Noclegi mieliśmy zarezerwowane na terenie kompleksu rekreacyjnego
Lučina około 3 km od wioski Tvarožná Lhota i mniej więcej tyle samo od wsi Radějov.
Plusem tego miejsca jest ładne

położenie, z dala od głównych dróg. Minusem.... hmm, gdziekolwiek wybierzemy się na rowerową wycieczkę, zawsze w jakąś stronę będzie

pod górkę, czasem nawet stromo. Przy temperaturze ponad 30 stopni jakoś

mało przyjemnie wygląda podjazd czy nawet tylko prowadzenie rowerka

... Z tego właśnie powodu planowane trasy wycieczek

trzeba było mocno zweryfikować, odpadła m.in. przejażdżka po wioskach Horňácka. Gdyby było ciepło, ale nie upalnie, z pewnością zrobilibyśmy

kółeczko przez obie Vrbki, Kuželov, Javornik, Lipov, Tasov, Hroznovą Lhotę i Kněždub...
Co prawda można byłoby zapakować rowery na dach i podjechać autami tak, aby dało się zwiedzić te wioski "na kole", ale nie po to jechaliśmy taki kawał drogi, żeby kierowcy musieli się katować autami w trakcie urlopu.
Kolejnym problemem wyboru Lučiny jako miejsca noclegowego było znalezienie spania w interesującym nas terminie. Różnorakich ośrodków jest tutaj mnóstwo, ale przeważają drewniane chatki kampingowe, czynne

wyłącznie latem.
Wysłaliśmy kilkanaście maili z zapytaniem, odzew był jedynie w dwóch przypadach. Drogi (jak dla nas, bo ktoś może mieć inne zdanie

) hotel Radějov jakoś nam nie pasował, pomimo ewidentnych plusów związanych z zakwaterowaniem w pokojach z łazienkami.
Zdecydowaliśmy się na tanią klasę turystyczną, czyli
Rekreační středisko Anna.
Fotka z netu:
Gdyby było tam poprzątane (pewnie

nie zdążyli po zimie, bo zjawiliśmy się na długo przed sezonem

), byłoby OK. Niestety pierwsze wrażenie było

takie sobie... Fakt, z każdym dniem było lepiej

, pojawiła się ciepła woda

pod prysznicami (chociaż nie wszędzie uzupełniono zasłonki), a śniadanie (po pierwszej niedzielnej porażce) zrobiło się obfite i urozmaicone, na dodatek smaczne

.
Po rozpakowaniu się, wskoczyliśmy na nasze runkami i zjechaliśmy ok. 600 m w dół (przewyższenie ok. 40 - 50 m, więc w drodze powrotnej zawsze czekały nas niezłe katusze) do najbliższego baru - bo kierowcy na rynku w Strážnicy mogli sobie tylko pamarzyć

o zimnym piwku...
Zgodnie jednak z

winiarską tradycją naszych majowych weekendów, ważniejsze od piwka było dla wszystkich Veltlínské Zelené

.
Tyle, że leśny bar jakoś nie bardzo był przygotowany

na tak dużą grupę miłośników miejscowego winka, więc wszystkie zapasy (4 litry na tylu spragnionych?) wyczerpaliśmy w mig. W kolejnych dniach obsługa baru już zadbała

o odpowiednie zaopatrzenie, więc przed powrotem do "Anny" przystanek pod brzózkami stał się naszym rytuałem

... Z samego rana przed wycieczką zresztą często także

.
