Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Turcja w cztery tygodnie

Największym miastem Turcji jest Stambuł - miasto o dużej wadze historycznej (niegdyś znany był pod innymi nazwami: Bizancjum i Konstantynopol). Ciekawostką jest, że w Stambule zmarł Adam Mickiewicz – wybitny polski poeta epoki romantyzmu. W jego niegdysiejszym domu mieści się dziś Muzeum Adama Mieckiewicza, gdzie znajduje się ekspozycja poświęcona pamięci artysty. Turcja jest jednym z niewielu państw na świecie, które są całkowicie samowystarczalne pod względem produkowanej żywności.
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107676
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 18.08.2009 17:37

Franz napisał(a):Ale może nie ciągnijmy dłużej 'offtopików', by zanadto Januszowi w jego relacji nie bruździć. Już i tak mi łyso, że tyle wtrętów tu uczyniłem. Pocieszam się tylko, że pokazuję te rejony Turcji, których Janusz nie ma zamiaru.

Pozdrawiam,
Wojtek Franz


Masz racje Wojtku, nie pokażę tych rejonów Turcji, które Ty pokazujesz - i dobrze, że pokazujesz :D , bo ja byłem na wakacjach typowo pobytowych z dwoma wycieczkami fakultatywnymi, Ty byłeś indywidualnie na objazdówce, więc zobaczyłeś o wiele więcej w Turcji, która jak się okazuje jest naprawdę bardzo ciekawa turystycznie.
Ja na takie objazdówki już się nie piszę, ani swoim autem, ani z Itaką np. na: "w poszukiwaniu zaginionej arki"
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 19.08.2009 19:58

W suplemencie do relacji Janusza dobiłem już dwukrotnie do wschodniej granicy Turcji - z Iranem w okolicach Dogubayazit oraz z Armenią w Ani. Czas rozpocząć drogę na zachód:

Obrazek

Obrazek

Powoli zagłębiamy się w góry Pontyjskie:

Obrazek

Za Yusufeli (tłum. nazwy: Ręka Józefa) wjeżdżamy w najwyższą ich partię - Kackar (tłum. nazwy: Ile Śniegu):

Obrazek

Obrazek

Dolina się zwęża:

Obrazek

I wkrótce dotrzemy do samego końca - Olgunlar (tłum. nazwy: Dojrzali, Doświadczeni):

Obrazek

Więcej fotek z tej trasy pod adresem: http://swiat.freehost.pl/Turcja07/Turcja07.html

Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl
Ostatnio edytowano 20.08.2009 15:56 przez Franz, łącznie edytowano 1 raz
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 20.08.2009 15:14

Gdy tak pokazuję tutaj niektóre z moich fotek, to - mimo kiepskiej pamięci - raz za czas doskakuje do mnie jakieś wspomnienie. Co ciekawe - więcej wspomnień dotyczy mojej pierwszej tureckiej eskapady. Cóż, za pierwszym razem wszystko wywiera większe wrażenie, głębiej się wrzyna...

Kiedy sześć lat temu wjeżdżałem coraz głębiej w wąską dolinę, wiodącą nie wiadomo dokąd - ale miałem nadzieję, że zgodnie z moimi zamierzeniami - to gdy minąłem kolejną małą wioskę, natknąłem się na sporą grupę młodych ludzi. Widząc mój wóz, zeszli z wyboistej drogi, ale wyciągnęli ręce, bym się zatrzymał.
Stanąłem a oni rzucili się do mnie. Z kilku ust jednocześnie padały słowa, więc za wiele nie zrozumiaem, ale sprawa była oczywista - czy ich podwiozę.
OK, wprawdzie mam graty i na tylnym siedzeniu, i obok siebie, ale co tam! Chcę je poskładać, ale już za późno. Ktoś siada koło mnie, do tyłu wpychają się inni. Patrzę z niejakim przerażeniem, że mam już czterech pasażerów na tylnym siedzeniu, a ten obok mnie zaczyna się przytulać bo pakuje się następny.
- Moment! Bir an, lutfen! - wołam. Bez przesady; wiem, że tu się tak zwykło jeździć, ale ja muszę mieć miejsce by operować biegami i kierownicą.

Uff... zostaje nas tylko dwóch z przodu, za to ładuje się jeszcze kilka tobołków. Reszta grupy pójdzie pieszo, a ja - obładowany jak mała ciężarówka - z trudem ruszam w górę.
Po kilku kilometrach dojeżdżam do kolejnej wioski. Przy pierwszych zabudowaniach moi pasażerowie się wyładowują i serdecznie mi dziękują. Rzucam okiem, czy został mój plecak, ale wszystko chyba jest na miejscu, tylko mocno stłamszone. Ruszam dalej, mijam zakręt w prawo i wjeżdżam na mały placyk. Kilka starych domów, malowniczo podniszczonych i dwie wąziutkie drogi pomiędzy nimi. Którą wybrać?..
Gdy tak się zastanawiam - boję się, że mogę się nie zmieścić pomiędzy domostwami - podchodzi do mnie jeden z dwóch rozmawiających w pobliżu ludzi. Rzuca jakimś pytaniem, ale w pierwszej chwili nie potrafię zrozumieć. Przechodzi na niemiecki i dokładnie w tym momencie dociera do mnie sens wcześniejszego pytania zadanego po turecku.
- Dokąd jedziesz?
Dobre pytanie. Gdybym to ja wiedział... Ale jedno wiem:
- Jadę tak daleko, jak daleko droga prowadzi.
- Mhm. Droga tu się kończy - słyszę.
- Aha. To znaczy, że dojechałem. A gdzie ja jestem?

Tak dotarłem wtedy do Olgunlar i tak poznałem Ismaila - Turka, mieszkającego od wielu lat w Szwajcarii.
Ismail - z racji swojego międzynarodowego znaczenia - poczuwa się do roli przewodnika, mimo że dopiero co dotarł z północnej stony Kaczkaru , prowadzony przez wynajętego przewodnika górskiego.
Zostawiam wóz na tym placyku i szybko poznaję okolicę. Olgunlar jest zamieszkiwane przez kilkadziesiąt rodzin, ale tylko w sezonie letnim. Na zimę zostają tu dwie, czasem trzy rodziny, reszta schodzi w doliny. Zdarza się, że po większych opadach śniegu wioska ta jest tygodniami odcięta od świata.
Na placyku, który mnie ugości przez dwie noce znajdują się "miejskie szalety", tzn. drewniana wygódka, postawiona nad przepływającym strumykiem. Ot, kanalizacja. Jest to jedyny wychodek we wsi, więc ktoś raz po raz z niego korzysta, za każdym razem serdecznie mnie pozdrawiając.
Do wychodka przymocowany jest maszt z umieszczonym na nim głośnikiem. Już wkrótce mam okazję się przekonać, iż jest to wiejski... minaret. Pięć razy na dobę rozlega się z niego donośny namaz. W nocy też go usłyszę.
Ismail ciekawie wypytuje mnie o wszystko - co widziałem, gdzie już byłem, jakie mam plany. Jak się dowiaduje, że następnego dnia chciałbym pójść w stronę najwyższego szczytu Kaczkaru i spróbować na niego wejść, pyta czy możemy spróbować wspólnie. Oczywiście, we dwójkę raźniej.
Zapada wieczór i szybko robi się bardzo chłodno. Ja będę spał w wozie, ale Ismail ma wynajęty pokoik w świeżo wybudowanym, pachnącym drewnem, hoteliku. Wieczór spędzam więc razem z nim w cieplutkiej świetlicy, a gospodarz serwuje nam kolejne herbatki. Dosiada się lokalny przewodnik górski i kręci głową z rozbawieniem.
- Wejść na Kackardagi i wrócić w jeden dzień?? Absolutnie niemożliwe!
Tu odbywa się to w ten sposób, że przewodnik prowadzi delikwentów trasą trzydniową. Pierwszy dzień do hal poniżej Deniz Golu (Morskie Oko, dosł. Morskie Jezioro), gdzie stają namioty. Drugi dzień na szczyt i z powrotem do namiotów, a na trzeci dzień powrót do Olgunlar.
- Nawet nie próbujcie dojść do szczytu w jeden dzień. Byli już tacy smiałkowie. Potem znosiliśmy ich ciała.
Ja nie mam więcej czasu - tylko jeden dzień. Przecież to tylko jeden punkt na mapie całej Turcji. Staje na tym, że rano wystartujemy razem z Ismailem i pójdziemy tak daleko, jak uznamy za stosowne. Przewodnik oczyma wyobraźni już widzi transport kolejnych ciał...
----
Kiedy dwa lata temu dojeżdżamy z Beatą do Olgunlar, we wsi jest już kolejny hotel. Biorę skromny pokoik - chcę, byśmy byli wypoczęci i w dobrej kondycji przed górską wędrówką.
Mamy trochę czasu do zmroku, więc oprowadzam ją po wiosce, pstrykając fotki. Domy nie zatraciły swego uroku. Wychodzimy poza nie i na łące powyżej widzimy małą grupkę, z której ktoś do nas zachęcająco macha ręką. Po chwili już siedzimy z nimi, a pani polewa czaj z imbryczka. Jak wszędzie, tak i tutaj Turcy okazują pełną serdeczności ciekawość obcych. Przyjemnie się gawędzi, miło z nimi siedzi, czas płynie wolno, jak białe obłoki po niebie.
Pokazuję Beacie altankę, w której cztery lata temu imprezowałem, zaproszony przez nieznajomych Turków, kiedy Ismail już mnie gorączkowo wyczekiwał. Eeech... pięknie jest...

Startujemy wcześnie rano. Jeszcze jest chłodno, kiedy mijamy używany wyłącznie do wypasu, ostatni przysiółek, ale na halach poniżej Deniz Golu już nam słońce przygrzewa. Teraz strome podejście w kamienisto-trawiastym terenie i podchodzimy pod samo jezioro. Znajdujemy miejsce w miarę osłonięte od wiatru i stawiamy namiot. Zostanie w nim większość gratów , a my - już tylko z jednodniowym wyposażeniem ruszamy najpierw nad jezioro a potem dalej w górę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Więcej fotek z tej wycieczki pod adresem: http://swiat.freehost.pl/Turcja07/Turcja07.html oraz http://wfs.cba.pl/Turcja07/Turcja07.html

Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 20.08.2009 15:50

Franz, może jednak pokusisz się na założenie osobnego wątku pisanego okruchami pamięci? Byłeś w taki miejscach, do których przeciętny turysta (np.ja)nigdy nie dotrze, więc może choć sobie o nich poczyta? Gdybyś nie opisał szczególnego rodzaju meczetu, to nie wiedzielibyśmy o takiej możliwości jego istnienia :D


Franz napisał(a):Cóż, za pierwszym razem wszystko wywiera większe wrażenie, głębiej się wrzyna...
Mimo iż jestem raczkującym "zwiedzaczem", to też odkryłam taką prawidłowość :D


Franz napisał(a):I więc ktoś raz po raz z niego korzysta, za każdym razem serdecznie mnie pozdrawiając.(...) Jak wszędzie, tak i tutaj Turcy okazują pełną serdeczności ciekawość obcych. Przyjemnie się gawędzi,

W tym roku też dane było mi odkryć tę turecką cechę i zastanawiałam się nawet, czy ta otwartość i serdecznosć to taka ich (fajna zresztą ) cecha narodowa, czy też wynik kalkulacji turystycznej. Ale dzięki temu, co napisałeś już wiem, jak jest odpowiedź :D

Franz napisał(a):- Wejść na Kackardagi i wrócić w jeden dzień?? Absolutnie niemożliwe!
(...) Staje na tym, że rano wystartujemy razem z Ismailem i pójdziemy tak daleko, jak uznamy za stosowne. Przewodnik oczyma wyobraźni już widzi transport kolejnych ciał...

I co? Wnioskując z tego, że wybrałeś się tam ponownie, i że jednak jesteś tu obecny - rozumiem, że dało radę w jeden dzień?

pozdrawiam serdecznie
wszystkich tutaj zgromadzonych
:D :D :D

i proszę autora tego wątku o Pamukkale - bo tam zapewne uda mi się dotrzeć :D
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 21.08.2009 11:36

Tymona napisał(a):Franz, może jednak pokusisz się na założenie osobnego wątku pisanego okruchami pamięci?

Też się nad tym zacząłem zastanawiać. Ale nie, teraz już za dużo wrzuciłem u Janusza, by zaczynać to na nowo. Niech już tak zostanie - taki dwugłos. O ile Januszowi nadal to nie przeszkadza.

Tymona napisał(a):W tym roku też dane było mi odkryć tę turecką cechę i zastanawiałam się nawet, czy ta otwartość i serdecznosć to taka ich (fajna zresztą ) cecha narodowa, czy też wynik kalkulacji turystycznej. Ale dzięki temu, co napisałeś już wiem, jak jest odpowiedź :D

Bywa z tym różnie. ;)
Za pierwszym moim wyjazdem po Edirne zaraz przyszedł Stambuł. Jak zaparkowałem wóz, od razu podszedł do mnie młody Turek, by mi sprzedać folderek. Podziękowałem grzecznie, gdyż dobrze wiedziałem, co chcę zobaczyć. Ale mnie nie odstępował ani na krok, obniżając cenę. W końcu - zaproponował mi folderek w charakterze prezentu. Był taki natarczywy, że w końcu ustąpiłem.
- Dobrze, przyjmę od Ciebie ten prezent, skoro byś się obraził moją odmową.
- Świetnie! Na pewno będziesz z niego zadowolony. A jaki prezent Ty masz dla mnie?
- Ja?? - zdziwiłem się - Nooo... nie mam nic. A co byś ewentualnie chciał?
- Pięć dolarów.
- Wiesz co, nie mam forsy przy sobie bo dopiero przyjechalem i jeszcze nie podjąłem pieniędzy. Dam Ci w prezencie... folderek o Stambule.
- Nie nie! Tam jest bankomat i zaraz będziesz mi mógł dać prezent od siebie.

Najbardziej dumni są rodzice, kiedy ich dzieci potrafią się dogadać z 'yabanci' (cudzoziemiec) w języku obcym, wyuczonym w szkole. Parę razy się z tym spotkałem. Najbardziej zaskoczony byłem w Erzurum (to też na wschodzie), kiedy w zabytkowej metresie podeszła do mnie młoda, skromnie ale elegancko ubrana, dziewczyna. Zagadnęła dobrą angielszczyzną. Standardowa rozmowa - skąd, dokąd, co widziałem, co chcę zobaczyć. A tuż obok nas - jej rodzina i promieniejący radością i dumą ojciec, że edukacja nie idzie na marne.
Piękne momenty...

Tymona napisał(a):I co? Wnioskując z tego, że wybrałeś się tam ponownie, i że jednak jesteś tu obecny - rozumiem, że dało radę w jeden dzień?

Nie uprzedzajmy faktów. ;)

Janusz Bajcer napisał(a):Ciekawa jest przetłumaczona z tureckiego nazwa tego miasta (denizli - nad morzem) mimo, że do morza daleko, być może nazwa wzięła się stąd, że miasto leży przy źródłach wód termalnych, a w okolicy znajduje się kilka dużych jezior.

Też się kiedyś zastanawiałem nad tym.
"deniz" znaczy nie tylko "morze". Również "duże jezioro", a w pewnych okolicznościach również "fala", jak np. "bugun cok deniz var" (dziś jest duża fala), mimo że "fala" ma swój odpowiednik w słowie "dalga".
"denzli" nie znaczy koniecznie "nad morzem". Oznacza coś lub kogoś, kto z morzem ma sporo wspólnego (ale nie marynarza, bo to jest "denizcik").
Wytłumaczenie nazwy miasta może być banalne, np. zamieszkał tam na początku ktoś, kto wcześniej mieszkał nad morzem.

Pozdrawiam,
Wojtek Franz
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 21.08.2009 12:25

Sześć lat temu:

Wyruszamy z Ismailem ok. siódmej rano. Jest rześko, ale już po chwili zdaję sobie sprawę, że należało jednak wyjść wcześniej. Tiaaa..
Dochodzimy do leżącej jeszcze w cieniu, ostatniej 'yayla'. To rodzaj prymitywnego przysiółka, używanego tylko w porze wypasu bydła, odpowiednik niemieckiej 'alm', francuskiej 'bergerie', czy serbskiego 'katun'. Zatrzymujemy się na chwilę, Ismail zagaduje kobiety, przygotowujące osiołka do drogi. Na osiołka, już obładowanego, sadzane jest właśnie małe dziecko. Wskazuję pytającym wzrokiem na kamerę, ale Ismail krótko potrząsa głową - lepiej nie.
Po chwili Ismail dostaje kubek gorącego mleka, ja rezygnuję z tej przyjemności i zaraz ruszamy w dalszą drogę. Dolina podnosi się powoli i dopiero za rozległym wypłaszczeniem zaczyna się strome podejście. Ścieżka wije się pośród większych i mniejszych głazów, by nas doprowadzić do pięknie położonego jeziora - Deniz Golu. Nad nim sterczą skalne wierzchołki, na tyle jednak stare, że w stronę jeziora opadają przeważnie sypkim piargiem. Podziwiamy urodę jeziora , wyrównując w tym czasie oddechy. W pobliżu rozstawiony namiot. Sprawdzam wysokość - to już ponad 3200m, ale do szczytu jeszcze sporo. Czy to któryś z widocznych nad nami?..

Po chwili odpoczynku Ismail stwierdza, że jemu już wystarczy. Nie zależy mu bezwzględnie na wejściu na najwyższy wierzchołek, zwłaszcza że nie wiadomo który to, a jeszcze spore kilkaset metrów zostało. Ja bym jeszcze podszedł...
Rozstajemy się więc. Ismail jeszcze chwilę siedzi nad jeziorem, po czym zaczyna schodzić a ja powoli podchodzę nikłą ścieżyną w stronę przełęczy na północ od jeziora. Mimo iż zakosy pozwalają zmniejszyć stromość podejścia, czuję jak mi serce wali. Zatrzymuję się więc, by je uspokoić. Łomot milknie, ruszam dalej, ale znów to samo. Ojjj, serduszko - co Ty? Znów przerwa, uspokojenie, kolejne kroki w górę. Znów ten łomot. I tak - po kilka metrów - powoli zdobywam wysokość. Jednak nadzieja na wejście na szczyt zdecydowanie zmalała.

Nade mną już blisko przełęcz - serduszko, pozwól mi...
Doczłapuję w końcu - bo inaczej to trudno nazwać - do upragnionej przełęczy. Jestem na 3500m i nagle wszystko staje się jasne. Przede mną otwiera się strome zejście na dno kolejnej doliny, a nad nią... Kackardagi. Ooo... Potężny masyw piętrzy się wysoko i już wiem, że nie dam rady. Po pierwsze - za późno wystartowaliśmy. Po drugie - brak aklimatyzacji.
Siadam na kamieniu i spoglądam tęsknie na szczyt, rozglądam się wokół - widoki piękne. Ale serce wciąż wali, oddech jak u ryby wyjętej z wody. Nic z tego. To kres moich możliwości.
Widzę przez lornetkę schodzących ze szczytu ludzi. Oni weszli. Z nosem na kwintę zaczynam schodzić w stronę jeziora. Już po jakichś stu metrach serce się uspokaja. Aha, to jest Twoja wysokość? Tyle tylko możesz...
Zatrzymuję się znów przy Morskim Oku. Piękne jesteś. Cóż, dziś przyszedłem tu dla Ciebie i dla tego spojrzenia na Kackar, ale może kiedyś tu wrócę i uda mi się coś więcej?..

W drodze powrotnej spotykam grupki obywateli Izraela, prowadzonych przez przewodników. Stoi już kilka namiotów na hali poniżej uskoku. Cóż, dla nich to najbliższe góry, w których mogą się czuć bezpiecznie. Kawałek dalej spotykam dwie dziewczyny - też z Izraela. Jedna ma piękne, czarne, długie włosy. Chcą podejść do jeziora i wrócić do hoteliku w Olgunlar. Życzę powodzenia, wyrażając jednak obawę, czy nie jest na to za późno, ale czarnulka się uśmiecha z błyskiem w oku - damy radę.
Schodzę niżej i przede mną już 'yayla'. Ścieżka przechodzi jej górną częścią, ale słyszę wołanie z dołu. Ktoś do mnie macha i pokazuje, że mam przyjść. Dobra, mogę. Okazuje się, że to ci młodzi ludzie, których podwoziłem poprzedniego dnia. Palą ognisko, przypiekają jakieś smakowitości, o ścianę szałasu oparta gitara i saz. Częstują mnie - nie opieram się specjalnie. Przysiadam, jem, ale zerkam na instrumenty. Pytam - zagracie coś? Jeden chłopak bierze gitarę i zaczyna grać. Ładnie gra, ale... może na sazie? A nie, tego od saza nie ma teraz, będzie później. Szkoda...

Dziękuję za gościnę i schodzę w kierunku wsi. Na jej skraju nowiutka, drewniana altanka i a w środku trzech imprezowiczów. Wołają mnie - jakże by mogło być inaczej? Podchodzę. Siadaj, zjedz coś z nami i napij się. Skąd jesteś?
Zaskoczeni, że aż z Polski, wypytują o tyle spraw... Zerkam niespokojnie na zegarek, ale trudno tak odejść już po chwili. Zaczyna się zmierzchać, kiedy pojawia się zaniepokjony Ismail. Tu jesteś?! A ja się o Ciebie martwię!
Teraz już imprezujemy w piątkę. Po zmroku wracamy do hoteliku. Spać pójdę na swój placyk z szaletowym minaretem, ale teraz tak przyjemnie posiedzieć przy kolejnych herbatkach. Gospodarz już wie, że dla mnie - bez cukru. Ismail upewnia się, czy nie zmieniłem decyzji. Nie, Ismail, tak jak ustaliliśmy - możesz jechać ze mną i przez najbliższe sześć dni zobaczyć Turcję, jakiej nigdy nie widziałeś.

W pewnym momencie gospodarz podchodzi do nas i pyta mi się o te dwie dziewczyny z Izraela. Widziałeś je, spotkałeś? Tak, szły do jeziora, mimo że było już późno.
Jest już ciemno, czuję zmęczenie, ale nie ma wyjścia - trzeba się przygotować do drogi. Pójdziemy je szukać we trójkę - gospodarz hotelu, Ismail i ja. Gospodarz przygotowuje herbatę na drogę, kiedy w drzwiach stają nagle nasze zguby. Ufff... w porządku. Nic im się nie przytrafiło. Teraz już mogę pójść spać - to był obfitujący we wrażenia dzień.
----
Cztery lata później:

Podchodzimy z Beatą na przełęcz ponad jeziorem. Obserwuję ją - czy wszystko w porządku. Ale jest OK, nie widać żadnych oznak choroby wysokościowej.
Z przełęczy stromo w dół na dno doliny. Idziemy terenem łupkowym a wokół nas sporo większych i mniejszych kamieni w różnych kolorach. Wezmę stąd jakiś kamień dla mojej przesympatycznej znajomej - Moni, ale to w drodze powrotnej.
Teraz podchodzimy już stokami Kackardagi, przechodząc w kilku miejscach płaty śniegu. Widzę, że tempo zaczyna nam spadać. Niz nas nie goni, namiot już rozstawiony - możemy iść wolniej. Kiedy dochodzimy do małej groty, Bea się zatrzymuje. Koniec - dalej już nie pójdzie. To jej granica na dziś. Szkoda, do szczytu pozostało jakieś trzysta metrów w pionie. Wiem jednak, że te trzysta metrów mogłoby się skończyć tragicznie, gdybyśmy chcieli przeforsować na siłę.

Bea zostaje więc przy grocie by się chronić przed podmuchami wiatru, a ja podążam w górę. Teraz się spieszę, by musiała na mnie czekać jak najkrócej. Wiem, jak się czas wtedy dłuży.
Końcówka trasy, to już dowolne wybieranie przejścia pomiędzy sporymi kamolami. Wchodzę na grań tuż poniżej wierzchołka i widzę na szczycie dwie sztuki, które zauważyłem już wcześniej, jak zdążały do celu. Staję i ja na szczycie i witam się z dwójką Czechów - to Jana i Ondrej. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie, chwilę rozmawiamy, ale wkrótce ich żegnam. Czas na mnie. Oni też zaczynają schodzić, ale zostają w tyle. Czas ich nie goni.
Już jestem przy grocie, coś wrzucamy na ruszt - w tym czasie mija nas czeska dwójka - po czym schodzimy ostrożnie z powrotem.Jeszcze wybieranie co ładniejszych kamyków, strome podejście na przełęcz i już widać jezioro, a tuż poniżej czeka na nas namiocik.

Nad jeziorem spędzamy trochę czasu - jest naprawdę urokliwe - po czym rozgaszczamy się przy namiocie. Jeszcze jest ciepło, ale jak będzie w nocy? Mam nadzieję, że nie uświerkniemy tutaj. Póki co - najpierw wtargane z dołu piwko, a potem herbatka, herbatka, herbatka...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Więcej fotek z tej wycieczki pod adresem: http://swiat.freehost.pl/Turcja07/Turcja07.html oraz http://wfs.cba.pl/Turcja07/Turcja07.html

Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 23.08.2009 22:01

Sześć lat temu zjechaliśmy z Ismailem z Olgunlar i na dole w Yusufeli spotkaliśmy jednego z altankowych imprezowiczów - sekretarza regionalnego oddziału rządzącej partii. Miałem więc okazję odwiedzić jego biuro. Później ruszyliśmy dalej na wschód.
Spotykały nas różne przygody - w Mersin zaniepokojony ilością kobiet, siedzących na progach swoich domów, Ismail mnie poganiał: "chodźmy stąd szybciej, to nie jest dobre miejsce". W Diyarbakir wziął na siebie ciężar negocjacji z rozwydrzonymi i coraz bardziej agresywnymi dzieciakami. Gdy negocjacje zawiodły, próbował je zatrzymać, gdy ja już zapalałem silnik. Kiedy w popłochu odjeżdżaliśmy, kilkanaście pięści tłukło w moje auto.
Naszą ostatnią wspólną wycieczką był Nemrut Dagi Milli Parki, gdzie Ismail wdrapywał się jak dziecko na posągi, a ja musiałem mu robić zdjęcia. Przed powrotem do Adiyaman, skąd miał wyjechać autobusem do Izmiru, zrobiliśmy sobie pożegnanie przy piwku. Mieliśmy ze sobą dwie puszki i Ismail kazał mi wybrać odpowiednie miejsce na tę małą uroczystość.
Jadę więc i rozglądam się za miejscem, gdzie mógłbym stanąć nie przy samej szosie, a do tego z jakimś ładnym widokiem. Wreszcie mam - polna droga wyprowadza ponad szosę, krajobraz jest rozległy i sielankowy - w dali widać wioskę z malowniczo usytuowanym meczetem. Zjeżdżam i zatrzymuję się a Ismail patrzy na mnie niemal przerażony.
- No, coś ty? Chyba nie tutaj?!
Zgłupiałem. O co chodzi, przecież jest tak ładnie?
- Przecież meczet widać! - woła zgorszony Ismail.
Aaaa... rozumiem.
- Ismail, ty naprawdę myślisz, że Allach tylko z minaretu widzi, że ty piwo pijesz??
Ale miejsce musimy zmienić.
Żegnamy się serdecznie - jest mi bardzo wdzięczny, że mógł zobaczyć swój kraj ze strony, a jakiej go nie znał. Żal mu, że nie udało się z tym Kaczkarem - ale bardziej mu żal, że mnie się to nie udało. Nie szkodzi, Ismail - obaj tego jeszcze nie wiemy, ale za cztery lata wejdę na niego. Ba! Za dwa dni wejdę bez problemów na Emler w Aladaglari (tłum. nazwy: Kolorowe Góry), będące najwyższym pasmem w Taurusie. Emler ma ok. 3700m, więc wyżej niż ta przełęcz w Kaczkarze.
- Bywaj, Ismail. Hoscakal!
- Allah seni korusun, Voytek!
----
Cztery lata później po nocy spędzonej w namiocie w pobliżu Deniz Golu - na szczęście śpiwory świetnie się spisały i nie odczuliśmy chłodu - zeszliśmy z Beatą z powrotem do Olgunlar. Godziny były południowe, więc mieliśmy jeszcze sporo czasu, by wyjechać poza góry i dotrzeć aż do Erzurum. Ale fotki z tej trasy później. Na razie pożegnajmy Kaczkar:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Więcej fotek z tej wycieczki pod adresem: http://swiat.freehost.pl/Turcja07/Turcja07.html oraz http://wfs.cba.pl/Turcja07/Turcja07.html

Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 25.08.2009 13:55

Spora część trasy Olgunlar - Yusufeli - Erzurum przebiega jeszcze w Górach Pontyjskich, stąd i krajobrazy odpowiednie:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Więcej fotek z tej trasy pod adresem: http://swiat.freehost.pl/Turcja07/Turcja07.html oraz http://wfs.cba.pl/Turcja07/Turcja07.html

Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 25.08.2009 20:57

Tymona napisał(a):Franz - ciekawe zakończenie tej Twojej "pierwszej wyprawy", już wiem, dlaczego druga była bardziej przemyślana (tureccy przewodnicy się nie mylą :wink: ) :D

Tureccy przewodnicy są opłacani za dniówkę - stąd rozbicie tej trasy na trzy dni. ;)
Można ją zrobić w jeden dzień, mając przygotowanie kondycyjne i startując o piątej rano. Gdybym za tym drugim razem szedł sam, zapewne tak bym do tego podszedł.

Tymona napisał(a):No i nieźle się ubawiłam, czytając jak to można dostać przewodnik w "prezencie"

Tiaaa, spotykałem się z tym potem jeszcze.
Kiedy w Indiach też mi proponowano "prezent", byłem już na to przygotowany. Natomiast niewiele później - w Nepalu - dałem się wrobić w inny sposób. Cóż, człowiek uczy się całe życie...
I głupi umiera. ;)

Pozdrawiam,
Wojtek Franz
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 27.08.2009 11:23

W oczekiwaniu na kolejny odcinek relacji Janusza, rzućmy okiem na wieczorne Erzurum:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po czym wyruszamy w dalszą drogę trasą Erzurum - Bayburt - Macka:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Więcej fotek z tej trasy pod adresem: http://swiat.freehost.pl/Turcja07/Turcja07.html

Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 28.08.2009 20:19

Dojeżdżamy do klasztoru Sümela na południe od Trabzonu:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Więcej fotek z klasztoru i okolic pod adresem: http://swiat.freehost.pl/Turcja07/Turcja07.html

Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 29.08.2009 14:13

Dalsza trasa na zachód powiedzie nas przez Gümüshane i Kelkit do Sivas:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Więcej fotek z tej trasy pod adresem: http://swiat.freehost.pl/Turcja07/Turcja07.html

Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 30.08.2009 13:42

Piotrek_B napisał(a):Franz - fajne te Twoje tureckie wyprawy.
Może założyłbyś swój wątek z relacją turecką ? A jeszcze jakby to był opis wybrzeża Morza Czarnego tak mniej więcej "do końca" czyli do Sarp to byłby to szczyt ideału bo ten rejon traktowany jest dość po macoszemu.

Już Tymona mi zasugerowała założenie osobnego wątku. Zgadza się, to byłoby rozsądniejsze, ale ja tu do Janusza wpadłem tylko na chwilkę, potem chwilka się przedłużyła - a teraz jest już jak jest i nie bardzo mam jak zakładać nowy wątek, skoro pół trasy już u Janusza wkleiłem. ;)

Co do wybrzeża M.Czarnego, to ono mnie specjalnie nie zaciekawiło w porównaniu z tym, co Turcja oferuje pięknego i ważnego do zobaczenie. Podczas pierwszej wizyty przejechałem nim kawałek, ale nawet Trabzon mnie nie zachwycił do tego stopnia, by o niego zahaczyć przy drugim objeździe.

A teraz kolejna odsłona mojej trasy i przez kilka następnych dni nie będę Januszowi robił wtrętów, gdyż dziś wyjeżdżam.

Dziś Tokat oraz jaskinia Ballica:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Więcej fotek z tej trasy pod adresem: http://swiat.freehost.pl/Turcja07/Turcja07.html

Pozdrawiam,
Franz
http://wfs.freehost.pl
http://wfs.cba.pl
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 107676
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 30.08.2009 18:13

Franz napisał(a):
Piotrek_B napisał(a):Franz - fajne te Twoje tureckie wyprawy.
Może założyłbyś swój wątek z relacją turecką ? A jeszcze jakby to był opis wybrzeża Morza Czarnego tak mniej więcej "do końca" czyli do Sarp to byłby to szczyt ideału bo ten rejon traktowany jest dość po macoszemu.

Już Tymona mi zasugerowała założenie osobnego wątku. Zgadza się, to byłoby rozsądniejsze, ale ja tu do Janusza wpadłem tylko na chwilkę, potem chwilka się przedłużyła - a teraz jest już jak jest i nie bardzo mam jak zakładać nowy wątek, skoro pół trasy już u Janusza wkleiłem. ;)


Jest możliwość przeniesienia Twoich postów do oddzielnego wątku, jeśli takowy założysz :D
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 13.09.2009 15:17

Janusz Bajcer napisał(a):
Franz napisał(a):...ale ja tu do Janusza wpadłem tylko na chwilkę, potem chwilka się przedłużyła - a teraz jest już jak jest i nie bardzo mam jak zakładać nowy wątek, skoro pół trasy już u Janusza wkleiłem. ;)

Jest możliwość przeniesienia Twoich postów do oddzielnego wątku, jeśli takowy założysz :D

Tiaaa... nie znam szczegółów technicznych takiej operacji, więc nie wiem, jak rozwiązać problem komentarzy, w których jest odniesienie zarówno do Twojej relacji, jak i do moich wtrętów.
Poza tym, moje wtręty zaczynają się za Kapadocją i od tego miejsca idą mniej więcej chronologicznie. Natomiast, nie ma początku wyprawy. Jeśli by to oddzielić jako osobny temat, dosyć śmiesznie by ta kolejność wyglądała. Musiałbym chyba jednak wtedy zacząć od początku.
A dodatkowo - moja fotorelacja pewnie wielkiego zainteresowania by nie spowodowała, a w ten sposób mam nadzieję, że i na moje fotki czasem ktoś spojrzy. ;)

Ale jeśli moje wtręty psują Ci całość kompozycji, to jasne - nie ma o czym dyskutować, tylko wydzielamy je na zewnątrz.

Pozdrawiam,
Wojtek Franz
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Turcja - Türkiye



cron
Turcja w cztery tygodnie - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone