikowej łyżki, znaczne upraszcza system jedzenia. Przynajmniej większość zupy nie ląduje na koszuli...
Wracając do tematu, dzisiaj postanowiliśmy wykonać świąteczną zupę rybną na sposób orientalny, i nie z jakichśtam rybich łbów, tylko z dobrego łososia, krewetek. Podstawą dania będą zioła. Również te świeże. Uważam, że każdy może mieć właśnie taką skrzynkę, która stoi sobie na balkonie, na oknie, w ogródku, z dużą dozą mobilności.
Zawartość: bazylia pospolita, bazylia tajska, kolendra, tymianek, estragon... Podstawą jest stałe podsadzanie czegoś nowego w miejscu zużytego zielska...
Pozdrawiam, Grzegorz.
