Pora skończyć tą relację.... Wracamy do września 2016, jesteśmy w Sibeniku….
7 września 2016, środa, Sibenik c.d. Pora w końcu opuścić to wspaniałe baptysterium… Rozglądam się na moimi chłopakami i okazuje się, że zarówno moi jak i męska część drugiej rodzinki grzecznie siedzi na schodach pod Loggią…
Chłopaki lekko znużone czekaniem na mnie.... okazuje się, że E. chciała wejść ze mną do środka katedry, ale ja już dawno byłam w środku, no i była lekko nie pocieszona…. Czas wszyscy wykorzystali na wejście na balkonik, z którego ma się widok na katedrę…. Ale oczywiście zdjęć na katedrę nikt nie porobił
Obchodzę jeszcze katedrę…
…i idziemy na lody. A dokładnie w
to samo miejsce co rok wcześniej. Lody dalej są, dalej przepyszne, a E. podobało się to, że panie były ubrane jak w bajce Hello Kity. Minus tego miejsca, że nie ma typowych stolików. Są tylko stoliki bankietowe z hokerami, a tam maluchy to raczej sobie nie posiedzą, a raczej my spokojnie nie zjemy wtedy lodów… i po raz kolejny wybieramy schody, tym razem przed wejściem do teatru….
Po lodach zabieram jeszcze wszystkich do obowiązkowego miejsca w Sibeniku czyli do
fontanny z żółwiamiTym razem niestety żółwie są bardziej pochowane, no ale pogoda nie zachęca do opalania się…
Wąskimi uliczkami wracamy pod katedrę...
…i idziemy wzdłuż promenady….
….do małego portu na kawę i jakieś inne napitki. Czekając na kawkę patrzę na Twierdzę Św. Anny.
Nie planuję wejście, bo już
byliśmy swego czasu, a na niebie robi się coraz ciemniej…. Trzeba wstać i wracać na parking, aby nas nie zmoczyło, ale pierwsze mocniejsze krople deszczu i tak nas dopadają przy dworcu autobusowym. Na szczęście jakoś udaje się dobiec do samochodów….
Dla mnie Sibenik to obowiązkowy punkt do odwiedzenia w Cro. Nie jest tak zadeptany jak Split czy Zadar, nie mówiąc już o Dubrovniku (bo to inna już Iiga), ale poprzez swoją prostotę jest bardzo przyjemnym miejscem. Na pewno jak będę jeszcze kiedyś w okolicy to ponownie to miasto odwiedzę i ponownie wejdę do Katedry…..
W samochodzie myślimy co teraz??? Nam się chce jeszcze gdzieś jechać, a nie tak wcześnie kończyć dzień, szwagry też chętne, więc jedziemy na południe. Na cel obieramy Rogoznicę i kalmarki w Fish Fast Food… Krakusy chyba już tam są i odpoczywają…. Ale niestety z każdym przejechanym metrem pada coraz mocniej, a na wysokości centrum handlowego to już ściana deszczu jest. Z ogromnym żalem, ogromnymmmm
podejmujemy decyzję o odwrocie…. Już w app. sprawdzamy i w Rogoznicy także pada…..