Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Przeklęta Góra Przeznaczenia

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
petris
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2590
Dołączył(a): 06.12.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) petris » 31.01.2010 21:08

Witaj!! sąsiedzie.Mam nadzieję na dalsze pozwolenie ściągania Twoich opowiesci..Brakowalo mi bardzo.Właściwie nie wchodze na cro. ale na opowieści o górach i zdjecia zawsze. :)

Pozdrowienia Petris
typ
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 933
Dołączył(a): 27.03.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) typ » 31.01.2010 23:37

Kamil, nareszcie ruszyłeś tyłek i wrzucasz tutaj to co spisałeś tak dawno temu ;-), a ja dopiero dziś to zauważyłem....
Pomyślałem sobie dziś o Albanii i o tym, że trzeba byłoby może w tym roku nadrobić stracony ze względów zdrowotno-remontowych 2009 rok - wszedłem na cro.pl, a tutaj Kamil w końcu nadaje....
Tak jak Ci kiedyś powiedziałem - baaaaaaaaaaaaaardzo zazdroszczę Wam i tego wyjazdu i wyczynu i stylu.... niestety (albo stety) to nie dla mnie....
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 02.02.2010 15:24

Witam jeszcze raz wszystkich Czytelników :)
Miłośnikom robaczków w śniegu polecam zajrzenie do moich i Typa zeszłorocznych naturalistycznych opisów, pewnie niektórzy z Was pamiętają :lol:
Jolcia - uchachałem się :lol: Takich kamiennych dziewic jeszcze się tam trochę uchowało :)
Agnieszka - zobaczysz niedługo jakie były te "czyste przyjemności" :D
Franz - Ty te tereny chyba trochę znasz, jestem mocno zapóźniony w śledzeniu Twoich relacji (jak i wszystkich innych), może coś przeoczyłem i na forum nie widziałem, ale znalazłem w Twoich galeriach bardzo ciekawe foty z Karanfili w prawie zimowych warunkach...
Slapciu - a ja się z Tobą udaję na spontaniczną Maderę!
Petris - ściągaj ile wlezie! :)
Racibor i Tomek - tekst napisany dosyć dawno ale się trochę uleżał, parę szczegółów sobie przypomniałem i poprawiłem, w międzyczasie Seba przygotował swoje foty... Wiecie co, mam na oku jedną górę, pewnie jeszcze niezałojoną, z możliwym wejściem niewspinaczkowym... no może prawie ;) Na forum tradycyjnie nazwami nie rzucam ;) Jakby zgrać terminy to możemy spróbować.
Tymona
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2140
Dołączył(a): 18.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Tymona » 02.02.2010 15:29

zawodowiec napisał(a):Witam jeszcze raz wszystkich Czytelników :)
Ty tu Waćpanie nas nie zagaduj, tylko kontynuuj, wszakże czekamy :D
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 02.02.2010 15:43

Dziś puszczę ulubiony ciąg dalszy, tylko foty na żabę zapodam :)
Racibor
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 116
Dołączył(a): 08.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Racibor » 02.02.2010 19:25

Franz napisał(a): To tak jak z tą bileterką w kinie, która - gdy nie dostała napiwku - zdradzała, kto zabił. :lol:

Myślę, nie zepsułem dramaturgii.
Przypomniałem tylko to, co już wiadomo uważnym czytelnikom forum, a napisał o tym sam mistrz budowania napięcia.
zawodowiec napisał(a): Takich kamiennych dziewic jeszcze się tam trochę uchowało. ...
Racibor i Tomek - ... Wiecie co, mam na oku jedną górę, pewnie jeszcze niezałojoną, z możliwym wejściem
niewspinaczkowym... no może prawie... Jakby zgrać terminy to możemy spróbować.

Oczywiście, że się piszę, nawet trzech na jedną, tylko jak wiesz ja wolę zgodnie z naturą, nie używam akcesoriów.

zawodowiec napisał(a): Dałem duże foty bo ich jest mało - w dalszych odcinkach też nie będzie za wiele bo ręce mieliśmy zajęte

To ja dodam coś od siebie.
Obrazek
W 2004 r. w czasie naszego pierwszego pobytu w Grbaji ci ludzie opowidali nam o niezrobionych ścianach i szczytach.
Siedzą przed wejściem do schroniska, którego sytuacja w czerwcu b.r. była niepewna
(własność Sebów, bez drogi dojazdowej). Może dlatego w końcu sierpnia było zamknięte.
Obrazek
Nowy obiekt, po prawej coś się budowało.
Obrazek
To pewnie tam nocowaliście. Widok na nowe obiekty od strony starego schroniska.
To fragment większej całości.
Obrazek
I jeszcze widok na rejon Waszego działania z Volusnicy
(dla mniej zorientowanych, to ta górka po prawej na poprzednim zdjęciu).
Obrazek Obrazek
Ostatnio edytowano 02.02.2010 19:37 przez Racibor, łącznie edytowano 2 razy
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59006
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 02.02.2010 19:34

zawodowiec napisał(a):Franz - Ty te tereny chyba trochę znasz, jestem mocno zapóźniony w śledzeniu Twoich relacji (jak i wszystkich innych), może coś przeoczyłem i na forum nie widziałem, ale znalazłem w Twoich galeriach bardzo ciekawe foty z Karanfili w prawie zimowych warunkach...

Znam zaledwie odrobinę - właściwie, to tylko Karanfile. Miałem zamiar sklecić jakieś wspomnienia z czarnogórskeigo wypadu, ale chyba się wstrzymam. Patrząc po ilości odwiedzin w słoweńsko-alpejskim wątku, to zainteresowanie górami w byłej Jugosławii jest nikłe.

W ubiegłym roku, w październiku zamierzałem dotrzeć w tamten rejon, ale nie wyszło. Bośnia i Hercegowina przytrzymały mnie dłużej, niż planowałem. Co tu ukrywać - hercegowińskie góry dały mi w d... ;)

Pozdrawiam,
Wojtek Franz
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 02.02.2010 20:05

Racibor napisał(a):W 2004 r. w czasie naszego pierwszego pobytu w Grbaji ci ludzie opowidali nam o niezrobionych ścianach i szczytach.
Siedzą przed wejściem do schroniska, którego sytuacja w czerwcu b.r. była niepewna
(własność Sebów, bez drogi dojazdowej). Może dlatego w końcu sierpnia było zamknięte.

Spaliśmy w namiotach przed tym schroniskiem w lipcu 2008 jak w schronisku siedziała duża belgradzka ekipa. Też trochę słyszałem opowieści ale chętnie bym jeszcze posłuchał jak wiesz coś jeszcze.
Zamknięte w końcu sierpnia było chyba po prostu dlatego że Serbowie z PD Radnicki mają klucz i je otwierają tylko jak sami przyjeżdżają, podobno też można dostać klucz po wcześniejszym uzgodnieniu od kogoś w Gusinju.

Racibor napisał(a):To pewnie tam nocowaliście. Widok na nowe obiekty od strony starego schroniska.

Dokładnie tam spaliśmy 2 miesiące później.

Na tym dużym zdjęciu wszystko jest jak na dłoni, nawet ścieżka przez las na Zastan chyba prześwituje. Muszę kiedyś iść na Volusnicę, ekstra punkt widokowy. Potem można grzbietem przez Popadiję, na Maja Vojusit i wrócić np. tą wspomnianą ścieżką z Zastanu.

Franz napisał(a):Znam zaledwie odrobinę - właściwie, to tylko Karanfile. Miałem zamiar sklecić jakieś wspomnienia z czarnogórskeigo wypadu, ale chyba się wstrzymam. Patrząc po ilości odwiedzin w słoweńsko-alpejskim wątku, to zainteresowanie górami w byłej Jugosławii jest nikłe.

W ubiegłym roku, w październiku zamierzałem dotrzeć w tamten rejon, ale nie wyszło. Bośnia i Hercegowina przytrzymały mnie dłużej, niż planowałem. Co tu ukrywać - hercegowińskie góry dały mi w d... ;)

Wojtek, dawaj dalej. Ostatnio prawie nie bywałem na forum to teraz Twoje górskie tematy nadgonię, o Czarnogórze i o tym jak dostałeś w d... w Hercegowinie też :D
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 02.02.2010 20:12

Po tych zdjęciach Racibora widać, że faktycznie co nieco tam zbudowali :D .
A mieliśmy też tam w tym roku być....

Franz, nie przejmuj się, ci co są zainteresowani, czytają. A to, że może nie ma ich zbyt dużo, cóż, to nie jest forum typowo górskie.... Ja w każdym razie liczę na relację z październikowej BiH, zwłaszcza interesuje nas jedna górka :D . Jeżeli nie zdecydujesz się na opisy, poproszę o szczegóły na maila :D
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 02.02.2010 20:52

zawodowiec napisał(a): Wojtek, dawaj dalej. Ostatnio prawie nie bywałem na forum to teraz Twoje górskie tematy nadgonię, o Czarnogórze i o tym jak dostałeś w d... w Hercegowinie też :D

Nadgoń, nadgoń, bo warto. :D
O Czarnogórze i o tym, jak Wojtek dostał w d... w Hercegowinie na razie jeszcze nie ma, ale mam nadzieję, że będzie. :!:
Też czytam i podziwiam. Opisy, że bez mapy można iść, miejsca przyprawiające o zawrót głowy, bajeczne kolory i kształty.
Takich anonimowych czytelników jak ja jest na pewno dużo, dużo więcej. :)

Nadgoń, nadgoń, ale... później. :lol:
Teraz czas już na tę "czystą przyjemność". :wink: Czekamy! :D

Pozdrawiam
Jola
Racibor
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 116
Dołączył(a): 08.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Racibor » 03.02.2010 00:02

zawodowiec napisał(a):Spaliśmy w namiotach przed tym schroniskiem w lipcu 2008 jak w schronisku siedziała duża belgradzka ekipa.

Widzieliśmy Wasz wpis w książce schroniska.
zawodowiec napisał(a):Też trochę słyszałem opowieści ale chętnie bym jeszcze posłuchał jak wiesz coś jeszcze.

Franz napisał(a): ... zainteresowanie górami w byłej Jugosławii jest nikłe.

Jako, że ja się nie wspinam, szczegółów nie zapamiętałem. Opowiadałem o tych górach znajomym, którzy mogli by tam coś zwojować, i mimo, że zdjęcia robiły wrażenie, to chyba uważają, że to zbyt niskie górki. Teraz liczą się Himalaje, ewentualnie Alpy. Szkoda, bo dawniej polskie ekipy jeździły w góry Jugosławii dość licznie, penetrowały kaniony i jaskinie. A może to dla nas dobrze, bo niewiele się tam dzięki temu zmienia.
zawodowiec napisał(a):Zamknięte w końcu sierpnia było chyba po prostu dlatego że Serbowie z PD Radnicki mają klucz i je otwierają tylko jak sami przyjeżdżają, podobno też można dostać klucz po wcześniejszym uzgodnieniu od kogoś w Gusinju.

Klucza w Gusinie podobno już nie ma. Trzeba go zabrać z Belgradu. W czasie naszego pobytu jakaś niewidzialna ręka zawiązywała drutem kolczastym bramkę umożliwiającą dojazd do schroniska. Serbowie z PD Radnicki mówili, że zbierają pieniądze na budowę drogi i że schronisko będzie otwarte w lipcu i sierpniu.
zawodowiec napisał(a):Na tym dużym zdjęciu wszystko jest jak na dłoni, nawet ścieżka przez las na Zastan chyba prześwituje. Muszę kiedyś iść na Volusnicę, ekstra punkt widokowy. Potem można grzbietem przez Popadiję, na Maja Vojusit i wrócić np. tą wspomnianą ścieżką z Zastanu.

My tak właśnie, pierwszego dnia, na rozgrzewkę, poszliśmy w kierunku Popadii, zeszliśmy na Gropa e Dobkut i ścieżką przez dolinkę widoczną na zdjęciu, które we wrześniu już pokazałem zeszliśmy z drugiej strony na ostatnią z dolnych polan.
Można też z Popadii pójść dalej w kierunku Trojana, zejść w kierunku Gusinje i wrócić doliną. Tak (pomijając Popadię) szliśmy drugiego dnia. Trasa również ciekawa. W pewnym momencie ukazał się naszym oczom taki widok przywołujący wspomnienia.
Obrazek
Obrazek
plavac
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4893
Dołączył(a): 11.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) plavac » 03.02.2010 00:08

I ja się cieszę, że zdążyłem ( prawie ) na pocżątek :)
Pasja to piękna rzecz.
I co z tego, że "przeklęta" :wink:
Pozdrawiam
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 03.02.2010 00:41

Racibor, piękne zbliżenia na Ropojanską Vratę i Majkę.
Na prawo od Vraty widać ścianę M.Fortit z lipcową drogą I wejścia Serbów.

Piotrze, załapałeś się na czas, prawdziwa akcja dopiero się zacznie :D
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 03.02.2010 02:15

31 sierpnia 2009

Who is the third who walks always beside you?
When I count, there are only you and I together
But when I look ahead up the white road
There is always another one walking beside you

[T.S. Elliot - The Waste Land]

Budzę się przed świtem. Jaśniejące niebo jest pełne gwiazd. Próbuję obudzić Sebę, który coś tam odmrukuje i śpi dalej. Wywlekam dupsko z ciepłego śpiwora, wbijam nogi w lodowate i przemoknięte scarpy, zakładam zimnego niedosuszonego polara i zabieram się za filtrowanie stopionej przez noc wody. W międzyczasie podnosi się mgła. Seba też się podnosi.

Chmury gęstnieją, wschodzące słońce czasem się przez nie nieśmiało przebija. Znajomą trasą idziemy pod ścianę i przed dziewiątą wbijamy się w drogę. Obaj stwierdzamy, że bardzo nam się nie chce.

Czasem chmury się rozwiewają, po czym znowu zasnuwają dolinę. Ponad nimi wydaje się być czyste niebo. Szybko pokonujemy zdobyty już teren i na założonym wczoraj stanie szykujemy się do dalszego napierania. Mokra skała nie ułatwia zadania.

No to mam niezłą rozkminkę. Rozpoznanej wcześniej gładkiej płyty wprost nie pokonam. Mogę iść od razu ze stanu w górę - początek wygląda obiecująco, jednak wyżej nie będzie czego się łapać. Pozostaje czujny trawers w lewo z lekkim obniżeniem po drodze. Później trzeba będzie iść w górę. Zapowiada się niezłe przesztywnienie lin, ale jakoś trzeba będzie sobie z nim poradzić bo innej możliwości przejścia nie widzę.

Chroń stanowisko! - jak mantra brzmi mi w głowie. Trzeba sobie od razu coś założyć bo trawers jest czujny i jak walnę wahadło to całe obciążenie pójdzie na Sebę i na stan. Długo kombinuję, wychodzę kawałek, przy próbie wbicia łyżki płyta zamiast uspokajającego dzwonienia wydaje głuchy dźwięk i się ukrusza. Dupa.

Czujnie się giełgam do połowy trawersu, staję w miarę dobrze i w końcu wbijam sobie haka. Wpinam podwójnego ekspresa żeby uniknąć przesztywnienia. Na końcu trawersu dobrze siada mi kostka. Wpinam się w nią, wchodzę wyżej, biję następnego haka. V-ka nie wchodzi do końca, skracam ją pętlą, wracam żeby wyjąć poprzednią kostkę bo mi się zupełnie przesztywni. Wychodzę parę metrów nad haka i przewijam się w lewo. Będzie VI+ jak nic, na wilgotnej skale nie jest łatwo. Noga mi wpada w telegraf, trochę mi wybiera psychę, nie mam ochoty teraz dupnąć. Przewidująco założyłem se karabola z DMM-kami na szpejarkę na klatę, więc tylko szybko na oko dobieram rozmiar i wdupiam czwórkę w szczelinę. Siada aż miło, ma się to oko. Drżącą ręką wypinam ją z karabinka i szybko wpinam ekspresa i linę. Dla pewności metr wyżej wrzucam następną DMM-kę, ustawiam się lepiej i mogę spokojniej odetchnąć.

Kawałek wyżej znowu dobrze staję i wpieprzam porządnego haczora. Rynna siada jak się patrzy, jakby co musi wytrzymać wszystko bo wyżej wygląda jeszcze trudniej. Chwyty z lewej wydają się kruche, a po dotknięciu tylko potwierdzają moje przypuszczenia. Odrzucam na bok parę luźnych bajborów. Pozostaje jedna ostra jak brzytwa i mokra klama. Stopieńki na płycie też są mokre. Łapię klamę i próbuję na niej wyjść, jednak wyżej nie ma nic sensownego do złapania się. To co widzę jest ponad moim zasięgiem. Gdybym miał suchą skałę, linę z góry, albo przynajmniej nie był tak wysoko nad hakiem, to bym krzyknął banzai! i zaryzykował wyjście. Przez kilka minut ustawiam się na różne sposoby i kombinuję. W końcu łapa mi się męczy i próbuję się opuścić do haka. Nawet nie wiem kiedy wyjeżdżają mi nogi. Coś jak bohater kreskówki, który zgodnie z prawami fizyki obowiązującymi w jego świecie zaczyna spadać dopiero gdy zda sobie sprawę że jest w powietrzu. Sekundę później krótkie szarpnięcie i wiszę ze trzy metry poniżej haka. Seba mnie wzorcowo wyłapał, chociaż nie zdążyłem nawet krzyknąć że lecę.

Oceniam straty. Lewa dłoń, która trzymała się ostrej klamy, mocno krwawi w paru miejscach. Dwa palce mam paskudnie rozcięte, ale poza tym nic mi nie jest. Znaczy jestem zdolny do akcji. Liżę rany, wypluwam krew, będzie dobrze. Nie każdy chwytający się brzytwy musi od razu utonąć.

Chwilę odpoczywam wisząc i uderzam ponownie, jednak nie widzę możliwości wyjścia nad brzytwę. Tym razem udaje mi się wrócić w sposób kontrolowany. Długo myślę co dalej. Z prawej widzę dobry odciąg na którym mógłbym wyjść wyżej. Próbuję się do niego wspiąć, jednak jestem już zrąbany a płyta jest mokra, więc nie jest to takie proste. Podchodzę wyżej, proszę Sebę o blok i odchylam się na maksa w prawo wisząc na haku. Pierdolę to, do AF dorzucę A0, nie jestem w skałkach tylko w wielkiej pieprzonej ścianie na pierwszym przejściu, jak się komuś nie podoba to niech se sam przyjedzie i poprawi styl. Łapię odciąga, ryzykując duże wahadło wychodzę wysoko na płytę na prawo od niego, łapię się klam powyżej i wracam w lewo na planowaną linię drogi. Ile jestem nad hakiem? Pięć, sześć metrów? Nie stoję zbyt pewnie, widzę jakąś szczelinę, odpinam karabola ze szpejem, wrzucam frienda, siada, wpinam się. Żyję.

Obrazek

Wchodzę jeszcze parę metrów łatwiejszym terenem na małą trawiastą półeczkę i motam stan. Seba długo walczy wybijając haki. Gdy do mnie dochodzi, stwierdzam że z tym wyciągiem walczyliśmy ponad trzy godziny. Robi się późno, a nad nami następny nieciekawy wyciąg, chociaż na pewno łatwiejszy niż ostatni. A miało być tak pięknie, góra trzy wyciągi, nie więcej niż piątkowe. Ten ostatni miał jak dla nas VII-, jakby go zrobić czysto to pewnie nawet będzie pełna siódemka.

Kolejny wyciąg to solidna piątka, w dodatku jebutnie rzęchowata. Łoję ostrożnie do góry, zakładając możliwie długie przeloty, mimo to liny się przesztywniają i pod koniec ich ciągnięcie wymaga sporej siły. Na dogodnej półce zakładam stan. Pociągnąłem jakieś 25 metrów, szkoda, miało być dłużej. Nad nami faluje morze rzęchu. Czy następny wyciąg będzie już ostatni? Czy ta kurewska ściana nie ma końca?

Obrazek

Jeśli tamten wyciąg był kruchy, to następny bije wszelkie rekordy rzęchowatości. Już nie idę tak żeby było najłatwiej, tylko żeby mieć po drodze jak najmniej luźnych bajborów, a i tak muszę uważać żeby Sebie czegoś nie zwalić na głowę. Krzyczę mu żeby uważał i odrzucam parę kamieni daleko na bok, brudząc sobie pochlastaną łapę zapleśniałą ziemią i chęchem. Mam nadzieję, że mi się przez to jakiś syf nie wda. Ciągnę na ukos w lewo, znowu walcząc z przesztywnieniem. Zakładam stan na trawiastej półeczce. Dalej prosto w górę wydaje się już łatwo. Droga do grani szczytowej chyba jest otwarta. Seba poniżej stanu zostawia haka, który mi wyjątkowo dobrze siadł i nie chce się dać wybić.

Swoją drogą gość ma psychę jak lew. Pierwszy raz jest w takiej ścianie, już tyle przeszliśmy, a on nawet nie mrugnął. Jakby dobrze pomyśleć to sam chyba czegoś takiego też jeszcze nie łoiłem.

Obrazek

Ciągnę pełne 50 metrów łatwym już skalno-trawiastym terenem, z rzadka bardziej dla formalności wrzucając przeloty. Kiedy siedzę asekurując Sebę, na skale kilka metrów ode mnie siada mały kolorowy ptaszek, który towarzyszył mi już wcześniej. To jeden z nielicznych szczegółów z otaczającego świata które rejestruję w świadomości. Od jakiegoś czasu jestem w swoim świecie, jak w tunelu, robiąc tylko to co trzeba żeby wydostać się na górę. Czasem mam odczucie że jesteśmy w zespole trójkowym, że jeszcze ktoś z nami jest, ale przyjmuję to tak naturalnie że się nad tym nie zastanawiam, by po chwili zwalić ten objaw na psychiczne i fizyczne zmęczenie. Seba dochodzi do stanu, wyrywając mnie z tej fazy bluzganiem na wszechobecny rzęch.

Ostatni krótki wyciąg jest już zupełnie łatwy, chociaż też bardzo kruchy. Właściwie można by się już rozwiązać, ale jeszcze tego nie robimy. Wychodzimy na przełączkę w grani szczytowej. Chmura się rozwiewa i widzimy jakiego mamy fuksa. Kilkadziesiąt metrów łatwą granią w prawo jest najwyższy punkt. Wierzchołek po lewej, który z dołu wydawał się wyższy, naprawdę jest sporo niższy. I całe szczęście, bo grań która do niego prowadzi jest totalnie zwietrzała, nie wiadomo jak się w ogóle trzyma kupy, wygląda jakby najlżejszy podmuch wiatru ją mógł rozsypać na drobne kamyki. Przejście kilkudziesięciu metrów czegoś takiego by graniczyło z samobójstwem. Na szczęście nie musimy tam iść. Mamy jednak inny problem. Zrobiło się już po szóstej. Zostawiamy liny i większość szpeju na przełączce i idziemy granią na pik.

Obrazek

Nie ma kopczyka, nie ma żadnego innego śladu człowieka. Krótkie gratulacje i ogromna radość. W końcu codziennie się nie znajduje niezdobytej góry w Europie, nie mówiąc o wejściu na nią! Seba kręci film aparatem. Maja Jezerce chowa się w chmurach, wszystkie szczyty w najbliższej okolicy są niższe z wyjątkiem Maja Shnikut po przeciwnej stronie doliny Stani Koprishtit, gdzie w zeszłym roku byliśmy z Tomkiem. Stara wojskowa mapa pokazuje wysokość naszej góry 2466 m. U podstawy ściany ustawiłem wysokościomierz w zegarku na wartość zmierzoną tam rok wcześniej Garminem Azry, 2380 m. Teraz pokazuje 2540 m. To już wiemy dlaczego nasza droga wydawała się nie mieć końca. Ściana jest prawie dwa razy wyższa niż myśleliśmy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Stawiamy kamienny kopczyk i robimy sobie samowyzwalaczem zdjęcia z flagą. W plastikowej butelce zostawiamy na kartce wiadomość o szczegółach naszego wejścia. Zachodzące słońce świeci prosto na chmurę okrywającą niższy, wschodni wierzchołek, dzięki czemu mamy okazję zobaczyć wspaniałe widmo Brockenu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy na przełęcz, zakładamy szpej, zakładam zjazd z haka. Wygląda że siedzi dobrze, jednak ledwo obciążam liny... bęc i siedzę na dupie. Hak wyleciał. Całe szczęście że teraz, jak jeszcze jestem na połogim, kilkanaście metrów dalej i bym pofrunął w czeluść razem z linami... Następne stany zjazdowe będą musiały być z pętli na dobrym bloku albo co najmniej z dwóch solidnych haków. Może i mam siedem żyć, ale rzyć tylko jedną i muszę ją chronić.

Obrazek

Pierwsze połogie dwadzieścia metrów, zamiast na nowo zakładać zjazd, ostrożnie schodzimy. Obok naszego przedostatniego stanu znajduję duży solidny blok, na który daje się założyć taśmę. Dobra jest, przynajmniej tu nie będziemy tracić cennych haków. Kiedy rzucamy linę do zjazdu, słońce jeszcze na chwilę wyłania się spod chmur, po czym na dobre zachodzi za horyzont.

Obrazek

Postanawiamy zjeżdżać linią naszej drogi i w miarę możliwości używać do zjazdów haków które zostawiliśmy na stanowiskach. Udaje mi się dojechać do kolejnego stanu. Dobijam jeszcze haka dla jego wzmocnienia. Po chwili dojeżdża Seba. Próbujemy ściągnąć liny - są zablokowane. Trzeba będzie wyjść jeszcze raz do góry żeby je odczepić. Robi się coraz ciemniej. Zjazdy w ciemności, nawet z czołówkami, byłyby zbyt niebezpieczne. Nie tylko jest krucho, ale i trudno by było znaleźć kolejne stanowiska ze względu na skomplikowaną linię przebiegu drogi. Powoli oswajamy się z myślą, że zostajemy na ścianie do rana.

Czujnie wychodzę na prusie po rzęchu do góry. Za przełamaniem terenu lina już chodzi. Po prostu będzie trzeba rano rozbić ten zjazd na dwa. Już w prawie zupełnej ciemności znajduję w miarę wygodną trawiastą półeczkę, wbijam dwa haki żeby założyć auto i szykuję się do spędzenia tutaj nocy. Seba podchodzi i instaluje się na półce niżej, oprócz liny przyaucając się do frienda.

Księżyc jasno świeci, ale niestety po drugiej strony naszej góry, tak że my jesteśmy w cieniu. Na górach po przeciwnej stronie doliny widać wielki czarny cień Maja Lagojvet i jasne światło ponad nim. Zastanawiamy się, czy przed świtem to światło dojdzie do nas. Wtedy byłby cień szansy na wcześniejsze rozpoczęcie zjazdów...


Fot. Seba i Kamil

Słowniczek terminów wspinaczkowych
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 03.02.2010 04:05

- Wleźliśmy.
- To teraz zleźcie - powiedziała intuicja.



Się zmęczyłam. Czysta przyjemność to może jednak nie była. Ufffff.

zawodowiec napisał(a):Kawałek wyżej znowu dobrze staję i wpieprzam porządnego haczora. Rynna siada jak się patrzy, jakby co musi wytrzymać wszystko bo wyżej wygląda jeszcze trudniej. Chwyty z lewej wydają się kruche, a po dotknięciu tylko potwierdzają moje przypuszczenia. Odrzucam na bok parę luźnych bajborów. Pozostaje jedna ostra jak brzytwa i mokra klama. Stopieńki na płycie też są mokre. Łapię klamę i próbuję na niej wyjść, jednak wyżej nie ma nic sensownego do złapania się. To co widzę jest ponad moim zasięgiem. Gdybym miał suchą skałę, linę z góry, albo przynajmniej nie był tak wysoko nad hakiem, to bym krzyknął banzai! i zaryzykował wyjście. Przez kilka minut ustawiam się na różne sposoby i kombinuję. W końcu łapa mi się męczy i próbuję się opuścić do haka. Nawet nie wiem kiedy wyjeżdżają mi nogi. Coś jak bohater kreskówki, który zgodnie z prawami fizyki obowiązującymi w jego świecie zaczyna spadać dopiero gdy zda sobie sprawę że jest w powietrzu. Sekundę później krótkie szarpnięcie i wiszę ze trzy metry poniżej haka. Seba mnie wzorcowo wyłapał, chociaż nie zdążyłem nawet krzyknąć że lecę.

Łomatkooooooo!!! Dzięki Bogu za dobrą asekurację!!! I Sebie też. :D

zawodowiec napisał(a):Łapię odciąga, ryzykując duże wahadło wychodzę wysoko na płytę na prawo od niego, łapię się klam powyżej i wracam w lewo na planowaną linię drogi. Ile jestem nad hakiem? Pięć, sześć metrów? Nie stoję zbyt pewnie, widzę jakąś szczelinę, odpinam karabola ze szpejem, wrzucam frienda, siada, wpinam się. Żyję.

Ufffff. :)

zawodowiec napisał(a):Nie ma kopczyka, nie ma żadnego innego śladu człowieka. Krótkie gratulacje i ogromna radość. W końcu codziennie się nie znajduje niezdobytej góry w Europie, nie mówiąc o wejściu na nią!
(...)
Stawiamy kamienny kopczyk i robimy sobie samowyzwalaczem zdjęcia z flagą. W plastikowej butelce zostawiamy na kartce wiadomość o szczegółach naszego wejścia.

No... W końcu trochę czystej przyjemności. :lol:
Cieszę się, że się Wam udało. Gratuluję raz jeszcze. :D:D:D:D:D:D

zawodowiec napisał(a):Zachodzące słońce świeci prosto na chmurę okrywającą niższy, wschodni wierzchołek, dzięki czemu mamy okazję zobaczyć wspaniałe widmo Brockenu.

Coś pięknego!!!!!!!!!!!!! :hearts:
Przepiękne widoki na góry i chmury. A widmo Brockenu to chyba bonus za poniesiony trud. :)

zawodowiec napisał(a):Księżyc jasno świeci, ale niestety po drugiej strony naszej góry, tak że my jesteśmy w cieniu. Na górach po przeciwnej stronie doliny widać wielki czarny cień Maja Lagojvet i jasne światło ponad nim. Zastanawiamy się, czy przed świtem to światło dojdzie do nas. Wtedy byłby cień szansy na wcześniejsze rozpoczęcie zjazdów...

Kiedy Ci gratulowałam, było kilka minut po 19:00. W życiu bym wtedy nie pomyślała, że Wy jeszcze na górze.
Nic to. Czeka nas noc z Dziewicą.
Dobranoc. :papa: :D
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe

cron
Przeklęta Góra Przeznaczenia - strona 4
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone