Wracamy do Sóller.




Ścisłe centrum ciągle opanowane jest przez namioty i stoiska targowe. To taka tutejsza sobotnia tradycja.

Ostatni raz idziemy na Plaça de la Constitució.




Chcieliśmy zajrzeć do kościoła Sant Bartomeu, ale ze względu na przygotowania do ślubu był zamknięty dla turystów.
Szkoda, bo np. we włoskich ślubach uczestniczyliśmy nie raz
. Ostatnie fotki fasady.



I ostatnie polowanie na tramwaj

.



Z Sóller jedziemy do miejscowości Deià, która wymieniana jest jako jedna z najbardziej urokliwych na Majorce

.
Niestety nie tylko my postanowiliśmy sprawdzić jak to jest z tą urokliwością

. Nie udaje nam się znaleźć żadnego miejsca parkingowego, ściśle obstawione są też wszystkie miejsca na poboczach bezpośrednio przed i za Deią

.
Postanawiamy więc najpierw pojechać na mirador de sa Foradada, a później spróbować szczęścia jeszcze raz.
Zjeżdżamy na parking przy punkcie widokowym, oczywiście płatny.
Z miradora można sobie popatrzeć na zatoczkę Cala de Sa Costa Brava i półwysep sa Foradada z charakterystyczną skałą dziurką.



Trochę zooma

.



W dół prowadzi ścieżka, którą chcemy się przejść kawałek. Nie do samego dołu, bo aż tyle czasu nie mamy, ale przynajmniej do jakichś dwóch punktów widokowych, które obiecują mapy.cz.
I co? I tak jak dzień wcześniej w Lluc po kilkuset metrach trafiamy na bramę zamkniętą na kłódkę

.
To może zwiedzimy Son Marroig? Zdjęcia w sieci są dość obiecujące ...
Niestety zabytkowa rezydencja arcyksięcia austriackiego Ludwiga Salvadora z malowniczą rotundą postawioną na klifie akurat zaczyna przerwę w zwiedzaniu

.
Nic tu po nas. Szkoda tylko tych paru euro wrzuconych do parkomatu, bo liczyliśmy, że przy sa Foradada zabawimy trochę dłużej.
Wracamy do Deià. A w Deià bez zmian, nie ma gdzie opla wcisnąć

.
Nic straconego. Wrócimy tu sobie za parę dni. Autobusem

. Jego przynajmniej nie trzeba nigdzie parkować

.
Następny przystanek Cala Sant Vicenç
